sobota, 18 stycznia 2014

10. Isabella

Abigail Pov
Wychodząc z kościoła, wzrokiem starałam się poszukać rodziców. Stali przy bramie, rozmawiając z jakimiś ludźmi. Podchodząc bliżej rozpoznałam ich twarze. Państwo Blue uśmiechali się do siebie wymieniając się zdaniami miedzy sobą.
-Abigail! - krzyknął pan Blue widząc mnie stojącą w nie pokoju, nigdy nie wiesz czy dobrze jest przerwać rozmowę starszych osób. Państwo Blue są bardzo miłą rodziną, współpracują z moimi rodzicami. Kancelaria, którą prowadzi moja mama i pani Blue jest najbardziej znaną kancelarią nawet w Nowym Yorku! Zaś pan Blue i tata służą razem na policji. Co za zbieg okoliczności. Oboje mają córkę, siedmiolatkę o której wspominałam. Przez te dwa lata zamknięta w domu to ona była moją przyjaciółką. I chociaż jest bardzo młoda jak na swój wiek jest bardzo mądra. Doskonale potrafi słuchać, doradzić, porozmawiać i wesprzeć. Gdyby na świecie rodziły się same takie dzieci, świat stałby się piękniejszy.
- Dzień dobry. - powiedziałam podchodząc do moich rodziców, szeroko się uśmiechając.
- Kochanie nie zgadniesz kto dzisiaj u nas zostaje..- i w tym momencie za pleców pani Blue wyłoniła się mała blondynka o zielonych oczach.
- To ja! - krzyknęła ucieszona dziewczynka.  I to właśnie jest Isabella Blue.
- Hej Bella.- ukucnęłam i wyciągnęłam w jej stronę ręce, a ta natychmiast w nie wskoczyła.
- Abigail idziemy z państwem Blue na obiad do restauracji. Zaopiekujesz się w tym czasie Isabellą? -powiedziała mama. Jest zbyt sztywna i mówi tak bardzo oficjalnie.  "Państwo Blue", "Isabella". Jakby nie mogła powiedzieć po prostu "Monika i Steven", "Bella".
- Jeśli to nie problem...- odezwała się mama Belli. Spojrzałam na małą, która szczerzyła w moją stronę ząbki, chociaż niektóre miejsca przypominały czarną dziurę.
- Jasne, że nie. Będziemy się świetnie bawić.- powiedziałam i podrzuciłam dziewczynkę do góry.

                                                                       ***
- Hej Boo Bear. - krzyknęła Bella do Chaza, kiedy tylko zobaczyła go siedzącego w salonie.  Puściła moją rękę i biegiem ruszyła w jego stronę, wskakując prosto na niego. "Boo Bear" to słodkie wyrażenie wzięło się od tego, że Chaz i ta mała kiedy tylko zbliża się godzina 18.00 obydwoje oglądają kreskówki z misiem.
- Hej mała, ale ciężka się zrobiłaś.
- Też to zauważyłam. - odezwałam się idąc do kuchni po butelkę wody. - Chcesz coś do picia? - krzyknęłam, a w odpowiedzi uzyskałam głośne tak, a potem tylko jej głośne piski, ponieważ pewnie Chaz, znów zaczął ją łaskotać.
Wyciągnęłam z lodówki dwie butelki wody i zaniosłam je do pokoju.
Rozmawialiśmy przez dłuższy czas, śmialiśmy się, oglądaliśmy telewizję i te wszystkie inne głupoty, kiedy dostałam wiadomość od taty " Wrócimy wieczorem. Wezwanie w pracy. Opiekuj się Bellą." 
- Cóż Bella, zdaje się, że mamy jeszcze cały dzień razem do spędzenia. - ta tylko słodko się uśmiechnęła i oglądała dalej bajki, kompletnie nie zwracając uwagi na to jak bardzo swoją grą przeszkadza jej Chaz.
Myślałam nad tym co moglibyśmy zrobić, przecież nie będę siedziała przez resztę dnia w domu, kiedy na dworze jest o dziwo ciepło. - Co ty na to żebyśmy poszli nad jezioro? - natychmiast się ożywiła.
- Idziemy! - skakała po dywanie. Uśmiechnęłam się i chwyciłam jej małą rączkę.
- Idziesz z nami?- zapytałam brata. Nie odrywając wzroku od telefonu mruknął " Idźcie same".  Wzruszyłam ramionami i powędrowałam do wyjścia wraz z moją dzisiejszą towarzyszką.
                                                                 ***

- Rzucaj!- krzyknęłam, kiedy rzucaliśmy do siebie piłkę. Gra, którą znają wszyscy. Kolory!
- Czarny! -  niestety głupia i zamyślona ja, złapałam piłkę i byłam na dwóch kolanach.  Odrzuciłam piłkę w jej stronę, zastanawiając się nad wczorajszym dniem.
Kiedy się obudziłam, nie było go.  Chaz mówił, że wyszedł wściekły i nie chciał nic mówić. A ja przecież nic nie zrobiłam! Na dodatek nie mogłam znaleźć listów, które zostawiłam na półce, a co jeśli je zobaczył? Ale w takim razie, co sprawiło, że był wściekły? Listy? Ale co on ma z nimi wspólnego...
- Fioletowy. - nie zauważając piłki, która właśnie przeleciała mi koło nosa, znów jej nie złapałam. Całkiem odechciało mi się w to grać, zaczęło robić się ciemno, a my powinniśmy już raczej wracać.
- Wracamy, co? Robi się już ciemno.
- I zimno. Jestem głodna. -powiedziała dziewczynka, pokazując na swój brzuszek.
- Okej, wstąpimy do Starbucks tylko pójdę po piłkę, zaczekaj tu. - powiedziałam do Belli i ruszyłam w stronę trzcin w które musiała wpaść piłka.
Chwilę zajęło mi dojście na miejsce, ale jej nigdzie nie było. Poszłam w głąb "łąki" i szukałam czerwonej kulki. Zrobiło się jeszcze ciemniej niż wcześniej, kiedy dopiero znalazłam zgubę.  Wracając na plażę, gdzie powinna czekać na mnie Isabella, nuciłam sobie pod nosem nową piosenkę Katy Perry.
- Isabella idziemy! - zachichotałam pod nosem, zachowuję się jak moja mama.  Ruszyłam w stronę domu, lecz po chwili skapnęłam się, że nie słyszę żadnych odgłosów stópek za mną. - Isabella? - odpowiedziała mi tylko cisza. - Bella? - odwróciłam się, chcąc napotkać zielone oczy mojej małej przyjaciółki, ale nikogo tam nie było. - Bella, gdzie jesteś?
Z powrotem ruszyłam w stronę plaży. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie jej nie było. - Jeżeli chcesz się bawić w chowanego, to zrobimy to w domu. Wychodź. - Znów odpowiedziała mi cisza. Odczekałam chwilę, mając nadzieję, że w końcu wyjdzie ze swojej kryjówki, ale nic z tych rzeczy się nie stało. Poczułam zdenerwowanie, które we mnie wzrastało.  Próbowałam się uspokoić, ona się po prostu gdzieś chowa. Głupie żarty. 
- Bella w tej chwili wychodź! Nie będę cię szukać, to nie jest zabawne.- skrzyżowałam ręce i czekałam na jakąś odpowiedź z jej strony. Znów cisza. Przeraziłam się. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam chodzić dookoła plaży. - Bella wychodź! Chcę już iść do domu. Mam dość. - powiedziałam zmartwiona. W mojej głowie pojawiały się najgorsze myśli. Ktoś mógł ją porwać, albo wpadła do wody, albo gdzieś uciekła. Poczucie winy uderzyło we mnie falą. Nie powinnam jej zostawiać. Mogłam  zabrać ją ze sobą...
- Bella, proszę odezwij się! - krzyknęłam idąc w stronę trzcin. Ręce same mi drgały, a siła w nogach zniknęła. Mogłabym się teraz obalić i nikt nigdy by mnie nie znalazł. - Bella? - powiedziałam przeczesując ogromne krzaki. - Kochanie? - nie było jej tu. Ruszyłam za ogromną wyspę z której w zimę zjeżdżają dzieci na sankach. Byłam tu w zeszłym roku, oczywiście pod opieką taty. Zresztą o czym ja gadam, nie mogę znaleźć Isabelli!
Weszłam na górkę z której wszystko było widać, a raczej widać wszystko kiedy jest jasno, bo teraz jest już całkiem ciemno.  Starłam się zobaczyć coś więcej niż ciemną otchłań i usłyszeć coś więcej niż szum wody, a wołanie małej dziewczynki.  Rozglądałam się dookoła, kiedy coś małego, dryfującego w pobliżu brzegu przykuło moją uwagę.
- O cholera!- krzyknęłam, a moja ręka powędrowała do ust. Tylko nie to.  Natychmiast z biegłam z pagórka i biegiem ruszyłam w stronę jeziora.  Wbiegłam do wody. Nie patrząc na nic, chciałam dostać się tylko do jednej rzeczy. Kilka łez wydostało się z moich oczu.  Moje buty, przypominały akwarium. Wodę miałam do kolan, kiedy dotarłam, do rzeczy którą widziałam z pagórka. Moje serce na chwilę zatrzymało się, odpłynęłam całkowicie. Głośny szloch wydobył się z moich ust.
- Tylko nie to... Isabell !!!! - krzyknęłam z całych sił zrozpaczona. W ręku trzymałam, jej czerwony berecik, który był już cały przemoknięty. Stado łez wypłynęło z moich oczu. Co ja dobrego narobiłam!? Proszę niech to będzie żart. Ruszyłam trochę dalej, chociaż całe siły już ze mnie upadły.
Nic już nie znalazłam, zamiast tego przez jeszcze 5 minut stałam w wodzie, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie mogłam wrócić do domu. Państwo Blue znienawidziliby mnie, rodzice wysłali do szkoły wojskowej, a mnie pożarłoby sumienie w całości. Jedynie co mi pozostało to utopić się tu.
- Dlaczego to dzieje się mi?  Dlaczego ktoś zabrał ją? Moja mała Bella...- łzy płynęły strumieniem po moich polikach.  Zrezygnowana, odwróciłam się w stronę lądu, ruszyłam w tamtą stronę. Będąc już na brzegu przytuliłam do siebie, berecik Belli, bardzo mocno do serca, a potem znów się popłakałam.  Nie wiedząc co ze sobą zrobić, gdzie się podziać bo do domu na pewno nie wrócę, ruszyłam prosto w stronę miasta.
Mijałam huśtawki, na których jeszcze godzinę temu bujałam, moja małą przyjaciółkę. Była taka piękna. Jej kręcone blond włosy sięgały łopatek, a do tego te piękne, błyszczące, zielone oczy. Była taka kochana, wiecznie głodna, miałyśmy iść do Starbucks'a. To miał być piękny dzień. Nic nigdy nie jest piękne...
- Starbucks!- krzyknęłam w pewnym momencie. Przecież ona była głodna, a ja obiecałam jej, że tam pójdziemy. Może nie mogła się doczekać, aż przyjdę i poszła sama. Nie powinna tego robić, ale to moja ostatnia nadzieja.
Nie zwracając na wodę w butach, biegiem ruszyłam do Starsbucksa.  Łzy spływające mi po twarzy i cieknąca woda z włosów, rozmazywały cały obraz.  Po całej mojej drodze zostawiałam za sobą małe kałuże, wyglądałam co najmniej jakbym się ze sikała. W ciemnościach, moja twarz nie była widoczna, a dla ludzi przechodzących obok mnie, wydawałam się po prostu śpieszącym się nastolatkiem, niestety kiedy przebiegałam pod lampami, a ich światło oświetlało moją twarz, patrzyli  na mnie jak na wariatkę, która uciekła z psychiatryka.  Nic się dla mnie nie liczyło.  Kto by pomyślał, że zwykła kawiarnia będzie dla mnie małą, ostatnią nadzieją.
- Isabella obyś tam była...- w mojej głowie miałam najróżniejsze scenariusze. Żadnych wesołych.  Jeżeli jej tam nie będzie, nie poradzę sobie w życiu. Sumienie pożre mnie, rodzice Belli i moi znienawidzą mnie. Będę musiała uciec, a ostatnie co mi przychodzi do głowy to zabić się. Stanęłam przed wielkimi drzwiami Strasbucksa i nie myśląc co zrobię jeśli ona tam będzie, pośpiesznie wbiegłam do środka.
Stojąc na środku pomieszczenia, zostałam obdarzona milionami spojrzeń i to nie, żadne adoracyjne spojrzenia, tylko wstrętu. Rozglądałam się wszędzie, włosy latały mi w tą i z powrotem. Pode mną robiła się już mała kałuża. Cholera Isabella gdzie jesteś.  Ruszyłam na drugą część, która była przykryta ogromnymi krzakami.  Za plecami słyszałam ciche komentarze, a nawet głupie śmiechy.  Nie miałam na nic siły, smutek wygrał nad złością i nawet nie odwróciłam się, żeby odgryźć się jakimś komentarzem. Chciałam już wracać, jej tu nie było. Moje siły opadły, chciałam rozpłakać się na środku kawiarni, kiedy nagle stanęłam wmurowana.  W oczy rzuciła mi się mała, blond czupryna, która bardzo głośno chichotała, a ten chichot był bardzo podobny do czyjejś dziewczynki.
- Bella? - powiedziałam na tyle głośno, aby mnie usłyszała.  Zamarłam na chwilę, czekając w napięciu, aż mała główka obracała się w moją chwilę.
- Abigail! - szloch wydobył się z moich ust, a całe napięcie uszło ze mnie. Poczułam ogromną ulgę.  Moja mała Bella siedziała tam, szeroko uśmiechnięta, cała i zdrowa. Zeskoczyła z kanapy i wbiegła wprost w moje ramiona. Otuliłam ją z całych sił, nie chcąc już jej wypuszczać. Czułam, że jak i ona, tak i ja jesteśmy bezpieczne.
- Boże kochanie, dlaczego mi to zrobiłaś. Jak mogłaś... Ja myślałam, że ty... Bella. - ucałowałam każdy centymetry jej buzi, nie mogąc się nacieszyć jej widokiem, a ona tylko cicho chichotała. Nagle ktoś odchrząknął. Wstałam i popatrzyłam na chłopaka, siedzącego w tym samym miejscu co przed chwilą Bella. Nie panując nad tym co robię i wcale nie przyglądając się chłopakowi, podeszłam do niego.
- Cze...- zamachnęłam się i przyłożyłam mu siarczystego plaskacza prosto w prawy polik. - Za co to było!?
- To za Belle, a to... - chłopak nie wiedząc co się dzieje, dostał drugiego liścia prosto w drugi polik. -  za mnie. - chłopak natychmiast ściągnął kaptur i czapkę. - Justin!? - wściekłość znów we mnie wrzała. To on porwał moją podopieczną!? - O nie... - ostatni raz mocno przywaliłam mu w twarz tak, że się obkręcił.
- Co ty wyprawiasz, suko? - szepnął/krzyknął i chwycił mnie za nadgarstki. Był cały czerwony na twarzy, ale ze złości czy to od moich uderzeń?
- Puść mnie. - próbowałam mu się wyrwać, ale ten ciągnął mnie na zewnątrz. O nie najpierw porywa dziecko, a teraz do tego jeszcze mnie?  - Pomocy! Pomocy to porywacz ! - krzyczałam i szarpałam się jednocześnie. Wszystkie oczy w Strasbucksie były zwrócone na naszą trójkę, kilku mężczyzn wstało i szło w naszą stronę.
- Co ty do cholery wyprawiasz? - szepnął/krzyknął przy moim uchu.
- Puść mnie! Pomocy. - znów krzyknęłam.
- Proszę ja puścić. - powiedział jeden z napakowanych mężczyzn i powiem wam szczerze, że wolałabym już zostać porwana przez Biebera, niż być uratowana przez tego ogra.
- Spokojnie, to moja kuzynka. Lubi żartować. -  zaczął wymyślać na poczekaniu Justin.
- Wcale nie! On mnie porwał. - obroniłam się, ale za to Justin bardziej ścisnął moją dłoń.
- To gwałciciele. - szepnął do mojego ucha. Po moim ciele przeszły nie miłe ciarki. Natychmiast zostałam sparaliżowana i żałowałam moich słów.
- ehh chłopaki nie wyszło mi. Głupi kuzyn, zawsze musisz wszystko popsuć. - uderzyłam drugą ręką lekko w ramie Justina. Zobaczyłam jego ogromny, zwycięski uśmiech. Mężczyźni popatrzyli na nas dziwnie, już chcieli coś powiedzieć, kiedy Justin im przerwał.
- 3 miesiące temu wyszła z zakłady psychiatrycznego. Czasami lubi robić takie rzeczy, jestem jej kuzynem i lekarzem. - wzruszył ramionami, a ja miałam ochotę uderzyć go po raz czwarty prosto w twarz.
- Nie wyglądasz na lekarza.
- Wybacz nie wziąłem swojej białej sukienki. - Justin wywrócił oczami.
- Nie kręć mi tu. Puść dziewczynę i wypieprzaj. - jeden napakowany koleś chwycił Justina za ramię i odsunął ode mnie.  Przytuliłam do siebie Isabelle, która wystraszona patrzyła na tą scenę. Mężczyzna chwycił Justina za kołnierz i już miał wykonać ruch, kiedy to pierwszy uderzył go Justin. Natychmiast w jego stronę rzuciło się dwóch innych chłopaków. Nie wiedziałam co zrobić, dlatego tylko krzyczałam, ale po co? Skoro i tak po kilku sekundach Bieber był już na nogach i ściskając mój nadgarstek, ciągnął mnie biegiem do swojego auta.
- Puść mnie. - szarpałam się.
- Wsiadaj ! -  ryknął już nieźle wściekły. Przestraszona i pod presją najpierw wsadziłam Bellę, a potem sama wsiadłam na przednie siedzenie. W tej samej chwili kiedy Justin ruszył z piskiem opon, z Starsbucksa wybiegli ci sami mężczyźni. Na szczęście już nas nie znajdą.
- Do choler jasnej za co mnie uderzyłaś?! - spojrzał na mnie. Jego oczy ciskały piorunami, gdyby spojrzenie mogło zabijać już dawno byłabym martwa. Nagle oprzytomniałam. Wiedziałam za co to zrobiłam, dlatego znów wściekła chciałam go uderzyć, ale powstrzymałam się.
- Za co?! Za co?! Porwałeś Isabellę, ty.. ty porywaczu!- siadając bokiem do niego, wytknęłam w jego stronę palec.
- Porwałem? Co ty bredzisz? - spojrzał na mnie jak na idiotkę. Złączyłam moje brwi nie rozumiejąc o co chodzi.
- Ktoś mnie porwał?- odezwała się z tyłu dziewczynka. Rozszerzyłam oczy i spojrzalam na nią, nie rozumiejąc już nic.
- A-ale jak to? Przecież poszłam po piłkę i kiedy wróciłam ciebie już nie było, a na dodatek w wodzie był twój berecik. - popatrzyłam najpierw na nią, a potem na niego, kompletnie zatapiając się w niewiedzy.
- Długo cię nie było,a Justin tam był...- powiedziała Bella, a Justin dokończył za nią.
- Powiedziała, że jest głodna i sama.
- Sama?! - chwyciłam się za głowę, potrząsając nią. - Jak mogłaś tak powiedzieć?- spojrzałam surowo w jej niewinne oczy, teraz nic mnie nie poruszy. Nawet jej mina. - Wiesz przez co ja przeszłam? Widzisz jak wyglądam? Kąpałam się w tym chorym jeziorze byle by cię znaleźć! - kilka łez wypłynęło z moich oczu, szybkim ruchem otarłam je tak by ich nikt nie zobaczył. - A ty? Jak mogłeś ją zabrać?  To przez ciebie jak mogłeś..- moja ręka znów powędrowała do jego policzka, ale zanim uderzyła w niego on zdążył chwycić za nadgarstek.
- Radzę ci tego nie robić..- mruknął zły.
- Dlaczego? Uderzysz mnie? Proszę bardzo, możesz to zrobić. - wolną ręką zamachnęłam się na niego, tak, że jego głowa wykręciła  się w drugą stronę.
- Opamiętaj się dziewczyno! - warknął tak głośno i rzucił mną o szybę. Chwyciłam za tył blizny, który teraz bolał.
- Zatrzymaj się. - szepnęłam. Spojrzałam na niego, jego wzrok był rozkojarzony, jakby nie chciał tego zrobić.
- Nie chciałem.- mruknął, uderzając o kierownicę. Byłam tak wściekła, że nie wiedziałam co robię. W lusterku zobaczyłam, twarz Isabelli, po której również spływały łzy.
- Przestraszyłeś ją.- nie zwrócił na mnie uwagi. - Powiedziałam żebyś zatrzymał auto!-  tak nic nie mówiąc, zatrzymał się na skraju ciemnego lasu. Natychmiast wyszłam z auta i poszłam do dziewczynki, mocno otulając ją ramionami. - cśśśśśś kochanie. Przepraszam nie powinnam krzyczeć. - głaskałam ją po głowie, a ta dalej płakała. Nawet nie czułam jej łez, przez koszulkę, która i tak była już mokra. W momencie w którym to sobie przypomniałam, przez całe moje ciało przeszedł zimny dreszcz.
- Zimno ci? To przeze mnie, bo musiałaś wchodzić do wody? - powiedziała, między czkawkami.
- Nie, nie martw się o mnie. Jest mi bardzo ciepło, a wiesz czemu? Bo przytula mnie najgorętsza dziewczyna na świecie. - usłyszałam jej chichot, ale znikł tak szybko, kiedy znów zadrżałam.
- Ale przecież się trzęsiesz. - spojrzała na mnie i wytarła swoje mokre oczka od płaczu.
- Zaraz mi przejdzie. No już nie płacz. - pogłaskałam ją po poliku i szeroko się uśmiechnęłam. - Jedziemy na gorącą czekoladę. - jej uśmiech się powiększył . Zamknęłam drzwi i odwróciłam się chcąc wejść z powrotem do auta i jechać prosto do domu. Niestety znów wpadłam na kogoś.
- Zawsze na mnie wpadasz.
- Zawsze za mną stoisz. - zauważyłam i chciałam go wyminąć, kiedy delikatnie chwycił mnie za ramiona, jednocześnie przy tym zatrzymując.
- Trzymaj. - wyciągnął w moją stronę rękę w której trzymał swoją bluzę. Spojrzałam na nią nie pewnie.
- Odezwały się w tobie dobre maniery?- prychnęłam i chciałam wracać do auta, kiedy znów chwycił mnie za przeguby.
- Wiedziałem, że będę musiał to zrobić. - kiedy chciałam zapytać o co chodzi, on wrzucił już na mnie swoją bluzę i próbował przeciągnąć ją na dół, szukając mojej głowy. Przeciągnęłam rękawy i spojrzałam na siebie. Gdyby nie moja rozmazana twarz, może udałoby mi się pomyśleć, że wyglądam słodko.
- Zawieź mnie do domu. - otworzyłam przednie drzwi i wsiadłam do niego.
- A dziękuję? - zapytał trzymając drzwi.
- A przepraszam?-zbity z tropu trzasnął drzwiami, obszedł samochód, odpalił go i ruszyliśmy do domu.

Nobody Pov

Przebyli to w ciszy. On się nie odzywał i ona również milczała, czasami jednak można było usłyszeć chichot Belli, ale nikt nie odważył się zapytać o co chodzi. Jakby gula w ich gardle zamknęła ich całkowicie w sobie.  Ale Bella wiedziała co wywołuje ten chichot. Codziennie z okna swojego domu widzi różnych ludzi, o odmiennych charakterach, kiedy spojrzy na to z perspektywy czasu widzi, że inne charaktery mają to do siebie, że lubią się uzupełniać. Ona dobrze wiedziała, żę mimo ich zawziętych walk ze sobą, już nie długo oboje zwyciężą "coś".

Abigail, wciąż w duchu roztrzęsiona, myślała nad całym dniem. Połączyła sobie historie Belli i to co przeszła na plaży. Wciąż nie mogła uwierzyć, że ona tu jest, że rodzice nie wyślą jej do szkoły wojskowej, a państwo Blue nie znienawidzą jej. Tylko jedno jej nie pasowało. Przecież Isabella była rozważną dziewczyną i nie poszłaby z nieznajomym do kawiarni. Wtedy nasunęło się jej pytanie.
- Isabello wytłumacz mi dlaczego tak po prostu poszłaś z Justinem do Strasbucksa?
- Nie rozumiem.
- Poszłaś z obcym człowiekiem do kawiarni.
- Oh Justin nie jest obcy. To mój...- w tym momencie dziewczynka zauważyła surowe spojrzenie Justina i wtedy zdała sobie sprawę co mogła powiedzieć. Natychmiast umilkła.
- Kim on jest? Kim dla niej jesteś?
- Nikim ważnym. - mruknął na tyle groźnie aby Abi nie zadawała już więcej pytań.

Samochód zatrzymał się, a ona poznała swoją dzielnicę. Z tęsknotą spojrzała na swój przytulny dom. Wyszła z samochodu i czekała, aż jej mała przyjaciółka zrobi to samo. Przez szybę widziała jak wymienia szybke i ciche zdania z Justinem, niestety nie mogła ich usłyszeć. Kilka sekund później Bella wyszła i pomachała do chłopaka.
- Dzięki za uratowanie mi tyłka. - uśmiechnęła się do niego, on z trudem powstrzymywał się od odwzajemnienia uśmiechu. Wiedział, że prędzej czy później dowie się, że wymyślił to o gwałcicielach, ale jak to mówią " mniej wiesz, lepiej śpisz".Chcąc jak najszybciej stąd odjechać, mruknął tylko gorzkie " W porządku".

Chłopak odjechał, a Bella popatrzyła na Abigail, która rozmarzona nie zauważyła, że nadal ma na sobie jego bluzę. Isabella dobrze wiedziała, że ta bluza jeszcze kiedyś wróci do niego i to z odmienionym uczuciem.

              __________________________________________________________    
 Hejo rozdział jest późno, bardzo przepraszam :)
 Nie daliście rady z 25 komentarzami ale cieszę się z tylu ile jest. Czasami rozwalają mnie ich treści heh powinnam wam chyba podziękować za tą dawke śmiech :D
 Mam do was prosby 1. Czytajcie aktualności po prawej stronie bloga. 2. Zapisujcie się w zakładce "informowani" :)
Do nastepnego rozdziału, mam nadzieję, że podoba wam się toczona akcja heh Justin aka porywacz czy słodziak dający bluzę albo rozrabiara i cwaniara Isabella? A może lepiej co kryje Isabella Blue i Justin Bieber ?

 Zostawiam 25 Kom :) = Nastepny rozdział :)

26 komentarzy:

  1. A jak to rodzeństwo? ! Tak na serio to moja pierwsza myśl : A może oni są razem! Ogarnij się dziewczyno ile ona ma lat! Haha :D Z niecierpliwością czekam do następnego ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział!!! Czekam na następny!!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. kim oni dla siebie są? ;o jejku, nie moge sie doczekać wyjawienia tego wszystkiego, ale coś czuje, że to nie prędko bedzie xd
    <3

    OdpowiedzUsuń
  4. matko to jest swietne kocham tooo :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Isabella Blue...
    kim dla niej jest Nuss...
    No i teraz bede całą noc myśleć o co między nimi chodzi.. xD

    A tak wgl to Juss mógłby wkońcu otworzyć tą swoją piękną główke i zrozumieć że to nie Abigail XD

    Cudny rozdział :**
    K.C.

    Anana

    OdpowiedzUsuń
  6. no kocham to no :D

    OdpowiedzUsuń
  7. to jest wspaniałe :D

    OdpowiedzUsuń
  8. *_* czekam na nn z niecierpliwoscią :D

    OdpowiedzUsuń
  9. kochaaaaaaam <3

    OdpowiedzUsuń
  10. heh eh mam nadzieje ze szybko bedzie kolejny rozdział bo juz nie moge sie doczekac,to jest swietneee ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. matkoo coraz bardziej sie rozwija,ciekawe kiedy abi pozna prawde :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Adhjfdfgjkfdhg kochaaaaam <3

    OdpowiedzUsuń
  13. awwwwww cudowny next plis *-* <3

    OdpowiedzUsuń
  14. kochammmmmmm *_* nastepnyyyy szybkoo :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Zajebiste jeju ♥ czekam :*

    OdpowiedzUsuń
  16. za-je-bis-te !!!

    OdpowiedzUsuń
  17. Kocham, kocham, kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Koleżanka mi to poleciła, musze jej podziękować, bo świetnie piszesz! next plise

    OdpowiedzUsuń
  19. O to 26 kom więc lepiej żeby następny rozdział pojawił się niebawem.... :D

    OdpowiedzUsuń