środa, 21 maja 2014

23. Dzień Miłości



Ten rozdział miał być w niedzielę, ale no cóż 7 komentarzy raczej do tego nie zobowiązuje.  



________________________________________________________________


Abigail POV
Zostało 5 minut do dzwonka, a ja już prawie kończyłam test z francuskiego.  W ostatnim zadaniu wystarczyło napisać list do przyjaciela i opisać w nim jak zrobić  tort urodzinowy. Oczywiście opisałam czekoladowy tort urodzinowy. Chyba ponad 14 razy użyłam słów typu "Kocham czekolade", "uwielbiam czekolade" i "czekolada jest świetna" tak że wiekszość tego musiałam wykreślić.

Odłożyłam długopis na ławkę i dokładnie przejrzałam swój test. Idealnie.  Czułam, że mam dobrze i w ogóle nie zrobiłam największych błędów, ale to tak właśnie jest, że kiedy spodziewasz sie tej najlepszej oceny i tak dostajesz tą najgorszą albo po prostu tą której nie chcesz.
 W całej szkole zabrzmiał dzwonek, większość uczni odłożyła długopisy, inni skończyli pisać wcześniej, a niektórzy starali się szybko coś dopisać.
- Hayes pozbieraj sprawdziany. Możecie wychodzić. - wsunęłam wszystko do plecaka, a potem zaczęłam przemieszczać się po klasie zbierając sprawdziany.
- Prosze.- powiedziałam kiedy położyłam wszystko na jej biórku. Spojrzała z nad książki i uśmiechnęła się.
- Dziękuje kochanie.- skinęłam głową i przypadkiem zobaczyłam tytuł książki, którą czyta, wręcz musiałam powstrzymać sie od wybuchnięcia śmiechem.
- O czyta pani 50 twarzy Grey'a. Podobno dobra książka. - kobieta zarumieniła się i natychmiast schowała książke do szufladki.
- Tak myśle, że tak... Idź już dziecko bo przerwa ci sie skończy.
- Jest pora lunchu mamy pół godziny, ale ma pani racje czas to skarb. Do widzenia.- wyszłam z klasy kręcąc głową w niedowierzaniu, że moja własna nauczycielka aka najwieksza przyzwoitka i pewnie jeszcze dziewica czyta właśnie taką książke.Może tak stara się aby jej życie przyprało bardziej erotycznego kształtu? Powinna w końcu znaleźć sobie chłopaka, bo ile ona ma lat? 40? Jeszcze trochę i wkroczy w okres menopauzy, a wtedy o dzieci ciężko się starać, a chyba każdy chciałby mieć dziecko, które zostanie z nim kiedy ona będzie już stara.
Szłam korytarzem prosto do stołówki, przypomniałam sobie o Dannym i o tym jak dawno go nie widziałam. Właściwie powinnam sie cieszyć, ale zamiast tego czuje niepokój. To całe czekanie, ta cisza i jedna wielka niewiadoma mnie zabija. To, że go teraz nie ma jest bardziej straszne, niż wtedy kiedy przechodził obok, bo nigdy nie wiadomo co teraz planuje i kiedy zrobi swoje wielkie wejście. Nie wiedziałam czy zachorował czy może odpisał sie z naszej szkoły i przeniósł sie gdzieś indziej, ale to było mało prawdopodobne. Zastanowiłam sie dlaczego nie zgłosić go na policje. Napadł na mnie w własnym domu, a potem usiłował porwać ze szkoły. To przecież karalne! Potem pomyślałam o tym, że Danny może należeć do jakiegoś "gangu" jeżeli w ogóle coś takiego istnieje w Stratford i wtedy kumple z tego gangu mogliby mnie dopaść, a może już mi odpuścił? Dla swojego dobra również powinnam.
Otworzyłam drzwi do stołówki i weszłam do środka. Rozglądałam sie szukając miejsca gdzie mogłabym usiąść. Nadal nie byłam pewna czy powinnam siadać z Mirandą i Destiny albo Justinem i Ryanem, a nawet Chazem . Usiadłam przy odosobnionym stoliku przy oknie, gdzie prawdopodobnie nikt mnie nie zobaczy. Położyłam na stół swoje kanapki z tuńczykiem i zaczęłam wcinać jedną z nich. Kiedy tak jedzenie przelatywało przez moje gardło, a następna kolejka miała zostać przełknięta ktoś zaskoczył mnie od tyłu tak, że zaczęłam sie dusić.
- Ughymy... Ekhemm..- chwyciłam za wode na stoliku i szybko ją odkręciłam wkładając do buzi chcąc aby jak najszybciej tuńczyk przeszedł mi przez plecy.
- Wszystko w porządku? - odezwał sie znajomy głos mojego brata. Z pięsci kilkakrotnie uderzył mnie w plecy tak mocno, że musiałam poprosić go aby przestał.
- Uff myślałam, że umre.- to było gorsze od ataku astmy. - Następnym razem wyślij list i uprzedź mnie, że zamierzasz podejść.
- Ciebie też miło widzieć.- wywrócił oczami, a potem zniżył się by dać mi całusa w polik co odwzajemniłam. Zauważyłam, że wiele osób przypatrywało się nam, a niektóre dziewczyny szeptłay coś między sobą. Serio, aż takie zrobiliśmy zamieszanie? Zarumieniona i skrępowana, odwróciłam się i zaczęłam popijać wodę.
 - Czemu siedzisz sama? - wzruszyłam ramionami, właściwie sama nie wiem dlaczego, może tak po prostu chciałam być sama? Chociaż jak moge być sama kiedy dookoła siedzi prawie cała szkoła. Zmieniłam temat.
- Co słychać w domu?- zapytałam biorąc do ręki drugą kanapke i mocno się w nią wgryzłam.
- Właśnie o tym przyszedłem porozmawiać.- złączył dłonie na stole i intensywnie sie we mnie wpatrywał chcąc zmusić mnie do słuchania, ale jak dla mnie ta kanapka była ciekawsza niż rozmowa o tym, że może powinniśmy wrócić. Widze, że tato też chciałby już wrócic, że tęskni za mamą i pewnie swoim wygodnym łóżkiem w sypialni, ale ja po prostu chciałam usłyszeć głupie przepraszam. To dużo? Nie jestem wymagająca.
- Chaz naprawde teraz?- uniosłam brwi, a on przytaknął. Poddałam sie i skinęłam głową zachęcając go do mówienia.

-To już prawie dwa tygodnie ile chcecie sie na siebie gniewac? To twoja mama Abigail- jakby jego matką też nie była. To co, że jest adoptowany jest jak biologiczna rodzina, powinnam kiedyś zrobic mu wykład na ten temat.- Może jest trochę wkurzająca i przewrażliwiona...
- Trochę? Ona wykracza poza wszystkie normy.- przerwałam mu przez co posłał mi lodowate spojrzenie.
- Ale to nadal twoja mama. Wiesz co zauważyłem kilka dni po tym jak wyjechaliście? Że płacze kiedy nikt nie patrzy.- moje usta uformowały sie w litere 'o' , poczułam wyrzuty sumienia i ukłucie w brzuchu. - Ona sie o ciebie martwi. Boi się, że cie straci, że znów ktoś cie porwie- gdybyś tylko wiedział co stało się kiedy ty siedziałeś w kinie.
- To ci powiedziała?- przytaknął.
- Ona chce żebyś wróciła.
- A tata?
- Oh to ty nie wiesz? Tata już dawno zaczął przychodzić do domu, a szczególnie na obiady. Mówił, że ma dość zupek z paczki.- mruknęłam coś niezadowolona do siebie, a potem zaczęłam analizować jego słowa. Moja mama bała się, że mnie straci i chyba nawet wiem o co chodzi. Ona nie chce żeby historia powtórzyła się tak jak z Mike'em. I wtedy zrouzumiałam i poczułam współczucie do mamy i miałam ochote wtulić się teraz w jej ramiona żeby mnie przytuliła tak jak w moim śnie o Mike'u.
Westchnęłam będąc smutna wiedząc, że sprawiłam iż moja mama płacze. - Dobrze... Właściwie też brakuje mi porządnych obiadów.- uśmiechnęłam się. Chaz wypuścił głośno powietrze i teatralnie otarł czoło dłonią.
- A już myślałem, że sie nie zgodzisz. Powiem mamie, że przychodzisz.
- Nie, nie to bedzie niespodzianka.
- W porządku...
- Hey!- zostałam zmiażdżona uściskiem ramion dookoła mojej szyi. Dobrze, że przynajmniej tym razem nic nie jadłam.
- Hey.- śmiesznie wywróciłam rekoma do tyłu i objełam Destiny. Puściła mnie, a ja ją i usiadła obok.
- Cześć Chaz.- pomachała mu, a potem szybkim ruchem wyjeła z torby sałatke. Zrobiłam zdziwioną minę bo jedno czego zdążyłam się nauczyć o Dest to to, że uwielbia jeść rzeczy dużo kaloryczne, ale mimo tego i tak wygląda pięknie. - Jestem na diecie. Zaczęłam chodzić na siłownię, pić samą wode i jeść rzeczy tylko nisko kaloryczne. O i nawet zaczęłam biegać. - wytłumaczyła, widząc moją zdziwioną minę.
- Poważnie Dest? Przecież wyglądasz świetnie.
- Racja! - krzyknął Ryan, z Justinem,  którzy pojawili się tuż za mną.
- Hey.- Justin przywitał się dając mi buziaka w polik czym sprawił, że moje poliki pokrył rumieniec.  Justin usiadł obok Chaz'a gdzie przywitali sie na swój dziwny sposób, a potem obok usiadł Ryan również witając się z Chazem.
- O co chodzi z tą twoją dietą? Jasonowi podobasz sie taka jaka jesteś.- powiedział Ryan, a wszyscy mu przytakneli. Nawet sie niezarumieniła! Zauważyłam z podziwem. Destiny wywróciła oczami i na widelec nałożyła sobie kawałek sałaty i ogórka, a potem włożyła to do buzi.
- Wy jesteście chudzi, więc mnie nie rozumiecie.- uniosłam brwi.
- Ha! Zobacz na mój brzuch kochana, właściwie przydałoby mi sie troche wyrobic figure.- zamyśliłam sie .
- Choć dzisiaj ze mną na siłownie.
- Dzisiaj nie moge, ale co powiesz na jutro?- uniosła kciuk w górę i zabrała się za sałatke. Chłopacy tylko parskneli śmiechem.
- Wy dziewczyny naprawde macie problemy.- powiedział Ryan, a potem spojrzał na wyświetlacz.- Dam ci jeden najlepszy sposób na odchudzanie.
- Co tym raze walniesz?- przechyliła głowę na bok, czekając co odpowie Ryan, pzywyczaiłam się do tego, że czasami rzuca głupimi tekstami.
- Najpierw obruć głowę w prawo, a potem w lewo.  Powtórz ćwiczenie za każdym razem kiedy ktoś będzie ci proponował jedzenie.- wszyscy parskneliśmy śmiechem, a Destiny rzuciła w niego ogórkiem również chichocząc.
- Właściwie gdzie Miranda? - zapytałam. Na początku nie zwróciłam na to uwagi, ale teraz zabrakło mi kogoś. Specialnie spojrzałam na Chaza który na moje spojrzenie zaczął wzrokiem błądzic po ścianach.
-Zaraz powinna przyjść, omawia projekt z Febe na chemie.- przytaknęłam i nagle zaciekawiło mnie jak daleko są już Miranda i Chaz.
- Jak wam sie układa?- wypaliłam sprowadzając brata na ziemie. Nagle wszyscy spojrzeli na niego, właściwie oprócz Justina który wypalał dziure w moim czole. Czy mam coś na nim?
-Co? - zapytał zmieszany sprawiając że zachciało mi sie śmiać.
- Zapytałam jak ci się układa z Mirandą?- a tobie z Justinem? wstrzymałam.oddech. Nic, między nami nic nie ma i nie bedzie. On mi tylko pomaga.
- Dobrze Miranda jest troche skomplikowana, ale lubie ją... O wilku mowa! - odwróciłam się w miejsce gdzie spojrzał Chaz i ujrzałam uśmiechnietą Mirande która zmierzała do nas taneczym krokiem.
-Cześć wszystkim!- przywitała sie ze wszystkimi po kolei, ale kiedy dawała buziaka w polik Chaza wydawała sie zabawnie skrepowana.
- A ty znowu z tą sałatką? Słyszeliście już? - skinęła w jej strone. Wszyscy przytakneli.- Kompletnie zwariowałaś ciekawe co powie na to Jason kiedy sie dowie.
- A co ma do powiedzenia? - oburzyła sie dziewczyna. - Nie jest moim ojcem, ani chłopakiem nie ma nic do gadania. Mam prawo robić co chce.- wzruszyła ramionami. Przy stole wszyscy ucichli, a Miranda zrobiła zdziwioną minę.
 Jason kocha Destiny ale ona zupełnie jakby tego nie widziała, albo po prostu dobrze udawała, że tego nie widzi. W każdym bądz razie Dest powinna otworzyć oczy i serce.
-Justin Widziałam świetny dywan na Eastway . Wiesz wzamian za ten... No wiesz.- uśmiechnął się i przytaknął.- Pomyślałam, że mogłabym go dla ciebie kupić.
- Pokażesz mi i to ja go kupie.- uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- To chociaż po pół. Gdyby nie ja dalej miałbyś tamten dywan.
- Właściwie racja.
- Jakie to urocze.- zagruchała Destiny mrugając bardzo szybko powiekami.
- Że będą kupować dywan? Ta serio urocze.- Ryan uderzył sie z otwartej reki w czoło przez co sprawił, że wszyscy zaczeli sie śmiac.
- Po prostu nie wiesz jak to jest miec kogoś kogo sie kocha i kto kocha ciebie.- oni chyba nie uważali, że ja i Justin? Co nie?
- Ty też nie.- skrzyżowała ramiona oburzona, a wszyscy dookoła się śmiali i tak dobiegł koniec lanczu.
Moje serce było przepełnione radością. Po raz pierwszy poczułam sie dopasowana i kochana przez innych. To niesamowite, chciałabym aby każdy dzien przebiegał tak samo. Chciałabym na zawsze zachowac tą radosc i miłosć w sercu.
***
- Więc w końcu który?- zapytał, kiedy machałam palcem po dywanach. Odrzucił głowę w tył i jęknął.- Abigail to tylko dywan!
-Ale nie możemy kupić byle jakiego! Od razu weźmy ten przy wejściu co pasuje do pokoju jakiegoś dziadka.- mruknęłam, cofnełam sie i stanęłam z nim ramie w ramie, utrzymując wzrok na jednym z dywanu.- Zresztą jestem dziewczyną i mam prawo być niezdecydowana.
-Wcale cię to nie usprawiedliwia.- mruknął i dźgnął mnie w bok.- Wiesz już który? 
- Chyba ten, ale nie jestem pewna...- wskazałam palcem na dywan przed nami, który był cały brązowy i jak twierdził Justin prawie niczym nie różnił się od innych, które oglądaliśmy.- A ty? 
- Jak dla mnie może być każdy.- wzruszył ramionami. Również jęknęłam bezradna, nie miałam pojęcia, że wybieranie dywanu może być tak trudne. 
- Justin wcale nie pomagasz.
- Jest ładny węźmy go.- przechyliłam głowę na bok i z niecierpliwym spojrzeniem spojrzałam na niego.- Jest w porządku i pasuje do wnętrza pokoju, mówię ci jest najlepszy.- uniósł dwa kciuki w górę i szeroko się uśmiechnął.
- Zresztą.- wzruszyłam ramionami i zauważyłam zbliżającego się do nas jednego z pracowników.
- Zdecydowali się państwo? 
- Chyba tak.- powiedziałam, ale zostałam uderzona w plecy.
- Tak, bierzemy ten.- Justin wskazał palcem na brązowy dywan. 
-Niech się pan nie martwi, niezdecydowaniem narzeczonej. Każda para zawsze miała taki sam problem.- czy ten koleś wziął nas właśnie za parę narzyczonych? Spojrząłam na palce i może był tam pierścionek, ale z pewnością nie zaręczynowy! Poczułam jak czerwony kolor wpełza na moje policzki, spojrzałam ukradkiem na Justina, który się uśmiechał, a ja miałam ochotę zedrzeć z jego twarzy ten ironiczny uśmiech. Miał taki słodki dziecięcy uśmiech i ten wyraz twarzy jakby cieszył się, że dostał lizaka. 
- Ale my nie jesteśmy...- chciałam powiedzieć, że nie jestemśmy parą, ale Justin mi przerwał.
-... jak inne pary, bardzo dobrze się ze sobą dogadujemy. - pracownik uśmiechnął sie do nas i podszedł do wybranego przez nas dywanu i zaczął go ściągac.
-Co ty odwalasz?- wykrzyknełam szeptem nad jego uchem. Usmiechnięty wzruszył ramionami. 
-Mają tutaj zniżki dla par. - wywróciłam oczami i po kilku minutach ruszyliśmy z naszym dywanem do kas.
- Czuję się jakbyśmy byli....
- Małżeństwem?- zapytał, przerywając mi. 
- No właśnie i to tak jakbyśmy kupowali ten dywan do naszego nowego domu. - przyznałam, kładąc dywan na macie.
- Wiem, ja też. 
- Dzień dobry. - odpowiedzieliśmy jej równo z uśmiechem. Sprzedawczyni wzięła do rąk dywan i skasowała go, podając nam cene. Justin wyjął portfel i zapłacił, pięniędzmi pół moimi, pół jego tak jak obiecałam złożyliśmy się, chociaż jeszcze całą drogę do sklepu musiałam bardzo go do tego przekonać. Justin chwcyił zakupiony przedmoit pod pache i ruszyliśmy do wyjścia.
- Swoją drogą byłabyś świetną Panią Bieber. - zachichotałam, czując rumieńce. Jezu ludzie powinnam zacząć jakoś nad tym panować. 
-Aż tak cię zawstydzam?- zapytał śmiejąc się. Przytaknęłam nie chcąc odpowiadać, czując nagłą suchość w gardle. - Jesteś słodka kiedy to robisz.- niespowiedzianie murknął nad moim uchem sprawiając, że miły dreszcz przeszedł przez moje ciało, a w podbrzuszu poczułam dziwne fale. No i oczywiście znów moje poliki przybrały jeszcze mocniejszy kolor czerwieni. 
Nagle telefon Justina zadzwonił.
-Halo?...... Okej..... Zapytam sie jej. Ruddiness* moja mama urządza grila. Przyjdziesz? - oh czyli, że mam nowy przydomek? 
- Nie mogę, przepraszam.- powiedziałam bezgłośnie, odbierając od niego kluczyki od samochodu.
-Mówi, że przyjdzie.- wywróciłam oczami, a potem spojrzałam w niebo sygnalizując mu, że proszę o pomoc boga.- Przywiozę. - rozłączył się i podszedł do bagażnika wkładając tam dywan. Wsiadłam do samochodu i zapięłam pasy, poczekałam, aż wsiądzie i odpali samochód.
- Justin ja naprawę nie mogę.- powiedziałam kiedy ruszył z parkingu. Skupiony skręcił w prawo i nawet nie odrywając oczu od drogi zapytał.
-Dlaczego?- zagryzłam wargę, zakłopotana.
-Obiecałam Chazowi, że przyjdę dzisiaj do domu i pogodzę się z mamą. 
-W porządku, to pojedźmy chociaż do marketu, muszę kupić jeszcze kilka rzeczy dla mamy. - przytaknęłam bawiąc się swoimi palcami, spojrzałam w boczne lusterko i zobaczyłam czarny samochód jadący za nami. 
To tylko samochód. pomyślałam kiedy poczułam uczucie paniki, przecież teraz prawie każdy ma czarny samochód. Prawda? Nie tylko bandynci?
***
-Tak właściwie to dlaczego pokłóciłaś się z mamą?- przypomniałam sobie, że jakoś nigdy mu o tym nie wspomniałam, wiedziałam, że wie iż mieszkam w hotelu i pokłóciłam sie z mamą, ale nie wspominałam, dlaczego. Racja. 
-W dzień kiedy moi rodzice przyjechali do ciebie, a potem ty odwiozłeś mnie do domu, pamiętasz jeszcze?- przytanął.- No więc kiedy wrócili mama kazała mi iść do pokoju, oczywiście była wściekła, a ja udałam głupią udając, że nie wiem o co chodzi no i dostałam siarczystego policzka.
- Uderzyła cię?- uciszyłam go.
- Potem zaczęła się wydzierać, że wie, że uciekłam z domu no to ja jej na to, że byłam w piwnicy no i oberwałam drugi raz.- uniosłam lekko kąciki ust do góry wskazując Justinowi, że jest okey. - Tata się wkurzył i powiedział, że nie będzie mnie więcej bić i pojechaliśmy do hotelu.
- I ty chcesz się pogodzić? 
-Justin!- uderzyłam go w tył głowy, za jego durne pytanie.- To moja mama. 
-Uderzyła cię.
-Martwiła się, miała prawo.
-Wcale, że nie. 
- Dobra, cokolwiek. - westchnęłam, biorąc do ręki paczkę żelków i wrzuciłam ją do koszyka. 
                      ***
Stałam właśnie przed ogromnymi białymi drzwiami. Przed drzwiami mojego własnego domu, najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że niewiedziałam czy wejśc jakgdyby nigdy nic czy zadzwonić. Czy byłam przerażona? Mało powiedziane szalałam ze strachu, zależało mi tylko na zgodzie już nawet nie liczyłam na przeprosiny. Nagle nie spodziewanie drzwi sie przede mną otworzyły, a w nich stanął Chaz z kpiącym uśmiechem na twarzy i brwiami uniesionymi, ku górze.
- Po pierwszej minucie byłem pewny, że odmawiasz modlitwe, a reszte 5 minut kiedy nie wchodziłas pomyślałem, że chyba cie przymroziło. Wejdziesz w końcu?- przytaknęłam nie będąc w stanie nic z siebie wydusić , a na dodatek poczułam susze w gardle. Weszłam za Chazem do domu i na korytarzu zdjęłam buty. Miałam wrażenie, że nie byłam tu kilka lat, a wszystko jakoś się dziwnie zmieniło, ale prawda była taka, że to tylko obrazy zniknęły ze ścian, a zamiast nich zastąpiły zdjęcia....
- Zdjęcia!-  podeszłam do jednego z nich, zdjęcie w oszklonej ramce rozmiarów 50x60  przedstawiało dziewczynkę mniej więcej w wieku 12 lat, obok niej stał mój tata, a z drugiej strony była moja mama. Wiedziałam, że tą małą dziewczynką napewno byłam ja, ale w ogóle nie myślałam że kiedykolwiek zobacze zdjęcie które pochodzi z czasów, których nie pamiętam. Przejechałam palcem po mojej małej twarzyce bedąc bardzo podekscytowana. Rodzice mieli na sobie jakby wymuszony uśmiech, a mój przypominał grymas. W oddali było wiele ludzi, mnóstwo koców a nad nami wielki transparent " 10 rocznica cukiernii U Luisa"
-U Luisa.- szepnęłam zamyślona starając sobie przypomnieć skąd ta nazwa brzmi znajomo, miałam wrażenie, że ostatnio tam byłam. Pieprzone uczucie, które zbyt często mnie prześladuje.
Kiedy zdawało mi się, że już prawie sobie przypomniałam jej głos przerwał mi trans.
-Miałam dość tych obrazów.- to zdjęcie tak mnie zafascynowało, że nawet na nią nie spojrzałam.-Podoba ci się ta zmiana?- przytaknęłam. Czułam susze w gardle, serce podskoczyło mi do gardła nie wiedząc dlaczego. Realax Abi. pomyślałam.

-Dlaczego wcześniej nie wystawiałas zdjęć?- odwróciłam się stając twarzą w twarz z moją mamą. Skrzywiłam się widząc wory pod oczami i czerwone oczy od płaczu. Wzruszyła ramionami i odeszła do kuchni, a ja za nią. Zamierzałam jej nie męczyć, po prostu pogodzic się, ale zdjęcie które zobaczyłam wystarczyły, żeby sprowadzic mnie w złosc.
- Porozmawiaj ze mną.- zażądałam stając w rozkroku w wejściu. Obserwowałam jej ruchy jak wkładała naczynia do zmywarki w ogóle na mnie nie patrząc.- Rozmawiaj ze mną.- zacisnęłam dłonie w pięści. Nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi. Cisze która miedzy nami panowała zagłuszały tylko stuakania naczyń. Kiedy zamknęła zmywarkę z wściekłością rzuciła na blad ścierkę i przetarła twarz dłońmi składając je do modlitwy.
- Abigail przyszłaś się tu pogodzić, więc prosze nie wszczynaj kłótni.- pokręciłam głową w niedowierzaniu.
- Nie musiałabym tego robić jeśli byś ze mną szczerze porozmawiała.
- Wiec rozmawiajmy...
- To zacznij od opowiedzenia mi życia przed amnezją.
-...ale nie o przeszłości.
- Mamo nie możesz wiecznie bać się tego co było!- wyrzuciłam dłonie w górę. Westchnęła i wyszła z kuchni ruszając do salonu.- Przestań wreszcie uciekać!
- A ty powinnaś uciekać!
- Od czego? No czego?
-Od przeszłości!
-Nie jestem tobą.- znów cisza. Miała przyśpieszony oddech, uderzyła dłońmi o uda i otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale nagle ucichła. Nie powiedziała nic tylko przecząco pokręciła głową jakby przeczyła swoim myślą. Odwróciła się do okna, zostawiając mi tylko swoje plecy do obejrzenia.
- Mamo?- zmarszczyłam czoło. Westchnęła.
- Kiedyś Abigail ci opowiem, nie teraz. - spróbowałam jeszcze raz, ostatni nie chciałam już mocniej naciskać, nie jeżeli to i tak by nie dało upragnionego celu.
- Mamo nie możesz wiecznie przekładać tego na później. Sama zawsze mówiłaś, co sie zwlecze to nie uciecze. Proszę.- zagryzłam wargi i żeby się troche uspokoić zaczęłam bawić się naszyjnikiem przesuwając zawieszke w prawo i lewo.
- Wiem kochanie. Po prostu daj mi czas żeby się przygotować.- skinęłam głową chociaż tego nie widziała. Pomyślałam, że może zaczyna sie zmieniac, a zdjęcia są pierwszym krokiem by zmierzyc sie z przeszłością. Jednocześnie stałam się dumna z mojej mamy tak jakbyśmy zamienili się ciałami i to ja jestem matką, a ona moją córką. Ale czy tylko matka może czuć dume ze swojego dziecka? Przecież dziecko też ma prawo być dumnym z osiągnięć swojego rodzica.
Odwróciła się w moją strone z niepewnym uśmiechem na ustach i zapytała z nadzieją.
- Wrócisz do domu?- właściwie po to tu przyszłam no, ale moja odpowiedz i tak brzmiała twierdząco bo okropnie miałam dość odmrażanych obiadów i łóżka z twardym materacem.
-A mogę?- oburzona zrobiła zdziwioną minę i wyrzuciła dłonie w powietrze.
-Jasne, że tak przecież to twój dom!- zachichotałam, poczułam ukłucie żalu w brzuchu przypominając sobie dzień kiedy odjechałam do hotelu. Chciałam ją okłamać, chociaż ona dobrze wiedziała gdzie byłam.
- Wiesz mamo przepraszam, że cie okłamałam. To moja wina, że sie wtedy zdenerwowałaś i mnie uderzyłaś zasłużyłam sobie. Przepraszam.- podeszłam do niej i mocno i niespodziewanie się w nią wtuliłam oplatając dłońmi jej talie. Po prostu chciałam to zrobić odkąd zobaczyłam ją w korytarzu, chciałam poczuć ciepło macierzyńskiej miłości, tak jak wtedy dzień przed moimi 10 urodzinami...
-Już więcej cię nie uderze. Przysięgam.- przycisnęła mnie mocniej do siebie. Znowu nie przeprosiła, ale nie zamierzałam się już o to czepiać wystarczyła mi miłość którą mi teraz daje. Najpierw przyjaciele, a teraz rodzina.
Nagle mój żołądek upomniał się o jedzenie i zaburczał tak głośno jak jeszcze nigdy. - To co na obiad?
                 ***
Włożyłam ostatnie spodnie do szafy i opadłam na podłogę ziewając. To był niesamowity dzień, mogłabym go nawet nazwać Dniem Miłości, chociaż od tego są walentynki.
O czwartej przyjechał tata z naszymi ubraniami, zjedliśmy obiad co prawda musiałam czekać godzinę, ale było warto. Pierwszy raz przy obiedzie prowadziło nam się tak łatwo rozmowe. Tata rzucał żartami, które usłyszał w pracy (nie były zabawne) a mama nawet czasami parskała śmiechem coś czego dawno nie słyszałam. Chciałam  napomknąć, albo chociaz naprowadzić ich na rozmowe o Mike'u ale stwierdziłam, że powinnam mieć jakieś dowody kiedy bede im sie tłumaczyła skad o nim wiem, chociaż w sumie mogłam powiedziec, że przypomniałam sobie go bo to prawda ( może nie wszystko, ale prawie wszystko) ale z drugiej strony nie chciałam psuć tego dnia.
Usłyszałam pukanie do drzwi, a potem przez nie kuknęła głowa ojca.
-Możesz zejść na dół?- zapytał.
-Ale o co chodzi?
-Po prostu chodź.- złączyłam brwi i kiedy tata zniknął, wstałam i otrzepałam się z niewidzialnego piasku, a potem wyszłam z pokoju ruszając do salonu.
Samantha siedziała na kanapie obok Petera, którzy dziwnie na mnie spoglądali. Zupełnie nie mogłam odczytać nic z ich twarzy. Usiadłam na przeciwko nich w fotelu. O wiele lepszy niż ten w hotelu.
-O co chodzi?- zaczął tata, ale potem to mama tak po prostu bez mrugnięcia okiem przeszła do setna.
-Ostatnio często nam znikasz i...- i tak jak mówiłam teraz wypaliła mama z czymś co mnie kompletnie zamurowało.
-Musisz przestać widywać się z Justinem. - byłam jak sfinks nawet nie mrugnęłam. Potrzebuje szybko włączyć mózg, który obecnie przetrzymuje w kieszeni żeby zaczął myśleć!
-Ale dlaczego? Co on wam takiego zrobił, że się na niego uwzieliście?- zapytałam spokojnie. Ten dzień był zbyt piekny żeby był idealny, ale nie zamierzałam kończyć go kłótnią.
-Wiesz, że możesz miec kogoś lepszego niż on?- wywróciłam oczami na setreotypowy komentarz taty, a co innego miał powiedziec?
-Jest złym chłopakiem i nie chce żebyś zeszła przez niego na złą droge.- zagryzłam wnętrze policzka. Zazwyczaj nie poddawałam się bez walki, ale ta bitwa tego wymagała mimo, że moja odpowiedz mogła być podejrzana.
- Dobrze.- odpowiedziałam po chwili ciszy.
-Dobrze, co? Przestaniesz  sie z nim wiydywać?
- Yhy- przytaknęłam oczywiście kłamiąc , przecież i tak bede sie z nim widywać. Tym razem nie odpuszcze wiedząc, że mam szanse odzyskać niektóre wspomnienia.
-Poważnie?-zapytał tata nie dowierzając mi. W rzeczywistosci byłam kiepskim kłamcą, ale teraz nie zamierzałam ulec i obstawiałam przy swoim.
-Oczywiście po za szkołą. Bo przeciez on też tam chodzi.- przytakneli. W oczach taty i tak widziałam, że mi nie wierzy, a wyrazu twarzy mamy nie mogłam odczytać.- Pójde już spać. Dobranoc.
- Dobranoc.- odpowiedzieli równo.
Kiedy byłam już na schodach zdążyłam jeszcze usłyszec rozmowe rodziców.
-Myślisz, że naprawde przestanie sie z nim widywać?
-Musimy zobaczyć co przyniesie nam przyszłość.
- Po prostu sie boje, że on znów zacznie jej mącic w głowie, zresztą nie chcielibyśmy aby znowu pomagał jej szukać Mike.
- Oh Sam, a co jeśli oni się kochają? I chcą być razem?
-Po moim trupie.
Justin pomagał mi szukać Mike? O co tu chodzi?
To trochę przypomina mi Romea i Julię. 


__________________________________________________________________

* Chodzi o rumieniec
Przepraszam, że późno, ale dopisywałam środek, żeby ni wydał się zbyt nudny. W następnych rozdziałach Abi i Justin zaczynają podróżować, by odzyskać stracone wspomnienia :) 

Zachęcam do komętowania, bo dzisiaj mogliście już czytać 24, ale widać wasz zapał. ( Pamiętajcie o podpisaniu się) 


27 komentarzy:

  1. Awwww Abi i Jus są tacy słodcy <3 świetny rozdział <3 /Martyna

    OdpowiedzUsuń
  2. Miłość kwitnie awwwww *__* zaisty rozdział czekam na następny <3 Larwa ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham ! Cudowny, najlepszy ! @94Team

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże też chcę takiego chłopaka, brata, przyjaciół. To jest takie asnsjnkdjnkwdnejkn *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. jestem teraz taka padnięta ale przeczytałam rozdzial ! i znów niesamowity <3 kocham cię no .... i tak szczerze nie chce mi się rozpisywać jak to zawsze robię więc powiem tylko tyle czekam na następny zajebisty rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Obłędny rozdział °,° czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam ciarki na plecach po tym rozdziale #,# czekam na następny ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmmm Pani Bieber ^^ widze że coś się dzieje ^^ czekam na następny cudowny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Niesamowity rozdział <3\Ola :)

    OdpowiedzUsuń
  10. świetne , czekam na następne ! :D / Justyna

    OdpowiedzUsuń
  11. Już nie moge doczekać się następnego rozdziału ;3

    OdpowiedzUsuń
  12. najlepsze ! :D

    OdpowiedzUsuń
  13. jeju jakie fajne ! :D nie moge doczekac sie next;o

    OdpowiedzUsuń
  14. Dajesz następny mała! ;D
    Laura xoxo

    OdpowiedzUsuń
  15. Rozdział obłędny *__*

    OdpowiedzUsuń
  16. zaje*bisty :D- Paula

    OdpowiedzUsuń
  17. Lovciam cię ;* za tego bloga <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Cudowny roizdział <3 mam nadzieje ze w następnych rozdział Jus i Abigali spędzą ze sobą troche więcej czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  19. jejciu czekam na następny !

    OdpowiedzUsuń
  20. Huhu ^^ cudowny rozdział czekam nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  21. Mam ciarki *___* ale zaje*isty rozdział <3 czekam na nastepny

    OdpowiedzUsuń
  22. Obłędny rozdział ;3 czekam na następny =>

    OdpowiedzUsuń
  23. Zajebisty rozdział ;3 nie moge doczekać sie następnego ^^

    OdpowiedzUsuń
  24. Ale zajebiaszczy rozdział *,* czekam nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  25. świetny rozdział czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  26. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń