-Przepraszam, ale przecież ucichłam!
- Ciszej Bella, ona tu stoi... Monika i Steven byliby wściekli gdybyś się wygadała. Nie rozumiem dlaczego mówią ci o swoich sprawach zawodowych.
- Będę ostrożniejsza obiecuje Justin.
- Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Chcesz sprowadzić kłopoty na rodziców?
-Nie. - spojrzał na dziewczynkę, która czuła się przygnębiona.
- No już po prostu uważaj, a teraz idź i wymyśl jakąś wymówkę.... A i Bella, jak mogłaś zrobić taki numer Abigail? - dziewczynka zachichotała i wyszła z auta."
Tydzień później
Abigail Pov
Siedziałam na stołówce i czytałam książkę, która wcale nie miała sensu, a jednak musiałam wiedzieć jak się skończy. Cała akcja toczy się w samolocie, który został uprowadzony przez terrorystów. Wszystko jest dziwne. Ludzie co chwile wołają jedzenia, inny koleś co chwilę pieprzy Alę, zakonnice się modlą, a główna bohaterka zgrywa najważniejszego bohatera i wszystkim pomaga.
-Gdzie puenta? - wyszeptałam. Znudzona dotarłam do momentu w którym terroryści zabili męża dwóch kobiet.
-Co czytasz? - przerwał mi głos dwóch dziewczyn, który już kiedyś słyszałam. Uniosłam głowę i zobaczyłam Mirandę i Destiny. Co dziwne bo z tego co słyszałam one dwie się nie znoszą.
-Kryminał.- uśmiechnęłam się, chociaż bardziej przypominało to grymas niż uśmiech. Destiny nadal nie była osobą za, którą nie wiadomo jak przepadam. Wciąż pamiętam uderzenie z literatury Francuskiej. Dlaczego czuję tu jakiś podstęp? Chyba przesadzam, co chciałyby mi zrobić? Przecież nic im nie zrobiłam, chyba, że one też mają mnie za Evans...
-Halo? - ręka Mirandy latała mi przed twarzą. Spojrzałam na nie spłoszona. - Pytałyśmy czy możemy się dosiąść.
- ymh Jasne. - posłałam im cień nie pewnego uśmiechu. Destiny spojrzała na moją książkę, zastanawiając się nad czymś.
- Już wiem. -powiedziała po chwili olśnienia.- Kingiem okaże się pani Marianna.
-Ta babcia? - zapytałam zdziwiona, nie przejmując się, że zdradziła mi główną myśl książki.
-Yhy, dobre nie? A ten Rodan terrorysta odda życie za Maxim.
- Ta książka to banał.- obie przytaknęły, a ja zamknęłam książkę i schowałam ją do torby. Dziewczyny uważnie studiowały moją twarz. Przyzwyczaiłam się do tego.
- Mam coś na twarzy? - uniosłam brwi.
- Nie, nie jest okey. - powiedziała zakłopotana Miranda. - Jak się czujesz po tej... No wiesz...- na początku nie rozumiałam o co jej chodzi, ale potem domyśliłam się, że chodzi o feralny pożar na imprezie.
- Dobrze, jak widzisz żyję. - zachichotały, na co szeroko się uśmiechnęłam. Wyglądają na bardzo miłe, jeśli nie patrzeć na tamte incydenty. Destiny chciała coś powiedzieć, ale przerwały jej głośne krzyki. Spojrzałyśmy w stronę stolika przy oknie gdzie dwie grupy chłopaków kłóciły się ze sobą. Przyglądając się bliżej, widziałam czerwoną ze złości twarz Dannego, a naprzeciwko niego chłopak, który mnie prześladuje Justin Bieber.
-Jesteś zdrajcą Bieber, nie masz co szukać w naszej drużynie. - krzyknął Danny, ręce Justina zaciskały się w pięści, lada chwila gotowe do uderzenia.
-To ty kurwa to mówisz! Szkoła popełniła błąd życia wybierając cię na kapitana.
-I co może ty miałbyś nim być?- Danny wybuchnął głośnym śmiechem.- Mogłeś grać z nami, ale wolałeś nas zdradzić, pieprzony narkomanie!- w tym momencie Bieber nie wytrzymał i uderzył go w twarz. Był tak wściekły, że gdyby nie pan Dick, który wskoczył ich rozdzielić Justin zabiłby go.
-Zobaczymy się na meczu. - odchrząknął i razem ze swoją grupą Bieber wyszedł.
-To będzie katastrofa Miranda. - powiedziała Destiny.
-Oni się tam po zabijają. Lepiej żeby karetka była w pobliżu. - mówiły do siebie, jakby wcale mnie nie zauważając. Musiałam im przerwać.
-O co chodziło? - zapytałam, ich spojrzenie wyrażało kpinę. Jakby myślały, że udaję głupią.
-To ty nie wiesz?
-Jakbym wiedziała to bym nie pytała.- chrząknęłam krzyżując ręce czekając na jakieś wyjaśnienia. Zaczęła Dest.
- Justin należy do drużyny miejskiej, znaczy co on tam należy, po prostu tam gra. Kiedyś kiedy Blair żyła bardziej się angażował w te duperele, a teraz? Szkoda mówić.- Miranda patrzyła na nią oczami przerażenia, jakby wypowiedziane słowa "Kiedy Blair żyła" budziły w niej grozę. Teraz zaczęła ona.
- Nasza szkolna drużyna jest za to na niego wściekła, że nie gra z nimi. Dzisiaj jest mecz i jak to chłopcy mają swoje porachunki. - pokazywała rękami. Mój umysł trochę się rozjaśnił, ale nadal jedna myśl nie dawała mi spokoju.
-A o co chodziło z tym narkomanem? - posłały sobie dziwne spojrzenia i ucichły. Nad nami unosiła się mgła niezręczności. Nikt nic nie mówił, jednak nie uzyskam odpowiedzi, więc nie zasnę spokojnie.
-Idziesz dzisiaj na mecz? - przerwała ciszę Destiny.
-ummm nie, raczej nie. - spuściłam głowę, nie chciałam iść sama.
-Chodź z nami.- odpowiedziała blondynka jakby czytając mi w głowie. Miranda się nie odzywała, a jej oczy nie wyrażały żadnych emocji.
-Dobra.
-To przyjadę po ciebie o trzeciej. - wtedy zadzwonił dzwonek na lekcje. - Do zobaczenia. - wstały i odeszły. Po drodze widziałam jak nerwowo ze sobą rozmawiają i wymachują rękoma. Kiedy zniknęły za drzwiami, zdałam sobie sprawę, że przecież nie wiedzą gdzie mieszkam...
***
-Poszukam chłopaków. Wole się upewnić, że żaden nie nabił już sobie fioletowego siniaka pod okien. - powiedziała Destiny i ruszyła w stronę wyjścia. Przypomniało mi się fioletowe oko Justina tydzień temu. Teraz nie ma już nic, skóra jak u niemowlaka. Pewnie nie spodobałoby mu się to porównanie, ale tak to przynajmniej wygląda, muszę spróbować kiedyś dotknąć jego twarzy. Byliśmy na boisku do hokeja, jako kibice. Destiny tak jak mówiła przyjechała po mnie, byłam zdziwiona, że bez trudu odnalazła mój dom, ale ich zdziwienie było większe. Zamiast miłego powitania, zostałam obrzucona pytaniem "To ty tu nadal mieszkasz?" z naciskiem na nadal. O co chodzi dokładnie nie mam pojęcia, bo kiedy zapytałam obie umilkły i włączyły głośną muzykę.
Spojrzałam na Mirandę, której wzrok wciąż był skierowany na mnie, to nawet nie jest po tajemne patrzenie.
-No co? - zapytałam oburzona. Wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok na białe lodowisko. - O co chodzi? Jesteś zła, że pojechałam z wami? Możesz powiedzieć... Nie obrażę się.- uniosłam ręce w celu poddania się.
- Długo już tam mieszkasz? - zapytała wcale na mnie nie patrząc. Zdziwiłam się, pytanie było głupie i wcale nie na temat.
-Z tego co pamiętam mieszkam tam dwa lata.- spojrzała na mnie z ukosa, nie wiedząc o co chodzi.- Wiesz amnezja. - powiedziałam ciszej, bojąc się, że ktoś usłyszy. Kiwnęła głową na potwierdzenie i znów obserwowała obraz przed sobą, tyle, że już nie lodowisko, a dwóch mężczyzn z drugiej strony boiska. Ich twarze wydawały się znajome, łysa głowa i rana na poliku. Drugi natomiast z wąsem i czarnymi bujnymi lokami. Pewnie syn z ojcem. Za nic w świecie nie mogłam sobie przypomnieć skąd ich znam, ale miałam złe przeczucia.
-Wszyscy żyją.- obwieściła Destiny siadając pupą obok Mirandy. - Przyniosłam szejki. Waniliowy dla ciebie, truskawkowy dla Abi i mój czekoladowy.
-Skąd wzięłaś szejki? - zapytała podejrzliwie dziewczyna, właściwie sama się zdziwiłam no bo skąd tu szejki skoro nigdzie nie ma budki z tymi cudami. Robi się coraz zimniej, pora nie ta, ludziom nie chce się marznąć.
-Facet przy wejściu mi dał. - powiedziała spokojnie, jakby nic się nie stało.
-I ty tak po prostu je wzięłaś?- razem z Mirandą zapytaliśmy zszokowane.
-No, a co miałam zrobić jak mi je dał i odszedł?- powstrzymywałam wybuchnięcie śmiechem, Dest była zbyt naiwna.
-Nie pomyślałaś, że mógł coś tu dosypać? - mina dziewczyny zrzedła, ale płomień walki nadal błyszczał jej w oczach.
-Jak nie chcecie to nie pijcie, proste.- pokręciliśmy głowami, a Destiny wzięła łyka swojego szejka.
-Zwariowała. - ja i Miranda bojąc się o to co może być w tych napojach, odłożyliśmy je na bok.
-Patrzcie wchodzą! - krzyknęła podekscytowana Destiny.
Miała racje obie drużyny były już na boisku i rozstawiali się pomiędzy sobą. Grali w hokeja.
- W tych ubraniach wyglądają jak zmumifikowane krowy. - parsknęłam śmiechem na komentarz Mirandy. Właściwie miała racje, wszystko było napakowane jakby kto im grube deski pod te koszule włożył. Kaski na głowie uniemożliwiały mi rozpoznanie kogokolwiek, ale za to ich koszulki wiele zdradzały. Niby szukając Danego, podświadomie wiedziałam, że wole zobaczyć koszulkę z napisem "Bieber". Kiedy byłam już blisko odczytania jakiegoś nazwiska, ten ktoś się odwrócił albo został zasłonięty, ale jedno nazwisko nie uciekło mojej uwadze. Co on tam robi?!
- Co Chaz robi na boisku?! - krzyknęłam patrząc na dziewczyny.
- Gra. - odpowiedziała lakonicznie Miranda.
- Zdążyłam to zauważyć, ale dlaczego?
- Bo jest w drużynie...Nie powiedział ci? - zapytała już łagodniej brunetka.
- Nie. - oburzona skrzyżowałam ręce i wróciłam do obserwowania mężczyzn mogących się zabić o ten cholerny przemieszczający się krążek. W tym momencie udało mi się zobaczyć nazwisko Bieber z numerem 6. Nieświadoma tego co robię, aż zagwizdałam. Na szczęście przez krzyki kibiców nikt tego nie usłyszał. Chaz i Justin jechali do bramki, grając sami. Nagle zabrzęczał dzwonek.
- Bramka!!!! - krzyknął facet za mną, nie oszczędzając moich bębenków. Jednak nie wszyscy się cieszyli, a szczególnie drużyna Danego.
Danny krzyczał coś do Justina o nieuczciwej grze, ale przez hałasy na trybunach nie mogłam nic usłyszeć. Justin ściągnął kask, podjeżdżając do chłopaka. Jak on to robi, że jego włosy zawsze są idealne? Zaczęła się popychanka, co dziwne sędzia wcale nie reagował.
- Co to ma być? Sędzia rusz dupę! - krzyczała Miranda oburzona zachowaniem sędziego. Chaz podjechał do Justina odciągając go od Danego. Bieber jak potulny piesek odjechał od niego. Gra znów była w toku, ale ciarki na plecach dawały mi ostrzeżenie. On tak łatwo nie odpuści szepnęła moja podświadomość. Danny podjechawszy do jednego z drużyny, powiedział mu coś, a ten tylko przytaknął. Krążek znów latał po lodowisku. Wszystko grało normalnie, moje obawy zostały zgłuszone. Justin znów był przy krążku i jechał prosto do bramki, kiedy nagle ten sam chłopak który rozmawiał z Dannym z mocnym rozmachem i z ostrym hamulcem wsadził nogę pomiędzy nogi Justina, wykręcając mu je, a potem wpadł na niego. Bieber padł na ziemie ostro uderzając w nią głowę.
- Co jest ?!! - wrzasnęłyśmy we trzy.
- Czerwona kartka!! Faul palancie!!! - krzyczała Destiny, a Miranda jej wtórowała. Justin nie poruszał się, na trybunach zapadła cisza, tylko Destiny krzyknęła obraźliwy komentarz do sędziego, jednak nikt nie zwrócił na to uwagi.
- No dawać te pogotowie co stoi przy drzwiach palancie! - krzyknęła dziewczyna obok. Na lodowisko wleciało pogotowie ratunkowe i zdjęli Justinowi kask z głowy.
- Nie przytomny.- usłyszałam. Dobrze jest mieć miejsca w pierwszym rzędzie.
- To już zauważyliśmy. - mruknęłam. Posadzili go na nosze i wynieśli z budynku.
- O boże, a jak on umarł?- powiedziała Destiny z łzami w oczach, ale Miranda spojrzała na nią groźnie.
- Ty kompletnie oszalałaś... O patrz jedzie Paul z Jasonem. - racja w naszą stronę jechało dwóch chłopaków, moje serce ruszyło się tak jakby dawało mi znać. Znów pojawiło się uczucie, że ich znam.
- Justina zabrali do szpitala, podejrzewają wstrząs mózgu.- powiedział pierwszy, który jak mnie mam po przeczytaniu jego koszulki nazywał się Paul, więc drugi to Jason. Na pewno gdzieś ich widziałam...
- Obije mordę temu frajerowi. - zagroził Jason. Jego głos...
- Zrobimy to później. Najpierw jedziemy do szpitala.
- Dojedziemy do was. - powiedziała szybko Miranda. Chłopacy odjechali, a dziewczyny szybko pakowały wszystko do swoich torebek. - Jedziesz z nami? - zapytała. W pewnym sensie, czułam ukłucie w sercu i łzy w kącikach oczu. Martwiłam się o niego, ale nie wiem dlaczego. Przecież nie jest dla mnie kimś ważnym. Nawet się nie znamy! Nie powinnam tam jechać, po prostu się nie lubimy...
- Siadam z przodu.
______________________________________________________________________
Hej rozdział krótki, bo końcówka usunęła mi się chyba z trzy razy, ale to nic napisze ją w 12 :) Co myślicie o tym rozdziale? Co będzie z Justinem? I uprzedzam początek to nie sen. Dziękuję za 25 komentarzy :) Boję się podnieść stawkę bo boję się, że nie dacie jej przebić, ale próbować można :)
30 komentarzy = Następny rozdział
super :D jak zawsze mis sie bardzo podoba :D
OdpowiedzUsuńSwietny :)
OdpowiedzUsuńcoraz ciekawiej sie robi *o*
OdpowiedzUsuńKocham ale ten chłopak to jakąś ciota no ciekawe co ma do Justina ... A tak wgl to zajebisty rozdział tylko zastanawiam sie kim może być bella *_*
OdpowiedzUsuńświetny jest :) Kiedy bd następny rozdział ?
OdpowiedzUsuńJejku świetny. Czekam na następny :** oby Justinowi nic nie było. //@Duch_Jerry
OdpowiedzUsuńświetny dawaj nastepny !
OdpowiedzUsuńwez wydaj ksiazke najlepiej ! jestes swietna
OdpowiedzUsuńKochamm :)
OdpowiedzUsuńCZEKAM NN <3
OdpowiedzUsuńSwietny! Czekam nn xoxo
OdpowiedzUsuńBoze czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńKochammm :)
OdpowiedzUsuńŚwietny ♥
OdpowiedzUsuńJeju... *.*
OdpowiedzUsuńBiedny Juss...
Genialnie zarąbisty rozdział :****
K.C.
Anana
najlepsze opowiadanie ever ;o
OdpowiedzUsuńSwietne jak zawsze :D
OdpowiedzUsuńzabawne jest to jak jedna osoba pisze po 10 komentarzy xD
OdpowiedzUsuńopowiadanie jest wow, naradę oryginalne :)
powodzenia w dalszej pracy xx
@lovuking
UsuńSwietnee :) czekammm
OdpowiedzUsuńSuperrr :D
OdpowiedzUsuńświetne :)
OdpowiedzUsuńKOCHAM KOCHAM KOCHAM <3
OdpowiedzUsuńgenialne *-*
OdpowiedzUsuńwielbię !
OdpowiedzUsuńkocham kocham ! pisz dalej ! ;*
OdpowiedzUsuńJejciu swietne czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńSzybkoo kolejny :D
OdpowiedzUsuńGenialny po prostu genialny ... skąd ty bierzesz te pomysły ??? Ja też tak chce , podziel się talentem no :-)
OdpowiedzUsuńI chciałam jeszcze dodać ,że to jest pierwszy blog , który naprawde jest świetny,zazwyczaj nie komentuje rozdziałów ale tu zrobiłam wyjątek ... :-)
UsuńKocham to :)
OdpowiedzUsuń