sobota, 5 kwietnia 2014

19. Nie każdy rycerz ma zbroję



Ważna notatka pod rozdziałem! Jeśli jej nie przeczytasz w późniejszych rozdziałach się nie odnajdziesz! ;) Jeśli ją przeczytałeś daj chociaż kropkę w komentarzu :) 


                          _________________________________________________________


Minął już tydzień. Nie widziałam Justina, ani mamy. Wciąż z tatą mieszkamy w hotelu. Już pierwszego dnia w hotelu zachorowałam, lekarz uznał, że to przez nadmiar stresu,a sprawił mi go tata kiedy tej samej nocy przyszedł do pokoju i chciał ze mną poważnie porozmawiać.

Retrospekcja

*pukanie do drzwi*
Za drzwi wyłania się ogrągła głowa mojego taty - Mogę?- pyta. Kiwam głową, a on wchodzi.
- Myślałam, że śpisz. Wiesz jutro idziesz do pracy i lepiej żebyś się wyspał.
- Wziąłem sobie kilka dni wolnego. Skoro uwolniliśmy się od mamy- mruga- to chce wpełni spędzić ten czas  z moim czempionkiem. - zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc po co przyszedł. Na dodatek nazwał mnie czempionkiem, więc to nabiera jeszcze bardziej dziwnego wyglądu całej tej akcji . W ciągu tych dwóch lat nazywał mnie tak tylko wtedy kiedy przychodził o czymś porozmawiać i to poważnie.
- Tato, co jest? - usiadłam i oparłam się o ścianę. To mi przypomniało dzień, kiedy obudziłam się w pokoju Justina. Peter nie należał do osób, które owijają w bawełnę, a teraz ta jego cecha jakby nagle wyparowała.
- Muszę z tobą poważnie porozmawiać.
- Tego już się domyśliłam.- przechyliłam głowę w bok i delikatnie się uśmiechnęłam, zachęcając go do mówienia, ale chyba to co usłyszałam nie bylo tematem o którym chciałabym rozmawiać z własnym tatą.
- Musisz przestać widywać się z Justinem. - spojrzałam najpierw na swoje palce, a potem znów na niego. Prawda jestem na niego zła, doprowadza mnie do szału swoją obojętnością, zamienił moje życie w koszmar, ale czuję, że dzięki niemu będę mogła sobie przypomnieć swoje poprzednie życie.
- Super...Tato, ale on mi pomaga.- zaczął kręcić głową, zapreczając.
- On cię tylko zgubi, kochanie.- czułam się zrezygnowana, ale nie bałam się z nim walczyć tak jak z mamą. On stara się rozmawiać, ona po prostu przedstawia swoje racje.
- Nie tato, ty nierozumiesz. Zawsze bierzecie z mamą pod uwagę swoje uczucia i emocje, a nigdy nie zapytaliście co ja czuję - mówiłam spokojnie. Chyba uderzyłam w setno bo nie odpowiedział. Poczułam się pewniej kiedy widziałam, że go zainteresowałam i czeka na to co mam do powiedzenia. - Nigdy mnie o to nie zapytaliście. Nie można zgubić kogoś, kto już jest zgubiony. Zadaję mnóstwo pytań, ale to jedo, jest najważniejsze i najgorsze. Kim jestem? Nie mam pojęcia co odpowiedzieć, no bo co ja wiem o sobie? Nic. Starałam się tym nie przejmować, ale kiedy widziałam niektóre filmy, albo czytałam książki czy nawet kiedy Bella i jej rodzice do nas przychodzili i opowiadali jakieś wydarzenia z życia Isabelli, robiło mi się smuto, że wy nie opowiadacie takich rzeczy mnie, a ja po prosru nie wiem nic o sobie... Kiedyś mieliśmy lekcję wychowawczą na której każdy miał przygotować projekt o sobie.... Ja nie przyniosłam.- spojrzał na mnie ze współczuciem, bo wiedział dlaczego. - Wiesz co wtedy czułam? - nie odpowiedział- Wstyd. Wstydziłam się, że nie mogę powiedzieć żadnej zabawnej historjki z dzieciństwa i rozśmieszyć klasy czy pokazać im zdjęcia, których sama na oczy nie widziałam. Wstydzę się tego, że kiedy rozmawiam z znajomymi w szkole i opowiadają o swoich upodobaniach, które trenują od urodzenia, ja nie mam co powiedzieć, bo nie wiem czy robiłam coś wartego uwagi...  Chodzi o to, że przez te dwa lata nie wiedziałam kim jestem i czułam się bezwartościowa, a Justin sprawia, że przy nim tak jakbym odnalazła siebie. Przy nim nie muszę się wstydzić, bo on pokazuje mi w małych kawałkach jaka jestem i przede wszystkim jaka byłam.- zakończyłam ze łzami w oczach, a on siedział i po prostu patrzył mi prosto w oczy starając się zebrać do kupy to co własnie mu powiedziałam. - On wcale nie jest zły.- chyba dodałam w myślach.
- Kochanie ja wiem, że on nie jest zły. On również się po prostu pogubił.
- Ja nie rozumiem, jak to się pogubił? - własnie to mi nie pasowało.
- Abigail, pamiętasz dzień w którym się obudziłaś w tej szopie? - dreszcz przezszedł przez moje plecy na wspomnienie tamtych, najgorszych dni mojego życia. Przytaknęłam powstrzymując łzy, które zawsze na wspomnienie tamtego lata zbierają mi się do oczu. - Gdyby nie on, nie leżałabyś tam prawie umierając.
- Przestań. - otarłam załzawione oczy, nie chcąc w to uwierzyć. Przecież to napewno nie on mnie tam wywlókł.
- To z nim pojechałaś wtedy do Nowego Jorku. Nie wiem jak to było, ale to z nim tam byłaś i to on zostawił cię na pastwe losu , wracając do Stratford kiedy ty zostałaś tam, w szopie.- Zostawił cię. powtarzało się jak echo w mojej głowie. Wciąż jednak nie rozumiałam dlaczego byłam w Nowym Jorku.
- Dlaczego byliśmy w Nowym Jorku?- ucichł i wzruszyl ramionami.
- Czy to ważne? Byłaś grzecznym dzieckiem, dopóki nie poznałaś go. Wpadłaś w kłopoty, nie raz przychodziłaś do domu z podbitym okiem, od czasu kiedy spotykałaś się z nim twoje ataki astmy zwiększyły się, bardziej niż w całym twoim życiu możesz je mieć. Kiedyś miałaś tylko jednek, kiedy miałaś 6 lat i.... Nie ważne, a kiedy poznałaś go miałaś ich aż 7. Boję się o ciebie.- kilka łez popłynęło po moich polikach i byłam rozdrażnonia, że znów płacze.
- Nie pozwolę ci zabrać kogoś kto chce mi pokazać  moją przeszłość.
- On cię zniszczy!
- Wcale, że nie, to wszystkie tajemnice mnie niszczą! - załkałam i przytuliłam się do poduszki. Westchnął i wstał.
- Chcę cię tylko chronić. To nie jest chłopak dla ciebie, daj sobie z nim spokuj.
- Wyjdź, tato.
- Abigail, proszę.- pogłaskał moje włosy.
- Nie mogę.- załkałam.
- Musisz go unkiać, on ci nie pomoże. Wszyscy, ale nie on. - i wyszedł z pokoju za nim  mogłam coś powiedzieć. Zdałam sobie sprawę, że nie zabronił mi się z nim widywać, on  chcę abym sama to zrobiła.
Koniec retrosepkci 

Po tej rozmowe dostałam gorączki, potem przerodziło się to w ostry kaszel i tak zachorowałam leżąc przez tydzień w łóżku. Dziewczyny codziennie mnie odwiedzały, były jak moje własne radio i mówiły o wszystkich nowych   wydarzeniach, które dzieją się w szkole pod moją nie obecność. O tym, że jakiś Jim i Charlotte są parą, albo , że Molflog odeszła bo jest w ciąży. W poniedziałek wieczorem poprosiłam je, aby nic nie mówiły Justinowi, ale już w środę Justin nie wytrzymał i przycisnął dziewczyny, które wszystko mu powiedziały. Mówiły, że świrował beze mnie. Myślał, że znowu mnie porwano, albo po prostu, że coś złego się dzieje. Optymista.  Dzwonił do mnie cąły czas, ale w środę przestał. Wiedział, że wszystko jest ok, więc nie musi nic więcej robić, ale w czwartek wieczorem miałam wrażenie jakby siedział obok i głasakł mój polik. Chociaż równie dobrze mogłam mieć halucyjnację przy gorączce 40 i zawrotach głowy.
Przez ten cały tydzień, tak samo jak źle się czułam, tak samo źle wyglądały moje sny. We wszystkich byłam bita, albo ktoś na mnie krzyczał, w większości to był Justin , albo jakiś obleśny facet, który kiedyś był w mojej wizji i jak to Justin mi później wytłumaczył to on mnie porwał.
Gorączka już spadła, właściwie to nie mam jej w cale i w poniedziałek wracam do szkoły, ale tylko dlatego, że mam kaszel i katar nie wychodzę jeszcze po za mury hotelu. Nudziło mi się w pokoju, czułam się jak w klatce, a jej ściany zbliżały się do mnie. Wyszłam z pokoju, do salonu, a potem przez drzwi do holu i do windy, którą zjechałam na dół.
Usiadłam na tej samej czerwonej kanapie co pierwszego dnia i przyglądałam się śpieszącym się ludzią, kiedy zadzwonił mój telefon.
Dzwonił Chaz, a na moje usta wkradł się wielki uśmiech.
- Myślałam, że o mnie zapomniałeś, bracie. - dałam nacisk na słowo bracie, mam nadzieję, że nadal pamięta, że jestem jego młodszą siostrą.
- Tęsknie za tobą.... Mama działa mi już na nerwy, kiedy wracacie? - przeszedł od razu do rzeczy. Gdyby nie to, że Chaz jest adoptowany mogłabym stwierdzić, że tą ceche ma za tatą.
- Kiedy mama zrozumie swoją winę.
- Czyli nigdy.- wybuchnęłam śmiechem pierwszy raz od tygodnia i zrobiło mi się lepiej i lżej na sercu.
- Kurcze dawno nie sędzaliśmy razem czasu.
- Masz race, co powiesz na lody?
- Chaz, mam chore gardło.
- To chodźmy do kina na jakiś film! - zastanowiłąm się nad tą propozycją i zgodziłam się. To w końcu lepsze od siedzenia w pokoju. - Yhh.... Abigail mam prośbę.
- Jaką?
- Zabrałabyś ze sobą Mirandę? - wydusił, chociaż musiało być mu naprawdę ciężko. Czy ja tu wyczówam aurę miłości? Wydałam z siebie pisk, taki, który dziewczyny zawsze wydają gdy mówią o przeżyciach z swoim chłopakiem. Ludzie przechodzący obok oraz ci którzy stali przy recepcji patrzyli się na mnie dziwnie, poczułam rumience na twarzy, ale wróciłam do rozmowy mówiąc już szeptem.
- Podoba ci się Miranada!
- Wcale nie, lubie ją.
- Okej, uspokujmy się.... Jestem taka szczęśliwa! - mogłam wyobrazić sobie jak wywraca oczami, więc zachichotałam.
- Weź też Destyni, będzie jej przykro, że idziesz z samą Mirandą.
- Tak masz rację, wezmę.
- A ja wezmę swoich znajomych. - oznajmił tak nagle.
- Co? Jakich znajomych?
- Przyjadę po was o 18, bądzcie gotowe. Pa!
- Co? Czekaj, Chaz! Jacy znajomi?- ale on się już rozłączył. Zostało mi tylko przygotowac się na.... właściwie to randkę w ciemno!

***

Zbliża się 18, dziewczyny siedzą w salonie całkiem gotowe kiedy ja siedzę w łazience i poprawiam ostatnie detale. Przez ponad dwie godziny próbowałam dodzwnonić się do Chaza, ale nie odbierał i nawet nie odpisywał na moje esemesy.
Wyszłam z łazienki, kierując się do salonu gdzie dziewczyny o czymś zawzięcie dyskutowały, właściwie to ona zawsze zawzięcie o czymś dyskutują. 
- Gotowe? 
- Chaz, napisał, że już jest. 
- Masz jego numer? - zdzwiwiłam się. Na jakim etapie muszą już być, że ja o tym nie wiem. Miranda się zaczerwieniła, a Dest parsknęła śmiechem. 
- Miranda i Chaz, Miranda i Chaz.- Destiny stanęła obok mnie i zaczęła razem ze mną śpiewac ich imiona. 
- Leczcie się.- wybuchłyśmy śmiechem i ruszyłyśmy do windy. 
- Mach*. To dziwne, Caranda, chyba lepiej brzmi.
 - Tak, też się z tobą zgadzam. - przytaknęłam śmiechem mrugając do niej. - Będziemy rodziną Mia, cieszę się, że to ty, a nie jakaś laska z  klubu Goł goł. 
- Żadna rodzina. Przestańcie. To nic poważnego...
- Na jakim etapie już jesteście? - zapytała Destiny.
- Słodkie Smsy.- powiedziała zarumieniona. 
- To wasza pierwsza rankda?
- Tak jakby. Bo co to za randka, skoro umawia się z siostrą, a jej karze zabrać ze sobą swoje przyjaciółki, a on bierze do tego swoich znajomych.
- Taka po trójna randka, co? 
- Jak to potrójna? - zapytałam zdzwiona.
- No skoro nas jest trzy to ich też, powinno być, prawda?- przytaknęłam i wyszliśmy ne zewnątrz, gdzie czekał już na nas Chaz. 
- No nareszcie! 
- Ciebie też miło widzieć. - parsknęłam. Uśmiechnął się i mocno objął mnie w pasie. 
- Blado wyglądasz i strasznie schudłaś. - wyszeptał do ucha i zaraz się oderwał podając dłoń Destiny i na koniec przywitał się z Mirandą. To wyglądało jak scena z  filmu. Najpierw on chciał ją przytulić, a ona podała mu dłoń. Potem zakłopotani zmienli rolę i teraz to ona chciała go przytulić, a on podał jej dłoń, więc na sam koniec przybili żółwika. Spojrzałyśmy na siebie z Destiny rozbawione. 
- Chodźmy już, lepiej. - poszliśmy do samochodu, ale zanim Chaz do niego wsiadł załapałam go za ramię.
- Jacy znajomi? - wzruszył ramionami i wskoczył do auta. Czuję, że ten wieczór nie będzie jednym z najlepszych. 
***


Chłodne powietrze uderzyło we mnie kiedy wysiadłam z samochodu.  Chwytając Destiny pod pachę ruszyłyśmy do kina zostawiając za sobą Mirandę i  Chaza, którzy pogrążeni w rozmowie o hokeju nie ruszali się z miejsca. 
- Zostaw ich, dojdą do nas.- powstrzymała mnie dziewczyna zanim zdąrzyłam na nich krzyknąć. Pokiwałam głową i weszliśmy do środka.  Ciepłe kolory idealnie oddawały atmosferę, rozejrzałam się dookoła starając się zauważyć kogoś znajomego, kogoś kto mógłby być znajomym Chaz'a, ale przecież ja nie znam nikogo z jego znajomych ( oprócz Justina, który jak na razie sprawia same kłopoty). - Chodź zamówimy coś!- widząc przed sobą ogromną budkę z popkornem, lukrecją, orzeszkami, naczosami i wszystkimi innymi bajerami, które moje kubki smakowe teraz pożądają ruszyłam w tamtą stronę, prawie biegnąc. Po tygodniowej przerwie, właśnie tego teraz najbardziej potrzebuję. 
- Biorę wszystko!- krzyknęłam z radością. Doszłam do wniosku, że ostatnio przestałam być sobą jakkolwiek to nazwać, ale naprawdę się zgubiłam, więc dzisiaj mimo całego natłoku problemów, zamierzam się bawić i nie obchodzi mnie, kto będzie tą randką w ciemno, nawet jeśli to ma być Justin Bieber, we własnej osobie, zamierzam się tym nie przejmować!

10 minut później

- Długo będziemy jeszcze czekać, na tych twoich gości?- zapytałam, wkładając sobie do buzi już 10 lukrecję. Nawet popcor został już zjedzony, więc Destiny poszła dokupić jeszcze jeden. Tak to już jest z popcornem, najpierw jest, a na filmie już go nie ma. 
- Jeszcze chwila, zaraz powinni tu być.- wywróciłam oczami. Chciałam odpyskować, że słyszę to już 10 raz w ciągu tych 10 minut, gdzie wszystkie smakołyki zostały już zjedzone. 
- Nie powiesz mi kto przyjeżdża? - pokręcił głową i zabrał jedną lukrecję, wkładając ją sobie do buzi. 
- Myślałem, że już się domyśliłaś. 
- Najwidoczniej nie. - wzięłam łyk coli i spojrzałam na wyświetlacz telefonu, gdzie wyświetlił  się numer taty. -  Tata dzwoni. - przyłożyłam komórkę do ucha. -  Hej! 
- Gdzie jesteś? - zapytał spokojnie, za co byłam mu bardzo wdzięczna. Zrobiło mi się głupio, że nie zostawiłam żadnej karteczki z informacją, że wychodze i znów musiałam go pewnie wystraszyć. ( Mimo, że pracuje w policji, nie jest wcale twardzielem.) 
- Na śmierć zapomniałam ci powiedzieć. Jestem w kinie z Chazem i dziewczynami. 
- Oh, w porządku martwiłem się. 
- Przepraszam, powinnam myśleć. - zachichotałam i on również. 
- Cokolwiek to znaczy, o której wrócicie? 
- Nie mam pojęcia. Film zaczyna się za...-spojrzałam na mój biały zegarek na prawej dłoni- 5 minut, a trwa 2 godziny. 
- Czyli o  9 koniec?
- Tak, ale potem idziemy do jakiejś knajpki, więc pewnie będę później. - wciąż obracałam się na obrotowym krześle, nie zauważając, że dziewczyny już dawno przyszły, a Chaz wstał i podszedł do dwóch chłopaków w kapturach, którzy dopiero weszli. Byli cali mokrzy, więc ich nie widziałam. Ruszyli dalej, a ja słuchałam o czym mówił tata. - Jasne, kiedy będę wracać Chaz podwiezie mnie do marketu. 
- Cześć.- usłyszałam obok, z nikim innym nie mogłam pomylić tego głosu, on był jedyny w swoim rodzaju, z chrypką i gardłowym głosem, a jednocześnie melodyjnym jak głos gwiazdy POP. Spojrzałam w stronę Justina, który nie miał już na sobie kaptura, teraz jego mokra bluza wisiała na jego lewym ramieniu. A ubrany był w nisko zwisające mu czarne spodnie, które ledwo zakrywały jego tyłek, miał czerwony t-shirt i czerwone buty supra. Na jego szyi wisiał złoty łańcuch, a przez to, że i jego bluzka była mokra i przyczepiona do jego torsu, na wierzch ujawnił się jego szściopak, a może ośmiopak? - Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej. - mrugnął do mnie zabawnie,ale ja nie mogłam się uśmiechać. Byłam sparaliżowana. Przypomnijcie mi co powiedziałam wcześniej ? "więc dzisiaj mimo całego natłoku problemów, zamierzam się bawić i nie obchodzi mnie, kto będzie tą randką w ciemno, nawet jeśli to ma być Justin Bieber, we własnej osobie, zamierzam się tym nieprzejmować! "  Cofam to. 
- Abigail, jesteś tam?- przypomniałam sobie, że wciąż trwa połączenie, musiałam się skupić chociaż na chwilę. 
- Tak, tak. Musze kończyć, film się zaraz zaczyna. 
- Okej, miłej zabawy! - uśmiechnęłam się, jakbym miała nadzieję, że on to zobaczy. Rozłączyłam się. 
- Chodźmy. - powiedział Chaz, nie chcąc dłużej zwlekać. Przyjżałam się drugiemu chłopakowi, który przyszeł z Justinem i rozpoznałam w nim Jasona, który jak się dowiedziałm jest zabujczo zakochany w Destiny! Miranda i Chaz.  Destiny i Jason. Czy to znaczy, że ja i....? Lepiej być nie może. 
Zanim weszliśmy do sali kinowej, pociągnęłam mojego czarującego brata aka małego krętacza za łokiec, przerywając mu tym samym rozmowę z chłopakami, którzy posłali mnie dziwne spojrzenia.
 - Zaraz do was dołączymy. Idźcie. - pognaliłam ich gestęm ręki. Widziałam jak Justin na mnie patrzył, smętny wzrok, bez tej adoracji, którą miał na przykład tamtego dnia kiedy urządził te całe lampki na moście. Pozbawiłaś go życia. Wcale, nie to on pozbawi mnie mojego, jeśli bedę się z nim dalej spotykać. 
- Potrójna randka ,co? 
- Żadna randka, Abi przesadzasz. 
- Wiesz, że Justin wróży same kłopty? Jak myślisz przez kogo teraz mieszkamy z tatą w hotelu? - przegryzł wnętrze policzka, zastanawiając się nad odpowiedzią, ale jednocześnie wybrał opowiedzenie mi planu. 
- Justin prosił mnie o zorganizowanie tej całej szopki. Chciał się z tobą pogodzić. - prychnęłam
- Chaz ja nie powinnam się z nim spotykać, a ty robisz wszystko żebyśmy się widzieli?
- On nie jest zły.- gdyby nie cała sytuacja uśmiechnęłabym się do niego, wiedząc, że takie same słowa powiedziałam tacie, cieszyło mnie, że chociaż ktoś się ze mną zgadza, ale nie teraz po moich snach. Tata miał rację nie powinnam się z nim widywać.
- Ja to wiem. Ty to wiesz, ale nie rodzice.- pokręciłam głową  i ruszyłam do sali. Spojrzałam na bilet, który wcześniej wręczył mi Chaz. 
- Dlaczego mam odosobione miejsce na górze sali, a wy siedzicie na środku? - zapytałam brata, który pojawił się za mną. 
- Nie mogłem inaczej. - wzruszył ramionami. 
- Więc teraz mam siedzieć sama? - złapałam się za głowę. Chciałabym teraz wrócić do domu, ale nie do hotelu, po prostu do domu i położyć się w moim łóżku. Miałam wszystkiego dość, nie chciałam być zła, chciałam aby ten wiecżór potoczył się inaczej, ale oni chyba lubią czerpać korzyści z mojej złości i smutku. Znów bezradna, ruszyłam na swoje miejsce gdzieś wysoko, nie czekając na wyjaśnienia chłopaka. 
Siedząc na swoim miejscu, postawiłam sobie na kolanach pudełko lukrecji i z wściekłością po kolei i z  złością gryzłam je, kiedy pierwsze urywki filmu się zaczynały. Jak zawsze na początku ten cholerny globus. 
- Można się udusić, od takiego jedzenia.- wzdrygnęłam się, a pudełko lukrecji upadło na ziemię. Szybko schyliłam sie po nie i spojrzałam na chłopaka obok, napotykając jego czekoladowe tęczówki. 
- Dlaczego ja się nie domyśliłam? - szepnęłam do siebie. Teraz rozumiem dlaczego mam samotne miejsce na górze, zaraz przeież nie zupełnie samotne tylko z Justinem dupkiem Bieberem. Skoro to był jego plan, mogłam się domyślić, że coś takiego wymyślą. On mnie coraz bardziej zaskakuje.  Pokręciłam głową i starałam się nie zwracać na niego uwagi. Nie ma go tu, nie ma go tu, nie ma go tu. Nie ma!
A jednak był.  Czułam na sobie jego wzrok, a nawet oddech co wydawało mi się niemożliwe bo dzieliło nas oparcie. Jeszcze przedwczoraj, złożyłam tacie obietnicę, że słowem nie odezwę się do Justina, a nawet nie  będę się z nim widywać (oprócz szkoły), a teraz co robię? Siedzę obok chłopaka, który sprawił, że ilość moich problemów wzrosła do maximum i przez niego moi rodzice przestają mi ufać.
- Chcesz  popcornu? -  zapytał i podstawił mi pod twarz karton ogromnego popcornu, jaki mieli w kinie. Przynajmniej jeszcze go nie zjadł.  Pokręciłam głową i spoglądałam na ekran, gdzie właśnie główna bohaterka spokojnie siedziała w ciemnym domu i odrabiała lekcję. Zastanowiłam się czy to początek do zabawnej komedii czy do przerażającego horroru.  Dziwne jak bardzo to jest podobne do mojego życia. Kiedy pierwszego dnia szłam do szkoły, wydawało mi się, że zaczynam coś niesamowitego, zamierzałam znaleźć idealnego chłopaka, zakochać się, poznać nowych znajomych, żyłam myślą, że zacznę żyć jak w komediach, które oglądałam, a tak naprawdę to był tylko początek koszmaru. - Ale na pewno? Wiesz sam całego nie zjem. - wzurszyłam ramionami, nadal go ignorując. Westchnął i wrócił do normalnej pozycji.
Tym razem dziewczyny nie było już przy stole w jadalni, chodziła po domu starając się zlokalizować miejsce skąd dochodził zgrzyt.  Weszła na górę po schodach, aż do swojego pokoju. Światło w łazience było zapalone. Zrobiła zdziwioną minę i wzruszyła ramionami idąc w tamtą stronę. Tak idź dziewczyno, bo po co żyć. Wiedząc, że zaraz się coś stanie zakryłam oczy, spoglądając przez szpary między palcami. Kiedy usłyszałam głośny krzyk i wbijanie sztyleta w ciało podskoczyłam przygarniając kolana do  brody.
- Kto wybrał horror?- prawie krzyknęłam. Jeśli to Chaz, obiecuję, że go zabiję.
- Zapomniałem, że się ich boisz.- poczułam jego oddech przy moim uchu. Skurczyłam się jeszcze bardziej, spojrzałam przez palce czy obrazy zamordowanej dziewczyny zniknęły i po upewnieniu się, że wszystko wróciło do normy, wróciłam do normalnej pozycji, wciąż spięta. - Przejedźmy się gdzieś.
- Żartujesz? - spojrzałam na niego wystraszona. Momentalnie zamknęłam sobie usta dwoma dłońmi. Złamałam obietnice! Kurna, no to przez niego!
- Nie umrzesz od tego, że się do mnie odezwiesz. - powiedział urażony. Tak on był urażony i wcale mu się nie dziwię, zachowuje się bezczelnie, ale tylko tak mogę odepchnąć go od siebie.  Nie chcesz tego.  Proszę tylko nie mieszaj mi teraz w głowie, odejdź. Nie chcesz tego.  Boisz się.  Jestem popierdolona.
- Justin ja nie powinnam z tobą rozmawiać. - przełamałam się, chcąc wszystko mu wytłumaczyć dla świętego spokoju. Chcesz z nim porozmawiac. Nie wiesz czego chcę!
- Dlaczego? - dlaczego on nie może sobie odpuścic. Walczy o ciebie.
- Wcale nie walczy o mnie.
- Nie każdy rycerz ma zbroję.- odpowiedział, znów mówię na głos. Czyli jak mam to odebrać? Jest rycerzem, ale bez zbroi? Walczy o mnie, starając się mnie zatrzymać? Ja jestem przeciwnikiem i chronię się przed nim. - Dlaczego nie możesz ze mną rozmawiać?
- Obiecałam to tacie.
- To twoje życie, możesz robić co chcesz.
- Ty nie rozumiesz... To moja decyzja.- spojrzałam mu w oczy, mimo, że teraz ich nie było widać, a głos filmu trochę zakłócał naszą rozmowę. Mimo ciemności gdzie najłatwiej się skryć widziałam w jego oczach smutek.
- Raz pozwoliłem ci dejść, drugi raz...
- Nie dokańczaj, prosze.- ścisnełam powieki, powstrzymując łzy. A miałam nie płakać. - Jesteś bipolarny, nie wiem czy czegoś mi nie zrobisz.
- Jeżeli chodzi o to w samochodzie to naprawe przepraszam. Poniosło mnie.
- Robiłeś to wiele razy... Śniło mi się to. Widziałam, Justin na własne oczy jak rzucasz mną o ściane.
- To było kiedyś, zapomnijmy o przeszłości.
- Zapomniałeś, że ja jej wogóle nie pamiętam. - pokręcił głową.
- Możecie być cicho?
- Zamknij się.- odgryzł się Justin do kolesia pod nami, ten chciał coś mu powiedzieć, ale Justin skutecznie mu przerwał.- Zajmij się swoimi sprawami, albo załatwimy to inaczej na zewnątrz. - nic już nie powiedział  i odwrócił się w stronę ekranu, a ja miałam kolejny przykład, że Justin nad sobą nie panuje.
- Widzisz nie panujesz nad sobą. - westchnął. Wiedział, że mam rację, ale tak jak stwierdziłam jest rycerzem , a rycerze się nie poddają.
- Dla ciebie mógłbym przejść nawet tysiąc mil.- zamurowało mnie. Tak nagle wyznaje mi swoje uczucia, musiałam się opanować,  będzie lepiej jeśli będziemy jak najdalej od siebie. Nie chcę kłopotów, chcę normalnego życia. On mi tego nie da.
- Ale nie musisz tego robić.
- Chcesz tak sobie odejść? Chciałem ci pomóc.
- Sprawiłeś wiele kłopotów zamiast mi pomóc.
- Więc teraz jestem kłopotem? - zacisnęłam powieki, tym razem wiedziałam, że to co powiem skutecznie go ode mnie oddali. Dlaczego tego nie chciałam, skoro wiedziałam, że muszę to zrobić?  Lubisz go!
- Tak. Zmieniłeś moje życie w koszmar.- nim zdążyłam wstać poczułam jego mocny uścisk na nadgarstku. Pociągnął mnie w dół tak, że teraz nasze twarze były na przeciwko siebie. Jego oddech był nierówny, a oczy płoneły z wściekłości.
- Jesteś niewdzięczną szmatą. - popchnął mnie, przez co prawie upadłam. Stałam tam z szeroko otwartą buzią, nie wiedząc co powiedzieć. Wcale nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Nim się spostrzegłam kilka łez było już na moich polikach. Odwróciłam się zaciskając pięści i wybiegłam z sali.
Będąc już na zewnątrz, wytarłam łzy i szczelniej otuliłam się szalem. Chciałam wrócić do hotelu, a potem powiadomić Chaz'a, że jeżeli jeszcze raz wykręci mi taki numer to jego wszystkie plakaty gołych dziewczyn znikną z  ścian.  Ledwo wyszłam z kina i przeszłam kilka kroków, poczułam, że ktoś za mną idzie. Odwróciłam się, ale nikogo nie było. Połowa mnie miała po cichu nadzieję, że to Justin, że jednak będzie walczył do końca. Szłam dalej i znów usłyszałam kroki, odwróciłam się ale nadal nikogo nie było. Przyśpieszyłam tempa, będąc trochę przerażona, kiedy kroki za mną równierz przyśpieszyły. Zanim się spostrzegłam byłam w ciemnej dzielnicy, w ślepym zaułku. Jeszcze tego mi brakowało, żeby ktoś mnie teraz zgwałcił i zabił. Odwróciłam się i tym razem miałam nadzieję, że nadal nikogo za mną nie będzie, ale zamiast tego zdeżyłam się z wielką belką.
- Aaaaaa! - krzyknęłam będąc już na ziemi. Czarne plamki zamazały mi obraz, czułam że odpływam w inną krainę, słyszałam jak ktoś krząta się obok mojego ciała, a potem przykłada mi mokrą szmatę do buzi. Chciałam się wiercić, krzyczeć, ale zamaist tego usnęłam.
- Dobranoc skarbie. - usłyszałam, głos, którego jeszcze nigdy wcześniej nie słyszałam.  Wtedy zrozumiałam. Zostałam porwana, a w głowie szumiła mi tylko jedna myśl.  Gdzie mój rycerz bez zbroi?


Justin POV

Minutę po tym jak odeszła, moja dusza również odeszła. Ruszyłem za nią. Ciągle ją przerpaszam, nie musiałbym tego robić gdybym nie był takim debilem, jak dzisiaj. Wszystko co dotknę zamienia się w pył. Czasami nie panuję nad sobą, prawda, ale czy nie liczą się zamiary poprawy? Nie musiałbym tak wybuchać gdyby ona potrafiła zachować niektóre rzeczy dla siebie. Zmieniłeś moje życie w koszmar.   Jeśli te słowa nie były sztyletami  to nie wiem czym, ale bolały cholernie mocno. Nie potrafię jej pomóc, nigdy nie potrafiłem, nawet wtedy 4 lata temu. Pamiętam dzień kiedy przyszła do mnie i poprosiła o pomoc w odnalezieniu jej brata, a zamiast tego co zrobiłem? Spierdoliłem wszystko i to dziś przeze mnie ma Amnezję i jest ścigana przez Paula! 
Szedłem korytarzem śpiesząc za nią, ale przed salą kinową już jej nie było. Nawet przy barze gdzie myślałem, że będzie siedzieć i połykać w garściach lukrecję. Szybko założyłem na siebie bluzę i wyszedłem na zewnątrz. Nie mogłem jechać samochodem bo Jason miał klucze, więc ruszyłem w stronę jej hotelu. Miałem nadzieję, że spotkam ją po drodzę, pewnie całą zapłakaną, albo chociaż wściekłą, że porozmawiamy, pokrzyczymy, ale się pogodzimy. Zamiast tego usłyszałem jej krzyk. To napewno był jej krzyk.  Serce podeszło mi do gardła, jeżeli coś się jej stało, nigdy sobie nie wybacze. Biegłem przed siebie, kiedy 20 metrów ode mnie, umięśniony facet trzymał na ręku dziewczynę i wkładał ją do samochodu. To była ona. 
- Puść ją! - krzyknąłem, co było błędnym ruchem bo mężczyzna szybko wskoczył do samochodu,a jego wspólnik odpalił go i ruszyli z piskiem opon. Kiedy dobiegłem już ich nie było, skręcili w prawo i znikneli. 
DjVu. Najwidoczniej historia lubi się powtarzać. Nie mogłem w to uwierzyć, że tym razem znów mogłem stracić ją po raz kolejny. Znów mu na to pozwoliłem, o nie.
- Nie tym razem, Paul. Raz mi ją zabrałeś, teraz ci na to nie pozwolę.- wyciągnąłem telefon i wybrałem numer, który jako jedyny wydawał mi się teraz najistotniejszy. 
- Pan Blue?... Porwali ją. 

                 __________________________________________________________

Zaczynam nasze ogłoszenia parafialne. 
1. Chciałabym zwrócić szczególnie uwagę na wiek Abigail. Niektórym może się wydawać, że dwa lata temu była bardzo młoda, więc opowiadanie nabiera czegoś głupiego w sobie, więc zmieniam wiek Abigail oraz Justina! 
Abigail - Zbliżają się jej 19 urodziny
Justin- ma już 20 lat 
Więc dwa lata temu Abi miała 16 lat :) A poznali się 4 lata temu, więc miała wtedy 14, a Justin 15 ;) 
2. UWAGA UWAGA WRACAM DO WAS Z MNÓSTWEM WENY!  Te 19 rozdziałów wydają mi się trochę nudne, ale nie mówię że są złe, po prostu nie mają w sobie akcji. Rozdziały od 1- 20 są wprowadzeniem do jej życia. Wiecie już, że państwo Blue odgrywają pewną rolę w życiu Justina jak i odegrają w życiu Abigail, wiecie, że ojciec Justina przekazał skarb Abi przez co jest teraz ścigana, a w następnym rozdziale dowiecie się co nieco o jej bracie. Od 21 rozdziału dopiero zacznie się akcja! Będzie dużo emocji, miłości, śmierci, walk, ciąża, rozterki, mnóstwo kłótni i jeszcze więcej wspomnień! 
3. Dziękuję wam za, aż 11 tysięcy wyświetleń! To naprawdę ekscytujące, że blog ma aż tyle wyświetleń. Dziękuję, że odwiedzacie bloga, mam nadzieję, że z dnia na dzień wyświetlenia wzrosną ;) 
4. Proszę o komentarze bo one bardzo mocno motywują. Czytasz=komentujesz ;) 

No to już chyba wszystko :) Jak myślicie co będzie z Abigail, jestem ciekawa waszych reakcji i pomysłów :D Właściwie wszystko miało być inaczej, a tu Chaz sobie zadzwonił i wymyślił wypad do kina i nie mogłam mu odmówić ;) 

18 komentarzy:

  1. ze we wczesniejszych rozdzialach nie ma akcji ?!?! sa świetne. a te, które planujesz beda jeszcze lepsze. podziwiam Cię za to, że masz tyle pomysłów na to i potrafisz wprowadzic czytelnika w niecierpliwość. fajnie to wymyśliłaś, dziękuje ! pisz dalej :*!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaka ciąża?!?!?!?!?! co będzie z Abi??? Atak poza tym to rozdział świetny!!!
    Laura xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. to jet naprawde swietne,a bedzie jeszcze lepsze :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietne! Czekam nn xx

    OdpowiedzUsuń
  5. umieram,to jest idealne <3

    OdpowiedzUsuń
  6. zajebiste <3 kocham to no cały czas w szkole siedze i rozmyślam nad tym opowiadaniem lub wymyślam sama ciąg dalszy to jest świetne masz talent naprawde i nie zmarnuj go a tak to wiele akcji i wgl ach ale weź żeby abi przeżyła i będzie z justiem <3 a potem będą chodzić na potrójne randki :D nie moge się doczekać nn <3

    OdpowiedzUsuń
  7. oh łał ;o nie moge sie doczekać następnych rozdziałów *o*

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaaaa kocham to opowiadanie ,a ciebie po prostu uwielbiam i czy to był żart ,że opowiadanie nie ma akcji ?? Bo dla mnie tak ... nie moge się doczekać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  9. JAKA KURWA CIĄŻA!!??
    JA PIERDOLE, DOCZEKAC SIE NIE MOGE AAAA

    OdpowiedzUsuń
  10. twoj blog jest niesamowity kocham go <3

    OdpowiedzUsuń