czwartek, 13 lutego 2014

13. Szpitalna kartoteka

Justin Pov* 
Obudziło mnie szuranie czyiś butów o podłogę. Człowiek, który jest w moim pokoju, chyba nawet nie zamierzał zachowywać się cicho. Otworzyłem jedno oko i spojrzałem na jedną z pielęgniarek, która co rano przychodziła sprawdzić czy mam gorączkę i patrzyła na te dziwne urządzenie obok.
- O dzień dobry widzę, że pacjent już się obudził.- powiedziała tym swoim piskliwym głosem. Popatrzyłem na nią, zjeżdżając w górę i w dół jej ciała. Zaletą tego całego szpitala jest to, że te wszystkie pielęgniarki noszą krótkie spódniczki i obcisłe bluzki, które wylewają na wierzch ich piersi.
- Jest pani moją ulubioną pielęgniarką.- powiedziałem szeptem tak, że tylko ona mogłaby to usłyszeć i oblizałem usta. Jej twarz pokrył wielki rumieniec. Odwróciła się tyłem do mnie i pochyliła żeby sprawdzić wyniki czegoś tam. - Myślę, że nie powinnaś tego robić.- zrozumiawszy o co mi chodzi szybko wyprostowała się i gniewnym wzrokiem omiotła całe moje ciało.
- Słuchaj dziecko, nie wydajesz się zbyt pewny siebie?...
- Taki już jestem. - wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się szeroko, tym samym przerywając jej.
-Co ty sobie...- w tym momencie do pokoju wszedł lekarz Roselverd.
 -Dzień dobry. - pielęgniarka czerwona jak burak ze złości kiwnęła tylko głową.
- Tu są jego wyniki. Nie ma gorączki. Myślę, że pan Bieber jest już zdrów jak ryba.- spojrzała na mnie znacząco i po chwili wyszła.
-Usiądź.- z ciężkim bólem w głowie uniosłem się i usiadłem na skraju łóżka zwieszając nogi. Spojrzałem na siebie. Wyglądałem jak ostatni idiota w tej koszuli szpitalnej. Nie dość, że była brzydka to jeszcze nie wygodna. Strasznie drapała. Mam nadzieję, że już niedługo stąd wyjdę.
Doktor przykucnął przy mnie i dziwnym, małym młoteczkiem delikatnie zaczął uderzać w moje kolana, które jakimś magicznym cudem bujały się w przód.
- W porządku, a teraz się połóż.- zrobiłem jak kazał, a potem zaczął świecić mi latarką prosto w oczy. Zwariował. - Dobra w takim razie teraz będę pokazywał ci słowa na obrazkach, staraj się je odczytać. - Roselverd stanął w najdalszej części pokoju i po kolei pokazywał kartki z słowami.
- Arytme..tyka.- przeczytałem. Literki kręciły mi się przed oczami, ale prawdopodobnie to po prostu skutek uboczny tabletek przeciwbólowych, które dostaje co 12 godzin.- Br..anża... Morskiego...Prze...mysłu.- Dziwne
- To wszystko. Wracasz do formy Bieber.- kładąc się odetchnąłem. Przypomniał mi się wczorajszy dzień kiedy Abi tutaj była. Wyszła taka...taka rozdarta. Nagle coś przyszło mi do głowy.
- Doktorze?- nic nie mówiąc spojrzał na mnie wyczekująco.- Mówił doktor wczoraj coś o tym, że Abigail tak bardzo starała się o informacje o mnie. O co w tym chodziło?
-Hmm... Ah to! Umm tak, kiedy przyjechałeś nie mogliśmy podać twojej rodzinie żadnych informacji, ale Abigail zawalczyła i powiedziała, że jest twoją dziewczyną, że się martwi i ma prawo wiedzieć.- doktor parsknął śmiechem. Zaskoczony padłem na łóżko z ledwością powstrzymując wybuchnięciem śmiechem. Ta dziewczyna jest nie możliwa, nic mnie nigdy w niej już chyba nie zaskoczy. Jest tak bardzo podobna do niej... - Moja mała dziewczynka.- mruknął doktor prawie niesłyszalnie. Zdziwiło mnie to, ale jednocześnie nie świadomie gdzieś z tyłu głowy pojawiało się małe światło na nowy plan.
- Doktor ją zna? - zapytałem przerywając mu wypełnianie papierów.
- Tak, jest moją pacjentką.- wymruczał, na co wywróciłem oczami. Tyle to sam zdążyłem się domyślić.
- Ale tak bliżej?
- Chyba nie rozumiem. - schował papiery pod pachę i bliżej podszedł do mojego łóżka.
- Jest pana pacjentką, ale da się zauważyć, ze zna ją też lekarz od strony prywatnej. Coś jak wujek. - ciężko było mi jeszcze mówić, ale chociaż tyle z siebie zdołałem wykrzesać.
- Posłuchaj chłopcze, lepiej żebyśmy nie wnikali w szczegóły o Abigail.- pokręcił głową i swoimi oczami wiercił mi dziurę w głowię. To wszystko mi nie pasuje.
- Ale jest pan jej lekarzem?- zapytałem, unosząc brwi. Chwilę się wahał, ale po co? I tak to wiem po prostu to pytanie drążące do czegoś innego. Nie byłem tego świadomy, ale chyba mam plan.
- Tak. -odpowiedział w końcu.
- Jak długo?
- Od dziec...dwóch lat.- zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na niego jak na idiotę.
- Chciał pan powiedzieć od dzieciństwa, mam rację?-uniosłem się, ale nadal nie byłem na wysokości oczu doktora. On nic nie mówił, udawał, że patrzy za okno, a tak naprawdę szukał ucieczki. - Tak czy nie?
- Powiedziałem przecież żebyś lepiej tego nie drążył.
-Doktor coś wie.
- Nie wiem o co ci chodzi i nie zamierzam wiedzieć.
- Dlaczego tak pan ucieka?
- Przestań zadawać pytania.
- Jest pan lekarzem Abigail od dzieciństwa, tak czy nie?
- Tak! I co, co z tego?
- To, że pan może wymazać moje wątpliwości.
- Nie będę niczego ci uświadamiać.
- Pan to wie. Doktor zna odpowiedź!
- Nie wiem o co ci chodzi. Jakie pytanie?!
- Czy Abigail ma jakieś powiązanie z Evans?!
- Czyś ty kompletnie zwariował?!- mógł się stawiać, ale coś w jego wyrazie twarzy nie współgrało z resztą.
- Niech pan nie kłamie. - Roselverd odszedł od łóżka i skierował się do drzwi, ostatni raz na mnie patrząc powiedział.
- Nie zbliżaj się do niej. Nie rób jej tego samego...- zdanie nie było dokończone, ale ja już jego końca nie poznałem.
Pozostałem sam w pustej sali w kompletnym szoku. Jego ostatnie słowa wciąż odbijały mi się o uszy, a jego twarz i reakcja wciąż migała mi przed oczami. Czułem się jakbym stał na jakiejś krawędzi. Jeden krok w przód i jestem pewny swoich myśli. Krok w tył i jestem nie pewny. Coś mnie jednocześnie pcha i ciągnie. Jestem przytłoczony. On coś wiedział, ale się bał. Był jak przestraszony facet, za którym ktoś stoi z pistoletem przyciśniętym do jego pleców. On znał odpowiedź na moje pytanie. Gdybym zdążył zapytać, wystarczyła by głupia, krótka odpowiedź tak lub nie, ale nie zdążyłem bo on przerażony kryjąc tą tajemnicę uciekł. "... Nie rób jej tego samego..." co zrobiłeś Blair albo co wcześniej uczyniłeś z jej życia. Nic innego nie pasuje i nie przychodzi mi do głowy. NIC.  On był jej lekarzem od dziecka, więc wie czy Abigail to po prostu Abigail z amnezją albo raczej.... Mam tego dość. Odkąd Hayes pojawiła się w moim życiu, co raz częściej myślę o Blair. Całe pierdolone dwa lata starałem się o niej zapomnieć. Nikt o niej nie mówił, nikt nie słyszał, każdy bał się nawet pomyśleć. Przestałem wierzyć, że żyje, przestałem jej szukać. Ona umarła i w tamtym momencie ja też, ale kiedy pojawiła się Abigail ciągle balansuje na krawędzi niepewności.  I tak w kółko. To już czas żeby wszystko z prostować. 
Poskładałem fakty i wyszło mi tylko jedno wyjście. Doktor Roselverd to lekarz Abigail od dziecka w takim razie albo Abigail to Abigail z amnezją albo po prostu Blair z Amnezją. Ciężko było mi w to uwierzyć, ale wszystko na to wskazuje. Skoro Hayes jest tu pacjentką musi mieć swoją kartotekę. Więc pozostaje mi tylko jedno wyjście. Znaleźć ją.

***

Minął cały dzień od wczorajszej rozmowy. Wszystko co robiłem przez ostatnie 24 godziny to obserwowanie i zapamiętywanie. Skupiłem się na tym tak bardzo, że bez problemu mój plan powiedzie się jak z płatka. Wiedziałem o której przez moje drzwi przejedzie facet z koszem, potem podejdzie do niego pielęgniarka i wrzuci tam stare papiery jakie jej się uzbierały.Uśmiechnie się i wróci do recepcji, weźmie kubek z kawą i pisząc coś przy komputerze będzie ją popijała. Na szczęście będzie siedzieć tyłem do przejścia. O godzinie 22 zrobi obchód i pójdzie do łazienki. To będzie moja szansa. 
Więc czekałem, moja głowa buzowała. To nic strasznego, ale nie wiem czy prostego. W tym momencie do pokoju weszła pielęgniarka. Uśmiechnęła się i wyszła. Zostały jej jeszcze tylko 3 sale na tym oddziale.  Wyłoniłem się z pod gorącej kołdry i wyskoczyłem z łóżka, chwiejąc się. Wszystko zaczęło wirować, z całej siły starałem się utrzymać równowagę i przeczekać mdłości jakie nadchodziły. Nie mogłem zwlekać, przystanąłem przy drzwiach i nasłuchiwałem. Po kilku minutach usłyszałem ciche zamknięcie drzwi od łazienki.  Otworzyłem swoje drzwi i zajrzałem na korytarz szpitalny, gdzie panowała zupełna cisza. Z delikatnością zamknąłem drzwi i obojętnie ruszyłem w stronę windy. Wydawałoby się, że nic mi nie grozi, a winda jest na otwarcie ramion, wystarczy przekroczyć ten róg, przejść przez recepcję i wejść do winy. Całkiem proste, gdyby nie to, że za ladą siedziała inna pielęgniarka niż ta, która teraz jest w łazience.  Szybkim krokiem wycofałem się i schowałem za rogiem. Zrób chociaż raz coś dla mnie dobrego. Pomyślałem patrząc w sufit. Mdłości i zawroty w głowie teraz przemieniły się w ból, na szczęście nie tak mocny aby mógł mnie zatrzymać. Ukucnąłem i wychyliłem głowę. Pielęgniarka się nie ruszała, wydawało się, że śpi płytkim snem. Jednak to jest szansa, jedyna. Byłem teraz w pozycji pieska i na kolanach maszerowałem pod ladą, bardzo mocno przyciśnięty do niej. Prawa ręka podwinęła mi się i łokciem uderzyłem w drewno. Z drugiej strony ktoś się ruszył. Stanąłem jak wmurowany, czułem, że wszystko zaraz się wyda. Wychyli tutaj i znajdzie mnie, ale nic takiego się nie stało.
- Umm...Om.. Nie Steve nie wyjdę za ciebie. - uniosłem brew do góry i kuknąłem za lady.  Kobieta była odwrócona twarzą do mnie, ale z zamkniętymi oczami. Uf, otarłem pot z czoła i odetchnąłem. Ruszyłem przed siebie i kiedy udało mi się przejść przez recepcję zostało tylko pobiegnięcie do winy i tak też zrobiłem. Stałem przed nią czekając, aż się otworzy. Wtedy usłyszałem głos z recepcji. 
- Brooklyn jesteś już? - chyba ktoś się obudził. Przestraszyłem się, słyszałem jak winda podjeżdża w górę, a jednocześnie odgłosy klapek. Wszystko się zbliża, ale wolałbym żeby winda była pierwsza. Zamknąłem powieki i mruczałem ciche proszę. Bóg dzisiaj jest dla mnie dobry, gdyż drzwi windy właśnie się otworzyły i z wielkim rozmachem w nie wskoczyłem, chcąc aby jak najszybciej się stąd wydostać. Przycisnąłem guzik z numerem 10, a winda zamknęła się, zostawiając pielęgniarki same na oddziale z chorymi pacjentami. Oparłem się o ścianę i drżącymi rękoma przetarłem twarz, czekając aż znajdę się na 10 piętrze. Bo właśnie tam jest gabinet doktora Roselverda, a szczerze wątpię w to, że kartoteka Abi-Blair będzie leżeć gdzieś indziej niż tam. 
Myślałem co zrobię kiedy okaże się, że ona może być nią. Moją Blair, dziewczyną, którą zatraciłem i straciłem. Mimo, że starałem się o niej zapomnieć, nadal od dwóch lat męczy mnie poczucie winy. To przeze mnie teraz jej nie ma, to przeze mnie wtedy ją porwali. Gdybym jej nie uderzył albo w ogóle nie wprowadzał w to życie ona nadal by tu była ale pewnie jak najdalej ode mnie... Dlaczego kiedy poprosiła mnie o pomoc po prostu nie odmówiłem? Już wtedy byłem zakochany? Pokręciłem głową. Na pewno nie to po prostu była litość. Tak litość. Czy kiedy otrzymam odpowiedź na to jedno pytanie, znów będę spokojnie przesypiał noce? Chciałbym aby wszystko wróciło do normy. Czy powiem o tym dziewczyną i chłopakom? Zanim Blair zniknęła byliśmy jak duża kochająca ekipa. Powinni wiedzieć.... 
Z transu wybudził mnie dźwięk otwieranej windy. Wyskoczyłem z niej po raz kolejny chwiejąc się. Rozejrzałem się po korytarzu i nikogo nie zauważyłem ani nie usłyszałem. Ruszyłem do gabinetu z numerem 340, który był gabinetem Roselverda. Dziwiło mnie to, że nikogo nie było na  oddziale, gdzie stróże nocni? Pewnie śpią, jak tamta pielęgniarka. Szpital i lekarze, prychnąłem. Stanąłem przed zamkniętymi drzwiami. Nawet przez chwile się tym nie przejmując , ponieważ to też przewidziałem. Z małej kieszonki szpitalnej piżamy  wyjąłem wygiętą agrafkę. Robiłem to już tysiące razy, więc drzwi które miałem przed sobą nie były jakimś największym problemem. Wystarczyły dwie minuty i już byłem na samym środku zamkniętego pokoju. Sam w ciemności. Nie włączałem światła, wolałem pozostać w ciemności. Przez ostatnie dwa lata to ciemność w każdym rożnym znaczeniu stała się moim przyjacielem.  Usiadłem na ogromnym fotelu za biurkiem po kolei otwierałem każdą szufladkę, a potem jej zawartość. 

20 Minut później

Spocony ze strachu i zmęczenia, agrafką otworzyłem ostatnią bardzo dobrze zabezpieczoną szufladkę na której dnie leżała tylko jedna gruba teczka. Kiedy już ją wyciągnąłem, wiedziałem,że to czego szukałem właśnie jest w moich rękach.  Na środku teczki grubymi literami zostało napisane imię i nazwisko, dziewczyny, która sprowadziła zło. 
-Abigail Hayes.- przeczytałem, jednocześnie przejeżdżając opuszkami palców po jej imieniu. Oczy zapiekły mnie, ale nie chciałem płakać. Nie teraz! Otworzyłem teczkę i spojrzałem na kolejną teczkę w środku, ale już z innym imieniem i nazwiskiem.  Ogarnęło mnie wahanie. Czy naprawdę chcę wiedzieć? Czy nie mogę żyć normalnie, bez tej wiadomości? Nie wiem czy chcę wrócić do początku. Wiem, że przeczytanie tego i tak już mi nic nie da, bo gdzieś w środku znam odpowiedź, po prostu chcę mieć pewność. Żyć bez ciągłej niepewności. Ale czy świstek jakiegoś tam papieru na pewno mi to zagwarantuje? Nigdy nie mów nigdy
Otworzyłem kolejną teczkę i popatrzyłem na plik kartek przede mną. Wyciągałem je kolejno. Każdy miał swoją datę. Były tutaj zapisane wszystkie jej choroby, pobyty w szpitalach i nawet jeden, który pamiętam. Wszystkie recepty na leki na astmę, to też pamiętałem. Krótkie wizyty, kiedy miała grypę, zapis jednej z operacji kiedy była mała. To wszystko było tu w jednej małej teczce. Wziąłem do ręki kartę z datą, której nie znałem, ale wiedziałem ile wtedy minęło czasu od tego feralnego dnia.  25 sierpnia dokładnie miesiąc od czasu kiedy Blair zniknęła. 

Nobody Pov 

Justin zaczął czytać kartkę papieru na której była napisana jego odpowiedź, pełnym czystym drukiem. Czuł jak ciarki przechodzą po jego placach z nie do wierzenia. Nie mógł zrozumieć, że to co czyta jest prawdą i szczęściem na które czekał tyle lat. Po raz pierwszy od dwóch lat po jego twarzy spływały łzy. Szczęścia, smutku, strachu, z nie do wiary. Wszystko razem.  Zrozumiał pewne sprawy i postawił sobie cel. 

                                            Po raz kolejny nie pozwoli nikomu jej skrzywdzić. 

     _______________________________________________________________________

Nigdy nie bądźcie uprzedzeni co mogło być tam napisane, ale pewnie i tak każdy już się domyśli xD Zawsze mogę wszystko zmienić haha :D 
To pierwszy taki rozdział (oprócz specjalnego) który jest cały z perspektywy Justina, nigdy nie umiałam tak pisać ale to nic. 
Piszcie jak się wam podobało i czy jesteście ciekawi na ciąg dalszy :) 
Komentujcie i zapisujcie się w zakładce informowani aby być na bieżąco :)

Jeszcze jedna sprawa dostałam link od pewnej Belieber z jej blogiem prosiła mnie o udostępnienie więc proszę :) http://beginning-of-a-new-life.blogspot.com/

Do następnego xxx 

Komentujcie :)



21 komentarzy:

  1. o matko! frkdjdfhjkdnfndms no nareszcie! no nareszcie się dowiedział i omg jezuu jak on zareaguje, serio O: następny rozdział to będzie przełomowy i irejjfgifejw po prostu nie mogę się doczekać :D serio, jedno z moich ulubionych opowiadań :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietny . Mam nadzieje ze sie wszystko wyjaśni .

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeejciu <3 tylee czrkalam . Boze . Jestem Ciekawa co Justin zrobi ;) Czy bd przy Abigail. ^^ bozr kocham twoj blog <3

    OdpowiedzUsuń
  4. No wreszcie wszystko wie <3<3<3<3

    Nmg doczekać się kolejnych <3<3<3
    Jak ona na to ? <3
    Jeju jeju jju ja chce już next <3<3

    Kocham Cię:**

    Anana

    OdpowiedzUsuń
  5. a o boże kocham to no <33 czekam nn ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. O mój ... Ja tu najpierw powoli umierałam w oczekiwaniu na rozdział ,a teraz dostałam zawału jak to przeczytałam to jest takie ... super ,że aż nie moge się wysłowić ... Kocham tego bloga !!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. bożeeee naprawde superr !

    OdpowiedzUsuń
  9. czekam czekam ! ;D normalnie kocham te opowiadanie :* <3

    OdpowiedzUsuń
  10. niesamowity talent :D

    OdpowiedzUsuń
  11. szybkoo kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Swietne <3 czekam na nastepny

    OdpowiedzUsuń
  13. zajebistyyy jak kazdy inny :D czekam na nastepny :P

    OdpowiedzUsuń
  14. uwielbiam to opowiadanie,świetny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń