- Proszę otworzyć w tej chwili!
- Dobry wieczór panie władzo.- otworzyłem drzwi z sztucznie przyczepionym uśmiechem, dobrze, że ludzie nie odczuwają strachu wenętrznego człowieka.
- Gdzie moja córka?! Oddawaj ją! - zanim policja mogła coś powiedzieć pani Hayes zaczęła wrzeszczeć. Zacząłem udawać, że nie wiem o co chodzi.
- Kochanie spokojnie. Pozwól, że my się tym zajmiemy.- zwrócił się jeden z mężczyzn do kobiety. Przyjrzałem mu się bliżej i rozpoznałem jego bujne,wyraziste, czarne włosy. To ten sam mężczyzna, który pomagał mi wyjść z aresztu kiedy jego kumple mnie zamykali. To on akceptował mnie trochę bardziej niż jego żona, to on powierzył mi swoją córkę pod skrzydła mimo, że zawaliłem. I to ten sam mężczyzna, który bronił mnie przed jego żoną kiedy ta oskarżyła mnie dwa lata temu o porwanie jej córki. Miło cię widzieć, Peter. Kope lat. Sunęło mi się na język. - Możemy wejść? - zacząłem drapać się po karku zniesmaczony.
- Ale w czym problem?
- Widzisz mówie wam on ją ukrywa! - Peter westchnął.
- Możemy?
- Chyba nie mam innego wyjścia.- otworzyłem szerzej drzwi i do domu weszło 3 policjantów i Samantha. - Właściwie o co chodzi?
- Abigail nie ma w domu. To nasza córka. - tym razem musiałem użyć wszystkich swoich sił by stać się najlepszym aktorem wszech czasów. Jakbym nie wiedział kim jest Abigail.
- Kim jest Abigail?
- Oh, proszę cię Bieber! Przestań udawać. My, wiemy, że wiesz, nie mamy cię za głupiego.
- Przyjmę to za komplement.- uśmiechnąłem się i ściągłem jej ręke z swojego ramienia. - Nic nie rozumiem.
- Ale tak poważnie przejdzmy do rzeczy Bieber, Abigail nie ma w domu. Wiemy, że ostatnio wasze kontakty nieco się wzmocniły, więc gdzie może być jak nie tu? - wzruszyłem ramionami i ruszyłem do kuchni ciągnąc za sobą wszystkich, aby odsunąć ich jak najdalej od schodów.
-Powiedzmy, że z nią rozmawiałem. Czy to musi oznaczać, że jest u mnie?
- Możemy przeszukać dom?
- A czy do tego nie jest potrzebny nakaz?
- A masz coś do ukrycia? - powiedział jeden z policjantów, który wyglądał całkiem znajomo. Uniosłem brwi, dalej będąc silnym murem do zgryzienia. Pani Hayes rozglądała się po ścianach, jakby miała znaleść swoją córkę przyczepioną do sufitu. Chociaż determinacja w jej oczach to potwierdziała, była w stanie uwierzyć we wszystko, nawet w to, że Abigail ma super moce i jest teraz niewidzialna.
- Wolałbym abyście wrócili z nakazem. Teraz nie możecie zrobić nic.- wzruszyłem ramionami. Poddaliby się, ale karma była dla mnie przeznaczona.
* dzwięk rzeczy, która upada na podłogę*
- Co to było?
- Ale co? Nic nie słyszałem.- mocno zacisnąłem dłonie na blacie bedąc coraz bardziej podenerwowanym. Już po nas.
- Do góry. Coś jakby spadło. Chłopcy pójdźcie to sprawdzić.
- Ja też ide, jeśli tam jest moja córka...
- Hola wy nie możecie tam iść. N A K A Z.
- Albo pozwoli nam pan przeszukać dom, albo aresztujemy pana za utrudnianie śledztwa.- westchnąłem i przepuściłem ich, całkiem się poddając. Pierwszy raz od 2 lat modliłem się do Boga, żeby w końcu zesłał jakieś szczęście.
Zostałem sam z Peterem. Samantha i dwóch komisarzy przeszukiwali dom. Cisza w kuchni była nieznośna, ale napewno nie zamierzałem jej przerwać. Przy tym mężczyźnie gula rodzi mi się w gardle,a ręce się po cą. Miałem styczność z najgrozniejszymi przestępcami Stanów, a ten mężczyzna jest tylko policjantem, a boję się go bardziej niż ciasnych pomieszczeń.
Nobody POV
Czuła zimny powiew wiatru na skórze. To nie była ta sama konstrukcja co w jej domu, żałowała, że tak zaryzykowała. Mogła wejśc pod łóżko albo do szafy, ale wtedy by ją znaleźli.
Samantha stała tyłem do okna, które lekko dmuchało zimnym powietrzem w jej plecy. Jak się domyślała stała w pokoju znienawidzonego przez nią chłopaka. Przejrzała wielką szafę, łazienkę, zajrzała nawet pod łóżko, ale jej tu nie było. Zanim wyszła z pokoju, usiadła na miękkim materacu i przyglądała się zdjęciu na stoliku nocnym. Jej córka była szeroko uśmiechnięta w stroju kąpielowym, cała mokra, a jej włosy przypominały uszy słonia.
Zdjęcie byłoby piękne i nawet sama chciałaby je mieć w swoim pokoju, ale jedna rzecz ją przed tym powstrzymywała. On. Stał obok, a jego ręka oplatała jej ciało. Za nic nie przypominał tego chłopaka z teraz. Ten był bardziej żywy, miał dłuższą grzywkę i nie miał tatuażòw. Samantha przypomniała sobie kiedy spotkała go w sklepie. Na pierwszy rzut oka nic nie było widać, ale kiedy w domu przeanalizowała wszystko po kolei przypomniała sobie jego zmęczone oczy i wory pod nimi, zauważyła jak zmieniła się jego postura ciała i to jak jego poliki zapadły się do środka. " Dzień Dobry" usłyszała, ale głos brzmiał bardziej męsko i mogłoby się wydawać, że nawet z urazą. Przez chwilę ruszyło ją sumienie, że pozbawiła młodego człowieka duszy i zabiła jego wnętrze. Mimo wszystko nienawiść wzięła górę, nie potrafiła mu wybaczyć. Nie, kiedy była pewna, że to on najpierw posłał na śmierć jej syna, a potem chciał to samo zrobić z jej córką. Stwierdziła, że jednak zrobiła dobrze, chce dla niej tak dobrze jak matka dla dziecka, a w tym wypadku musi ją chronić.
***
- Jak się trzymasz? - zaczął Peter. Cały czas byliśmy sami, a ja chciałem tylko żeby już sobie poszedł. On i cała reszta.
- W porządku. - skłamałem. Jak ma być w porządku skoro 2 policjantów i matka Abi przeszukują mój dom. Dziwiło mnie tylko to, że dom jest mały, więc nie ma gdzie się schować, a nadal nie słyszę żadnych krzyków typu "Mamy ją!" "Tutaj jest!"
- Znalazłeś w końcu jakąś dobrą prace?
- Zależy co masz na myśli mówiąc dobra praca.
- Czyli nie... Słuchaj Justin po co się bawić w to całe przeszukiwanie. Jest tu?
- Nie.
- Tyle razy ci pomagałem, że teraz ty mógłbyś pomóc mi chroniąc mnie przed histerią mojej żony.
- Teraz bawimy się w wypominanie?
- Odpowiedz tylko czy tu jest, a my wyjdziemy.- widziałem błaganie i szczerość w jego oczach. Prez chwilę się wahałem, a jeśli kłamie? Wpakuje mnie do więzienia, zabierze Abigail i zamknie ją w internacie skąd nigdy się nie zobaczymy, ale szczerość biła z jego twarzy, albo po prostu dobrze grał. Przełamałem się.
- Jest.- Peter przetarł dłonią twarz i zaczął kręcić głową. Skierował wzrok na widok za oknem, chwilę był nieobecny i mocno nad czymś myślał, co pokazywała mała zmarszka na czole.
- Pojadę z żoną do tej kawiarenki gdzie kiedyś chodziła, a ty odwieź ją do domu. - pokiwałem głową, nie będąc w stanie nic z siebie wydusić. Peter ruszył do wyjścia, krzycząc.
- Wychodzimy! - po minucie wszyscy byli już przed drzwiami. Dwóch policjantów dziwiło się, że już wychodzą skoro nie zdążyli przeszukać jeszcze niektórych miejsc, a matka Abigail mruczała jakieś niezrozumiałe słowa pod nosem. Zanim wyszli Pan Hayes przesłał mi znaczące spojrzenie i wyszedł, razem z całą resztą.
Nagle drzwi domu znowu się otworzyły, już myślałem, że jednak się rozmyślił i chciał ją zabrać, nakrzyczeć, że powiedział wszystko Smancie, ale wtedy do domu wkradła się mała postura kobiety.
- Justin czemu z pod naszego domu odjeżdża policja? - Pattie dziwnie sie na mnie spojrzała, zakładając ręce na biodra.
- Później ci wytłumaczę. - i biegiem ruszyłem do góry, wiedząc, że gdzieś się tam kryje.
Wbiegłem do mojego pokoju, rozglądając się na wszystkie strony. Najpierw zajrzałem pod łóżko, które pewnie było pierwszym miejscem jakie sprawdzili, ale warto było spróbować. Później otworzyłem wielką szafę, ale i tam jej nie było,a nawet w łazience. Złapałem się za głowę i myślałem gdzie może być. Wtedy nagle usłyszałem dziwne kopanie w szybę i zabaczyłem małą stopę na zewnątrz. Poczułem jak mała żarówka zapala się nad moją głową. W pośpiechu otworzyłem okno i wyjrzałem na zewnątrz. Stała tam cała zmarznięta i wystraszona jakby zaraz miała spaść.
- Co ty tu robisz?
- Tańczę.... Pomóż mi wejść.
- Daj rękę.- wyciągnąłem w jej stronę dłoń, którą chwyciła, a drugą nadal się trzymała. - Musisz się póścić.
- Oszalałeś? Co ty, śmierć mi gwarantujesz? - poczułem jak zadrżała.
- Złapię cię.
- Tak, a ja pofrunę jak batman.
- Ufasz mi?
- Nie. - to słowo było jak noż wdzierający się w serce. Zamknąłem na chwilę oczy i policzyłem do 10, potem znów na nią spojrzałem i mocniej chwyciłem jej dłoń.
- Po woli przesuwaj się w moją stronę. - powiedziałem to bardziej wrednie niż zamierzałem, i ona to wyczuła, więc nic już nie powiedziałą i zrobiła to co kazałem. Powoli stawiała kroki.
- Złapiesz mnie?- jej oczy były duże i błyszczące jak u małego szczeniaczka. Przytaknąłem. Wzięła głęboki oddech zrobiła jeden krok w moją stronę, puściła się drugą ręką. Szybkiem i zwinnym ruchem złapałem ją i otulając wciągnąłem do domu.
- A teraz do domu. - sądząc po jej minie chciała wytłumaczeń, ale nie miałem na to siły będąc zły. " - Ufasz mi? - Nie" . Gdybym miał złotą rybkę, albo lampe dżina poprosiłbym tylko o jedno " Niech ona sobie mnie przypomni".
Zszedłem po schodach, a ona dreptała za mną. Kiedy mieliśmy już wychodzić z kuchni wyszła moja mama.
- A ty dok....Bl-Abigial?
- Dobry wieczór.
- Cześć. Co wy robice?
- Mamo później ci wszystko wytłumaczę.
- Abigail nie zostajesz?
- Nie, bardzo panią przepraszam. Może następnym razem. -uśmiechnęłą się. - Do widzenia.
***
Abigail POV
Dojechaliśmy pod dom, samochodu jeszcze nie było co oznacza, że rodziców też nie, ale nie mogłam tak po prostu wysiąć, wiedząc, że coś jest nie tak. Westchnęłam i zdjęłam dłoń z klami. Spojrzałam na Justina, który z kieszeni kurtki wyjął paczkę papierosów, a potem jednego, zapalił i włożył do ust.
- Nie wiedziałam, że palisz.
- Bo nie palę. Tylko kiedy jestem zdenerwowany. - to był sygnał ostrzegawczy. Jakby fala " tak Abigail jestem na ciebie cholernie zły." Ale i tak musiałm o to zapyać.
- Nadal jesteś na mnie zły?
- Nie.
- To dlaczego zachowujesz się jakbyś był?
- Idź już. - też westchnął i zaciągnął się mocno.
- Justin jeżeli chodzi o tamto kiedy bałam się puścić to źle mnie zrozumiałeś. To nie tak, że ci nie ufam, ja tylko nie byłam pewna, bałam się, nie pamiętam cię, więc nie mogłam przewidzieć czy napewno mnie złapiesz.
- I o to kurwa chodzi, że mnie nie pamiętasz! - wybuchnął wprost do mojego ucha, poczułam jak się kurczę pod jego ciemnym spojrzeniem. Prawą ręką przetarł twarz, chyba żałując, że wybuchnął.
- Ja nie chciałam....
- Idź już, wyjdź, cokolwiek. - to uczucie które teraz nami owładnęło mogłabym porównać do chłodu w zimię i to ten chłód bił od niego.
- Proszę...
- WYJDŹ Z TĄD! - ryknął. Z przerażenia uderzyłam głową o szybę. Blizna zaczęła mnie boleć, a z oczu popłynęła łza. Byłam smutna, ale wściekłość wyszła na zewnądrz.
- Dobra. WYCHODZĘ. Nienawidzę cię.
Chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył. Mocno trzasnęłam drzwiami i biegiem ruszyłam do domu, za sobą usłyszałam tylko pisk opon i to z jaką prędkością ruszył.
Weszłam do domu, poszłam na górę do swojego pokoju, ubrałam się w piżamę i zeszłam na dół. Zrobiłam kakao, usiadłam przed telewizorem na sofie, czekałam aż rodzice wrócą, a ja będę musiała wcisnąć im jakąś historyjkę, aby mi uwierzyli. Chciałabym jeszcze móc zobaczyć Justina, szkołę, dziewczyny i poznać swoje życie.
30 minut później
- Widziałem cię kurwa! - dziewczyna przede mną, została rzucona na ścianę, a czyjeś mocne dłonie zaciskały się na jej szyi.
- J-Justin to b-boli.
- Zamknij się! - znów uderzył nią o ścianę i puścił tak, że upadła.
Szybko zaczęła łapać powietrze do ust, jakby się dławiła.
Trzask drzwi momentalnie wybudził mnie z krótkiego snu. Zasnęłam. Nim zdążyłam się zorientować mama, tata i o dziwo Chaz byli już przy mnie.
- Nie chcę nic słyszeć. Wynoś się w tej chwili do swojego pokoju.
- Ale o co chodzi?- przestraszona myślałam, czy opłaca się dalej grać tą scenkę, skoro chcę żebym odrazu poszła do pokoju, to może i lepiej? Zanim się spostrzegłam w pokoju rozległ się głośny plask, a ja chwyciłam się za polik.- Za co to było?
- Samantho uspokój się. - chwycił ją tata, a Chaz stał przy schodach z wytrzeszczonymi oczyma.
- Byłam w piwnicy! - zaśmiała się i znów uderzyła mnie w drugi polik.
- Jeszcze będziesz mnie okłamywać! Jak ja cię wychowałam!?
- Samantho Davone Hayes w tym momencie przesadziłaś! Nie będę tolerował przemocy na dziecku, ogłupiałaś kobieto. Bijesz ją?! Zastanów się w jaki sposób ty zostałaś wychowana...- spojrzałam na tatę, który pierwszy raz w życiu, jak tylko pamiętam był tak wściekły i stanowczy, a mama się przed nim kurczy. Trzymałam się za piekące poliki, a łzy mimowolnie spływały po moich polikach,
- Ale Peter jak możesz ona..
- Ona i ja idziemy do hotelu, a ty przemyśl to co zrobiłaś. Prokurator z ciebie taki jak z Obamy strażak. Zawiodłaś mnie- ojciec spojrzał na mnie.- Przestań się mazać i idź się spakuj.
- Nigdzie z tąd nie wyjdziecie.
- A ty więcej już jej nie uderzysz.
***
Zatrzymaliśmy się przed jakimś hotelem. Peter nic nie powiedział i wysiadł, a ja za nim. Hotel wyglądał elegancko, ale kiedy weszłam do środka wyglądaj jeszcze bardziej ekskluzywnie. Mimo wszystko nie potrafiłam się tym cieszyć. Właśnie przeprowadziliśmy się z tatą do hotelu, dwa razy zostałam spoliczkowana przez własną matkę, a na dodatek ten czarny sen. Nic nie było tęczą podczas tej okropnej burzy.
Usiadłam na czerwonej sofie idealnie pasującej do złotego wnętrza. Zdałam sobie sprawę, ze kiedy przyglądałam się tej kanapie z daleka, wyglądała bardzo wygodnie i miękko ,ale teraz kiedy na niej siedze czuje zupełne przeciwieństwo co do tego co widziałam. Problem w tym, że z Justinem jest to samo. Dał mi złudzenie, tak że potrafiłam zobaczyć w nim same zalety, zapominając o snach gdzie kilkakrotnie uderzył mnie, potem te listy, ale dopiero teraz potrafiłam zauważyć, że nie zawsze nad sobą panuje. Czy ma jeszcze inną twarz? Potrafi być jeszcze gorszy? Napewno nie chcę przekonać się o tym na własnej skórze.
Spojrzałam na tatę, który nadal stał przy recepcji. Ogarnęła mnie bezradność. Nie wiedziałam co mam zrobić, co mogłabym zrobić, a co powinnam. Czułam się winna, że teraz musi spać w hotelu w jakimś zimnym pokoju, zamiast w swojej sypialni z żoną u boku i rozpalonym kominkiem na przeciwko. Przeze mne to się nie stanie. W jeden dzień zepsułam wszystko. Wypowiedziałam kilka niepotrzebnych słów i straciłam Justina, także szacunek do matki spadł, a na dodatek i tata cierpi przez to, mam nadzieje, że chociaż Chaz nigdy mnie nie zostawi.
Naprzeciwko znajdowało się lustro, przyjrzałam się sobie. Spuchnięte oczy od płaczu i lekko czerwone poliki pozostałe po uderzeniach. One były takie niespodziewane. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że zostanę uderzona przez własną matke. Czasami zastanawiam się czy zanim straciłam pamięć też taka była, a może gorsza. Czy chociaż troche mnie kochała, mimo, że mogłam sprawiać kłopoty? Właściwie jedyny raz jaki pamiętam kiedy powiedziała, że mnie kocha to 2 tygodnie potym jak zostałam odnaleziona w Nowym Jorku i obudziłam się z śpiączki. Może kiedyś byłam kłopotem, może byłam trudną młodzieżą. Może....
***
- To twój pokuj, a obok mój.- równie dobrze zamist tego mógł powiedzieć " To twoja cela, a ja obok pilnuję."
- Przepraszam.- schyliłam głowę, pozwalając smutkowi przejąć nade mną kontrolę.- Nie chciałam żebyś przeze mnie kłócił się z mamą. Jestem tylko problemem.- pozwoliłam łzą spływać po moich rozgrzanych polikach. Nie chciałam patrzeć mu w oczy, wstydziłam się samej siebie.
- Nie jesteś problemem, Abi.- odpowiedział po czasie. Zaprzeczał sam sobie, kto jak kto, ale ja naprawde jestem problemem. I to nie takim lekkim, którego szybko się można pozbyć, ja jestem tym, który obciąża nasze serca, włada rozumem i wbija noż w plecy. Sprawiam ból.
- Kłamiesz, nie musisz nie robić mi przykrości. Od zawsze wiedziałam, że jestem problemem.- westchnął.
- Kochanie popatrz na mnie.- pokręciłam głową i zaczęłam się cała trząść.- Musisz się uspokoić. Nigdy nie byłaś problemem, nigdy. Uspokuj się, proszę.
- Kłamiesz!- krzyknęłam nie panując nad sytuacją. Nie rozumiałam co się dzieje, czuje tylko wściekłość.
- Ponieważ to przeze mnie. Wszystko jest przeze mnie! - zaczęłam się trząść jeszcze bardziej.- Gdyby nie ja mógłbyś być teraz w domu z mamą, a nie w hotelu ZE MNĄ.- powiedziałam to z obrzydzeniem do samej siebie.
- Uspokuj się bo zemdlejesz. Prosze.- zabłagał i mocno mnie do siebie przytulił. Wtuliłam się w niego i zaczęłam głośno płakać. Przez 5 minut głaskał włosy, całował w głowe i bujał się na boki. Miałam już wcześniej kilka napadów złości, gdzie mdlałam, dostawałam ataku paniki albo astmy. Najczęściej mdlałam, ale rodzice nigdy więcej nie wyjaśnili mi na czym to polega i dlaczego tak ze mną jest. Wiele rzeczy mi nie wyjaśnili.
Byłam już spokojna, spojrzałam na tatę, który także miał mokre rzęsy.
- Kocham cię córeczko, wiesz o tym?
- Wiem o tym. Ja ciebie też tato.
- Jesteś aniołkiem z nieba.
Kiedyś demon teraz anioł. Czy wiesz co zostało wyryte w karcie twojego życia?
___________________________________________________________
Jeżeli następne rozdziały pójdą mi tak kiepsko jak ten, zawieszam bloga. Przepraszam że się spóżniłam, w tygodniu miałam 5 sprawdzianów... Nie będę się rozpisywać, proszę tylko o komentarze.
Do następnego, kocham was ♥
według mnie, ten rozdział wcale nie jest kiepski !
OdpowiedzUsuńkocham to ! <3
według mnie tez nie jest kipeski,weny zycze,nie chce zeby to sie konczyło to jest super !! <3
OdpowiedzUsuńświetny jest ;) wprowadza trochę do opowiadania, więc kiepski nie jest, wręcz przeciwnie jest super :D
OdpowiedzUsuńmówiłam ci że jak zawiesisz to się wkurze na ciebie i to bardzo <3 ani mi się waż :3 jest zajebisty po prostu i i piszesz tak wyjątkowo fajnie no <3 czeeekam nn
OdpowiedzUsuńKiepsko? Prosze cie.... rodzial jak zwykle jest swietny i nie waz sie zawiesic bloga! To ff jest jednym z lepszych jakie czytam, a uwierz mi czytam ich bardzo duzo, wiec pisze dalej! Nie moge sie doczekac nstepnego xoxo
OdpowiedzUsuńpisz* ;pp
UsuńBŁAGAM NIE ZAWIESZAJ BLOGA ;c PO PROSTU DODAWAJ ROZDZIALY RZADZIEJ <3
OdpowiedzUsuńBaaaaaaaardzo prosze nie zawieszaj bloga ... bo rozdział świetny jak zawsze :-)
OdpowiedzUsuńboże nawet nie mysl o zawieszeniu to jest cudownee !! :*
OdpowiedzUsuńnie zawieszaj! opowiadanie jest cudowne, nie wiem czemu CI to na mysl przyszło. MY KOCHAMY TWOJE OPOWIADANIE. moje zycie legnie w gruzach jak nie bedzie tego opowiadania. ja codziennie sprawdzam czy moze jest nowy rozdzial, a nawet pare razy dziennie. nie rób nam tego :<
OdpowiedzUsuńkocham to opowiadanie nie zawieszaj tego :D
OdpowiedzUsuńBoski!!! *o* SPRÓBUJ ZAWIESIĆ BLOGA A CIĘ SPOLICZKUJĘ, JAK SAMANTHA ABIGAIL!!!! KAPISZON?!?!?!?! >.< xD :* Laura ;)
OdpowiedzUsuń