czwartek, 10 kwietnia 2014

20. O 4 kroki przed tobą



Przepraszam ale ostatnio pokręciłam wszystko wiekowo. 
Abigail- będą jej 18 urodziny
Justin- ma już 19 
Liczę na kometarz i przepraszam za błędy! x
    ______________________________________________________________________

- Mike zaczekaj na mnie! - zdyszana goniłam swojego brata, który wcale nie zamierzał się zatrzymać. - Proszę, proszę, proszę kup mi tą sukienkę.- błagałam kiedy go zatrzymałam i chwyciłam za rękaw kurtki. W końcu zatrzymał się i westchnął, a potem wywrócił oczami. 
- Była za droga.- przyznał. 
- Ale jutro są moje urodziny! - przechyliłam głowę szyderczo się uśmiechając. Prawdopodobnie wykorzystam ten fakt jeszcze tysiąc razy dzisiaj i jutro, aby wydusić coś od Mike. 
- Mama kazała przyjść tylko po tort.- ruszył do cukierni, a ja obok niego. 
- I co z tego? Nie dostałam od ciebie jeszcze prezentu. - uszczypnęłam go. Znów westchnął rozdrażniony i stanął przede mną chwytając za moje ramiona. 
- Urodziny masz dopiero jutro. Skąd wiesz,że nie dostaniesz? - wywróciłam oczami. Myślałam, że coś odpowie bo wiem jak nie lubi kiedy to robię, ale zamiast tego się uśmiechnął.
- Co za różnica? Dlaczego teraz mi go nie dasz? Albo chodź kupmy tą sukienkę. - pokręcił głową, puścił moje ramiona i potargał moje włosy co robił dość często. Nie znoszę tego, gdyż wie jak trudno ułożyć moje włosy. Często robi mi na złość, kiedy wychodzę świeża z łazienki on już przy mnie jest i czochra  włosy. Zachowuje się jak dziecko, a ma już 14 lat! 
- Masz dopiero 9lat, a wymagania jak siedemnastolatka.
- Jeszcze. Jutro już 10.- poprawiłam go. Chwyciłam go pod ramię i wprowadziłam do cukierni, gdzie czekał na mnie wymarzony tort. 
- Dzień dobry. - powiedziałam kiedy za ladą pojawił się wysoki mężczyzna, z wąsem i ogromnym brzuszkiem, który tylko dodawał mu uroku. 
- Cześć Lou.- Mike podszedł do niego i zacisnęli dłonie. 
- Cześć, cześć.  Przyszliście odebrać, tort jak mnie mam? - poruszył zabawnie brwiami. Szybko zaczęłam kiwać głową, będąc podekscytowana, jak wyszedł i  jak smakuje. Wszystko co robi Lou jest przepyszne i kiedy kiedyś zapytałam się co jest jego tajnym składnikiem, on rozejrzał się dookoła upewniając się czy nikogo nie ma w pobliżu, potem pochylił się nad moim uchem i szepnął. "To miłość." 
- Kochana i tak go jeszcze nie zobaczysz. To niespodzianka na jutrzejszy wieczór.- zrobiłam zdziwioną minę i pokręciłam głową. 
- Nie, chcę go zobaczyć. - przechyliłam głowę i z ust zrobiłam podkówkę. 
- Nie.- delikatnie zaczepił swój palec o mój nos i pstryknął w niego. Uderzyłam w jego dłoń i naburmuszona usiadłam przy jednym ze stolików. 
Mike rozmawiał z Cassy, wyglądał przy tym na bardzo rozpromienionego. Właściwie zauważyłam, że zawsze kiedy z nią rozmawia jest uśmiechnięty, a kiedyś nawet zauważyłam malutki rumieniec na jego polikach. To było słodkie, widząc, że mój brat wiecznie wolny strzelec w końcu się zakochał, mimo, że wcale nie chcę się do tego przyznać. Mam 10 lat i nie jestem głupia, mam swoje zdanie, a ono brzmi właśnie tak " Kochany braciszku, zakochałeś się w Cassy " Wtedy do głowy wpadł mi pewniem pomysł. Zabawię się w amora.
- Mike zaprośmy Cassy na moje urodziny!- wykrzyknęłam, spojrzał na mnie zakłopotany i niezręcznie patrzył to na mnie to na dziewczynę. 
- Nie, raczej nie mała. To wasze rodzinne spotkanie....
- Jakie rodzinne? Lila i Rona też będą. Przyjdź proszeee. - podeszłam do niej i znów zrobiłam minę szczeniaczka.
- Jeśli Mike nie ma nic przeciwko.- spojrzała na niego chowając usta do środka. Oboje wyglądali tak niewinnie i to było śmieszne, że jeszcze nie są parą. 
- Jasne, że nie mam. - Mike wzruszył ramionami. Klasnęłam w dłonie i obróciłam się dookoła.
- Wybacz nie mam zaproszeń, ale to nic. Czuj się zaproszona.- zarzuciłam włosami i ruszyłam w stronę Lou, który szedł z dużym kartonem dla tortu. 
- Moja siostra jest trochę....
- Szalona.- dokończyła za niego i oboje zaczęli się śmiać, ja również się uśmiechnęłam. 
- Proszę tylko musisz być ostrożna jest bardzo delikatny.- uśmiechnęłam się i lekko uniosłam pokrywę, ale Lou uderzył  w  moją dłoń uniemożliwiając mi zobaczenie cista. 
- Na wieczór.- pokręcił palcem przed moją twarzą. Chwycił się za swój brzuch i śmiesznie zaczął go głaskać. Zachichotałam.- Powinienem zgubić kilka kilogramów, jak myślisz? - zaczął pozować. 
- Nie. Jesteś uroczy Lou, a z tym brzuszkiem jeszcze bardziej. Plus...- kazałam mu się zniżyć do mojego poziomu. Wspominałam, że jest bardzo wysoki? - Ważne, że Camili się podoba.- ogromny uśmiech, pod jego wąsem zawitał na jego twarzy i głośno się roześmiał. Camila to jego żona razem prowadzą interes, a Cassy to ich córka, która często im pomaga. 
- Masz racje dziecinko.- potargał moje włosy, wciąż się śmiejąc. 
- Tylko nie włosy, proszę.- wyglądałam jak potwór. Dlaczego wszyscy uwzieli się na moje włosy? 
- Wszystkiego najlepszego przed urodzinami, kochanie!- odwróciłam się w stronę głosu kobiety. Za ladą stała Camilla jak zawsze w swoim bordowym fartuszku i związanymi włosami w koka. 
- Pani Camila! - oddałam karton z tortem Panu Lou i podbiegłam do kobiety, a ta mnie mocno przytuliła.
- Mam nadzieję, że to będą twoje najlepsze urodziny! 
- Jasne, że będą. 
- Wszystko ma zaplanowane co do sekundy. - przy moim boku pojawił się Mike i objął mnie ramieniem. 
- Chcę po prostu, żeby to był niezapomniany dzień. Pamiętasz co było w zeszłym roku?
- Co?- zapytali wszyscy nagle, zaciekawieni. Zarumieniłam się na wspomnienie zeszłych urodzin.
- Rodzice zamówili klauna, a zamaist niego przyszedł.... striptizer.- schyliłam głowę zakrywając twarz włosami. Wszyscy głośno się śmiali i niemogli się opanować. - Dobra, dobra koniec tego kabaretu. Te urodziny będą lepsze i sama wszystkiego dopilnuję. A teraz powinniśmy się zbierać.
Mike chwycił tort który leżał na ladzie, a ja przytuliłam każdego na pożegnanie. 
- Do jutra Cassy! - krzyknęłam, zanim wyszłam. 
- Jak ty to robisz, że wszyscy cię lubią? - zapytał kiedy znaleźliśmy się kilka przecznic od kawiarni, zaskakując mnie tym pytaniem. 
- To  miłość.- powiedziałam zadowolona. Użyłam tych samych słów co Pan Lou i ciesze się, że Mike nie zadaje pytań,zostawiłam go do swojej własnej refleksji. 
- Wiesz co? - zapytał zanim weszliśmy do domu.
- Co?- stanęłam na schodkach, obserwując jak samochody Nowego Jorku przejerzdząją przez ulice. 
- Jeśli trzymasz miłość zbyt słabo, odleci. Jeśli ją ściśniesz za mocno, umrze. 
- Zagadka? - zapytałam, uśmiechając się wiedząc, że Mike często rzucał takimi niewyjaśnionami zagadkami i po prostu chciał, abym sama dążyła do rozwiązania. 
Przytaknął i wszedł do domu. 
- Jesteśmy!- krzyknęłam, ściągnęłam kurtkę, buty i pobiegłam do salonu po drodze wpadając na mame. Tyłkiem uderzyłam o podłogę,z wielkim trzaskiem. Spojrzałam na twarz mamy, która śmiesznie marszczyła nos, więc zaczęłam chichotać. - Dlaczego zawsze na kogoś wpadasz? - wzruszyłam ramionami i chwyciłam się wyciągniętych dłoni. Wstałam z podskokiem i mocno przytuliłam się do brudnego fartuszka mamy.- Pewnie swoją miłość też poznasz wpadając na nią.
 - Na jego konia! - wykrzyknęłam, przypominając jej, że mój mąż nie bedzie taki sam jak mój tata, a bedzie księciem i bedzie jeździł na brązowym koniu.
 - Tak skarbie.- zachichotała i poczochrała moje włosy.
 - Ey!- westchnęłam rozdrażniona i pobiegłam do salonu gdzie na kanapie leżał tata, wzięłam wielki rozbieg i wskoczyłam na jego brzuch. Chociaż mogłam to przemyśleć bo teraz ma twarz koloru zielonego.- Kto ma jutro urodziny? 
 - Od twojego skoku tak mi się zakręciło, że zapomniałem. - znów podskoczyłam naburmuszona. 
 - Kto ma jutro urodziny? 
 - Mike?- uniosł brew. Zwężyłam oczy chcąc użyć mojej tajnej mocy( którą prawdopodobnie posiadam, ale jeszcze jej nie odkryłam) żeby zamrozić mojego tate.- Mama? 
- Tato?! - zrobiłam podkówkę co bardzo często robię i zaczęłam delikatnie wbijać paluszki w jego tors.
 - Czekaj, chyba wiem....Moja mała córeczka! - nie zdążyłam się zorientować, a już byłam w powietrzu i głośno się śmiałam. Potem doszła do nas mama i Mike i tak spędziliśmy resztę wieczoru na nudnym, ale miłym rodzinnym spotkaniu. 
Chociaż nie, mieliśmy jeszcze jednego małego gościa.... 
 ***
-  Popkorn się skończył.- powiedziałam i wstałam chcąc iść do kuchni zrobić nowy. 
- Daj ja zrobię, kochanie, a ty idź po Mike'a.- Samatha wzięła ode mnie wielką pomarańczową miskę i poszła zrobić popcorn, a ja poszłam do ogórdka gdzie 5 minut temu wyszedł Mike. Otworzyłam drzwi ogrodowe i wyszłam na zewnątrz. Skuliłam się kiedy zimne powietrze otuliło mnie, więc zaczęłam szybko podskakiwać. Spojrzałam na niebo, które było zachmurzone tylko lekkie i słabe promienie oświetlały podwórko. Zaraz będzie ciemno, więc będę musiała iść spać, a jutro będe miała urodziny! Przed moimi oczami przeleciał mały świerszcz i usiadł mi na rękę. Uśmiechnęłam się i wcale nie byłam przestraszona, ale kiedy machnęłam ręką odfrunął prosto przed moim noskiem i psiknęłam. Zachichotałam. 
Szłam chodnikiem w stronę głosu Mike, lecz zdawało mi się jakby nie był sam.  Stał za drzewm przy płocie i rozmawiał z starszym mężczyzną. Wydawali się być pogrążeni w ważnej rozmowie. Nie powinnam podłsuchiwać, ale nawet nie zamierzam po prostu będę cicho i zaczekam grzecznie, aż skończy. To wcale nie jest podsłuchiwanie. Zadowolona uśmiechnełam się, że nie łamię zakazu mamy, usiadłam na zimnym chodniku i bawiłam się małymi kamyszkami przy posadzce.
- Jeremy nie obchodzi mnie, że masz na nazwisko Bieber i twoje życie jest jak zamek z piasku, który w każdej chwili może się rozpaść, Danny to mój przyjaciel.
- Chyba nie po to wlokłem się, aż ze Stratford!?
- Nie kazałem ci tu przyjeżdżać. Właściwie nawet cię nie znam człowieku! Kim ty jesteś do cholery?- "nie wolno przeklinać Mike." 
- Już mówiłem Jerremy Bieber. 
- Coś więcej? - mężczyzna westchnął. 
- Ey ktoś tam siedzi. 
- Co?... Co ty tu robisz? - spojrzałam na niego wystraszona i wskazałam sama na siebie palcem. - Tak ty. Podsłuchujesz? 
- Nie! Czekam, aż grzecznie skończysz rozmowę.- wstałam i otrzepałam się, a potem podeszłam do niego. - Dzień dobry. - odpowiedziałam grzecznie, na co uzyskałam mały, ale szczery uśmiech. Spojrzałam na Mike, który wyglądał dziwnie zmieszany. Nie wiem jak to określić, nie potrafię zobaczyć duszy człowieka na wylot, ale był dziwny to jedyne słowo, które sunie się 10 sięciolatce na język.
- To twoja siostra? - zapytał mężczyzna, wskazując na mnie. Mike objął mnie ramieniem. 
- Tak. Mała księżniczka. - uśmiechnął się szeroko. 
- Jutro mam urodziny!- Mike spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, hej mam 10 lat i nie mam wyczucia!
- Wszystkeigo najlepszego przed urodzinami...wiesz co mam nawet dla ciebie prezent. 
- Nie, nie ona nic nie przyjmie.- uderzyłam go z łokcia w bok, a mężczyzna się uśmiechnął. 
- Braciszku to pan decyduję nie ty.- spojrzałam na mężczyzne i się uśmiechnęłam. 
- Proszę. - wyciągnął coś z kieszeni, zacisnął w pięści i kazał podać mi swoją dłoń, a potem położył na niej złoty łańcuszek z serduszkiem. 
- Ciężki.-przyznałam.
- Musisz na niego bardzo mocno uważać, jest wyjątkowy, a teraz jest twój. 
- Będę go strzec jak oko w głowie... Tajemincy trzeba strzec.- przeczytałam napis wygraberowany z tyłu serca, a z przodu była mała dziurka dla klucza. - Co to znaczy? 
- To twoja wizja.- uśmiechnął się, a potem spojrzał poważnym wzrokiem na Mike.- Nie chcesz jej stracić.... Muszę już iść, ale wiedz, że chcę ci pomóc, więc posłuchaj mnie...
- Nie będę cię słuchał, nie znam cię. Idziemy.  

Pociągnął mnie za rękę i zaczął prowadzić do domu. Zrobiłam zdziwioną minę i odwróciłam się do Jerremiego jak już zdążyłam zapamiętać i pomachałam mu, na co mi odkiwał i odszedł. 
- Czego chciał ten mężczyzna? - zapytałam po drodzę. Wzruszył ramionami.
- Gadał głupoty, że mam uważać, bo Danny nie jest moim prawdziwym przyjacielem. Nie znam gościa, a on mi takie rzeczy gada!
- A może mówił prawdę? 
- Słuchaj mała, nigdy nie słuchaj nieznajomych, właściwie to z nimi wcale nie rozmawiaj. 
- ładny dał mi naszyjnik! 
- Nie powinnaś go brać.
- Dlaczego? To było bardzo uprzejme!
- Nigdy nie wiesz jaka historia może być związana z tym naszyjnikiem. A co jeśli przez niego możesz być zagrożona?- popukałam się w czoło i uciekłam do domu.
***

- Śpisz? - stanęłam w drzwiach pokoju brata w gołych stopach i  z wyszywaną poduszką w ręce. 
- Nie. Chodź bo zmarzniesz.- odkrył kawałek kołdry, a ja biegiem wskoczyłam obok niego. - Czemu nie śpisz? 
- Myślę o tym panu, który kazał ci uważać. - potrząsnął głową i potaśtał moje włosy. 
- Dlaczego się nim przejmujesz? Przeciesz nawet go nie znamy, pewnie był pijany jak wiele ludzi w Nowym Jorku.
- Wcale nie wyglądał na pijanego, Mike, a co jeśli on mówił prawdę i coś ci grozi? Nie wpakowałeś się w coś? 
- Nie kochanie, jestem grzecznym braciszkiem. 
- A jeśli coś ci się stanie?
- Mała? 
- Mike, proszę, a co jeśli, pomyśl? 
- Jeśli postaram się być ostrożny, będziesz mogła przestać się tym zadręczać? - przytaknęłam.- Więc dobrze, będę ostrożny,a teraz śpij, jutro twój ważny dzień. - mocno ziewnęłam i zamknęłam oczy. Mike zgasił lampke na stoliku nocnym i położył się obok również zamykając oczy. Nadal czułam to uczucie strachu w sobie, serce biło mi bardzo szybko,a dłonie się pociły. Wewnątrz byłam nie spokojna. To uczucie podobne do tego kiedy mam występować w szkolnym przedstawieniu, tylko, że teraz nie wiem dlaczego tak się czuje. Może się bałam? Tak, na pewno się boję....
- Mike? 
- Tak?- wiedziałam, że go również to dręczy. 
- Obiecujesz, że mnie nigdy nie opuścisz? 
- Zawszę będę o 4 kroki przed tobą.- zaśmiałam się, więdząc, że te cztery kroki przede mną znaczą naszą różnicę wiekową.
- Ale obiecujesz? 
- Obiecuję. 
- A zapomnisz kiedyś o mnie? 
- Jeżeli kiedyś mnie ktoś porwie i będzie przetrzymywał w męczarniach to ty będziesz jedyną osobą, która będzie siedzieć mi w głowie... Zawszę będę twoim bratem, zawszę będę się o ciebie troszczył, nigdy o tobie nie zapomnę i tak jak te 10 lat zawsze będę o cztery kroki przed tobą.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też, a teraz do spania mała smarkulo.- parsknął śmiechem i odwrócił się na drugi bok. 

                                              "Zawsze o 4 kroki przed tobą" Ale zawsze?
          ***

- Wstawaj Mike, wstawaj!
- Ugh...yhmm..
- Wstawaj! 
- Co?- mruknął. 
- Jak to co? Dziś są moje urodziny! - wykrzyknęłam i uciekłam do pokoju rodziców.
- Wstawajcie! 
- Co się dzieję? - mrukneli oboje przykryci kołdrą aż po same uszy.
- Co z wami, dziś są moje urodziny! 
- Ah, tak. Zaraz wstaniemy.
- Nie, teraz!  Wstawajcie! - nie ruszyli się z miejsca, z smutnym poczuciem zajrzałam do pokoju Mike czy wstał, ale on tak samo jak rodzice nadal leżał w łóżku. Zrezygnowana i przygnębiona już od samego ranka, wróciłam do swojego pokoju i wskoczyłam na łóżko, powstrzymując łzy. 
Kiedy chciałam się rozpłakać nagle do mojego pokoju wleciał Mike i rodzice.
- Wszystkiego najlepszego! Happy birthday to you, happy birthday to you happy birthday dear princess, happy birthday to you! - skałam po łóżku i klaskałam w dłonie wesoła jak nigdy w całym moim życiu! 
- Dziękuję, dziękuje! - tata podbiegł do mnie i wysko podrzucił w górę, a mama stała przy łóżku i ocierała niewidzialne łzy.
- Nie mogę uwierzyć, że moja mała dziewczyna ma już 10 lat. - przytuliłam ją mocno. 
- Ah mamo, jaka ja jestem szczęsliwa!
- A jeszcze bardziej będziesz wieczorem, więc trzeba się zorganizować... Ty i Chaz idziecie do marketu dokupić ostatnie produkty, Peter zajmie się nadmuchaniem balonów, a ja idę piec resztę placków.- po krótkiej naradzie, co i jak wszyscy się rozeszli, a ja się ubrałam i już godzinę później byliśmy z Mik'iem na mieście.
- Księżniczko?
- Hm?- zapytałam, nagle wybita z rytmu. 
- Proszę.- podał mi średnie pudełko, na kształ bombonierki. - To ode mnie, ale otworzysz dopiero wieczorem, jasne? - pokiwałam głową i schowałam swój prezent do różowej torby na ramię, którą dostałam od mamy. 
- To będą najlepsze urodziny i nikt i nic ich nie zepsuje!
- A ja już się o to postaram.-  do marketu zostało już nam tylko 5 przecznic.- Może pójdziemy skrótami? Będzie szybciej.- nie miałam po co się sprzeciwiać, ale nie wiedziałam, że to będzie największy błąd jaki razem jako rodzeństwo popełniliśmy. 
Szliśmy pustymi uliczkami, czasami mijając jakąś kobietę w ciąży, albo narkomana. Przed oczami widziałam już znak firmowy marketu i wiedziałam, że byliśmy u celu. Weszliśmy na parking gdzie zrobiło się trochę tłoczno. Usłyszałam pisk opon, ale się tym nie przejełam, bo przecież w Nowym Jourku ciągle takie słychać. Wtedy zaczął się koszmar, a ja nadal nie pamiętam, dlaczego ludzie mi nie pomogli. 
- Mike słuchaj pośpieszmy się.- odwróciłam się, zamierzając stanąć twarzą z brzuchem mojego brata, ale zamiast tego nikogo tam nie było.
- Blair! - usłyszałam jego krzyk. 
- Mike!? - ktoś szarpnął mnie za rękę i pociągnął przepychając przez ludzi. To Mike.- Gdzie ty chodzisz? - był przestraszony, a jego wzrok zdezorientowany. Znów zaczął się szamotać, kiedy za nim pojawiło się czterech mężczyzn. - Co się dzieję? 
- A co ? Chodźmy.- wzruszyłam ramionami nie wiedząc o co chodzi, ruszyłam do marketu kiedy znowu poczułam, że go za mną nie ma.
- Blair! B.!- rozglądałam się na boki, ale znów go nie było. Widziałam tłum ludzi, który dziwnie się na mnie patrzył, a gdzieś w oddali inny tłum jakoś szybko się rozchodził.  - Br! 
- Mike!?- wszystko działo się tak szybko. Zielona furgonetka, mój brat i czterach mężczyzn, którzy się szamotali z nim.- Pomóżcie mu! Pomocy! 
- Uciekaj! - zatknęli mu usta i wepchneli do furgonetki. Wtedy jeden z mężczyzn spojrzał wprost na mnie. Nasze spojrzenie się skrzyżowało, a ja nie mogłam pochamować łez. Ruszył w moją stronę. Biegłam między ludźmi. Popychałam ich. Chciałam uciec, ale nie zostawić Mike. Nadzieją biegłam w przód myśląc, że będzie przede mną o 4 kroki, ale go porwano i teraz ja jestem ścigana. Upadłam i zostałam sama. Odebrano mi wtedy cząstkę mnie. 

- Mike! - krzyknęłam. 
- Cii chicho, przez cały czas drzesz tą mordę. Zamknij się!.... O Obudziłaś się. Witamy wśród żywych.- nie wiedziałam o co chodzi nic do mnie nie doierało, gdzie jestem? Dlaczego nie mogę ruszyć rękoma? Mężczyzna stał przede mną i z dziwnym wyrazem twarzy wpatrywał się w moje tęczówki. Wspomnienie i wizja snu uderzuło we mnie. I wtedy wiedziałam, że jednej rzeczy napewno jestem pewna. 

 Pamiętam cię Mike, pamiętam cię braciszku. 



               ________________________________________________________

Ale jestem szybka ostatnio z tymi rozdziałami xD Tym rozdziałem kończymy wstęp do opowiadania, zaczynamy prawdziwą historię, która dopiero będzie się toczyć.  Cieszę się, że do naszych bohaterów niedługo dołączy Mike, a Abigail w końcu sobie o nim przypomniała! Pewnie macie problem z odgadnięciem co i jak z tym Nowym Jorkiem, ale dowiecie się tego w późniejszych rozdziałach ;) 

Musicie mieć dobrą pamięć, ponieważ mogą pojawiać się rzeczy z poprzednich rozdziałów jak na przykład naszyjnik ;) 

Przepraszam za kolejną zmianę wiekową ;) 

13 komentarzy:

  1. omg jak fajnie. czekam na nastepny ! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny! Genialny!
    @SwaglandJB

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietny! Czekam na nn xx

    OdpowiedzUsuń
  4. czemu ty tak cudownie piszesz?!
    nie mogę się doczekać następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  5. kocham świetni ci idzie o mój jezu to jest poprostu zajebiaszcze <3 i jeszcze to jak byli mali<333 ja nie wiem jak ty to robisz musisz mieć naprawdę dobrą głowe do tego xDD ale błagam nigdy ale to nigdy nie zawieszaj prosze <3 bo się załamie ponieważ uwielbiam to opowiadanie ... czekam nn ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Już nie moge sie doczekać kolejnych rozdziałów :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Najlepsze chce next!

    OdpowiedzUsuń
  8. *o* Ten Mike jest niesamowity!!! Jaki kochany!!! <3 Kocham go!!!
    Laura xoxo

    OdpowiedzUsuń
  9. Super!!! Nie moge doczekać się następnego xxx

    OdpowiedzUsuń
  10. świetny! czekam na kolejny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowny rozdział *,* na początku Abigail mnie trochę wkurzyła że tak nakrzyczała na Justina ;) rozdział jest serio wspaniały kocham to opowiadanie <3 /Martyna

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny najlepsze opowiadanie ever /Maja

    OdpowiedzUsuń