Nagle drzwi kawiarni otworzyły się, a do środka weszły dwie dziewczyny zanosząc się głośnym śmiechem. Od razu je poznałam i zrobiło mi się głupio przypominając sobie ostatnie dni po incydencie z Dannym jak okropnie je traktowałam. Traktowałam je jak wariatki i wrogów, a przeciesz to w pewnym sensie one uratowały mi tyłek! Rusz się cioto! W końcu masz przyjaciół nie zmarnuj tego.
Wróciła moja wewnętrzna ja. Dawno cie nie było. Uśmiechnęłam się do siebie, pewnie wyglądam jak wariatka. I kto to mówi! Destiny i Miranda wymineły mnie, ale posłały mi cień uśmiechu. Pewnie dalej myślą, że staram się ich omijać i dały sobie spokój.
Wzięłam głeboki oddech, wstrzymałam go i policzyłam do 10, a potem wypuściłam go. W dłonie chwyciłam kubek z kawą i talerz z ciastem. Nie pewnym krokiem ruszyłam do stolika przy którym siedziały dziewczyny i zawzięcie o czymś dyskutowały nawet mnie nie zauważając.
- Ugh-yghu.- zakaszlnęłam zwracając ich uwagę.- Moge się przysiąśc?
- Nie jesteśmy już, cytuję " Wariatki z klinki która nawet nie ma nazwy bo jest tak obłąkana"? - wyszczeliła nagle Miranda przez co zrobiło mi się gorąco i mogłam się założyć, że jestem cała czerwona.
- Przepraszam?- uśmiechnęłam się słodko, ale one siedziały cicho. Westchnęłam, położyłam wszystko na stole i usiadłam obok Destiny.- Naprawde przepraszam. Nie panowałam wtedy nad słowami. Nadal byłam w szoku, wciąż miałam przed oczami tych gości z pistoletami i po prostu się bałam! Więc w każdy możliwy sposób się blokowałam, a najlepszym rozwiązaniem było blokowanie się przed wami... Już mi przeszło.- przyznałam nieśmiało. - Przez te dwa lata, któte pamiętam nauczyłam się od rodziców jedego. Jeśli w coś nie wierzysz, tego nie ma. I tego się trzymałam. Oni nigdy nie wierzyli w np. Moje sny, które okazały się moimi...
-... Wspomnieniami.- dokończyła za mnie Destiny. Zrobiłam minę w stylu zdzwiwionego mima i z dziwnym wyrazem twarzy spoglądałam to na jedną, to na drugą.
- Ale skąd?- natychmiast Miranda i Destiny wetknęły sobie do buzi ogromne ciasta, pokazując, że nie mogą mówić. Sprytne. - Chyba żartujecie. - zaczęły krecić głową, nadal będąc zapchane ciastem. - w takim razie macie to wypluć i powiedzieć skąd wiecie. - starałay się coś powiedzieć, ale jakoś specialnie im to nie wychodziło. - Albo to przełkniecie albo zaczne krzyczeć. - wzruszyłam ramionami, kiedy ich oczy rozszerzyły się i przypominały pięciozłotówki. - Zrobie to. - wzięłam głęboki oddech i już miałam krzyknąć kiedy pierwsza wyrwała się Miranda.
- Do-dobra. -mówiła, a resztki placka wylatywały jej z buzi. Trzymała rękę w górze na znak dania jej jeszcze chwili. Oby dwie zdąrzyły przełknąć już swoje dania i teraz błądziły po lokalu, pewnie wymyślając jakąś wymówkę, a ja już i tak miałam swoją odpowiedź.
- Więc? - uderzyłam łokciem w bok Destiny.
- Powiemy ci, ale obiecaj, że nie będziesz na niego zła...
- A więc to chłopak.- przerwałam Mirandzie. - No?
- Musisz obiecać, że nie będziesz na niego zła i nie powiesz mu, że wiesz to od nas.
- Nie możecie przejść do rzeczy?
- Obiecaj!- wykrzyknęła Destiny. Zrobiły miny szczeniaczka.
- Nie mogę obiecać czegoś, czego nie jestem pewna. A teraz drukować. - mimo to wiedziałam, skąd wiedzą, ale chciałam mieć to potwierdzone. Nie mogłam im obiecać , że nie wkurze się na niego bo i tak jestem już mega wkurzona!
- Od Justina. - westchnęły.
- To było do przewidzenia... Co za wredny dupek.
- Ale my nikomu nie powiemy...
- bo przeciesz reszta też wie, to komu chcesz mówić?
- Destiny!- krzyknęła tym razem Miranda i kopnęła ją.
- Jak to reszta wie? Czyli kto? - złapałam się za głowę, nie mogąc uwierzyć w to co słyszę. To, że Miranda i Dest wiedzą dało sie jeszcze przeżyć, ale jakaś "reszta" nie jest już tak bardzo do wytrzymania.
- Chodzi o ludzi ze szpitala i tych co potem w domu Justina spotkałaś.
- To ja byłam u niego w domu?
- Podczas kiedy zemdlałaś w samochodzie, najbliżej było do domu Justina. - pokiwałam głową i zaczęłam sączyć kawę. W głowie liczyłam do 10 żeby się uspokoić, ale kiedy tylko usłyszałam dzwięk dzwonka, a do kawiarni wszedł Justin, Ryan, Jason i Alfredo moje ciśnienie podskoczyło. Szedł przez środek kawiarni uśmiechnięty, jak gdyby nic, najbardziej chciałabym mu teraz wylać tą kawe na głowę. Może w końcu ten bezczelny uśmiech zszedłby mu z twarzy.
- Hey! - krzykneli zgodnie w naszym kierunku i po chwili już byli przy naszym stoliku. Dziewczyny uśmiechały sie nie pewnie, prawdopodobnie myśląc co zaraz zrobię, ale ja siedziałam spokojnie i nie odzywałam się.
- Hey Abigail. - Justin podszedł i chciał pocałować mnie w polik, ale natychmiast sie odsunęłam. Właściwie co to było? Bieber za dużo sobie pozwala, obiecuje mu to, że ze mną nie pójdzie mu tak łatwo jak z innymi dziewczynami. Co ja gadam?! Przecież, ja nie zamierzam się zakochać!
Justin nie rozumiejąc o co chodzi wymienił porozumiewawcze spojrzenia z resztą i usiadł przy stole.
- Co słychać? - zaczął rozmowę Alfredo.
- Wiecie, że Molfthog jest w ciąży? - odpowiedział mu Ryan.
- Która to?
- No jak to nie wiesz? Ta od algebry.
- To wyjaśnia dlaczego w jednym tygodniu robi codziennie kartkówki, a w drugim chodzi jakby się naćpała.
- Boże święty, czyli, że pójdzie na urlop!
- Nie będzie jej?! To podwójdne dzięki Bogu.
- Ale przecież ktoś będzie musiał ją zastąpić.
- Wiecie już kto przyjdzie na wymianę?
- Słyszałam, że jakiś student z dyplomem magistra.- wyrwało mi się. Przez cały czas siedziałam cicho, starałam się nie patrzeć na Justina, ale wciąż czułam jego wzrok na sobie. Zdenerwowanie często przychodzi z wielką łatwością, natomiast z odejściem już jest gorzej, chyba, że sami nie chcemy aby odeszło.
- Oby był przystojny. - rzuciły dziewczyny.
- A wy zawsze o jednym!
- Skąd wiesz, akurat o czym myślimy, Jason?
- Jesteście dziewczynami, jesteście przewidywalne. - wzruszył ramionami, a reszta przy stole wiedziała, że zaczęła się wojna między dwiema różnymi płciami świata.
- Dziewczyny są przewidywalne? Nie wiecie, że 88% procent badań na świecie wskazują na to, że mężczyżni są łatwiejsi do ryzgryzienia niż kobiety?
- Łatwo poznać kiedy kłamiecie i zdradzacie. Udajecie wtedy "luzaków" i jesteście zabradzo kochani, a kiedy kłamiecie staracie się odwrócić naszą uwagę na inny tor.
- Jedyna zasada, o której mężczyżni zawsze zapominają to : Winny się tłumaczy.- razem z dziewczynami uśmiechnełyśmy się triumfalnie.
- Dobra nie wszczynajmy kłótni.- i tak każdy zapomniał o wcześniejszym temacie i pogrążyli się w zupełnie innej rozmowie. Śmiali się ze swoich żartów, obgadywali niektórych uczniòw i nauczycieli, dzielili się nowymi nowinami i cieszyli się, że są w swoim gronie. Tylko nie ja, bo nie pasowałam tu, a po drugie nadal byłam zła.
Nobody POV
Abigail przyglądała się tej grupce przyjaciół, a myślami zaprzątała sobie głowe, że tu nie pasuje chociaż nawet nie wiedziała, że kiedyś była jej częscią. Podobali się jej, kiedy na początku ich poznała wydawali się być przygnębiający, o to jak pozory mylą, lubi ich zarażający śmiech i nawet to, że ciągle gadają i starają się siebie nawzajem przekrzyczeć.
Justin siedział na przeciwko dziewczyny i wcale nie starał się ukryć tego, że się jej przygląda. Miała rozmarzony wzrok, była nieobecna, czasami potrafił zobaczyć jak jej usta drgają w uśmiechu, ale wiedział, że wenątrz jest wściekła. Taka już jest, zawsze taka była. Są dwa typy ludzi wściekłych. Jedni okazują to całemu światu, krzyczą i znasz ich każdy następny ruch, natomiast ten drugi typ to ludzie wściekli wenętrznie. Oni się do ciebie nie odezwą, będą chodzić naburmuszeni, nie przewidzimy ich kolejnego ruchu, nigdy niewiadomo kiedy wybuchną i Abigail była tym drugim typem. Wiedział, że powinien zachować to dla siebie, ale twierdził, że oni i tak są częścią całej tej histori.
Uśmiechnął się do Abi , kiedy ta ukradkiem na niego spoglądała. Prychnęła pod nosem i wróciła do rozmowy.
- Za 5 minut zaczynają sie lekcje.- oznajmił Alfredo.- a moja przerwa na lunch w pracy skończy się dokładnie za... 2 minuty!- szybko wstał od stołu, założył na siebie kurtkę i pocałował w polik każdą dziewczyny.- Wyleją mnie kiedyś przez was.
- Tak, tak zawsze tak mówisz.
- Lepiej już idź bo naprawde się spóźnisz .
- Narazie wszystkim.- pomachał im Alfredo, a jego wąs mile podskoczył do góry.
- My też powinniśmy się zbierać. - i tak wszyscy odeszli od stołu idąc grupą na ulicy prosto do szkoły. Miranda, Destiny i Abigail szły z przodu, a za nimi rzędem chłopacy. Mruczeli coś sobie do ucha, ale nikt nie zwracał na to uwagi, dopóki czyjaś ręka nie chwyciła Abigail za łokiec i pociągnęła do tyłu. Wszyscy ruszyli szybkim pędem do przodu, zostawiając ich samych.
-Nie przywitałaś się dzisiaj ze mną.
- Musiałeś nie usłyszeć. - ruszyła przed siebie, a on za nią. Nie było szansy, żeby dogoniła resztę, a głupio by było gdyby zaczęła biec.
- Słuchaj Abi.- ale ona go nie słuchała, zatknęła sobie uszy, ale tak naprawde wcale nie mocno. Zrobiła to tak, aby móc wszystko usłyszeć.- Porozmawiaj ze mną.- błagał, gdyby to była inna dziewczyna, szarpnąłby ją albo zaczął wyzywać od dzieci, ale nią ją, ona jest tą inną, tą jego kochaną.
- Nie ważne i tak będe mòwił. Oni są częścią twojej historii. Destiny, Miranda, Ryan, Jason, Alfredo, Paulino, Ja i ty to była kiedyś paczka najlepszych przyjaciół. Dwa lata temu po twoim zaginięciu rozpadła się... Każdy obwiniał, każdego nawzajem. Nić, która nas łączyła zaczęła pękać z każdą wyrzuconą nienawiścią... Teraz ty wróciłaś, a z tobą i my próbujemy wrócić.
- Ja ich nie pamiętam, więc to nadal nie tłumaczy dlaczego im powiedziałeś.- odwróciła się, wpadając na jego tors.
- Bo to twoi przyjaciele!- wyrzucił ręce w powietrze.
- Ale z perspektywy czasu to byli przyjaciele.- powiedziałąm cichszym tonem. Jej charakter potrafi się tak bardzo szybko zmienić, że nawet nad tym nie panuje. Raz jest zła, za chwilę smutna, a jeszcze później przestraszona. Tylko lekarz i rodzice wiedzieli dlaczego, niestety nie ona.
- Prędzej czy później przyzwyczaiłabyś się do nich i sama byś im powiedziała, więc cię wyręczyłem! - miał rację, dogadywała się z nimi. Wszególności z dziewczynami. Czuła, że zbliżają się do siebie, ale nadal nie czuła tego czegoś co chciałaby poczuć. Matka w kółko jej powtarzała, że nikomu nie powinna ufać i to właśnie robi tylko raz złamała zakaz: przy Justinie, mówiąc mu o snach. Teraz wie, że nie może mu zaufac.
- Nie ważne, widzę, że do ciebę nie dotrę. - westchnęła i ruszyła do szkoły, przyglądając się czubką swoim butą.
- Abgail poczekaj.- podbiegł do niej i znów mocno chwycił za łokieć. - Głupio się teraz czuję. Nie chciałem, żebyś była na mnie zła, albo straciła do mnie zaufanie...
- Już straciłam. -przerwała mu, ale ten tylko zaprzeczył głową. W pewnym sensie i w kilku procentach miał dużo racji w tym co mówił, więc mu wybaczyła, ale nadal czekała na jedno słowo, którego jeszcze nigdy od nikogo nie usłyszała.
- Wiem, pewnie, że tak. Też bym stracił do kogoś zaufanie, jakby on powiedział komuś o mojej tajemnicy, ale zrozum nawet jeśli byliśmy twoimi przyjaciółmi martwimy się o ciebie. I jesli oni też ci się śnią, to łatwiej bedzie ci pomóc przypomienieć pewne wspomienia.
- W porządku.- przełamała się, wiedząc, że i tak jej nie przeprosi. Zastanowiła się chwilę i zatrzymała patrząc na niego jak stoi kilka centymetrów od niej. - Wiesz co wystarczyło? - nie odpowiedział.- Zwykłe głupie przepraszam, najwidoczniej ciebie na to nie stać.
Chciał coś powiedzieć, ale zanim się obejrzał już jej nie było uciekła do szkoły, smutna przez niego. Zawsze coś popsuje, przeciesz nazywa się Justin Schrzani wszystko Bieber.
W pewnym sensie nie może pozwolić sobie na takie błędy, bo zależy mu na niej, ale za wszelką cenę chcę odzyskać skarb ojca i dla bezpieczeństwa dziewczyny i dla własnego ego.
***
- Abigail to ty?!- krzyczała Samatha z kuchni.
- Tak.- powiedziała i ruszyła do kuchni. Jej matka siedziała przy wyspie, piła kawę i czytała TeenVogue.
- Jak w szkole?- zapytała nie odrywając wzroku od gazety. Wydawała jej się dziwnie szczęśliwa, jakby zapomniała o wczorajszym zajściu.
- Jest wycieczka do Paryża... ale ja pewnie nie mogę. - powiedziała od razu zapeszając sprawę.
- Zastanowię się. - Abigail chwyciła w rękę jabłko, wytarła je wierzchem koszuli i uciekła do pokoju zamykając się w nim.
Mijały godziny, jedne wolno, drugie szybko. Na niczym nie mogła się skupić, chciała zasnąć i obudzić się pamiętając całe swoje życie. Nic nie szło jej gładko, chodziła od pokoju do pokoju. Nawet jej brata Chaz'a nie było. Jej matka ciągle w domu, obserwowała ją czy aby nigdzie nie wychodzi. Ojciec na patrolu, a ona sama zamknięta. Czuła się jakby siedziała w klatce, a wszystkie ściany się do niej zbliżają i nie może oddychać. Chciała płakać, ale nie mogła. Burza emocji siedziała w jej głowie.
Kiedy Abi próbowała czytać jedną z książek Federica Moccia, jej telefon zaczął wibrować. Dostała wiadomość.
Od: Nieznajomy
Czekam na ciebie dwa domy dalej od twojego.
Przestraszona, nie wiedziała od kogo to, a nie chciała po raz kolejny przechodzić przez taki sam wypadek jak ostatnio kiedy musiała uciekać, przed Dannym. W trybie natymiastowym napisała wiadomoś " Chyba jesteś głupi, że przyjdę do ciebie nie wiedząc kim jesteś. Przedstaw się."
Czekała na jakąś wiadomość, ale nic nie przychodziło. I kiedy myślała, że osoba po drugiej stronie się poddała, jej komórka zaczęła dzwonić. Wpatrywała się w numer który się wyśwetlił, bała się odebrać. A jeśli to seryjny morderca i zaraz usłyszy : Albo tu przyjdziesz, albo cię zamorduje. Tego by nie chciała, więc rzuciła telefon na łóżko i nie odbierała. To głupie przecież chciałam, żeby się przedsawił, więc teraz może dzwonić żeby opowiedzieć mi o sobie.
Ryzyk fizyk. Wzięła telefon i odebrała, czekając na jakiś głos z drugiej strony.
- Abigail? - o matko zabójca wie jak się nazywam! Zaraz, przeciesz ja znam ten głos.
- Justin?
- Nie zabójca, jasne że ja.
- Nawet nie żartuj. -przez chwilę zapomniała, że jest jej z jego powodu przykro, ale zaraz zły nastrój powrócił. - Czego chcesz?
- Czekam na ciebie koło osiedla.
- Mam szlaban, jestem jak roszpunka zamknięta w wieży. Co daje ci do zrozumienia, że nie przyjdę. - chwila ciszy.
- Więc sam przyjdę po ciebie. - wytrzeszczyła oczy. Przecież jeśli on przyjdzie, matka dostanie szału. Nie, nie, nie. Powtarzała w kółko. Zostanie zamknięta w domu na całe życie.
- Nie!- krzyknęła, chociaż, chciała to powiedzieć spokojnie.- Znaczy się, dobra postaram się coś zrobić. Będę za 10 minu, ale niczego nie obiecuję.- nie czekając na jego odpowiedz rozłączyła się.
Justin w samochodzie szalał z radości, wiedział, że to jedno zdanie poskutkuje.
- Dobranoc mamo. - Abigail ubrana w piżamę zeszła do salonu, gdzie siedziała jej matka i pocałowała ją w polik.
- Idziesz już spać? Jest dopiero... 8 godzina. - spojrzała na zegarek.
- Wiesz jak to jest. Mam jutro sprawdzian z angielskiego, więc muszę się wyspać.
- Tak, masz rację. Ucz się dobrze bo kiedyś zastąpisz mnie w firmie. - uśmiechnęła się do niej i czmychnęła do pokoju. Szybko ściągnęła z siebie piżamę i wciągnęła na siebie białą bluzę w króliczka, czarne spodnie i czarne conversy. Otworzyła okno i wyszła na zewnątrz. Przypominał jej się dzień, kiedy uciekała na imprezę, wtedy omało nie umarła, teraz jest bardziej ostrożniejsza.
Szła po dachu w strone kolumn, ale tym razem jest bardziej doświadczona i zamiast ześlizgiwać się po kolumnach zejdzie po żywopłocie.Justin siedzi w samochodzie i gorączkowo spogląda w telefon. Już dawno minęło 10 minut, a jej dalej nie ma. Typowa ona zawsze się spóźniała. Chociaż tym razem jest to poważniejsza sprawa, gdyż chłopak nie jest pewny czy Alfredo będzie na nich tak długo czekał. Coś białego rzuciło się Justinowi w oczy i to zbliża się w jego stronę. Zapalił światła tym samym oślepił zbliżającą się Abigail.
- Chcesz mnie oślepić?! Wyłącz to!- usłyszał jej głos i natychmiast wyłączył światła. Kilka sekund później do samochodu wskakuje Abigail, cała zdyszana trzaska drzwiami. Bieber, aż zamyka oczy ubolewając nad jego samochodem. - No streszczaj się.- chłopak nic nie mówi i odpala samochód i rusza przed siebie.- Hey no co ty, ja tylko na chwilę przyszłam.
- Nie truj.
- Żartujesz sobie, tak? Ja mam szlaban i w porównaniu do ciebie mam zamiar jeszcze pożyć!- Justin bierze ręke Abigail, spokojny przykłada ją sobie do ust i delikatnie ją całuje, a potem się uśmiecha.
- Obiecuje, że będe się śpieszyć, skarbie.- Abigail została wmurowana w siedzenia. Totalnie ją zaskoczył i to na tyle, że nie mogła nic z siebie wydobyć.
***
- Jesteśmy na miejscu. - powiedział Justin. Wysiedli z auta. Abigail nie poznała tego miejsca, nawet jeśli jest tu bardzo ciemno. W oddali widziała tylko wielki most kolejowy i słychaszała szum jakiejś rzeczki.- Po co tu przyjechaliśmy?
- Zamknij oczy.
- Nie żartuj!
- Czy dla ciebie wszystko musi być żartem? Zamknij oczy.- mruknęła cicho dobra i zamknęła oczy momentami mrugając.- Czy ty kiedykolwiek zrobisz coś o co cię proszę?
- Prawdopodobnie nie.- zachichotała, a Justin zasłonił jej oczy swoimi dłońmi i zaczął prowadzić przed siebie. - Justin boje się.- krzknęła/szepnęła.
- Jestem tutaj.- jego oddech odbił się o jej skórę. W chłopaka uderzyło miłe wspomnienie Świąt Bożego Narodzenia 3 lata temu. Wtedy prowadził Blair do altanki, oświeconej małymi lampkami. Pocałował ją, a ona się wkurzyła bo przypomniała sobie jak całował Elizabeth, ale tak naprawde tego nie robił. Potem ktoś wybił szybę w domu i uciekła mu. Zastanawiał się co zrobi teraz. Czy mu wybaczy?
Alfredo, który stał na moście, zobaczył zbliżającego się Justina z dziewczyną.
- Jesteś gotowa? - zapytał Abigail Justin i odsłonił jej oczy.
- Ale tu nic nie ma.
- Już! - krzyknął chłopak, dając znać Fredrowi. Abigail nie odrywała wzroku od mostu wiedząc, że właśnie w tamtą stronę krzyczał Justin.
- Cholera co jest.- warczał Alfredo nie wiedząc co się stało. Oni czekali, a Justin aż się pocił z zdenerwowania.- Mam! - Alfredo złączył dwa kable i nagle tysiące migoczących lampek złożonych w słowa rozświetliły most i ich twarze. Jej ręce powędrowały do ust i cicho załkała. Kilka łez ze wzruszenia wypłynęło z jej oczu. Nie umiała dobrać w słowa tego co teraz czuje. Chciałaby się teraz rzucić na Justina, wycałować go i zściskać na śmierć. Jeszcze raz na głos przeczytała napis utworzony z tysiąca lampek, który wyglądał jakby się do niej uśmiechał.
- PRZEPRASZAM WYBACZ MI.- otarła łzy, ale to i tak nic nie dało bo na ich miejscu pojawiły się nowe. - Justin to jest... niesamowite... Nie mogę uwierzyć, że to dla mnie zrobiłeś...
- Podoba ci się?
- Żartujesz?! Nawet nie wiem co powiedzieć.
- Wystarczy dziękuje i...
- Dziękuje, dziękuje, dziękuje.- wskoczyła w jego ramiona i pocałowała go niedaleko ust.
- buziak.- co mi tam? Pomyślała i szybko ucałowała go w usta, ale nie dała się pocałować.- to co wybaczysz mi?
- A mam inny wybór?
- Możesz być dalej na mnie zła, ale w takim razie na nic zdała się moja praca.
- Bardzo mocno doceniam twoją pracę, więc ci wybaczam. - obkręcili się dookoła własnej osi i postawił ją na ziemi. Abigail wyciągnęła telefon i włączyła notatki.
- Co robisz?
- Zapisuje sobie tą datę, pierwszy raz od 2 lat ktoś mnie przeprosił, wiesz rodzice mieli mnie gdzieś i nie uznawali swojego błedu, a Chaz nie miał mnie za co przepraszać... Chodź zrobimy sobie zdjęcie na pamiątkę.
Odwrócili się tyłem do mostu aby uchwycić go w tle i zrobili sobie zdjęcie, które ich zdaniem wyszło idealnie, a Justin zatęsknił za starymi czasami.
- Choć, pojedziemy do mnie. - powiedział Justin .
- Nie, Justin powinnam już wracać.
- Pamiętasz co obiecałem ci na wzgórzu?
- Że pomożesz mi przypomnieć moje życie.
- Więc, chciałem ci dzisiaj pokazać twoje zdjęcia.
- Masz moje zdjęcia sprzed 2 lat?- krzyknęła podekscytowana.
- Yhy.
- To co my tu jeszcze robimy? - i tak zapomniała o swoim szlabanie, niewiedząc, że właśnie w tym momencie Samantha Hayes wchodzi do jej pokoju.
***
- Nie to napewno nie ja! - kiedy Justin potwierdził, że to ona wpadła w histeryczny śmiech. Przez jej ręce przeszło już kilka set zdjęć. Śmiała się i dopytywała. Teraz miała przed sobą zdjęcie kiedy miała 11 lat, miała prostą grzywkę, ponad 5 dziur w zębach, wielki aparat i pryszcza na środku nosa. Odłożyła zdjęcie i wzieła inne na którym jest z Justinem. Pamięta tą sukienkę z jednego ze snów, gdzie odbywały się święta Bożego Narodzenia. Potem wzieła inne i jeszcze inne, aż doszła do zdjęcia z starszym mężczyzną.
- Kto to? - zapytała podkładając pod nos Justina to zdjęcie. Spiął się, ale przyzwyczaił się do tego, że on nie żyje.- Jeremy Bieber.
- Twój tata? - przytaknął.
- To on dał ci ten skarb przez, który jesteś ścigana.
- Gdzie on teraz jest? Może bym z nim porozmawiała i powiedziałby mi o tym skarbie.
- On... On nie żyje już od 4 lat.
- Oh... Przepraszam.
- O patrz na tym zdjęciu jesteś z kuzynem. - Abigail wzieła do ręki zdjęcie odwrotną stroną i przez przypadek przeczytała dedykację. Nie krzyczała, ani nie panikowała po prostu się uśmiechnęła bo spodziewała się tego, odłożyła je spowrotem nic nie mówiąc Justinowi. Przyjdzie czas kiedy i on się dowie, że ona już wie. - A to my.
Wzięła do ręki i szeroko się uśmiechnęła. Musieliśmy być naprawdę bliskimi przyjaciółmi.
20 minut później w całym domu rozległo się donośne pukanie.
- Kogo tutaj niesie o tej porze, co? - Abigail wzruszyła ramionami i wróciła do oglądania zdjęć, a Justin poszedł otworzyć, ale bardzo z tym zwlekał. Znów pukanie, ale tym razem głośniejsze. - Ide! - odkrzyknął i zanim otworzył drzwi spojrzał w judasza, a to co zobaczył uderzyło w niego jak fala morska izatopiło. - O kurwa. - Abi słysząc łańcuch przekleństw poszła zobaczyć kto przyszedł, ale zobaczyła, że Justin nie otworzył drzwi.
- Kto przyszedł?
- Policja.- Ledwo wydusił. Widział radiowóz, trzech policjanów i kobietę. Wiedząc co może się święcić podbiegła do drzwi i teraz to ona patrzyła przez judasza. Nie mogła uwierzyć w to co widzi, chciałaby żeby to były halucynacje, ale życie lubi się mścic.
- Justin...- odwróciła się w jego stronę cała drżąc.- To moi rodzice.
- Mam tylko trzy słowa.
- Nie czas na układanki.
- Jesteśmy w dupie.
________________________________________________________
Tatatatam. Mroczne zakończenie, co dalej i co zobaczyła Abigail na odwrocie zdjęcia, jak myślicie? Najpierw Drama, a potem Justin wszystko prostuje, jaki on jest romantyczny *.*
Jeśli rozdział się wam podobał prosze komentujcie. Piszcie wasze wrażenie po rozdziale. Z góry przepraszam za błędy :) A i jeszcze jedno jeżeli macie jakiś fajny Imagin, który by pasował do jakiegoś momentu w Amnesi, albo macie z nim pomysł przysyłajcie je :)
20 komentarzy?
Ś W I E T N Y!! Boże kocham, kocham, kocham
OdpowiedzUsuńBombowy!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńLaura xoxo
I co ja mam tu dużo mówić ... świetny jak zawsze :-)
OdpowiedzUsuńHura!!!!!!!! Wiedziałam, że się pocałują!!! Tylko na to czekałam!!! <3 <3 <3 Kocham to!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńLaura xoxo :*
kocham to !! nastepny proszee :D
OdpowiedzUsuńswietne :D
OdpowiedzUsuńuwielbiammmmm,niesamowite pod kazdym wzgledem :D
OdpowiedzUsuńAaa kocham kocham ! Xd
OdpowiedzUsuńa kocham zajebisty <3 boże no jak mówiłam moje ulub opowiadanie ;3 ale teraz się boję chociaż może abigail ucieknie :D albo policja wywali drzwi i ich złapią! matko nie moge się doczekać !<33333 i to było takie słodkie co dla niej Justin zrobił <3 czekam nn;**
OdpowiedzUsuńasjsfhbgbfnserfvn kocham <3
OdpowiedzUsuńkocham Twoje opowiadanie,czekam z niecierpliwoscią na nn <3
OdpowiedzUsuńale świetne ! czekam na nn :D :)
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńJustin się stara, jest taki uroczy. Mam nadzieje ze Abi to w końcu doceni ♡
OdpowiedzUsuń