- Ughh wyciszcie to.- mruknęła Blair, obok której teraz siedziałam. Oszołomiona, nie wiedząc co jest grane szybko przeleciałam wzrokiem po pomieszczeniu. "Co tu się dzieje? Impreza nadal trwa? Gdzie jest ogień?" Muzyka rozbrzmiewała w moich uszach, ludzie tańczyli na parkiecie, inni biegali z kubkami w ręku, a nudziarze po prostu podpierali ściany. Nie rozumiałam nic. Gdzie do jasnej cholery jest ogień? Sen? albo... O kurka czy ja umarłam i jestem na jakiejś anielskiej imprezce?! "Opanuj się idiotko" odezwała się moja wewnętrzna Ja. Spokojna spojrzałam na Evans, która siedziała na czerwonej sofie, a w ręku trzymała czerwony kubek z alkoholem. Łokciem podpierała podbródek, wyglądała co najmniej na znudzoną i jednocześnie złą. Najpierw łykała napój, przez który robiła różne miny,a potem rozglądała się po parkiecie jakby czegoś szukała. Byliśmy w jakimś klubie, co dziwne, że same. Nagle dziewczyna wstała, a moje posłuszne ciało powędrowało za nią. Jak gdyby nic przeciskałyśmy się przez tłumy ludzi obściskujących się ze sobą. Rzuciła kubkiem o podłogę, zrozumiałam, że była wściekła. Ruszyliśmy w stronę wyjścia, ale tuż przed nim ona stanęła jak wyryta. Spojrzałam w stronę w którą ona spojrzała. Justin Bieber stał oparty o ścianę paląc papierosa i jednocześnie popijając drinka. Jego śmiech można było usłyszeć nawet na końcu sali. Obok niego stało jego kilku znajomych i kilka dziewczyn, które ocierały się o chłopaka. Nawet nie zauważyłam kiedy Blair ruszyła w tamtą stronę. Nie czekając na jakiekolwiek słowa z strony Justina i reszty jego znajomych, Evans chwyciła go za ucho i pociągła w stronę wyjścia.
- Puść to boli... Ał ał.- piszczał Justin idąc posłusznie za Blair. Wychodząc na dwór prowadziła go do auta i nadal nie puszczała. - Abigail, Abigail ! - krzyczał, na znak, że musi go to boleć... zaraz co? Abigail?
Obraz zaczął mi się rozmazywać, wszystko znikało, słyszałam tylko ciche echo wołania mojego imienia.
- Abigail!Abigail otwórz w końcu te drzwi!- ktoś krzyczał. Promienie słońca raziły moje oczy kiedy próbowałam je otworzyć. - Abigail! - ktoś zaczął walić pięściami w drzwi. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wzruszyłam ramionami i położyłam się z powrotem. Kiedy nagle wstałam jak poparzona. Jestem w moim pokoju! W swoim łóżku! i... zajrzałam pod kołdrę. W swojej piżamie!
- Abigail! Otwieraj te drzwi albo ojciec je wyważy...Cholera Peter!- znów te same pukanie. Dopiero teraz zorientowałam się, że to mama. Kurcze i ona zaraz wyważy mi drzwi. Pośpiesznie wstałam, niestety skończyło to się tak, że upadłam i zrzuciłam zegarek na półce.
- Abigail Madison Hayes otwieraj! Wiem, że tam jesteś! - głowa zaczęła mi pulsować od tych krzyków.
- No bo przecież tu jestem! Już otwieram. - potrząsnęłam głową i wstałam na nogi. Podeszłam do drzwi, od kluczyłam i otworzyłam. Mama nie zdążyła nic powiedzieć, a już wparowała do mojego pokoju i zaczęła przeszukiwać pomieszczenie. Sprawdzała łóżko, pod nim, łazienkę, szafkę.
- Co ty robisz? - zapytałam zdziwiona.
- Szukam go. Gdzie on jest? - spojrzała na mnie na sekundę i zaraz potem znów szukała.
- Ale kto?
- Chłopak, który spał z tobą.- stanęłam jak wyryta i ledwo powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem. Ona jest paranoiczką.
- Co?! Nie było i nie ma żadnego chłopaka. Przestań tworzyć niestworzone historie.
- To dlaczego nie otwierałaś drzwi, co? Miałaś czas żeby go ukryć. - tupnęła nogą. Czasami naprawdę zachowuje się jak nastolatka.
- Bo brałam prysznic! - wykrzyknęłam pierwszą myśl jaka przyszła mi do głowy. Natychmiast zauważyłam zmianę nastroju na twarzy mamy, zrobiło się jej głupio.
- Oh w takim razie...- ucichła.
- W takim razie?- próbowałam z niej wydusić to głupie słowo. Kiedy zaczyna się kłótnia, a ona nie ma racji nigdy nie potrafi przeprosić. Tak dawno nie słyszałam z jej ust tego słowa. Co musi się stać, żeby w końcu to powiedziała?
- W takim razie... Przyszłam ci powiedzieć, że jadę na spotkanie z klientem, potem do sądu i do kancelarii, więc wrócę dopiero o dziesiątej.
- Oh. A tata?- próbowałam udawać, że jej natłok pracy mnie zmartwił. Właściwie będę miała czas na wytrzeźwienie i przemyślenie całej imprezy.
- Taty również nie będzie. - sprawdziła godzinę na zegarku. - O kurcze muszę już jechać.- ruszyła w stronę drzwi. - Posprzątaj tu, śmierdzi jakoś dymem.
- Jasne mamo, posprzątam powietrze...- mruknęłam. Kiedy drzwi zatrzasnęły się, wszystko ze mnie od frunęło. Zrobiłam się znów śpiąca, głowa zaczęła mnie boleć, a dym nadal gnieździł się w moim nosie. Rzuciłam się na łóżko i tak jak padłam tak też zasnęłam. Tym razem w krainę bez snu.
***
Obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła i głośne śmiechy. Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku. W pokoju nikogo nie było, a wszystko jakby znów ucichło. Pomyślałam, że przesłyszało mi się, więc wróciłam do leżakowania. Nagle usłyszałam ten sam śmiech. Nie byłoby to dziwne, bo przecież mógłby to być śmiech Chaza, ale właśnie "mógłby" bo to nie jest jego śmiech! Pośpiesznie wstałam z łóżka, a w oczy rzuciły mi się czarne ślady butów na podłodze. Strach wzrastał we mnie co raz szybciej. Ktoś grasuje w moim domu i najwidoczniej jest mu tak zabawnie, że nie może powstrzymać rechotu. Wyciągnęłam z szafy kij baseballowy, który dostałam w zeszłym roku na urodziny. Tata robił za ochroniarza u Yankees' ów drużyny baseballowej, wygadał się, że jestem ich fanką i za to Peter dostał ten kij. Przez dwa miesiące trzymał go w szafie, zanim go dostałam.
Trzymając w ręku kij, tylko trochę poczułam się bezpieczniej. Delikatnie chwyciłam za klamkę i po cichu otworzyłam drzwi. Usłyszałam czyjeś głosy, ale za nic w świecie nie mogłam ich poznać. Szłam na palcach przez całą drogę, aż to zaczęło być strasznie denerwujące i przy okazji przypominało tortury. Schodząc po schodach, usłyszałam huk spadającej rzeczy bardzo blisko mnie. Sparaliżowana, nie wiedziałam co robić. Więc kiedy tylko odgłosy stóp były coraz bliżej mnie, zeskoczyłam ze schodów i uderzyłam tą osobę z kija.
- O kurwa.- krzyknął chłopak w full capie i runął na ziemie. Podskoczyłam słysząc jego ryk,a może dlatego, że rozpoznałam tą osobę?
- Bieber, gdzie jesteś? - odezwał się Chaz. Spojrzałam na powalonego przeze mnie chłopaka i zdałam sobie sprawę, że się nie rusza. Moja ręka powędrowała do ust. Zaczęłam drżeć, zabiłam człowieka? - Halo? Biebe.... Czemu on leży na podłodze?!- krzyknął Chaz, kiedy pojawił się obok schodów z piłką w ręku.
- J-ja nie wiem.- powiedziałam.
- Jak to nie wiesz. Po co ci ten kij w ręku?- nie mogłam nic odpowiedzieć. Byłam jak sparaliżowana. - Sprawdziłaś tętno?- spojrzałam na niego jak na idiotę. Uderzyłam człowieka tak mocno, że chyba nie żyje i mam jeszcze pamiętać żeby sprawdzić mu tętno?... Dobra powinnam pamiętać.
Chaz nie zwracając na mnie uwagi uklęk przy nim i przyłożył dwa palce do jego szyi.
- Żyje. - odetchnęłam z ulgą na te słowo. Jednak nie pójdę do więzienia.- Czemu go uderzyłaś?
- Myślałam, że to złodziej! - wyrzuciłam ręce do góry. - Powinniśmy go obudzić.
- Ale jak?- zamyśliłam się na chwile i poszłam do kuchni. Po minucie wróciłam z szklanką zimnej wody.
- Oblej go.
- Co?
- W filmach to działa. - wzruszyłam ramionami. Chaz poklepał go kilka razy po poliku, a potem oblał wodą.
Po jeszcze kilku próbach, Justin zaczął się budzić. Ciche mamrotania wymykały się z jego malinowych ust.
- Oł... yhhy. Mamo?- mamrotał. - Nie chcę tej piżamy w kaczuszki. - parsknęłam śmiechem. W tym momencie Justin otworzył oczy. - Co się dzieje?
- Wiesz kim jesteś?- zapytał Chaz, miejmy nadzieję, że nie stracił pamięci tak jak ja.
- Justin Bieber. - Odetchnęliśmy z ulgą. Popatrzyłam na jego czoło, moje oczy wypadły z orbit i leżały przede mną na dywanie.
- T-ty ... yyy.. Masz c-coś.. - nie mogłam nic powiedzieć, jednocześnie wyglądało to bardzo zabawnie, ale z drugiej strony on mnie zabije.
- Wydusisz to z siebie?- z trudnością odezwał się chłopak. Nic nie mówiąc, wyjęłam z szafki małe lustro, które mu podałam.
- Coś ty mi zrobiła!? - ze strachu potknęłam się o swoje nogi i wpadłam na ścianę. Popatrzyłam jeszcze raz na jego twarz, która nie wyglądała za dobrze. Dookoła całego oka panował fioletowy siniak, a na lewej skroni robił się guz.
- J-ja nie chciałam.- chwyciłam w zęby wargę i zaczęłam ją gryźć.
- Nie chciałaś? To po ci ten kij?!- nawet nie zwróciłam uwagi, że nadal trzymam go w ręce.
- Bo mnie przestraszyłeś! Coś się zbiło, a potem usłyszałam głupie śmiechy no i cię nie poznałam. Myślałam, że jakiś złodziej chodzi po domu, spanikowałam i cię uderzyłam! - gestykulowałam rękoma w powietrzu.
- Chodź stary do salonu. Dasz radę iść? - Justin pokiwał głową i wstał. Niezwracająca na mnie uwagi ruszyli do salonu.
- To ja może przyniosę lód. - powiedziałam, a oni mnie zignorowali. Odłożyłam kij i ruszyłam do kuchni. Podeszłam do lodówki w celu znalezienia czegoś zimnego. Przebierałam między półkami, kiedy słyszałam rozmowę chłopaków z pokoju.
"- Ona jest jakąś wariatką!.- powiedział Justin, który wydawał się wściekły.
- Wystraszyła się, Bieber. To nie jej wina, jest bardzo porywcza.- bronił mnie Chaz.
- Zauważyłem. "
Ich rozmowa ucichła, kiedy weszłam do pokoju.
- Proszę tutaj lód, a tu tabletki przeciwbólowe. - wyciągnęłam w jego stronę ręce. Spojrzał na mnie wrogo przez co coraz bardziej mnie denerwował. - No dalej bierz. - wywróciłam oczami, jednym szarpnięciem zabrał lód i tabletki.
- A coś do popicia? - zachowywał się jak bachor, którego już nie znoszę.
- Nie potrafisz przełknąć tabletki bez wody?- nie odpowiedział, jedynie co robił to wpatrywał się we mnie wrogo. - Przepraszam! Już, wystarczy? O to ci chodzi? Nie chciałam cię uderzyć. - wykrzyknęłam zbulwersowana. Ruszyłam w stronę kuchni, po tą cholerną wodę, kiedy usłyszałam " Trzeba było ją zostawić w tych płomieniach". Natychmiast zatrzymałam się i spojrzałam w ich stronę.
- Co? - powiedziałam na tyle głośno, że oboje wzdrygnęli się. Spojrzeli na mnie dziwnie jakby nie wiedzieli o co chodzi. - Tak słyszałam to co powiedziałeś, nie zdążyłam jeszcze wyjść. Tłumacz się. - wytknęłam w jego stronę palec.
- Nie mam ci się z czego tłumaczyć. - wzruszył ramionami.
- Chaz?- popatrzyłam na niego wściekle, ale ten tak samo wzruszył ramionami. Westchnęłam i usiadłam na kanapie na przeciwko ich.
- Przyniesiesz tą wodę?- pytał uporczywie, chcąc ominąć temat.
- Nie i nie dostaniesz jej dopóki nie odpowiecie mi na pytanie " Jakim cudem nie umarłam w płomieniach?".- uniosłam brwi, czekając na jakąkolwiek odpowiedź, niestety nie uzyskałam żadnej. Spojrzałam wyczekująco na Justina, który w lewej dłoni trzymał lód przyciśnięty do oka, a drugą ręką wkładał do ust tabletki. - o, a wiec teraz niepotrzebna ci jest woda?
- Mam cię dość kobieto, działasz mi na nerwy.
- To wynoś się stąd, to mój dom!- wykrzyknęłam i wskazałam palcem w stronę wyjścia. Spojrzenie Chaza, uprzedziło mnie, że przesadziłam.
- Dobrze, wychodzę. - Justin wstał i rzucił w moją stronę lód.
- Abigail... - Chaz wymamrotał. Wzruszyłam ramionami i również wstałam.
- Nie będę słuchać twoich narzekań. Przeprosiłam cię przecież, a ty dalej udajesz nabrzmiałego gbura. - uderzyłam go w ramię. Znów stałam się wściekła, przez co moja blizna zaczęła pulsować. - Ał.- przymknęłam oczy i usiadłam na kanapę, trzymając się za głowę.
- Wszystko w porządku? - zapytali równocześnie. Już chciałam odpowiedzieć "tak" kiedy ból się nasilił, a moje powieki stawały się cięższe. - Boli blizna? - pokiwałam głową. Chaz wziął mnie na ręce i jak się nie mylę razem z Justinem wędrującym za nim, zaniósł mnie do pokoju.
Położona na łóżku i zwijająca się z bólu, chciałam tylko zasnąć.
- Gdzie są twoje tabletki?
- W łazience. Dolna szafka po lewej. - wymamrotałam.
- Okej, Bieber znajdź tabletki, ja pójdę po wodę. - Chaz wyszedł z pokoju, a Justin szubrował w łazience. Gdyby nie nasilający się ból, już dawno bym zasnęła. Starałam się uspokoić, coś na styl kiedy ktoś ma atak paniki. Lekarze zawsze mi to powtarzali ' Najlepszy na ból jest spokój." Po chwili poczułam jak łóżko ugina się pod czyimś ciężarem. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na Justina. Jego wzrok wskazywał nie pokój, błądził po twarzy jakby szukając jakiegoś znaku. Syknęłam z bólu.
- Jeszcze boli?- zapytał z troską. Gdyby nie to, że jestem teraz nie do dyspozycji odpowiedziałabym mu nie miłym komentarzem. Pokiwałam głową na tak. Nagle jego ręka znalazła się z tyłu mojej głowy i zaczęła głaskać bliznę. Jego palce delikatnie wodziły po kresce, która była przykryta górą włosów. Aż miło się zrobiło i tak też było, ponieważ już po chwili ból ustąpił. Zdziwiłam się bardzo, on czyni cuda. Jak to zrobił?
- To ja cię uratowałem.- wymamrotał, przestając głaskać tył mojej głowy.
- Nie przestawaj... Znaczy się mów dalej. - schowałam twarz w poduszki, kiedy poczułam jak robię się gorąca na twarzy. Zachichotał. Rozpłynęłam się dosłownie. Moja nienawiść do niego tak szybko jak się pojawiła tak szybko zniknęła.
- Gdyby nie to, że krzyczałaś pewnie bym cię nie znalazł....
Justin Pov
Cholera jasna nie znajdę jej. Idiota Chaz musiał się nachlać...
- Pomocy! Pomocy! - krzyczał dziewczęcy głos. Zorientowałem się, że to musi być ona, ale jej krzyki cichły. - Pomocy proszę... - krzyknęła ostatni raz. Głos wydawał się być blisko mnie i tak też było. Dym unoszący się w powietrzu był nieznośny. Dusząc się nim, wszedłem do sypialni i rozglądałem się po pokoju, szukając jej drobnego ciała. Siedziała skulona w kącie za szafą " Jak można schować się za drewnianą szafę, podczas pożaru?" mruczała coś pod nosem,a kiedy się jej przyjrzałem zauważyłem, że zamyka oczy. Podbiegłem do niej i wziąłem na ramiona. Ogień nie doszedł jeszcze do wyjścia, ani nie zablokował nam drzwi, chociaż dym dawał ostre znaki. Spojrzałem na jej twarz, która była cała osmalona. Biegiem ruszyłem na świeże powietrze.
- To tyle? A jak dotarłam do domu? Do swojego łóżka? - zapytała, wciąż mając twarz w poduszce.
- Przywiozłem cię samochodem, a potem wszedłem przez okno. - wzruszyłem ramionami.
- Jakim cudem znalazłam się w piżamie?- uśmiechnąłem się pod nosem, nie odpowiadając, ale dalej masując jej bliznę. - Powinnam być na ciebie wściekła, ale jest mi tak dobrze. - powiedziała, zduszając głos w poduszce, co było bardzo zabawne. Przed oczami miałem jej nagie ciało, w samej bieliźnie. Chichotałem do siebie.
- Przestań myśleć o moim gołym ciele... Właściwie to jesteśmy kwita. Ty widziałeś mnie w samej bieliźnie, a ja za to przywaliłam ci z kija w twarz.- powiedziała odwracając się w moją stronę. Na widok mojego oka, na jej twarzy pojawił się grymas.
- Masz ogromną siłę.
- Taaaa. Naprawdę przepraszam, spanikowałam i już.
- Dopóki to - wskazałem na oko. - Nie robi się czarne nie będę na ciebie krzyczał.
- Oh. - zamknęła oczy i położyła się z powrotem na łóżko. Odczekałem kilka minut, kiedy wydawało mi się, że już śpi, wtedy wstałem i chciałem wyjść, poszukać Chaza. Miał iść tylko po wodę.
Moją uwagę przykuł żółty papier na stoliku nocnym. Nie powinno mnie to obchodzić, dopóki nie zauważyłem podpisu Justin. Z ciekawość wziąłem do ręki list.
" Stratford 23.09.2010
- No bo przecież tu jestem! Już otwieram. - potrząsnęłam głową i wstałam na nogi. Podeszłam do drzwi, od kluczyłam i otworzyłam. Mama nie zdążyła nic powiedzieć, a już wparowała do mojego pokoju i zaczęła przeszukiwać pomieszczenie. Sprawdzała łóżko, pod nim, łazienkę, szafkę.
- Co ty robisz? - zapytałam zdziwiona.
- Szukam go. Gdzie on jest? - spojrzała na mnie na sekundę i zaraz potem znów szukała.
- Ale kto?
- Chłopak, który spał z tobą.- stanęłam jak wyryta i ledwo powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem. Ona jest paranoiczką.
- Co?! Nie było i nie ma żadnego chłopaka. Przestań tworzyć niestworzone historie.
- To dlaczego nie otwierałaś drzwi, co? Miałaś czas żeby go ukryć. - tupnęła nogą. Czasami naprawdę zachowuje się jak nastolatka.
- Bo brałam prysznic! - wykrzyknęłam pierwszą myśl jaka przyszła mi do głowy. Natychmiast zauważyłam zmianę nastroju na twarzy mamy, zrobiło się jej głupio.
- Oh w takim razie...- ucichła.
- W takim razie?- próbowałam z niej wydusić to głupie słowo. Kiedy zaczyna się kłótnia, a ona nie ma racji nigdy nie potrafi przeprosić. Tak dawno nie słyszałam z jej ust tego słowa. Co musi się stać, żeby w końcu to powiedziała?
- W takim razie... Przyszłam ci powiedzieć, że jadę na spotkanie z klientem, potem do sądu i do kancelarii, więc wrócę dopiero o dziesiątej.
- Oh. A tata?- próbowałam udawać, że jej natłok pracy mnie zmartwił. Właściwie będę miała czas na wytrzeźwienie i przemyślenie całej imprezy.
- Taty również nie będzie. - sprawdziła godzinę na zegarku. - O kurcze muszę już jechać.- ruszyła w stronę drzwi. - Posprzątaj tu, śmierdzi jakoś dymem.
- Jasne mamo, posprzątam powietrze...- mruknęłam. Kiedy drzwi zatrzasnęły się, wszystko ze mnie od frunęło. Zrobiłam się znów śpiąca, głowa zaczęła mnie boleć, a dym nadal gnieździł się w moim nosie. Rzuciłam się na łóżko i tak jak padłam tak też zasnęłam. Tym razem w krainę bez snu.
***
Obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła i głośne śmiechy. Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku. W pokoju nikogo nie było, a wszystko jakby znów ucichło. Pomyślałam, że przesłyszało mi się, więc wróciłam do leżakowania. Nagle usłyszałam ten sam śmiech. Nie byłoby to dziwne, bo przecież mógłby to być śmiech Chaza, ale właśnie "mógłby" bo to nie jest jego śmiech! Pośpiesznie wstałam z łóżka, a w oczy rzuciły mi się czarne ślady butów na podłodze. Strach wzrastał we mnie co raz szybciej. Ktoś grasuje w moim domu i najwidoczniej jest mu tak zabawnie, że nie może powstrzymać rechotu. Wyciągnęłam z szafy kij baseballowy, który dostałam w zeszłym roku na urodziny. Tata robił za ochroniarza u Yankees' ów drużyny baseballowej, wygadał się, że jestem ich fanką i za to Peter dostał ten kij. Przez dwa miesiące trzymał go w szafie, zanim go dostałam.
Trzymając w ręku kij, tylko trochę poczułam się bezpieczniej. Delikatnie chwyciłam za klamkę i po cichu otworzyłam drzwi. Usłyszałam czyjeś głosy, ale za nic w świecie nie mogłam ich poznać. Szłam na palcach przez całą drogę, aż to zaczęło być strasznie denerwujące i przy okazji przypominało tortury. Schodząc po schodach, usłyszałam huk spadającej rzeczy bardzo blisko mnie. Sparaliżowana, nie wiedziałam co robić. Więc kiedy tylko odgłosy stóp były coraz bliżej mnie, zeskoczyłam ze schodów i uderzyłam tą osobę z kija.
- O kurwa.- krzyknął chłopak w full capie i runął na ziemie. Podskoczyłam słysząc jego ryk,a może dlatego, że rozpoznałam tą osobę?
- Bieber, gdzie jesteś? - odezwał się Chaz. Spojrzałam na powalonego przeze mnie chłopaka i zdałam sobie sprawę, że się nie rusza. Moja ręka powędrowała do ust. Zaczęłam drżeć, zabiłam człowieka? - Halo? Biebe.... Czemu on leży na podłodze?!- krzyknął Chaz, kiedy pojawił się obok schodów z piłką w ręku.
- J-ja nie wiem.- powiedziałam.
- Jak to nie wiesz. Po co ci ten kij w ręku?- nie mogłam nic odpowiedzieć. Byłam jak sparaliżowana. - Sprawdziłaś tętno?- spojrzałam na niego jak na idiotę. Uderzyłam człowieka tak mocno, że chyba nie żyje i mam jeszcze pamiętać żeby sprawdzić mu tętno?... Dobra powinnam pamiętać.
Chaz nie zwracając na mnie uwagi uklęk przy nim i przyłożył dwa palce do jego szyi.
- Żyje. - odetchnęłam z ulgą na te słowo. Jednak nie pójdę do więzienia.- Czemu go uderzyłaś?
- Myślałam, że to złodziej! - wyrzuciłam ręce do góry. - Powinniśmy go obudzić.
- Ale jak?- zamyśliłam się na chwile i poszłam do kuchni. Po minucie wróciłam z szklanką zimnej wody.
- Oblej go.
- Co?
- W filmach to działa. - wzruszyłam ramionami. Chaz poklepał go kilka razy po poliku, a potem oblał wodą.
Po jeszcze kilku próbach, Justin zaczął się budzić. Ciche mamrotania wymykały się z jego malinowych ust.
- Oł... yhhy. Mamo?- mamrotał. - Nie chcę tej piżamy w kaczuszki. - parsknęłam śmiechem. W tym momencie Justin otworzył oczy. - Co się dzieje?
- Wiesz kim jesteś?- zapytał Chaz, miejmy nadzieję, że nie stracił pamięci tak jak ja.
- Justin Bieber. - Odetchnęliśmy z ulgą. Popatrzyłam na jego czoło, moje oczy wypadły z orbit i leżały przede mną na dywanie.
- T-ty ... yyy.. Masz c-coś.. - nie mogłam nic powiedzieć, jednocześnie wyglądało to bardzo zabawnie, ale z drugiej strony on mnie zabije.
- Wydusisz to z siebie?- z trudnością odezwał się chłopak. Nic nie mówiąc, wyjęłam z szafki małe lustro, które mu podałam.
- Coś ty mi zrobiła!? - ze strachu potknęłam się o swoje nogi i wpadłam na ścianę. Popatrzyłam jeszcze raz na jego twarz, która nie wyglądała za dobrze. Dookoła całego oka panował fioletowy siniak, a na lewej skroni robił się guz.
- J-ja nie chciałam.- chwyciłam w zęby wargę i zaczęłam ją gryźć.
- Nie chciałaś? To po ci ten kij?!- nawet nie zwróciłam uwagi, że nadal trzymam go w ręce.
- Bo mnie przestraszyłeś! Coś się zbiło, a potem usłyszałam głupie śmiechy no i cię nie poznałam. Myślałam, że jakiś złodziej chodzi po domu, spanikowałam i cię uderzyłam! - gestykulowałam rękoma w powietrzu.
- Chodź stary do salonu. Dasz radę iść? - Justin pokiwał głową i wstał. Niezwracająca na mnie uwagi ruszyli do salonu.
- To ja może przyniosę lód. - powiedziałam, a oni mnie zignorowali. Odłożyłam kij i ruszyłam do kuchni. Podeszłam do lodówki w celu znalezienia czegoś zimnego. Przebierałam między półkami, kiedy słyszałam rozmowę chłopaków z pokoju.
"- Ona jest jakąś wariatką!.- powiedział Justin, który wydawał się wściekły.
- Wystraszyła się, Bieber. To nie jej wina, jest bardzo porywcza.- bronił mnie Chaz.
- Zauważyłem. "
Ich rozmowa ucichła, kiedy weszłam do pokoju.
- Proszę tutaj lód, a tu tabletki przeciwbólowe. - wyciągnęłam w jego stronę ręce. Spojrzał na mnie wrogo przez co coraz bardziej mnie denerwował. - No dalej bierz. - wywróciłam oczami, jednym szarpnięciem zabrał lód i tabletki.
- A coś do popicia? - zachowywał się jak bachor, którego już nie znoszę.
- Nie potrafisz przełknąć tabletki bez wody?- nie odpowiedział, jedynie co robił to wpatrywał się we mnie wrogo. - Przepraszam! Już, wystarczy? O to ci chodzi? Nie chciałam cię uderzyć. - wykrzyknęłam zbulwersowana. Ruszyłam w stronę kuchni, po tą cholerną wodę, kiedy usłyszałam " Trzeba było ją zostawić w tych płomieniach". Natychmiast zatrzymałam się i spojrzałam w ich stronę.
- Co? - powiedziałam na tyle głośno, że oboje wzdrygnęli się. Spojrzeli na mnie dziwnie jakby nie wiedzieli o co chodzi. - Tak słyszałam to co powiedziałeś, nie zdążyłam jeszcze wyjść. Tłumacz się. - wytknęłam w jego stronę palec.
- Nie mam ci się z czego tłumaczyć. - wzruszył ramionami.
- Chaz?- popatrzyłam na niego wściekle, ale ten tak samo wzruszył ramionami. Westchnęłam i usiadłam na kanapie na przeciwko ich.
- Przyniesiesz tą wodę?- pytał uporczywie, chcąc ominąć temat.
- Nie i nie dostaniesz jej dopóki nie odpowiecie mi na pytanie " Jakim cudem nie umarłam w płomieniach?".- uniosłam brwi, czekając na jakąkolwiek odpowiedź, niestety nie uzyskałam żadnej. Spojrzałam wyczekująco na Justina, który w lewej dłoni trzymał lód przyciśnięty do oka, a drugą ręką wkładał do ust tabletki. - o, a wiec teraz niepotrzebna ci jest woda?
- Mam cię dość kobieto, działasz mi na nerwy.
- To wynoś się stąd, to mój dom!- wykrzyknęłam i wskazałam palcem w stronę wyjścia. Spojrzenie Chaza, uprzedziło mnie, że przesadziłam.
- Dobrze, wychodzę. - Justin wstał i rzucił w moją stronę lód.
- Abigail... - Chaz wymamrotał. Wzruszyłam ramionami i również wstałam.
- Nie będę słuchać twoich narzekań. Przeprosiłam cię przecież, a ty dalej udajesz nabrzmiałego gbura. - uderzyłam go w ramię. Znów stałam się wściekła, przez co moja blizna zaczęła pulsować. - Ał.- przymknęłam oczy i usiadłam na kanapę, trzymając się za głowę.
- Wszystko w porządku? - zapytali równocześnie. Już chciałam odpowiedzieć "tak" kiedy ból się nasilił, a moje powieki stawały się cięższe. - Boli blizna? - pokiwałam głową. Chaz wziął mnie na ręce i jak się nie mylę razem z Justinem wędrującym za nim, zaniósł mnie do pokoju.
Położona na łóżku i zwijająca się z bólu, chciałam tylko zasnąć.
- Gdzie są twoje tabletki?
- W łazience. Dolna szafka po lewej. - wymamrotałam.
- Okej, Bieber znajdź tabletki, ja pójdę po wodę. - Chaz wyszedł z pokoju, a Justin szubrował w łazience. Gdyby nie nasilający się ból, już dawno bym zasnęła. Starałam się uspokoić, coś na styl kiedy ktoś ma atak paniki. Lekarze zawsze mi to powtarzali ' Najlepszy na ból jest spokój." Po chwili poczułam jak łóżko ugina się pod czyimś ciężarem. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na Justina. Jego wzrok wskazywał nie pokój, błądził po twarzy jakby szukając jakiegoś znaku. Syknęłam z bólu.
- Jeszcze boli?- zapytał z troską. Gdyby nie to, że jestem teraz nie do dyspozycji odpowiedziałabym mu nie miłym komentarzem. Pokiwałam głową na tak. Nagle jego ręka znalazła się z tyłu mojej głowy i zaczęła głaskać bliznę. Jego palce delikatnie wodziły po kresce, która była przykryta górą włosów. Aż miło się zrobiło i tak też było, ponieważ już po chwili ból ustąpił. Zdziwiłam się bardzo, on czyni cuda. Jak to zrobił?
- To ja cię uratowałem.- wymamrotał, przestając głaskać tył mojej głowy.
- Nie przestawaj... Znaczy się mów dalej. - schowałam twarz w poduszki, kiedy poczułam jak robię się gorąca na twarzy. Zachichotał. Rozpłynęłam się dosłownie. Moja nienawiść do niego tak szybko jak się pojawiła tak szybko zniknęła.
- Gdyby nie to, że krzyczałaś pewnie bym cię nie znalazł....
Justin Pov
Cholera jasna nie znajdę jej. Idiota Chaz musiał się nachlać...
- Pomocy! Pomocy! - krzyczał dziewczęcy głos. Zorientowałem się, że to musi być ona, ale jej krzyki cichły. - Pomocy proszę... - krzyknęła ostatni raz. Głos wydawał się być blisko mnie i tak też było. Dym unoszący się w powietrzu był nieznośny. Dusząc się nim, wszedłem do sypialni i rozglądałem się po pokoju, szukając jej drobnego ciała. Siedziała skulona w kącie za szafą " Jak można schować się za drewnianą szafę, podczas pożaru?" mruczała coś pod nosem,a kiedy się jej przyjrzałem zauważyłem, że zamyka oczy. Podbiegłem do niej i wziąłem na ramiona. Ogień nie doszedł jeszcze do wyjścia, ani nie zablokował nam drzwi, chociaż dym dawał ostre znaki. Spojrzałem na jej twarz, która była cała osmalona. Biegiem ruszyłem na świeże powietrze.
- To tyle? A jak dotarłam do domu? Do swojego łóżka? - zapytała, wciąż mając twarz w poduszce.
- Przywiozłem cię samochodem, a potem wszedłem przez okno. - wzruszyłem ramionami.
- Jakim cudem znalazłam się w piżamie?- uśmiechnąłem się pod nosem, nie odpowiadając, ale dalej masując jej bliznę. - Powinnam być na ciebie wściekła, ale jest mi tak dobrze. - powiedziała, zduszając głos w poduszce, co było bardzo zabawne. Przed oczami miałem jej nagie ciało, w samej bieliźnie. Chichotałem do siebie.
- Przestań myśleć o moim gołym ciele... Właściwie to jesteśmy kwita. Ty widziałeś mnie w samej bieliźnie, a ja za to przywaliłam ci z kija w twarz.- powiedziała odwracając się w moją stronę. Na widok mojego oka, na jej twarzy pojawił się grymas.
- Masz ogromną siłę.
- Taaaa. Naprawdę przepraszam, spanikowałam i już.
- Dopóki to - wskazałem na oko. - Nie robi się czarne nie będę na ciebie krzyczał.
- Oh. - zamknęła oczy i położyła się z powrotem na łóżko. Odczekałem kilka minut, kiedy wydawało mi się, że już śpi, wtedy wstałem i chciałem wyjść, poszukać Chaza. Miał iść tylko po wodę.
Moją uwagę przykuł żółty papier na stoliku nocnym. Nie powinno mnie to obchodzić, dopóki nie zauważyłem podpisu Justin. Z ciekawość wziąłem do ręki list.
" Stratford 23.09.2010
To mnie pochłania. Obejmuje całego i nie panuję nad sobą. Wtedy działo się to samo. Nie chciałem tego, tak bardzo starałem pokazać ci, że jestem lepszy. Zaufałaś mi, nawet głupi złożyłem dla ciebie obietnicę. Ostrzegałaś mnie, żebym tego nie robił jakbyś właśnie wiedziała że to i tak się stanie. Nie czuj się naznaczona, nie możesz taka być, nie jesteś moja, więc nie miałem prawa tego robić. Cholera ja naprawdę nie miałem prawa znów cię uderzyć. Czuję się z tym źle, wiem że jesteś silną dziewczyną, ale nie tak silną aby przyjąć te ciosy. Przepraszam, chociaż to nie ma żadnego znaczenia. Oboje wiemy, że to może się powtórzyć, ale chcę zacząć od początku. Tęsknie za tobą.
Justin"
- O co tu chodzi? - zapytałem, a kiedy nie uzyskałem odpowiedzi spojrzałem na nią. Spała, a więc nic nie rozumiała, tak samo jak ja.
" Życie doprowadza nas do szału, poprzez tajemnice, które nas prowadzą. Uważaj bo gra się toczy, teraz od ciebie zależy czy przyjmiesz rozwiązanie z właściwej strony".
_____________________________________________________________________
Co tu dużo pisać ? Dziękuję za aż 21 komentarzy, jesteście wspaniali ♥ Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Przez kilka rozdziałów nie będzie, aż takich akcji po prostu chcę dojść do kulminacyjnego momentu :)
Czytajcie aktualności po prawej stronie bloga ta zazwyczaj pisze, kiedy jest rozdział itd :)
Zapisujcie się w zakłdce Informowani jeżeli chcecie być na bieżąco z rozdziałami :)
Zapisujcie się w zakłdce Informowani jeżeli chcecie być na bieżąco z rozdziałami :)
Podnoszę stawkę. 25 komentarzy= nowy rozdział
Swietne axskApsbwkz dawaj następny :))
OdpowiedzUsuńon jest jakiś tępy czy co XD jezuu, no czekam w kiedy końcu justin ogarnie że Abigail to Blair, czekam na akcję jakąś ;) @whitegoody
OdpowiedzUsuńBOOOOSKIE *-*
OdpowiedzUsuńwspaniałe :D
OdpowiedzUsuńkocham to :D
OdpowiedzUsuńCo za tempak! Przecież to Ty pisałeś! Lol Czekam na następny, byle szybko :D Ten był Omg! :D Teraz już wiem jak się obronić przed włamywaczem :D
OdpowiedzUsuńBoze kocham . <3
OdpowiedzUsuńCzekam, cholernie Ciekawa <3
OdpowiedzUsuńNie moge sie doczekac, cudowny :D
OdpowiedzUsuńCZEKAM NIE CIERPLIWIE, KOCHAM KOCHAM <3 <3 !!!
OdpowiedzUsuńJeśli chcecie nowy rozdział to komentujcie! Niestety nie ma w życiu nic za darmo! :D ( mój kom się nie liczy )
OdpowiedzUsuńwspaniałe :D
OdpowiedzUsuńJeszcze 15 kom, a może taka mała niespodzianka dla autorki i 30 kom. Ona się tak dla nas stara i pisze, to my się też postarajmy :D Bo nw jak wy ale ja chcę 10 rozdział ;)
OdpowiedzUsuńKochaaaam :*
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńnastepny proszeee ♥
OdpowiedzUsuńkocham tego bloga, uzależniłam sie i czekam na następny ♥
OdpowiedzUsuńMuszę poprosić Tate aby kupił mi kij xD
OdpowiedzUsuńZastosuje taktyke Abi/Blair <3<3<3
Nmg..
doczekać się 10 ;)
K.C.
Anana
świetny :) następny
OdpowiedzUsuńnastępny proszę :D
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego ;)
OdpowiedzUsuńaaaa kochammmmm <3
OdpowiedzUsuńKochaaaam
OdpowiedzUsuńDawaj następny ♥
OdpowiedzUsuńuwielbiam <3
OdpowiedzUsuńnastępny,następny,następny <3
OdpowiedzUsuńDodaj już następny :)
OdpowiedzUsuń