poniedziałek, 1 września 2014

31. **** od pierwszego spotkania


Piszę to tutaj bo jest większa możliwość, że przeczytacie to. 

Więc, ta osoba jest mi bardzo bliska. Ma trochę kłopotów, ale podziwiam ją za jej podejście do życia, kiedy ma zły dzień opisuje go na kartce, a ostatnio zachęciłam ją do założenia bloga. 
Więc jeśli możecie, wejdźcie tutaj http://someoneforyourheart.blogspot.com/  ponieważ może sami znajdziecie zrozumienie, takiego jakiego ona potrzebuje sama :) 

Wasz Nacik z poważaniem

Miłego czytania i komentowania he he Pamiętajcie o hashtagu (pisze o tym na samym dole rozdziału) i pytaniu dnia :Co podobało się wam najbardziej ?


II część ostatniego rozdziału


Justin POV
 - Przestań to robić! - jęknąłem w poduszkę i przykryłem się mocniej kołdrą.
 - Ale, że co? - zapytała, robiąc to samo po raz kolejny.
 - Rzucać we mnie rzeczami! - z brzucha rzuciłem się na plecy i będąc ciągle przykryty pod nos, patrzyłem zmrużonymi oczami na Abigail jak w samej bieliźnie biegała po pokoju.
 - Ale to twoje rzeczy - stanęła na chwilę i odgarnęła z twarzy włosy, które do niej się przykleiły.
 - Dlaczego rzucasz we mnie moimi rzeczami? Huh? - uniosłem brwi. Westchnęła i uderzyła dłońmi o uda, gdzie potem został jej czerwony ślad.
 - Bo musisz się ubrać - miałem nadzieję, że to sen albo, że żartuje. Spojrzałem na budzik na półce i zobaczyłem dopiero 6.30, odchyliłem głowę i przejechałem dłonią po twarzy.
 - Dlaczego tak wcześnie? Normalni ludzie o tej godzinie jeszcze śpią - oczywiście w tym wszystkim zapomniałem, że z dziewczynami się nie dyskutuje.
 - Poza tym, że my nie jesteśmy normalni - uśmiechnęła się do mnie i wskoczyła na łóżko, prosto na mój brzuch, co przez chwilę sprawiło mi ból.
 - Muszę ci przypomnieć, że nie ważysz tyle co noworodek - pocałowałem ją w nos, a potem odgarnąłem stos włosów z jej twarzy, za którymi krył się ogromny uśmiech ukazujący wszystkie zęby.
- Tylko ci się zdaje. A tak poza tym, naprawdę powinieneś się zbierać, bo ja muszę naprawić swój wizerunek - chciała się podnieść, ale w porę dłońmi chwyciłem jej pośladki i je ścisnąłem. Na jej policzki od razu wpełzł rumieniec.
 - Chyba do końca nie rozumiem i tego dlaczego chodzisz w samej bieliźnie, też nie, chociaż mi się to podoba.
 - Tobie podoba się wszystko co jest gołe i się rusza - wytknęła w moją stronę język, i kiedy się pospieszyłem, zdążyłem go ugryźć zanim schowałaby go spowrotem - Auć! - zapiszczała, a ja puściłem w jej stronę oczko. Uniosłem jej pośladki, a ona usiadła na mnie okrakiem.
 - Podoba mi się ta pozycja - oblizałem usta, przyglądając się jej piersiom i kobiecości, która była na wyciągnięcie ręki. Dlaczego ona zawsze sprawiała wrażenie idealnej? Miałem ochotę ją przytulać, kochać, uprawiać seks, biegać, krzyczeć ze szczęścia jednocześnie. Nie mogę uwierzyć, że to właśnie dla tej dziewczyny tak zwariowałem.
 - Jesteś erotomanem, wiesz? Pieprzył byś wszystko co się rusza, wybacz, ale ze mną to nie działa - złożyła na moich ustach krótki pocałunek i zeskoczyła ze mnie, a potem z łóżka i schyliła się nad kupą ciuchów na ziemi.
 - Nadal nic nie rozumiem - zauważyłem podnosząc się do pozycji siedzącej.
 - Przecież sam wczoraj powiedziałeś, że mam dać Melanie drugą sznasę, więc przez całą noc myślałam co mogę zrobić i wpadłam na pomysł, że zabiorę ją na zakupy, ze mną i Roną - zaklaskała i odwróciła się dookoła.
 - A to nie miało być tak, że naprawiasz więź bratersko-siostrzaną? - uniosłem brew. Z tego co pamiętam to Chaz jest na nią wkurzony i o to tu chodzi, a Melanie miała dać po prostu szansę i w jakiś sposób się z nią dogatać. Albo mówiłem coś innego? Jestem chłopakiem, a ona dziewczyną, równie dobrze mogła odebrać moją przemowę inaczej niż ja o niej myślałem.
 - No właśnie! Jeżeli Chaz zobaczy, że staram się poprawić więzi z Melanie, zrozumie, że mi przykro i mi na nim zależy i wtedy sam mi wybaczy.
 - Kobieca logika - mruknąłem, wywracając oczami i odkrywając się kołdrą. Następnym razem nie dam się wykurzyć tak wcześnie z łóżka.
 - Coś mówiłeś? - posłała mi mrożące spojrzenie i wtedy przypomniało mi się to samo spojrzenie z warsztatu.
 - Tylko, że nadal nie wiem dlaczego biegasz w bieliźnie - posłałem jej uśmiech.
 - Szukam ubrań - usiadła obok kupki ciuchów i przebierała w nich, kiedy ja chwyciłem dżinsy i czarny t-shirt, a potem wciągnąłem je na siebie. Spojrzałem w okno i tak jak myślałem, pogoda nie była zbyt piękna, ale nie tak zła by zostać w domu. - Jak ty to robisz, że we wszystkim zawsze wyglądasz idealnie? - zachichotałem i stanąłem nad nią.
 - To pewnie przez geny - pochyliłem się by złożyć soczysty pocałunek na jej ustach. Kiedy zawsze jej wargi dotykały moich, miałem wrażenie, że zostały one sparaliżowane. Całowała tak bardzo dobrze, i to nie przez arbuzowy błyszczyk, którego używała odkąd przyjechała do Stratford w wieku 14 lat. - Wiesz, że zabieram cię dziś na wyścigi? - jęknęła opierając się o moje nogi. - Co jest nie tak? Wiesz chciałbym przedstawić cię moim znajomym, zapoznać z trybem życia, któremu czasami uwielbiam się poddać - uśmiechnąłem się. Na jej twarzy pojawił się grymas, co mi się nie spodobało. - Abi?
 - Po prostu miałam nadzieję, że spędzimy jeden wieczór na rozmowie - przegryzła dolną wargę i zaczęła bawić się paznokciami.
 - Okej, to może jutro?
 - Chodzi o to, że przez te 9 miesięcy zrozumiałam jak bardzo mało o tobie wiem i sądzę, że to może dobrze nam zrobić. Porozmawialibyśmy co sie z nami działo przez te 9 miesięcy, o tym co nas gryzie. Spędzimy cały wieczór na zadawaniu pytań, czy coś.
 - Jasne, to może jutro? - wydęła wargi i zrobiła maślane oczy. Zwykłym gestem potrafiła sprawić, że serce zabiło mi szybciej niż normalnie. A mówiła, że to ja jestem przekonujący.
 - Okej, to pojedziemy jutro.
 - Dziękuję! - zapiszczała i przyciągnęła mnie do ponownego pocałunku. Uśmiechnąłem się i niechętnie puściłem jej usta.
 - Powinienem się obrazić. Najpierw wywalasz mnie z łóżka, a teraz nie chcesz iść ze mną na wyścigi.
 - I jeszcze wyrzucam cię z domu - wskazała palcem na okno przygryzając wnętrze policzka. Wyprostowałem się i dramatycznie westchnąłem, rzucając rękami.
 - Taka rola kochanka - zaśmiała się i wciągnęła szary sweter z myszką miki na siebie.
 - Trzymaj za mnie kciuki - podniosła się i założyła na siebie obcisłe dżinsy, takie jak czasami widziałem u Jazzy. Zawsze przerażała mnie wizja, że kościstość tych spodni może być w stanie tak mocno ścisnąć nogi, że stracę czucie.
 - Wiesz, że schudłaś?
 - Tylko 8 kilogramów - wzruszyła ramionami i zapięła guzik od spodni. Wytrzeszczyłem oczy. Jeżeli dla niej 8 kilogramów to "tylko" to ile dla niej znaczy "aż"?
 - Nie mogę pozwolić, żeby moja dziewczyna przypominała trupa. I wiem jak to zmienić.
 - Coś ty wymyślił?

 ~*~
Abigail POV
- Słuchaj, nie wiem o co ci chodzi, ale nie jestem na ciebie zła, więc daj mi spokój. Nie chcę się kłócić - pomyślałam o tym, że rozmowa przez próg nie jest dobrym rozwiązaniem. Zdaje mi się, że to wszystko zapesza, a Melanie się mnie boi. Może myśli, że gdzieś ją wywiozę i zamorduję, albo wrzucę do rzeki. Osobiście twierdzę, że na początku naszej znajomości mogłam sprawić takie wrażenie.
Westchnęłam i zebrałam w sobie siłę, żeby przeprosić Melanie, nie chciałabym być jak moja matka i nie umieć przepraszać.
 - Melanie, przeszłam ciężki okres, nawet okropny. Nie wyobrażasz sobie co się ze mną działo. Chaz jest moim jedynym bratem bo Mike'a porwali... - niezupełnie wiem czy powinnam jej o tym mówić, ale komu ona może to powiedzieć? A mowa, którą przygotowałam sobie w głowie była dość przekonująca by mi naprawdę wybaczyła. - I dlatego jest dla mnie ważny, a to, że był w związku z moją przyjaciółką było dla mnie jak... bezpieczny grunt - bawiłam się kluczykami od auta, stresując się. Marzyłam o tym, żeby wszystko się udało, chciałam odzyskać mojego brata. W szególności po tym co stało się rano. Odzywał się, ale był zimny. - Nawet nie wiedziałam, że zerwali! - wyrzuciłam dłonie w powietrze. - I wiadomość, że jesteście razem była dla mnie szokiem - oblizałam wargi, czując nagłą suchość. Zachichotałam niezręcznie. - I wiesz, trzymanie strony przyjaciółki było dla mnie czymś obowiązkowym... - znów zachichotałam. - Nigdy nie miałam przyjaciół, widziałam to tylko w filmach. I chciałam być taka jak przyjaciółki w tych filmach, ale nie pomyślałam wtedy o Chaz'ie. Jeśli jesteście szczęśliwi to sobie bądźcie razem, zrozumiałam, że nie mogę wtrącać się w czyjeś życie nie wiedząc jak między wami jest - mówiąc te słowa zrozumiałam jak bardzo podobna do matki jestem. Ona robi to samo mi i Justinowi, tak jak ja robię to Chazowi i Melanie. - Ktoś uświadomił mnie, że powinnam najpierw dać człowiekowi szansę, zanim go osądzę - mówiąc to miałam na myśli Justina i nawet się uśmiechnęłam. Kończąc prawie to co miałam powiedzieć spojrzałam w zielone tęczówki dziewczyny. - Przepraszam - westchnęłam. Dopiero teraz zrozumiałam jaką niedobrą rzecz jej sprawiłam. Zrobiło mi się głupio i postanowiłam już sobie pójść. Ona nic nie odpowiadała - to była chyba znacząca odpowiedź. - No nic. Ja już pójdę. Do zobaczenia - uśmiechnęłam się słabo i pomachałam, a potem odwróciłam się na pięcie i zbiegłam po schodach. Liczyłam na to, że może jeszcze zawoła za mną i w końcu coś powie, ale kiedy byłam już przed drzwiami klatki, żaden głos nie krzyczał "stój!". Przynajmniej ją przeprosiłam i moje sumienie może pozostać czyste. Pocieszając się tą myślą wyszłam z bloku i popędziłam do swojego auta. Kiedy usiadłam wyjęłam z torebki telefon i napisałam do Justina, żeby podzielić się z nim moją porażką.
Do: Justin
Starałam się, ale to chyba na nic się nie zdało. Przynajmniej przeprosiłam.
Zapięłam pas i oparłam głowę o zagłówek, czekając na odpowiedź od Justina. Spojrzałam do tyłu gdzie leżała moja bluza, a potem na wibrujący telefon.
Od: Justin
Są wzloty i upadki, ty zaliczyłaś upadek, ale nietrudno jest wzlecieć ponownie. Twoje sumienie jest czyste. Po za tym, Chaz na pewno to doceni. Kocham cię x
Uśmiechnęłam się. Kiedy zabierałam się do odpisania ktoś zapukał do mojego auta, wprawiając mnie w stan zawału.
 - O mój Boże! - wykrzyknęłam i z ręką na sercu spojrzałam w okno gdzie stała Melanie. Z prędkością światła, otworzyłam okno. - Mealnie?
 - Zdaje mi się, że miałaś zabrać mnie na zakupy - puściła do mnie oczko, okrążyła auto i wsiadła z drugiej strony. - Musiałam się tylko przebrać - zapięła pas i uśmiechnęła się do mnie. Wbita w siedzenie, nie mogłam przestać na nią patrzeć, nie zauważyłam nawet, że mam otwarte usta. Zachichotała, a potem rzuciła się na mnie w niedźwiedzim uścisku. Również ją objęłam ciągle będąc w jakimś transie
- Mogę być twoją przyjaciółką, jeśli tylko chcesz.
 ~*~
- Uwielbiam tą piosenkę! - wykrzyknęłam i podgłośniłam radio, gdzie leciało właśnie We can't stop, ciągle panując nad kierownicą.
 - Serio? Ja też! - zaklaskała i obydwie otwierając wszystkie okna, zaczęłyśmy śpiewać.
To dziwne, że jeszcze wczoraj nawet nie myślałabym o tym, że wytrzymam z nią w jednym pomieszczeniu, a co dopiero aucie, a tak naprawdę bawię się świetnie.
 - Remember only God can judge ya. Forget the haters cause someone loves ya. (Pamiętaj, tylko Bóg może cię sądzić. Zapomnij hejterów bo ktoś cię kocha). - wybuchnęłyśmy śmiechem bo, ten tekst idealnie opisywał naszą sytuację. Zbyt często mi się to zdarza, że piosenka tak nagle jest perfekcynym odzwierciedleniem tego co się dzieje w moim życiu.
 - Skręć tutaj - wskazała palcem za budynek, za którym ukazało się wielkie centrum handlowe. Wjechałyśmy do środka i na drugim piętrze zostawiłyśmy samochód. Idąc do drzwi prowadzących do wnętrza galerii, Melanie zapytała:
 - Myślisz, że twoja znajoma nie będzie miała nic przeciwko? - była zestresowana i mogłam to poznać po obgryzaniu paznokci. Uśmiechnęłam się pocieszająco, a potem położyłam dłon na jej ramieniu.
 - Przestań się tym martwić. Poznałam Rone wczoraj... umm, fakt, może znamy się krótko, ale jest świetną dziewczyną! - wyrzuciłam drugą dłoń w powietrze. - Zresztą sama powiedziała, że chętnie cię pozna. Widzisz, nie martw sie na zapas - zanim cokolwiek powiedziała, zdążyłam ją wyprzedzić i wejść do centrum. Nabrałam powietrza w usta i rozszerzyłam oczy, wędrując wzrokiem po całym ogromnym pomieszczeniu. Poczułam się jak w Bożonarodzeniowym filmie, gdzie główna bohaterka wchodzi do centrum, a tam ogromny świąteczny ruch. Wspaniale!Zapiszczałam w myślach.
 - W Kanadzie takich nie ma? - parsknęła kiedy zobaczyła moją minę. Jak mam jej przekazać, że kiedy ostatni raz - aka pierwszy bo mam amnezję - byłam w centrum handlowym z mamą, ona wybiegła nagle jak porażona prądem, więc podsumowując byłam tylko raz w galerii i nie mam pojęcia czy w Kanadzie są większe od tej. Nie musi wszystkiego wiedzieć, mogę kłamać lub pomijać szczegóły.
 - Sama nie wiem, chyba takie same - mruknęłam i popędziłam przed siebie.
Pożerałam wzrokiem wszystkie wystawy i oryginalne sklepy, które widziałam zawsze w reklamach. Myślałam o tym czy pieniądze, które zabrałam starczą mi na wszystko co zechcę, bo przyznam takiej wystawy ubrań się nie spodziewałam. Zdałam sobie sprawę, że w takim centrum musi być sklep Victoria's Secret z bielizną, może mogłabym kupić coś seksownego dla Justina... Dlaczego nie?
 - Gdzie ta twoja koleżanka? - przygryzając wargę, obróciłam się szukając w zasięgu wzroku fontanny, przy której powinna stać Rona.
 - O, tam! - wykrzyknęłam wskazując palcem. Chwyciłam Melanie za rękę i pociągnęłam ją w tamtą stronę. Dobiegając nie zauważyłam nigdzie Rony. - Mówiła, że tu będzie.
 - Może się spóźni? - uniosła brwi i poprawiła swoją małą czarną torebeczkę na ramieniu.
 - Nie, pisała, że już tu jest - przyłożyłam palec do brody, zamyślając się. Zanim wjechałam w uliczkę na której stoi centrum, dostałam sms od Rony, że czeka na nas przy fonntanie, więc co mogło się stać żeby stąd odeszła? Wyciągnęłam telefon i w kontaktach wyszukałam numer rudowłosej.Może za bardzo panikuję. Chodzi o to, że mniej więcej pół roku w Strartford z Justinem, dało mi do zrozumienia, że nieważne o jakiej porze i jak - wszystko może się zdarzyć.
Jednak nim zdążyłam wcisnąć zieloną słuchawkę za moimi plecami rozległ się dziewczęcy okrzyk.
 - Hej ho! Już jestem, nie uwierzysz, ale u Coco jest taka przecena, że cała moja wypłata może pójść na te perfumy i zostanie mi tyle, że opłacę jeszcze rachunki - z uśmiechem przyklejonym do twarzy obróciłam się do dziewczyny, która w obcisłych rurkach szła w moją stronę.
 - Zaczełam się zastanawiać czy nie przeszedł tędy Gorge Clooney - zachichotałam, a ona również.
 - A jak myślisz, że trafiłam do Coco? - roześmiane przytuliłyśmy się. Cholera znam ją niecałe 24 godziny, a zachowujemy się jak przyjaciółki od pieluchy. Będę wielce rozczarowana jeśli okaże się, że Rona to tajny szpieg, albo dowódca gangu, który też chce zdobyć skarb Biebera.
 - Rona, to Melanie, dziewczyna mojego brata - puściłam dziewczynę i wskazałam ręką na speszoną blondynkę, która jako jedyna w tym gronie miała na sobie spódniczkę. Kto wie czy przez to nie czuje się mniej komfortowo. - Melanie to Rona.
 - Tylko Rona -  wywróciła oczami, ale zaraz potem uśmiechnęła się do blondynki i podała jej dłoń. Może jestem zbyt naiwna i głupia, ale tak Rona wie dlaczego Melanie jest tu z nami.
 - Miło mi cię poznać. Wiesz to nie tak, że jesteś piątym kołem u wozu, swoją drogą wcale się tak nie czuj. Cieszę się, że mogę cie poznać, mam nadzieję, że ci się spodoba...
 - Rona rozumiemy - równocześnie z Melanie spojrzałyśmy na siebie, wybuchając śmiechem. To nie tylko Rona. To Rozgadana Rona.
 - Mi ciebie też... to co idziemy? - Melanie poruszyła zabawnie brwiami, a my tylko przytaknęłyśmy, chociaż wewnątrz byłyśmy jak nastoletnie dzieciaki (którymi jesteśmy), które piszczą na samą myśl o nowej rzeczy.
                    
PODCZAS ZAKUPÓW
Biegały jakby nic ich nie obchodziło. To ile pieniędzy wydadzą, czy jakiś ochroniarz zatrzyma je jeśli będą kukać przez wejście by zawołał tamte dwie, to czy ktoś ich obserwuje, jak bardzo czasami robią z siebie zwariowane pozytywnie idiotki. Od sklpu do sklepu, od wieszaka do wieszaka, od przymierzalni do przymierzalni. Czas leciał im szybko, szczególnie wtedy kiedy się przebierały. Czuły się jak w filmie, w ich myślach brzmiały piosenki, a one jak modelki wychodziły niby na wybieg, a tylko przed lustro, robiąc dziwne pozy i miny. Śmiały się jak przyjaciółki od piaskownicy, energicznie kiwały głową kiedy im się coś podobało lub nie. W tym przypadku większość była na nie.
Najbardziej spodobał im się sklep z bielizną, tak jak Abigail chciała, zawitały do Victoria's Secret. Przebierając w stanikach, majtkach, bodach myślała najpierw o tym co by pomyślał Justin kiedy ją zobaczy, jego mina, jego myśli, uczucia - to ją podniecało do tego stopnia, że uznała iż to jej ulubiony sklep i najlepsza część dzisiejszych zakupów.
Spojrzała na dwie bardzo różniące się od siebie dziewczyny i mimowolnie się uśmiechnęła. Uderzyło w nią wspomnienie dwóch lat przesiedzianych w domu przed telewizorem. Bez przyjaciół, szkoły i pamięci. Nawet nie myślała, że na zewnątrz, gdzie świat był jej obcy, byli ludzie, których nawet nie znała, a okazali się najlepszymi przyjaciółmi. Choć spotkania z dziewczynami były dziwne, teraz patrząc na to z innej perspektywy śmiała się.
Destiny była dla niej jak zagadka, kiedy pierwszego dnia przechodziła przez wszystkie emocje jak osoba bipolarna. Najpierw sprawiła wrażenie osoby miłej, a potem kiedy Abigail wyciągnęła w jej stronę ręke mogłoby się wydawać, że na nią napluje. Potem w ławce przyszła kolej na smutek, bo kiedy tylko Hayes spojrzała na Dest, ta płakała. No i punkt kulminacyjny kiedy to wszystko przerodziło się w złość i agresję. W tym samym dniu, kiedy Abi dopiero rozpoczęła szkołę i poznała tylko Destiny zdążyły pobić się książkami i to grubymi, bo inaczej walenie z chudej książki nie miałoby sensu i wcale by nie bolało.
Jednak wszystko sprowadziło się do tego, że Destiny okazała się świetną przyjaciółką.
Spotkanie z Mirandą nie przebiegało tak dziwnie jak z Dest, ale fakt, że Abigail siedziała wtedy zamknięta w jednej z kabin podczas kiedy z drugiej strony Miranda kłóciła się z jakąś dziewczyną o Blair Evans i jej śmierć, nadawał historii trochę humoru.
I mimo tego, że na początku Miranda krzywo patrzyła na Abigail w końcu cała nienawiść, która była wynikiem smutku odeszła, a dziewczyny spokojnie stały się sobie bliskie.
I oto są trzy przyjaciółki. Jedna sprowadziła kłopoty lata temu, a druga zrobi to w przyszłości....
Minęły godziny, bolały je nogi, dlatego całodniowe zakupy uczciły idąc do pizzerii, ponieważ akurat kiedy przechodziły obok, przystojny szatyn o błękitnych jak ocean oczach niósł pizze innemu klientowi. W ten sposób zauroczone dziewczyny znalazły się w pizzerii - niestety los chciał tak, że błękitnooki więcej się nie pojawił i po zjedzeniu średniej pizzy z szynką, pieczarkami i oregano każda z dziewczyn ruszyła w swoją stronę, znaczy się tylko Rona, bo Abigail nie skończyła jeszcze swojej tajnej misji. Zjednała sobie Melanie,teraz przyszedł czas na Chaz'a.
Abigail POV
Myślałam, że dom będzie pusty kiedy po kilkakrotnej próbie wdarcia się do domu nikt mi nie otworzył, ale tak się nie okazało, bo jednak Chaz siedział na kanapie w salonie i dokańczał swój plakat wyborczy.
 - Dlaczego nie otworzyłeś? - zapytałam wymownie, wchodząc do pokoju i rzucając ciuchy na podłoge obok stolika. Nawet się nie odwrócił, mogłabym sie założyć, że nawet nie mrugnął. Okej! Wygrałeś, masz mnie! Chciałam krzyczeć i dać mu do zrozumienia, że właśnie wszystko naprawiam.
 - Nie chciało mi się.- już miałam coś powiedzieć, kiedy przeszkodziło mi ukłucie żalu w brzuchu. Zdałam sobie sprawę, że doprowadziłam go do tego iż mógł stwierdzić, że mój przyjazd to najgorsze co zrobił.
 - Chaz, ja prz....
 - Nie przepraszaj - uniósł rękę, przerywając mi. On wie jak trudno jest mi to mówić? To już drugi raz dzisiaj, nie przesadzajmy do trzech. Zupełnie jak matka. - Przeproś Melanie.
 - Ale ja...
 - Tak, wiem. Nic nie zrobiłaś - złączyłam brwi i otworzyłam usta. Nawet nie wiedział co chcę powiedzieć! Parsknął i z wrogością na twarzy odwrócił się w moją stronę. - Nie rozumiem twojej logiki. Wkurzasz się na mamę, że nigdy nie przeprasza, że nie potrafi wykrztusić nawet pierwszej sylaby, a sama jesteś taka jak ona! Psujesz cały ten przyjazd, świat nie kręci się tylko wokół ciebie i Justina, przestań zachowywać się jak smarkacz i zrozum jaki błąd zrobiłaś by móc go naprawić! - kiedy ja właśnie to robię!
Łzy stanęły mi w oczach, chciałam na niego krzyczeć, bić i nienawidzić,ale przerwała mi Melanie.
 - Abigail, ten sweter, który wybrałaś dla Chaza jest świetny! - objęła mnie i położyła podbródek na ramieniu.
 Mina Chaza była bezcenna. Nie mógł połapać się w sytuacji i w tym dlaczego jego dziewczyna przytula się do jego siostry, która jej nienawidziła. - Co się stało? - oderwała się ode mnie i spojrzała najpierw na Chaza, a potem na mnie. - Hej, słońce, dlaczego płaczesz? - ostatni raz spojrzałam na Chaza, a potem na Melanie i otarłam łze kręcąc głową i uśmiechając się.
 - Tak po prostu, świat nie kręci się tylko wokół mnie - chwyciłam ją za ręke. - Jeszcze raz przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Chcę żebyście byli szczęśliwi - kiedy kolejne łzy zaczęły wypływać z moich oczu wyszłam z salonu.
 - Abigail? - usłyszałam po drodze. - Chaz co zrobiłeś? - zastanawiając się co zrobić, wyszłam z apartamentu i popędziłam schodami na samą górę, gdzie znalazłam małe srebrne drzwi prowadzące na dach. Wiedziałam, że tutaj będą.
Kiedy oglądałam romanse, marzyłam o tym, żeby jak te aktorki kiedy jest im smutno mogła siedzieć na dachu jakiegoś wieżowca.
Na razie to nie wieżowiec, ale kiedy poszłam głębiej widok przede mną był niczym widok budzącej się królewny śnieżki. Ocierając ostatnie łzy usiadłam na jednym ze stołków ułożonych z cegieł i obserwowałam zachodzące słońce.
Kiedy czymś się smucę lub złoszczę, uwielbiam zadręczać się tym wszystkim. Analizowanie od początku, wymyślanie wrednych odpowiedzi, ułożenie dialogu tak jak ja chcę - zresztą, nie tylko ja tak robię. Zdaje mi się, że robi to każdy człowiek. - Ale teraz chciałam, żeby było inaczej. Bez analizowania i wymyślania. Ja sama z myślami o niczym, ale czy można myśleć o niczym?
 - Pomedytuję - klasnęłam w ręce i usiadłam po turecku, a ręce luźno położyłam obok swojego ciała.
 Policzyłam do 10 w myślach, bardzo powoli, starając się rozluźnić wszystkie mięśnie by nie stały mi na przeszkodzie do dostania się na poziom alfa* Musiałam skupić się na obrazie w mojej głowie i nie rozdrażniać się głosami z zewnątrz. I chyba mi się to udało, bo nie słyszałam, żadnych klaksonów z ulicy, ani krzyków ludzi. Byłam tylko ja sama z myślami.
Obserwowałam to co się dzieje przed moimi oczami, chociaż nie rozumiałam niczego z początku i tak byłam podekscytowana.

 - Tutaj jest! Spadła ze schodów! - krzyczał chłopak, dysząc nade mną. Miała oczy na wpółotwarte, poznając tego chłopaka.
 - Mike - szepnęła, ale zbyt cicho by to usłyszał. 
 - Coś ty narobił, palancie! - krzyknęli inni, którzy właśnie dobiegli zbierając się nad ciałem dziewczyny.
 - Żyje? - zapytał jeden. 
 - Nie wiem - odparł ten który zrzucił ją ze schodów. 
 - To sprawdź! - krzyknął najlepiej zbudowany i rozkazał temu, którego ona poznała i z całych sił chciała chwycić za rękę. 
 - Tętno i bicie serca spowalnia. Ona umiera, zresztą już jest martwa - odpowiedział. Chłopak, który ją zepchnął pogrążył się nagle w myślach, wracając do ich ostatniego spotkania i wtedy sobie przypomniał. Minęło zbyt dużo czasu. Zabił ją, zabił siostrę. 
 - Co teraz robimy? 
 - Wywieźmy jej ciało do Leaking Park w starej części Nowego Yorku i zostawmy jej ciało w starej szopie. Tam jej nie znajdą. 
- Hyyyy - nabrałam powietrza kiedy nagle rozbudziłam się z odrętwiałymi nogami. Wystraszona przez nagły wybuch pode mną, stwierdziłam, że takie wybudzanie nie jest dobre. Przełknęłam ślinę i podniosłam się by rozchodzić mrówki w nogach. Podeszłam do barierki i spojrzałam na dół gdzie jakiś samochód uderzył w rowerzystę, ale temu nic na szczęście nie było. Odwróciłam się, opierając o barierkę.
 - Co to do cholery było? - mruknęłam do siebie. Poważnie powinnam porozmawiać z Justinem. I zrobię to dziś wieczorem. Zapytam o wszystko i o wszystkich. Czy to była kolejna wizja? Przynajmniej przestałam słyszeć głosy. Najpierw padło mi na uszy, a teraz na oczy, nie wspominając o tym przerażającym jabłku. - Nie myśl o niczym. Przecież miałaś myśleć o niczym - to naprawdę musiało zabrzmieć fatalnie. Poczułam wibracje w kieszeni, na myśl przyszedł mi pomysł, że to ktoś kto mnie teraz obserwuje i zamierza mi odpowiedzieć na moje "Nie myśl o niczym", może coś w stylu "Myśl o mnie", zresztą, nieważne.
Otworzyłam wiadomość od brata.
Od: Chaz
 Gdzie jesteś?
Nie myślałam o tym czy mu odpowiedzieć, zrobiłam to, bo z jednej strony chciałam, żeby tu przyszedł i mnie przeprosił. Chociaż słuchanie jego pytań "ale jak to, ty i Melanie?" też były dobrym powodem żeby zdradzić mu moje miejsce pobytu.
Do:Chaz
 Na dachu 
Nie dostałam odpowiedzi przez najbliższe 10 minut, zdałam sobie sprawę, że może po prostu chciał się upewnić czy to nie ja byłam przypadkową osobą tego wypadku na dole.
Westchnęłam i wróciłam na swoje miejsce, obserwując ostatnie promienie słońca tego dnia. Syknęłam kiedy po moim ciele przeszły ciarki. Złapałam się z obydwu stron i zaczęłam pocierać o ramiona , kiedy nagle opadł na nie ciepły granatowy koc.
 - Przyniosłem też kakao i oreo - odwróciłam się by zobaczyć jak Chaz stoi za mną niewinnie, trzymając w jeden ręce dwa kubki parującego kakao, a w drugiej dużą paczkę oreo. Nie wiedząc co powiedzieć, a z jakiegoś powodu nie chciałam się uśmiechnąć, tylko przytaknęłam i wróciłam do patrzenia na znikające słońce. Poczułam jak siada obok i kładzie kakao, a obok ciastka. Kątem oka widziałam jak podkulił nogi pod brodę i chyba starał się patrzeć w ten sam punkt co ja. Wcale nie czułam się niezręcznie, tylko trochę głupio z powodu jak traktowałam wczoraj Melanie i z tego, że on sam stwierdził iż zachowuję się jak smarkacz. Niestety, taka jest prawda, przecież co robiłam pierwszego dnia przyjazdu tutaj? Szłam przyciśnięta do ściany po schodach, żeby sprawdzić kim jest współlokator mojego brata, zamiast zrobić to normalnie albo chociaż udawać pewną siebie - to było zachowanie godne smarkacza. Zresztą nie tylko to, moje ciągłe kłótnie z Alexem, albo kiedy rzuciłam w niego puszką, nigdy sobie tego nie wybaczę.
 - Trochę mi zimno - usłyszałam cichy głos Chaza. Wzięłam kubek z kaka'em do ręki i upiłam z niego łyk, a potem wzruszyłam ramionami. - Jak długo będziesz kazała mi marznąć?
 - Kiedy zjem ostatnie ciasteczko - znów upiłam łyk kakaa i zamknęłam oczy, zatracając się w jego smaku.
 - Melanie mi wszystko powiedziała - nie zrobiłam z tą informacją nic szczególnego. To było jak jednym uchem weszło, a drugim wyszło, chociaż cieszyłam się, że w końcu zrozumiał, że ja też zrozumiałam, że zrobiłam źle i chcę wszystko naprawić. - Przepraszam, że nie dałem ci dojść do słowa, chciałaś mi to powiedzieć, co?
 - Yep - przytaknęłam i oblizałam usta sięgając po ciastka, otulając się szczelniej kocem.
 - Wcale nie nie popsułaś tego przyjazdu, cieszę się, że tu jesteś - uśmiechnęłam się, patrząc już tylko w różowe niebo, przypominające wate cukrową. Swoją drogą, nagle dopadła mnie ochota na watę cukrową.
 - Jest tu gdzieś w pobliżu wata cukrowa? - odwróciłam się w jego stronę przegryzając oreo, Justin powinien też tu być. On uwielbia oreo!
 - Tak, dwie przecznice stąd. Chcesz pójść? - upił łyk kakaa, a w jego oczach czaiła się troska i błaganie. Wiatr starannie rozwiewał jego włosy, różowe niebo idealnie odgrywało rolę tła jego postaci. Był taki nieskazielny. Teraz rozumiem, dlaczego dziewczyny się za nim uganiają.
 - Może jutro? - przechyliłam głowę na bok. Dzisiejszy wieczór miałam już zaklepany i miałam wrażenie, że ten wieczór będzie bardzo ważny, może to być nawet przełom w historii mojego życia.
 - Okej... dlaczego nie dziś? - odwróciłam twarz, czując nagłe przyśpieszenie serca i zarumienione policzki. Nie rozumiałam tylko czego się wstydzę, właściwie to Chaz był tym, który sprowadził mnie tu bym mogła spotkać się z Justinem.
 - Muszę spotkać się z Justinem.
 - Co znaczy muszę? - nie był zły, przynajmniej ja nie wyczytałam to z jego głosu, ani zawiedziony. Pytał, bo był ciekawy. Postanowiłam nie kłamać, chcę zostać prawdziwa chociaż przed jedną osobą z mojej rodziny.
 - Przez te 9 miesięcy zdałam sobie sprawę, jak dużo czasu spędziłam z Justinem, osobą, która uczestniczyła w moim życiu przed amnezją, a jak nadal mało o sobie wiem. O nim zresztą też, więc chciałam się z nim dzisiaj spotkać i urządzić taki dzień pytań i wyjaśnień.
 - To świetnie! - rzucił entuzjastycznie, to nie był żaden fake, on naprawdę się cieszył, więc po raz pierwszy uśmiechnęłam się do niego. - Mam nadzieję, że mi wszystko potem opowiesz.
 - Jasne, że taK. - jego kąciki ust drgnęły w uśmiechu i w tym samym czasie unieśliśmy kubki do ust popijając nasz napój. Z powrotem wróciliśmy do wpatrywania się tym razem, już w granatowe niebo. Ciszę przerywało tylko nasze chrupanie oreo, potajemnie rzuciłam oko żeby zobaczyć jak dużo jeszcze zostało.
 - Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? - gwałtownie odwróciłam głowe w jego stronę, ale on wciąż nieruchomo wpatrywał się w ten sam punkt. - Pamiętasz? - powtórzył ciepłym głosem. Ciągle patrząc w jego profil, wróciłam wspomnieniami do tamtego dnia. Już wtedy miałam amnezję, ale to nie tak, że amnezja zjadła moje wspomnienia po wypadku.
 - Tak - zachichotałam. - Tamtego dnia ciągle pytałeś mnie się czy też jestem adoptowana. Zresztą nie tylko wtedy, robiłeś to przez cały tydzień, aż rodzice zorganizowali spotkanie z psychologiem i tam mieli mi wszystko wytłumaczyć. Kim jestem, kim wy jesteście i takie tam duperele. Dopiero wtedy przestałeś - kąciki jego ust powędrowały ku górze, ale nadal się nie odwrócił.
 - Co jeszcze pamiętasz z tamtego dnia? - jego pytania coraz bardziej mnie dziwiły.
 - Hmm, no więc, byłam w szoku. Do rodziców mówiłam pan i pani, a oni mówili mi, że mam im mówić mamo i tato, pamiętam, że wtedy w nocy przyszedłeś do mnie i powiedziałeś, że mnie rozumiesz, że niełatwo jest mówić do przybranych rodziców tak jak się mówi do prawdziwych. Albo podzieliłeś się ze mną jabłkiem, chwyciłeś je do ręki, a kciuki wsadziłeś do tego wejścia i rozerwałeś je na pół, później chciałeś mnie tego nauczyć, ale chociaż próbowałam z całych sił jabłko nie pękało na dwie połówki - parsknęłam śmiechem, przypominając sobie co się stało zamiast tego. - Mama weszła wtedy do pokoju, a jabłko wyleciało mi z rąk i uderzyło w jej ulubiony wazon... zbił się - również się zaśmiał.
 - Pamiętam to, nawet się nie wściekła - pokiwałam palcem przyznając mu rację i chichotałam, kiedy on przestał - Ale pamiętasz co ci wtedy powiedziałem? - zamilkłam i wciągnęłam usta, a potem spojrzałam w niebo żeby przypomnieć sobie o co mu chodzi. Błądziłam wzrokiem po malutkich gwiazdach, które miałam nadzieję nasuną mi podpowiedź, albo odpowiedź, ale nic do mnie nie przychodziło.
 - Nie. Przepraszam - opuściłam głowę. Chaz w końcu się odwrócił i czułam jak wypala mi dziurę w głowie. Było mi wstyd, że nie pamiętam tego co powiedział, a na pewno było to coś ważnego.
 - "Pewnie powiem jeszcze miliony głupstw, ale nigdy nie zwątp w to, że kocham cię jak prawdziwą siostrę. Nie ważne kto pojawi się w twoim życiu, będę twoim najlepszym starszym bratem"
 - Tak pamiętam, to było po tym kiedy przyszedłeś w nocy, a ja rozpłakałam się bo czułam się taka samotna i zagubiona. Teraz wiem - ciekawiło mnie do czego zmierza, przecież nie mówiłby mi tego bez celu. O co chodziło Chaz'owi? - Chaz, jaki ma to sens? Jaki jest tego motyw? - westchnął i znów spojrzał w przestrzeń przed sobą.
 - Wczoraj mogłaś w to zwątpić kiedy wygnałem cię do pokoju, a dziś nie dałem najlepszego przykładu starszego brata. Przepraszam - spuścił głowę i schował twarz w dłoniach. To był ten moment kiedy powinnam coś powiedzieć, żeby dodać mu otuchy albo pogodzić nas, tylko za cholerę nie wiedziałam co powiedzieć. Miałam małą blokadę, mój umysł pracował trzeźwo i wytwarzał tysiąc słów, które mogłabym mu powiedzieć w tej chwili, ale mój głos odmówił współpracy.
Westchnęłam kilka razy, a potem znów sięgnęłam po oreo, kiedy to zrobiłam, już wiedziałam co powiem.
 - Zjadłam ostatnie oreo - sprawiłam, że to zabrzmiało jak wiwat i nie było najmądrzejszą rzeczą jaką mogłam powiedzieć. Uniósł głowę i spojrzał na mnie wybity z rytmu. Uśmiechnęłam się i uniosłam rękę z kocem, pokazując, że już może się przykryć. Zachichotał i usiadł opierając się o mnie, a potem przykrywając nas kocem. Położyłam głowę na jego ramieniu, a on na mojej głowie.
 - Nie śpieszysz się do Justina? - zapytał jakby sennie. Sama zamknęłam oczy i bardziej wtuliłam się w Chaza, nie mogłabym go teraz zostawić, chociaż chwilę potrzebowałam by tu zostać.
 - A która jest godzina? - zapytałam ocierając smarki lecące z nosa. Spojrzał na zegarek, który nosił odkąd zobaczyłam go pierwszy raz  dlaczego wzięło się nam dzisiaj na wspomnienia?  W pewnym sensie gdzieś tam głębiej myślałam o Mike'u. Gdzie jest, co robi, o czym myśli. Chciałam wiedzieć wszystko i chciałam żeby tu teraz był. Nie zastąpiłby mi Chaz'a, ale byłabym ogromną szczęściarą móc mieć dwóch starszych braci. To by było niesamowite.
 - Dwudziesta - szczerze mówiąc wielkimi krokami zbliżała się godzina naszego spotkania z Justinem, a moje przygotowania potrwają dość długo, jednak siedzenie z Chazem wydawało mi się obowiązkowe.
 - Mam jeszcze dużo czasu - skłamałam z uśmiechem. Objęłam go w pasie i wtuliłam się mocniej, a potem zaciągnęłam się zapachem jego ulubionych perfum. Kochałam mojego brata, od początku, i do końca. Byliśmy razem przeciwko światu, jak mógł pomyśleć, że nie jest dobrym starszym bratem? Jest najlepszym starszym bratem!
Był przy mnie odkąd "pamiętam". To on zabrał mnie na imprezę, na którą rodzice nie wyrazili zgody. Kto wyciągnął mnie z hotelu do kina i zorganizował spotkanie z Justinem? A teraz? Gdyby nie on, jego nacisk przez ostatnie kilka miesięcy na rodziców i na mnie żebym tu przyjechała, tysiące telefonów i próśb, gdyby nie to nie przyjechałabym tu i nie spotkała Justina. On wiedział, że tu jest i wiedział jak bardzo zależy mi na Justinie, czy to nie najlepszy brat na świecie?
 - Myślisz, że naprawdę zachowywałam się jak smarkacz? - zachichotałam. Spojrzał na mnie, nie chcąc się śmiać, ale drganie kącików jego ust, zdradziło go.
 - Troszeczkę - pokazał palcami jak dla niego wyglądało troszeczkę. Uderzyłam się ręką w twarz i jęknęłam.
 - Alex musi mnie mieć za rozwydrzonego bachora.
 - Troszeczkę - jęknęłam i uderzyłam go w barki, a potem razem zaczęliśmy się śmiać. Wiedziałam, że nie zrobiłam najlepszego wrażenia, ale, tutaj zawieszam na chwilę głos. Naprawiłam relacje z Melanie i pogodziłam się z Chaz'em. Został tylko Alex, ale to jutro.
 - Wiesz co? -  uniosłam jedną brew, kiedy doszło do mnie, że nie wiem jednej ważnej rzeczy.
 - Hm?
 - Nadal nie opowiedziałeś mi jak spotkałeś Justina.

~*~
- Dlaczego to tak długo trwa? - wywróciłam oczami i przełożyłam telefon do drugiej ręki. Chwyciłam ostatnią rurkę z kremem ze stołu.
 - Długo? Nawet porządnie się nie ubrałam. Mam nadzieję, że nie pojedziemy do żadnego eleganckiego miejsca bo przysięgam pójdę na pieszo do domu - wyjrzałam zza rogu ściany i pomachałam Chazowi, który siedział nad plakatem, a obok niego stał Alex, doradzając mu co powinien zrobić.
 - Po co? Żeby znowu się zgubić? - zmrużyłam oczy i popatrzyłam groźnie w telefon, chociaż nie mógł tego zobaczyć.
 - Jesteś dzisiaj złośliwy... Na razie chłopcy! - znów im pomachałam, a kiedy mi odmachali przeszłam przez korytarz, zabrałam klucze z półki i wyszłam z apartamentu.
 - Nie po prostu zmęczony czekaniem. 
 - Już schodzę - zanim cokolwiek mógł powiedzieć, z uśmiechem szybko się rozłączyłam. Schowałam telefon do kieszeni spodni i pognałam do windy, zanim mogłaby się zamknąć. Zdążyłam na ostatnią chwilę, wchodząc uśmiechnęłam się do dziewczyny może o rok starszej ode mnie, a potem stanęłam w końcie, przeglądając się w szybie. 
Pomyślałam o rzeczach, które powinnam zrobić przed wyjściem lub co powinnam zabrać i wydawało mi się, że wszystko było dopięte na ostatni guzik. 
Najważniejsze: Rozmowa z mamą - zaliczona  Ciągle z nią rozmawiam, ale tylko chwilę, na szczęście przestała dzwonić co godzinę odkąd mój tata zabrał jej telefon. Jedno mam z głowy. 
W lustrze zauważyłam jak młoda szatynka przygląda mi się dyskretnie. Jeśli można nazwać to dyskretnie, przesuwanie gazetą w dół, wcale nie było najlepszym pomysłem. 
 - Mogę w czymś pomóc? - uśmiechnęłam się sztucznie, będąc zirytowana jej zachowaniem. Dziewczyna najwyraźniej się przestraszyła. Zagryzła wargę i mam wrażenie, że palnęła pierwszą myśl jaka przyszła jej do głowy. 
 - O mój Boże, to ty! Z tego filmu "Porwanie"! Uwielbiam ten film, jesteś świetną aktorką! Mogę z tobą zdjęcie? - rozszerzyłam oczy i otworzyłam usta z wrażenia. O co chodziło tej dziewczynie? 
 - Co? - ale szatynka była już przy mnie i zrobiła selfie. Drzwi windy się otworzyły, a ona wybiegła odmachując mi. - Co to do cholery było? - uderzyłam się z prostej ręki, żeby sprawdzić czy to nie jest przypadkiem sen. Niestety poczułam ból. Niepewnym krokiem wyszłam z windy, przechodząc przez hol, obserwowałam czy ta dziwna dziewczyna ciągle tu jest, ale niestety przepadła jak kamień w wodę. Wyszłam na zimne powietrze i rozejrzałam się za samochodem Justina. Zmrużyłam oczy, kiedy w tych ciemnościach nie mogłam nic zobaczyć, ale wtedy nagle światła reflektorów prysły mi w twarz. 
 - Chcesz mnie oślepić?! - wykrzyknęłam i pobiegłam do samochodu. Wskoczyłam na miejsce pasażera i pierwsze co zrobiłam to pocałowałam Justina. Uśmiechnął się podczas pocałunku, a potem oderwałam się od niego i zapięłam pas. - Ty wiesz co mi się przed chwilą wydarzyło?
 - Masz tak wielkie oczy jakbyś zobaczyła gwiazdę filmową albo piosenkarza.
 - Dokładnie! - wyrzuciłam ręce, jego głowa automatycznie odwróciła się w moją stronę. 
 - Spotkałaś jakąś gwiazdę? Kogo? - jego mina wyrażała szok. Zmarszczyłam brwi i pokręciłam głową. Zapomniałam wspomnieć, że to ja byłam tą, która została wzięta za gwiazdę. 
 - Nie, nie o to mi chodziło. Stałam w windzie kiedy jakaś dziewczyna mi się przyglądała, a kiedy zapytałam czy mogę w czymś jej pomóc, wybuchła krzykiem. Cytuje "O mój Boże, to ty! Z tego filmu "Porwanie"! Uwielbiam ten film, jesteś świetną aktorką! Mogę z tobą zdjęcie?" Nim się zorientowałam pstryknęła mi lampą w oczy i uciekła - zakończyłam udając efekt wybuchu bomby. Justin spojrzał w lusterko, jadąc ulicą i zaśmiał się. 
 - Wiesz kim była? 
 - Nie, ale nie sądzisz, że to dziwne? - poprawiłam pas i przeczesałam włosy dłonią. Ciągle zastanawiałam się, co to do cholery było, a może to tylko przypadkowe zdarzenie? Dziewczyna pewnie się speszyła kiedy przyłapałam ją na podpatrywaniu i wypaliła pierwszym lepszym tekstem. Przynajmniej coś zabawnego wydarzyło się podczas przyjazdu do Waszyngtonu. 
 - Bardzo - uniósł same dłonie, patrząc na jezdnię, a potem uśmiechając się w moją stronę zjechał wzrokiem w górę i w dół po moim ubraniu. - Wyglądasz w sam raz. 
 - Jeśli za duża bluza, czarne rurki i białe tenisówki pasują do miejsca do którego jedziemy - naciągnęłam rękawy bluzy i przegryzłam wargę. Oparłam brodę na dłoni i patrzyłam przez szybę na miasto, które tak szybko przemijało. 
 - Jak sprawa z Chazem? - zapytał Justin, przyśpieszając. Uśmiechnęłam się, wspominając chwile na dachu. 
 - Wspominaliśmy trochę stare czasy. Między nami jest świetnie, chyba nawet lepiej niż wcześniej - spojrzałam na radio i kiedy usłyszałam głos Ariany Grande pogłośniłam. Kołysałam się słuchając romantycznej serenady, jaką było My Everything. 
 - Dlaczego włączyłaś taką smętną piosenkę? 
 - Jest piękna - dźgnęłam go w brzuch. Parsknął i wrócił do kierowania autem. Moja głowa delikatnie opadała raz na jedną stronę, a za chwilę na drugą, a z moich ust dało się usłyszeć kilka nut. - You are, you are, you are my everything... Daleko jeszcze? - zapytałam po chwili, ściszając piosenkę.
 - Nie, już jesteśmy - przykleiłam nos do szyby, żeby zobaczyć gdzie jesteśmy. Zmarszczyłam brwi kiedy zobaczyłam wielki kolorowy napis "Salon gier"
 - Co jeszcze, Justin? - parsknęłam, a on uniósł dwa kciuki w górę. Wyszedł z auta, przebiegł na drugą stronę i otworzył mi drzwi, podając rękę jak prawdziwy szofer. Zachichotałam. - Dziękuje, sir Bieber.
 - Do usług, pani Bieber - zachichotał i przytulił mnie do siebie. Czułam jak zrobiłam się czerwona, dlaczego on tak na mnie działa? Gdyby nie to, że nie skończyłam jeszcze szkoły, pomyślałabym, że Justin planuje w bliskiej i to bardzo bliskiej przyszłości oświadczyć mi się. 
Złączył nasze palce razem i pociągnął w stronę salonu gier. Nie mogłam przestać zastanawiać się dlaczego wybrał to miejsce, przecież wiedział, że chciałam poświęcić tą noc na wspominanie przeszłości i na nieodpowiedziane pytania. Czy zamieszanie, które tam było, miało uchronić go przed najgroźniejszymi pytaniami? Przecież nie może być aż tak źle. Prawda? 
 - Świetne, co? - zapytał, patrząc przed siebie. W jego oczach widziałam skaczące iskierki, był taki szczęśliwy, że nie miałam serca mówić mu, że wolałabym jakieś spokojniejsze miejsce. Przyznam, że nawet nie było tak strasznie jak sobie wyobrażałam. Wcale nie było tak głośno, jak przypuszczałam, a nawet nie było tłoku jaki myślałam, że będzie, nawet muzyka nie grała głośno. Wyobrażałam to sobie raczej jako totalny kataklizm, ale było na odwrót. Przyjemnie patrzyło się na ciemne, ogromne pomieszczenie, któremu koloru nadawały odbicia ekranów.
 - Podoba mi się - przyznałam i rozejrzałam się dokładniej. Justin popatrzył na mnie z góry i uniósł brew. Zachowywał się tak, jakby spodziewał się po mnie innej odpowiedzi.
 - Naprawdę? Jeśli chcesz możemy iść gdzieś indzie...
 - Czy to samochody?! - nie dałam mu dokończyć, bo byłam zbyt podekscytowana samochodami, za które siadało się naprawdę, zakładało się specjalne gogle i po prostu było w grze. Odkąd Chaz, pokazał mi to na YouTube chciałam to zrobić. Z piskiem pobiegłam w tamtą stronę i wskoczyłam do jednej z wyścigówek, a potem założyłam na oczy gogle.
 - Takiego entuzjazmu się nie spodziewałem - usłyszałam za sobą, a potem zauważyłam jak do mnie podchodzi, kiedy ja uruchamiałam już grę. - No co ty, nie zaczekasz nawet na mnie?
 - To jest świetne! - pisnęłam kiedy nagle znalazłam się na torze i dookoła widziałam tylko trybuny, szosę i trawę.
 - Czuję się zazdrosny - przed oczami wyświetliły mi się napisy informujące, że ktoś dołączył do gry. Uśmiechnęłam się mając zamiar rzucić wyzwanie Justinowi.
 - Przegrany odpowiada na wszystkie pytania, bez wyjątku i szczerze.
 - Mówisz tak jakbyś wiedziała, że wygrasz - uśmiechnęłam się tajemniczo. Oh, Justin, bo ja zamierzam to wygrać.
~*~
Półtora godziny później 
Wykończona i z bolącym brzuchem, od śmiechu siedziałam przy małym stoliczku, bębniąc palcami w stolik. Spojrzałam w oddali na salon gier, uśmiechając się do siebie. Wypróbowałam wszystkiego co tylko tam było. Od rzeczy normalnych do wszystkich co posiadały efekty 3D lub jeszcze lepsze. Po 15 minutowej grze w golfa Justin w końcu się poddał, chodziło o to, że był pewien swojej wygranej, ale ciągle będąc wytrwała udało mi się go pokonać. Justin najchętniej grałby w rzucanie piłkami do kosza, bo tylko tam udawało mu się mnie pokonać z przewagą do 20 punktów. Jeżeli chodzi o wyścig samochodowy, ujmę to w ten sposób, że mogę pytać o co chce, a Justin nie może skłamać. 
Spojrzałam na szatyna jak stał przy barze i zamawiał dla nas jedzenie. Właśnie wyciągał portfel i płacił sprzedawcy. Położył wszystko na tacy i ruszył w moją stronę ze skupieniem wymalowanym na twarzy, by nic mu nie spadło. Po chwili był już przy stole i oddzielił swoje jedzenie od mojego.
 - Dziękuję - pochylił się i wskazał palcem na usta. Czego się spodziewałam? To Justin Bieber, od niego nie dostaje się nic za darmo.Wywróciłam oczami i pocałowałam go, mocno. Zawsze miałam wrażenie, że nasze usta zostały stworzone by do siebie pasować. 
 - To była tylko gra wstępna - mrugnął i usiadł naprzeciwko. 
 - Wracam dziś do domu - tym razem to ja mrugnęłam i zabrałam się za jedzenia frytek. 
 Nic nie odpowiedział, siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut, wiedząc, że ciąży nad nami miliony pytań i nie wszystkie muszą być dobre. Nawet nie wiedziałam o co zapytać, zawsze miałam tysiąc pytań i równe tysiąc nie-odpowiedzi. Ale kiedy w końcu przyszło co do czego, te wszystkie pytania prysnęły. 
Pomyślałam, że opowiem mu o Chazie i dlaczego tu jestem. Odkaszlnęłam.
 - Wiesz, dlaczego Chaz mnie tu sprowadził? - zaczęłam, wkładając sobie frytkę do buzi w tym samym czasie kiedy on popijał colę.
 - Dlaczego?
 - No to zacznę od początku - wskazał ręką zachęcając mnie do mówienia. - Wcale nie miałam przyjechać do Waszyngtonu i nie chodziło tylko o mamę, ale o mnie. Nie ruszałam się z domu, bo nie miałam ochoty, byłam w rozsypce i wolałam oglądać filmy niż wychodzić na spacery. Chaz naciskał żebym tu przyjechała, ciągle wydzwaniał i namawiał rodziców, aż w końcu mu się udało - uniosłam lekko ramiona, i popiłam frytki sokiem. Justin był bardzo skupiony, na słuchaniu i podobało mi się jego zainteresowanie. 
 - W dzień kiedy wróciłam od ciebie, chodziłam jak kaczka, pamiętasz? - właściwie to było przed wczoraj. Jak mógł zapomnieć? Uśmiechnął się tylko. - Więc Alex rzucił tekstem, że pewnie uprawiałam seks no i mnie zamurowało, ale potem chciałam sprawić wrażenie, że nie zrobiło to na mnie wrażenia i kiedy chciałam uciec do pokoju, Chaz powiedział, cytuję, "spotkałaś go"
 - Chodziło o mnie? - zapytał, rozszerzając oczy. Przytaknęłam.
 - Tak, bo kiedy zapytałam, ale jak? Odpowiedział, że jak myślę dlaczego mnie tu sprowadził - Justin mruknął 'wow'
 - Ale jak? Nie rozumiem. Widzieliśmy się? Skąd wiedział, że tu jestem?
 - Dziś na dachu mi to opowiedział. Mówił, że kiedy wyszli z kolegami na imprezę do klubu Alexa siostry, spotkał ciebie, ale nie podszedł, nie odezwał się, nie pokiwał. Po prostu zniknął, jakby nigdy cię nie spotkał. Mówił, że długo się zastanawiał czy mi powiedzieć, aż w końcu uznał, że najpierw sprowadzenie mnie tutaj będzie najlepszym pomysłem - zakończyłam.
 - Od zawsze wiedziałem, że Chaz jest równym przyjacielem.
 - Nie mówi się 'gościem'? - zmrużyłam oczy i popijałam mój soczek. Wzruszył ramionami, parskając chichotem.
 - Nie czepiaj się - potem wytknął w moją stronę język. Przyszło mi na myśl pierwsze pytanie.
 - Jak w ogóle poznałeś się z Chaz'em? - nigdy nie interesowałam się tym jakoś szczególnie. Właściwie niczym nigdy szczególnie się nie przejmowałam, żyłam jakby zasadą, że to co było, musiało tak być, ale zawsze na końcu kiedy wszystko zaczynało mnie trapić doszłam do wniosku, że czas poznać odpowiedzi.
Widziałam zmieszanie na twarzy Justina, od razu poznałam, że to jest to pytanie, na które bał się odpowiedzieć
 - Obiecałeś - przechyliłam głowę, robiąc minę tak zwanej kaczki. Nie patrząc na mnie, wziął gryza hamburgera i robił to tak wolno, że zaczęłam podejrzewać iż robi to specjalnie. - Justin - jęknęłam. Uniósł palec i przełknął jedzenie, a potem chwycił colę by się napić. Odchyliłam głowę, co było takiego złego w odpowiedzeniu na to pytanie, że musiał tak zwlekać? Irytował mnie tym, pewnie nasunie mi się jeszcze wiele innych pytań i jeżeli ma zamiar odpowiadać na nie w takim tępie jak teraz, będę musiała zadzwonić do rodziców i powiedzieć im, że zostaję tu całe wakacje, jeśli nie dłużej. 
 - Ja coś obiecałem, ale za nim zaczniemy rozmawiać, musimy zawrzeć umowę.
 - Wszystko, jeżeli to sprawi, że nie spędzę tu reszty życia - wywróciłam oczami i kiwnęłam głową, aby zaczął. Jego jabłko adama, niespokojnie poruszyło się w górę i w dół.
 - Cokolwiek usłyszysz, musi zostać pomiędzy nami i... większość, rzeczy już przeminęło, więc pod żadnym pozorem nie możesz być zła na ludzi, którzy będą tu wymieniani...Okej? - zrobiłam minę w stylu Hannah Montana (Kilknij tutaj żeby zobaczyć
 - Okeeej? - powiedziałam podejrzliwie, bo właściwie to było podejrzane i przerażające. Co za opowieści na mnie czekały? Co strasznego działo się przed amnezją?
 - Ale tak poważnie, Abi.
 - Postaram się sprawić wrażenie niewzruszonej - westchnął, wzniósł oczy ku górze, a potem wyjąkał coś niezrozumiałego. Zaczełam się naprawdę bać, ale tak jak obiecałam sprawiałam wrażanie osoby wcale nie przejętej.
 - Potrzebowaliśmy więcej rąk w biznesie mojego zmarłego ojca - chciałam zapytać, co za biznes prowadził jego ojciec, ale to byłoby niestosowne, więc pomyślałam, że może do tego dojdzie. - Musieliśmy kogoś znaleźć, ale to nie było łatwe, ze względu na to, że nie każdy naokoło powinnien wiedzieć czym zajmował się mój ojciec - dlaczego mi się zdaje, że próbuje ominąć czym zajmował się jego ojciec? - To było rok po tym jak zniknęłaś... Byłem na imprezie, ale szybko mi się znudziło, więc wyszedłem, ale po drodze coś przykuło moją uwagę. Zaparkowałem samochód niedaleko stacji benzynowej i patrzyłem jak dwójka chłopaków w moim wieku zakrada się do motocykla. Robili to tak zwinnie, że nawet nie zauważyłem kiedy jeden z nich był już przy maszynie i odpalił go. Z prędkością światła wskoczył na motocykl i odjechał z tym kolegą - uśmiechnął się zamykając oczy. - To było moje pierwsze spotkanie z Chazem.
 - Czyli, że co? Chłopak, który odjechał na motocyklu to Chaz? - przytaknął. Byłam zaskoczona słysząc, że Chaz mógł coś ukraść, szczerze spodziewałam się czegoś gorszego. - I to miało być takie trudne do powiedzenia?
 - Kilka dni później okazało się, że chodzi do mojej szkoły. Zgarnąłem go z lekcji i zaprowadziłem do auta - zachichotał, ciągle mając zamknięte oczy. - Zamknąłem nas w środku. Był tak bardzo przestraszony, że z początku miałem wrażenie, że dostanie ataku paniki. Bał się mnie. I tak miało być, takie wrażenie miełem sprawiać - otworzył oczy i popatrzył prosto w moje. - Zacząłem krzyczeć, żeby oddał mi motor, groziłem mu, że jeżeli tego nie zrobi doniosę o wszystkim na policję, albo sam go załatwię. Oczywiście motor nie był mój, to tylko sprawdzian i Chaz się chyba połapał, bo okazało się, że motor już dawno został oddany właścicielowi - i to jest mój Chaz. 
 - To było naprawdę takie straszne? - zakpiłam, a zaraz potem oberwałam w kostkę.
 - Pomijając, jeszcze tygodnie sprawdzania, zaczął pracę dla nas i tak się zaprzyjaźniliśmy. - wzruszył ramionami.
 - Wiesz czego nadal nie wiem?
 - Huh?
 - Czym nazywasz "biznesem swojego ojca" - założyłam ręce na piersi, chcąc bardzo wiedzieć czym zajmował się jego ojciec. Przegryzł wargę.
 - Dowodem przyjaźni był dopiero moment, kiedy przyjął za mnie cios od jednego z ochroniarzy, którego aptekę mieliśmy obrabować - udało mi się wydusić tylko ciche 'co'. - Słyszałaś kiedyś o cichaczach?
 - Ale, że co bąki? - według mnie to byłś świetny żart, który cisnął mi się na język, ale najwyraźniej Justin tego nie podzielał. Zacisnął szczękę i zmroził mnie wzrokiem. - Przepraszam - spuściłam głowę, myśląc kim są cichacze i wtedy przypomniał mi się dzień, kiedy oglądałam wiadomości. - Czekaj, wiem. Napadają na sklepy, furgonetki, ogromne firmy, które mają jakieś znaczenie w przemyśle i robią to tak, że nikt nie wie nawet kiedy i gdzie, dlatego nazwali ich cichacze - tak, teraz pamiętam. Tego dnia, chcieli obrabować aptekę, ale po raz pierwszy coś poszło nie tak. Zaraz, ale co to ma do rzeczy? - Ale, jak, wy? Apteka...Nie rozumiem.
 - "Cichacze" to tak naprawdę "The Invisible"* i to właśnie spółka, którą założył mój ojciec - po raz kolejny tego wieczoru zrobiłam minę Miley Cyrus z Hannah Montana, ale tym razem będąc w większym szoku. Chciałam coś powiedzieć, ale nagle zatkało mnie coś w gardle, jakby jakiś duch nagle zabierał mi powietrze. Przełknęłam ślinę i wydukałam:
 - Cichacze, emm, to znaczy The Invisible to... ty, Chaz, Jason, Ryan, Paul, Alfredo? - przytaknął, ze zmartwieniem obserwując każdy następny mój ruch. Widziałam jak szykuje rękę w razie wypadku gdybym chciała uciec stąd z krzykiem. Pokiwałam przełykając ślinę. - Ktoś jeszcze? - spojrzałam na swoje paznokcie. Okej, to był szok. Tego się nie spodziewałam.
 - Ughhh, nie... tylko... znaczy się, to wszyscy - zachichotał nerwowo, a potem przyłożył pięść do ust i kaszlnął. Czyli, był ktoś jeszcze...
 - Kto?
 - Nikt, naprawdę - oblizał usta, przejechał dłonią po twrazy i uśmiechnął się do mnie. Prychnęłam.
 - Justin, kto jeszcze?
 - To nie tak. Okej, może działałaś z nami, ale tobie chodziło tylko o odnalezienie brata - odrzucił głowę do tyłu. Uniosłam brwi i zaczęłąm się histerycznie śmiać.
 - Żartujesz? Po co miałabym kraść, kiedy moi rodzice są bogaci?
 - Przecież mówię, że to nie tak.
 - A jak?! - krzyknęłam i uderzyłam pięścią w stół. Justin, aż się wzdrygł, a większość ludzi w środku, zwróciła na nas swoją uwagę. Zamknęłam oczy i policzyłam do 10, ponieważ pierwszy raz od dawnego czasu, blizna z tyłu głowy zaczęła pulsować. - Przepraszam.
 - To nie jest dobre miejsce, żeby o tym rozmawiać. Pojedziemy do mnie? - przytaknęłam. Wstałam od stołu i chwyciłam w rękę torebkę, a potem, nie czekając na Justina, wyszłam z pomieszczenia i salonu gier, podążając w stronę samochodu. Cholera, mogłam zabrać jakieś tabletki na uspokojenie.
~*~
Justin POV
- Możesz być z siebie dumny, cała rozprawka została na biurku. Możesz mnie więcej nie pośpieszać? - po raz kolejny wywróciłem oczami i podgłośniłem muzykę w telefonie, żeby choć w mniejszym stopniu wyciszyć Ryan'a. Ten chłopak, może jest moim najlepszym przyjacielem, ale obiecuję, że kiedyś  zrzucę go z jakiegoś wieżowca. Jeżeli jest taki w Stratford. - Hej, co to? 
 - Ryan... - warknąłem, ale byłem tak przewrażliwiony, że nie zauważyłem, iż przestał mówić o tym, że przez moje pośpieszanie zapomniał zabrać z domu pracy domowej. - Co?
 - Patrz, szybko - odwróciłem się w jego stronę i oboje przykleiliśmy się do szyby autobusu. Mijaliśmy wielki dom, przed którym stała wielka ciężarówka do przeprowadzki. Kartony były porozrzucane po całym podwórku, a na jednym z nich siedziała dziewczyna, która miała może 14 lat. - Ktoś się wprowadza do domu, pani Hoowen - zauważył i kiedy mineliśmy dom, usiadł spokojnie na swoim miejscu. 
 - Widziałeś tamtą dziewczynę? 
 - Huh, gdzie? - odwrócił się, ale autobus odjechał za szybko, żeby mógł jeszcze cokolwiek zobaczyć. 
 - Siedziała na kartonie. 
 - Pewnie ich córka.
 - Myślisz, że będzie chodzić do naszej szkoły? - włożyłem jedną słuchawkę do ucha i nastawiłem sobie piosenke Drake'a. 
 - A co, twój nowy cel? - uśmiechnąłem się szyderczo do telefonu, myśląc jaka jest ta dziewczyna, a tak naprawdę, to czy będzie łatwa do zdobycia. Jeszcze nie spotkałem innej. 
***

Następnego dnia
Autobus zatrzymał się przy jednym z przystanków przy parku. 
 - Dzień dobry - usłyszałem cichy, dziewczęcy głos. Młoda brunetka przemierzała siedzenia, szukając wolnego miejsca.
 - Ey, Ryan patrz - szturchnąłem go, żeby przestał patrzeć w szybę. Wyrwany z myśli popatrzył najpierw na mnie, a kiedy kiwnąłem głową w stronę zbliżającej się dziewczyny, jego wzrok poruszał się za nią. 
 - Dlaczego nie zachorowałeś, Justin? - rzucił mi na ucho z wyrzutem przyjaciel. Oh, tak i wzajemnie, mogłaby usiąść ze mną, ale za to usiadła tuż przede mną. Uśmiechnęliśmy się do siebie z Ryanem. Nieznajoma, rzucając nam tylko krótkie spojrzenie usiadła na przeciwko gdzie, obok niej nikogo nie było. Przez chwilę myślałem, czy się do niej nie przysiąść, ale pomyślałem dlaczego z tą dziewczyną nie może być inaczej? Najpierw ją rozkocham, a potem znajdę sobie inną. 
 - Jesteś nowa? - zdziwiłem się kiedy Ryan mnie uprzedził, uniósł się z nad siedzenia i odezwał się do nieznajomej. 
 - Yhym - powiedziała nieśmiało, tak jakby bała się rozmawiać z ludzmi, właściwie to tak wyglądała. Mogłoby się wydawać, że ma fobię społeczną, a ilość osób dookoła znacznie ją przerażała. Ryan spojrzał na mnie zmieszany, wzruszyłem ramionami i postanowiłem interweniować. 
 - Jestem Justin - uniosłem się tuż nad nią. Podniosła swoje oczy do góry i pisnęła cicho kiedy nasze twarze były od siebie tylko kilka centymetrów. Odsunęła się, a wtedy podałem jej rękę. Dość długo patrzyła mi w oczy, zanim uścisnęła dłoń, jednak to zrobiła. Ciągle patrzyła mi w oczy, trzymając moją dłoń. Była taka zimna, a moja ciepła. - To Ryan - wskazałem drugą ręką na blondyna. - A ty? 
 - Jestem Abigail - zachowywała się jak niektóre aktorki w filmach, które zakochują się w głównym bohaterze i wszystko dzieje się w zwolnionym tępie. Spojrzałem na nasze złączone dłonie i kiedy sama to zauważyła i przestała patrzeć mi w oczy, zmieszana puściła moją rękę. Była taka wystraszona i to mnie w niej przerażało. 
 - Hej, fajna bluza! - postanowiłem choć trochę, dać jej otuchy by przestała być tak przerażająco zdenerwowana. Spojrzała na swoją bluzę i uśmiechnęła się.
 - Jesteś fanką Cleveland Cavaliers*? - przytaknęła, przegryzając wargę. 
 - Mój brat to we mnie wpoił. I mój tata zażyczył sobie, żeby na drugie nazwać mnie Cleveland - uśmiechnęła się, jej uśmiech był duży i szczery kiedy mówiła o bracie.
 - My też jesteśmy! - wykrzyknął uradowany Ryan. - Oglądałaś ostatni mecz? 
 - Jasne, nigdy nie przegapiłam żadnego meczu! - wykrzyknęła i choć w jej oczach czaił się strach, zaczęła więcej się odzywać. 
 - Naprawdę świetna bluza, możesz mi czasami pożyczyć - puściłem w jej stronę oczko, a ona zachichotała wkładając kosmyk włosów za ucho.
 - Twój hairflip też jest uroczy - uśmiechnąłem się kiedy również mrugnęła. Potrząsnąłem głową, by pokazać jej jak świetnie moje włosy układają się same. Żadna dziewczyna, nigdy mi czegoś takiego nie powiedziała.
 - Nawet ich nie czesze - odezwał się Ry, uderzając pięścią w moje ramię. - To ty wprowadziłaś się przy 13 na overnight street?
 - Trzy dni temu - poprawiła plecak na kolanach i odwróciła się do nas trochę bardziej. 
 - A skąd pochodzisz? - zapytałem ciekawy, wchłaniałem informacje jak magnez opiłki żelaza. 
 - Umm, Stany Zjednoczone - spuściła wzrok, a potem przeniosła go na szybę. 
 - Nie jesteś Kanadyjką? - potrząsnęła głową. Spojrzeliśmy na siebie z Ry w szoku. - A dokładniej? - dociekaliśmy, i znowu chyba przełączyła się na tryb, "bać się ludzi". Odpowiedziała dopiero po chwili, przenosząc wzrok z szyby najpierw na Ryan'a, a potem na mnie i szepnęła.
 - Nowy York. 
 - Wow. I naprawdę chciało się wam przenosić z tak zajebistego miasta, do tego zadupia? - nie oszczędził sobie. Pomyślałem. Abigail wybuchła śmiechem, czym sprawiła, że kąciki moich ust uniosły się ku górze. To było zaraźliwe. Wzruszyła ramionami, ciągle się śmiejąc.
 - Nie miałam nic do powiedzenia, to była decyzja rodziców - Ryan ciągle będąc w szoku opadł na swoje siedzenie, pokręciłem głową. Autobus stanął, a wszyscy zabrali się do wyjścia. 
 - Trzymaj się nas - Ryan poklepał ją po ramieniu i wyskoczył z siedzenia , prosto do wyjścia. 
Spojrzała na mnie marszcząc brwi, a ja potrafiłem tylko wzruszyć ramionami. Wyszliśmy ostatni, razem.
***
Pół roku później 
- Jesteś tak strasznie irytująca, wiesz? Nie znoszę cię, cnotka - nie odpowiedziała, szła dalej przed siebie, poprawiając na nosie okulary, które miała na sobie dopiero trzeci raz. Nienawidziła ich, a jednak chodziła w nich po korytarzach. - Jeju, Clevel, umów się ze mną, obiecałem znajomym z drużyny - uwielbiałem nazywać ją jej zdrobnieniem z drugiego imienia.
 - Nie - zatrzymała się i odwróciła się z zirytowaną miną. - Przeliterować? N I E.  Nie umówię się z kimś kogo ego jest większe niż on sam. Nie jestem zabawką, Justin - oblizałem usta i uśmiechnąłem się, kiedy ona w rękach zaciskała książki, od historii, angielskiego i geografii.
 - Ostra jesteś, pociągają mnie takie - puściłem w jej stronę oczko, a ona zrobiła się czerwona, ale nie z zawstydzenia, raczej i na pewno ze złości. 
 - To znajdź sobie inną dziewczynę, niech cię na sankach pociąga - usłyszałem wielkie "uuuuu" za sobą. Przegryzłem polik i uśmiechnąłem się tak jak to robią przegrani, ale ja nie byłem przegrany, nawet nie zamierzałem być. Dlaczego zaczęła zachowywać się tak dziwnie, odkąd poznała moje nazwisko?
***
Prawie rok później od pierwszego spotkania 
- Nie jest ci zimno? - otarła łzy i pokręciła głową. Westchnąłem i przytuliłem ją do siebie, pozwalając się jej wypłakać. Głaskałem jej długie, kręcone włosy i całowałem w głowę, szepcząc przy tym słowa uspokojenia. Chciałam żeby się uśmiechnęła, tak jak za pierwszym razem, kiedy ją spotkałem w autobusie i opowiadała o swoim bracie. - Jestem tu, żeby cię wysłuchać. 
 - Nie wiem czy jestem gotowa, nikt o tym nie wie. Oprócz mnie, rodziców, Rony, Lily, Cassy i rodziców Cassy*
 - To dużo osób, jak na "nikt o tym nie wie" - za ten komentarz, oberwałem bardzo mocno w brzuch. Zamknąłem oczy i uniosłem policzki. - Au, przepraszam.
 - Bo oni przy tym byli, zresztą z Roną i Lily nie utrzymuję już kontaktów - odepchnęła mnie i usiadła po turecku na masce samochodu mojego ojca, nawet nie martwiłem się o lakier, który mogła zarysować swoimi czarnymi kozaczkami z korkiem. 
 - Więc dowiem się, dlaczego wczoraj znalazłem cię upitą w twoje urodziny, a dzisiaj zalaną łzami w łazience? - przybliżyłem się. Odwróciła głowę i spojrzała na gwiazdy, jej oczy świeciły od ich blasku i pewnie przez łzy, zacisnęła pięść i głaskała ją małym palcem. 
 - Chodzi o Mike'a. 
 - Twojego brata? - przytaknęła zagryzając wargę, pewnie chcąc zatrzymać cisnące się łzy do oczu. - Co z nim?
 -Bo ty... Eh, nie wiesz wszystkiego - spojrzała prosto w moje oczy, które były przestraszone, wyglądały jak za pierwszym razem, tak bardzo nie chciała mówić. 
 - Więc mi zaufaj - zagryzła wargi i przytaknęła. Chwyciłem jej rękę w moją, by dodać jej otuchy. Naprawdę chciałem wiedzieć, to był jedyny sposób by móc jej pomóc. 
 - Wczoraj były moje urodziny - przytaknąłem oblizując usta. - Wczoraj była też rocznica - chciałem zapytać czego, ale pomyślałem, że to jest właśnie to co było jej najciężej powiedzieć, więc odczekałem chwilę. - W dzień przed moimi 10 urodzinami Mike zniknął w ogródku, mama poprosiła mnie bym po niego poszła i kiedy już tam byłam, zauważyłam, że Mike z kimś rozmawia. Usiadłam na chodniku i zamierzałam poczekać, aż skończy. Nie podsłuchiwałam -  pociągnęła nosem ocierając łzy. - Na początku się kłócili, ale potem mnie zobaczyli, z tego co słyszałam ta rozmowa była trochę dziwna, ale miałam wtedy 9lat żeby cokolwiek rozumieć. 
 - Co mówili? - przerwałem jej, wyrywając się, ale to tylko z ciekawości. Przeprosiłem i poprosiłem, żeby mówiła dalej. 
 - Dojdę do tego dopiero na końcu... więc, na drugi dzień w moje 10-te urodziny poszliśmy z Mike'iem do marketu, żeby kupić ostatnie rzeczy na imprezę urodzinową, ale wtedy ktoś zaczął nas ścigać. Weszliśmy na parking i nagle zrobiło się tak strasznie tłoczno, straciłam go, nigdzie go nie widziałam, zaczęłam krzyczeć, ale wtedy nagle pojawił się przy mnie i myślałam, że wszystko jest w porządku, ale nie było. Ruszyliśmy, ale wtedy znów zniknął. Ostatnie co widziałam to tylko dwóch facetów wpychających go do furgonetki, a on krzyczał, żebym uciekała... Porwali go, zabrali mi brata - przyłożyła dłonie do twarzy i zaczęła szlochać. Byłem pod wrażeniem, nigdy nie spodziewałbym się, że dziewczyna o tak wielkim sercu do zabawy, może skrywać taką tajemnicę. Przytuliłem ją i w głowie przysięgłem sobie, nigdy więcej jej nie zranić. 
 - Dasz radę skończyć? - teraz czekało na mnie tylko, to co mówili tamci ludzie. Wzieła głęboki oddech. 
 - Mike powiedział mi, że ten facet powiedział mu, że musi uważać przed Dannym, jego przyjacielem. Nie wiem w co się wpakował, mówił, że jest grzeczny i nawet nie wiem co złego mogło być z Dannym, on był świetny! On kazał mu uważać, przyjechał by go ostrzec, ale Mike nie chciał go słuchać, a potem sam wiesz co się stało. 
 - Kim był ten mężczyzna? 
 - Rodzice z dnia na dzień podjęli decyzję o przeprowadzce, byłam o to wściekła bo nie chciałam zostawiać tu Mike'a, ale wtedy rodzice powiedzieli, że przeprowadzamy się do Strartford, małe światełko na końcu mojego mózgu nagle się zaświeciło! I nie uwierzysz, przypomniałam sobie jak ten facet mówił, że nie po to wklókł się, aż Stratford, kiedy brat nie chciał go nawet słuchać. Wiem, że nawet się przedstawił i... - spojrzała w moje oczy. - Pamiętasz dzień, kiedy zareagowałam krzykiem kiedy powiedziałeś mi, że nazywasz się Bieber? - przytaknąłem, zmieszany co może mieć z tym wspólnego moje nazwisko. - Wiesz dlaczego tak zareagowałam? - oczywiście to było pytanie retoryczne. - Bo tamten facet miał takie same nazwisko. Bieber. 
 - Nie rozumiem. Ale o co chodzi?
 - Nie panikuj, chodzi o to, że może ten facet jest z twojej rodziny, moja pierwsza myśl kiedy to usłyszałam, była taka, że to ty byłeś tamtym facetem, ale potem przypomniało mi się, że tamten był starszy. 
 - Jak miał na imię?
 -  Zawsze zapomnę. Ymm... Ten, na J... Jerry, nie to nie Jerry..., Jer... Jerremy! - wykrzyknęła. Otworzyłem usta i w szoku zeskoczyłem z maski auta. Nie, to niemożliwe, powtarzałem sobie. 
 - Jerremy Bieber, ze Startford? - przytaknęła.
 - Wszystko w porządku? Jesteś blady - zmarszczyła brwi i złapała mnie za poliki. Odepchnąłem jej, jak zwykle, zimne ręce i popatrzyłem w ziemię. Bałem się. Bałem się jej reakcji.
 - Jerremy Bieber, znam go - odkaszlnąłem. 
 - Co? - i znów krzyknęła, ale będąc bardziej przerażona niż zaskoczona. - Justin, co? Kim on jest? Gdzie? Jedźmy do niego!... Justin? Kim on jest? - uniosła moją głowę tak, że moje zamknięte oczy były naprzeciw jej. Westchnąłem, wszystko działo się powoli. Otworzyłem oczy i z przerażeniem jej to wyznałem. 
 - To mój ojciec... Abigail? - zaczeła się dusić i kaszleć. Wystraszyłem się, bo to znaczyło tylko jedno. Kolejny Atak astmy. 

*** 

14 miesięcy od pierwszego spotkania 
- Działaj, no kurwa działaj do cholery - trząsłem ręką, na siłę wciskając kluczyk do stacyjki. Głośny alarm rozbrzmiał w budynku. Czerwone światła oświetliły to miejsce. Przeklinałem i prosiłem, aż w końcu cabriolet odpalił, spojrzałem w niebo, znaczy się, w sufit samochodu, a potem żeby się nie ociągać wycofałem samochodem, a potem dociskając pedał wjechałem w szybę, która rozprysła się na małe kawałeczki i uderzyła o auto. Zamykając oczy i nawet się nie zatrzymując, ciągle się cofałem. Na końcu drogi stała Abigail, kiwała latarką, wskazując dokąd mam się udać. Wskoczyła do auta.
 - Jedź w prawo i wjedź w krzaki z tamtąd widać dosłownie wszystko - mówiła wyciągając szyję i oglądając sie za siebie. Zrobiłem co kazała i pojechałem tam gdzie mnie pokierowała. Zgasiłem silnik i wyłączyłem światła. Opadłem na siedzenie, nabierając powietrza w usta, a potem pocierając palcami czoło, zamknąłem oczy. 
 - Wszystko poszło zgodnie z planem? - zapytała ciągle patrząc wstecz.
 - Tak, alarm się włączył - bo o to chodziło, chociaż to nie tak działają The Invisible, wszystko powinno być zrobione po cichu, tak, że nikt nawet nie zauważy, że tam byliśmy, ale  teraz nie chodziło o to, wszystko miało być na opak, żeby zbawić tu właścicieli tego starego budynku. 
 - Myślisz, że Mike się tu pojawi? - w końcu opadła na siedzenie i spojrzała na mnie, oblizałem usta i pochyliłem się po telefon.
 - Jeżeli  mój ojciec ma rację i dobre informacje to Mike nadal należy do spółki Dannego, a skoro to jego budynek powinien pojawić się tu cały gang. 
 - Jeżeli tylko Mike jeszcze żyje - mruknęła i oparła się na desce rozdzielczej. Obserwowałem ją, jak mrużyła oczy żeby zobaczyć cokolwiek w tej ciemności - Możesz przestać na mnie patrzeć i zainteresować się czy może ktoś jest w środku? - odwróciła się by posłać mi mrożące spojrzenie.
 - W czarnym ci do twarzy - uśmiechnąłem się i posłałem jej całuska. Wywróciła oczami i uśmiechnęła się, a potem uniosła się i oparła o moje ramię.
 - Bałam się kiedy nie wychodziłeś - uśmiechnąłem się do siebie, uniosłem ramię i objąłem ją, a potem głaskałem po ręce.  -Co jeśli nie przyjdzie? Albo go nie poznam? W końcu to prawie 6 lat. 
 - Poczujesz to tutaj, kiedy go zobaczysz - wskazałem na jej serce. - Zresztą jak bardzo może sie zmienić? Ewentualnie zapuścił brodę i ma dwa rękawy tatuaży - powiedziałem to śpiewając, mając zamiar ją trochę rozbawić. Udało się. Zachichotała. 
 - Co dalej, kiedy się pojawią? - przecież to ona wymyśliła cały plan, więc nie rozumiem skąd to pytanie. - Znaczy się, wiem co dalej, ale kurcze, to duże ryzyko. A jeśli zechcą sprawdzić bagażnik i nas znajdą? a jeśli nie pojadą do swojej siedziby? Mam złe przeczucie.
 - Za dużo nad....
 - Patrz coś się dzieje! - nie dała mi dokończyć, wykrzyknęła i odsunęła się, a potem przybliżyła twarz do szyby. - Ktoś tam jest! - pisnęła szeptem. Naciągnąłem kaptur na głowę i sam spojrzałem co się dzieje. - Nic nie widzę - powiedziała zezłoszczona.
 - Trzech facetów i Caulm Werney - Caulm jest szefem spółki, która pewnie porwała Mike'a, poznałem go, gdybym miałbym mu odpyskować powiedziałbym, że poznałem go po zapachu.
 - Któryś z tych trzech jest naszym ''być albo nie być'' - szeptała, zmarszczyłem brwi , kiedy jeden chłopak ukląkł na ziemi i coś z niej podniósł. - Co on robi? 
 - Nie wieeem - przedłużyłem na literce 'e', a potem oświeciło mnie. Szybko zacząłem przeszukiwać kurtkę i rękawy, aż tego nie poczułem. - Kurwa, nie - jęknąłem i przyłożyłem ręce do twarzy.
 - Co? - nie mogłem odpowiedzieć, zaschło mi w gardle. Potrzebowałem wody, czułem, że to co zgubiłem przyniesie niekorzyści. - Justin, co do cholery? Powiedz mi! - krzyczała, ale tak żeby nas nie usłyszeli. Chwyciła za moje dłonie i szarpnęła za nie, żeby zdjąć je z mojej twarzy. Kiedy spojrzałem jej w oczy wskazałem na nadgarstek, a ona nie wiedząc o co chodzi zmarszczyła brwi.
 - Bransoletka z naszymi wygrawerowanymi imionami musiała mi spaść kiedy próbowałem otworzyć samochód - zamknęła oczy i byłem pewny, że jest bliska płaczu, ze złości. Zawsze płakała, kiedy była zła. 
 - Jesteś idiotą. Nie odzywaj się do mnie - wymachała mi ręką przed twarzą w stylu "jak coś to mów do ręki"
 - To nie moja wina! - wykrzyknąłem. 
 - A kto zgubił bransoletkę?! Bo nie ja!
 - Gdybyś to była ty, nie robiłabyś z tego takiego dramatu.
 - Ale nie jestem! Znajdą nas przez ciebie.
 - Jesteś straszną niewdzięcznicą, pomagam ci, to ja siedziałem przez tydzień w New Yorku żeby upewnić się czy twój brat tu jest i żebyś dotarła bezpiecznie. To ja...
 - Ciii.
 - Odnalazłem wszystkie dane i siedziby Caluma i Dannego...
 - Justin, zamknij się...
 - Więc przestań się czepiać i....
 - Justin do cholery słyszą nas, zamknij się.
 - Podziękować. Możesz przestać mnie uciszać?
 - Czy ty słyszałeś co powiedziałam? Słyszeli nas, idą tu! - przez wściekłość, nie zrozumiałem nic z tego co mówiła, ale teraz zrozumiałem dokładnie. Spojrzałem na nią wystraszony, a potem na szybę, gdzie zbliżało się do nas dwojga mężczyzn. 
 - Do bagażnika. Teraz! - ciągle krzyczeliśmy na siebie szeptem. Nie czekając chwili podniosła tyłek i zaczeła przeciskać się przez siedzenia. - Szybciej! - popchnąłem jej tyłek, wyczułem, że chce posłać mi zimne spojrzenie, ale obeszło się. Podążyłem jej śladami i wskoczyliśmy do bagażnika, a potem przykryliśmy się kocem, który tam zostawiliśmy. Leżałem nad Abi, w razie gdyby mieli nas odkryć, chciałem być tym, który zostanie schwytany pierwszy. Dychała mi w twarz, jej wzrok był zmartwiony i czułem jak się trzęsie.
 - Cii, skarbie - przytuliłem ją bardziej i mówiłem póki nikt tu jeszcze nie wszedł. - Wszystko będzie dobrze, pod żadnym pozorem się nie odzywaj. Nie znajdą nas, obiecuję - przytaknęła. Drzwi auta się otworzyły, a my jak na jakiś niewidzialny znak wstrzymaliśmy oddech. 
 - Jednak go nie ukradli - odezwał się jeden z mężczyzn.
 - Tak, ale ty też słyszałeś te głosy?
 - To mógł być wiatr. 
 - Patrz jakiś spryciarz odpalił auto wsuwką.
 - Pewnie to ten Justin - zamknęli drzwi i wsiedli do środka. Czułem krople potu spływające mi do oczu, nawet na siłowni tak się nie pociłem.
 - Myślisz, że to może być syn starego Biebera? 
 - Słyszałem, że ostatnio się tu kręcił i węszył.
 - Wiesz czego chce? 
 - A skąd mam wiedzieć idioto? 
 *Baby you're my everything, you're all  I ever wanted....*
 Mój telefon zaczął grać w kieszeni. Przerażeni z oczami jak u sowy popatrzyliśmy na siebie. 
To zwiastowane kłopoty i czułem, że dobrze się to nie skończy.... 
Miała czerwone oczy, zaczęła drapać się po brodzie. 
"Tylko nie to, tylko nie atak astmy"
***
Miesiąc później od wypadku w samochodzie
- Jak się czujesz? 
 - Fizycznie? Świetnie. Psychicznie? Okropnie. Czuję się jak spoliczkowana, zrzucona z dachu i przejechana przez walca - kopnęła z całej siły w drzewo, a potem jękneła zdając sobie, że to nie był najlepszy pomysł. Jej brązowe kozaczki, zyskały czarną rychę i wgięcie. Potrząsnęłą głową i z mocnym tupetem usiadła obok mnie. 
 - A twoja ręka? - zwróciłem uwagę na jej rękę w bandażu, którą nabiła sobie podczas wpadki w samochodzie, miesiąc temu. 
 - Trochę opuchnięta, lekarz powiedział, że za dwa tygodnie będę mogła nawet podnosić ciężary - spojrzała na swoją obandażowaną rękę, gdzie był mały rysunek serduszka i ptaka, to ja go narysowałem. 
 - Co cię trapi, Clevel? - chwyciłem w buzię kawałek zboża. 
 - Po prostu... Nie wierzę, Justin, że znowu musimy spotykać się w ukryciu. Jeszcze dwa miesiące temu mogłeś normalnie wejść do mojego domu, a nie przez okno. Moja matka cię znienawidziła i nawet nie wiem dlaczego! Twój ojciec chce ze mną jutro poważnie porozmawiać, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że naraziliśmy nasze życie, a Mike'a wcale tam nie było! To mnie trapi - fuknęła wkurzona i włożyła paznokieć między zęby i zaczęła ściągać z niego turkusowy lakier. 
 - Za dużo się tym wszystkim przejmujesz....
 - A ciebie nie trapi to dlaczego moja mama, która była gotowa, rzucić mojego ojca by być z tobą, tak nagle cię nienawidzi? Albo co może chcieć twój ojciec? Czy do cholery, dlaczego Mike tam nie było?! - wrzasnęła. Przygotowywała się do wstania, chwyciłem ją za zdrową dłoń i pociągnąłem na kolana. 
- Spokojnie, już ci się ciężko oddycha - przytuliłem ją i położyłem podbródek w zgięciu jej szyi - Może też mnie to wszystko niepokoi, ale staram się tego nie okazywać, okej? Twoja matka dostała list. 
 - Jaki list? - odwróciła się w moją stronę, marszcząc brwi. Wzruszyłem ramionami. 
 - Spotkałem ją ostatnio, zaczęła wrzeszczeć, że mam ci dać spokój, że już wszystko wie, że list, który dostała wszystko jej wyjaśnił. 
 - Hej! Dlaczego mi nie powiedziałeś? Kiedy to było?
 - Nie chciałem cię zadręczać. 
***
16 miesięcy później od pierwszego spotkania
- Jerremy Bieber był dobrym ojcem, mężem i synem. Niech Bóg przyjmie go w swoje progi. Niech spoczywa w spokoju - zacisnąłem zęby, starając się nie rozpłakać kiedy trumna z ciałem mojego ojca, szła w ziemię, głęboką, ciemną dziurę, skąd nigdy więcej już go nie zobaczę. Musiałem być silny, minęło 30 minut, pogrzeb się skończył, wszyscy ustawiali się w kolejce by złożyć naszej rodzinie kondolencje, dlatego stanąłem w oddali, żeby żaden z nich do mnie nie podszedł. Stałem tam, jak wryty w ziemię i ciągle patrzyłem w to samo miejsce, w piasek, którym był przysypany mój ojciec. Nikogo już nie było, wszyscy odeszli, została ciemność, ja i kupa piasku. W oddali słyszałem grzmoty nadchodzącej burzy. Wszystko było idealnym odzwierciedleniem, mojej duszy. Chciałem płakać, bo Abigail mówiła, że to dobrze zrobi na duszy, ale nie mogłem i nie chciałem pokazać jakim mięczakiem jestem. Większą częścią mojego ciała nie był smutek, lecz złość. Chciałem walić w mur, krzyczeć, zabić. Najlepiej tego, który jest winnym śmierci Jerremiego. 
 - Wielu spośród żyjących zasługuje na śmierć. A niejeden z tych, którzy umierają, zasługuje na życie. Nie bądź taki pochopny w ferowaniu śmierci. Nawet najmędrszy nie wszystko wie - usłyszałem za sobą dziewczęcy głos. Nie odwróciłem się, ciągle patrząc w skupieniu w to samo miejsce. 
 - Kto? - zapytałem.
 - John Ronald Reuel Tolkien - poczułem jej obecność obok, otarła się ramieniem o moje, a potem spojrzała na grób ojca. Przytaknąłem i oblizałem usta, zerkając na nią, ale zauważyła to ponieważ jej oczy były skierowane prosto na moje. - Chcesz płakać? - pokręciłem głową. - Kłamiesz...
 - To boli, wiedząc, że już go nie zobaczę. Nie poradzę sobie bez niego. Był moim oparciem, moim drogowskazem życia - pokręciłem głową, przestając mówić. Nie mogłem o nim myśleć, musiałem przestać. 
 - Wiesz co? - odwróciłem się w powolnym tępie w jej stronę i pochyliłem głowę na prawo.
 - Co? - zapytałem, nie będąc w stanie wydusić, dłuższych zdań.
 - Mam w domu wódkę i wino - wzruszyła ramionami. Uniosłem na chwilę jeden kącik ust.
 - A rodzice?
 - Wyjechali - pokręciłem głową, a potem ją spuściłem patrząc na czubki moich butów. 
 - Lubię wódkę.
 - A ja wino. 

Rok  i 8 miesięcy później od pierwszego spotkania

-Abigail musisz mi powiedzieć, co stało się na spotkaniu mojego ojca z tobą? Co on ci powierzył!-krzyczałem, bo byłem wściekły. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego to tak bardzo ważne, ojciec nie żyje od 4 miesięcy, jestem jego synem, więc teraz mam prawo wiedzieć.
-Nie mogę rozumiesz!? Nie mogę! 
-Nagle udajesz kurwa taką świętą?! Dziwka -splunąłem, otworzyła usta, a w jej oczach pojawiły się łzy. Podeszłą bliżej i rzuciła się na mnie z pięściami.
-Nienawidzę cię! 


***

Dwa lata od pierwszego spotkania 

-Możemy w końcu porozmawiać?-zapytałem siedząc na jej łóżku.
-Nie mamy o czym.- odpowiedziała nonszalancko, oglądając paznokcie i całkowicie mnie ignorując. 
- Nie mamy o czym ? Już prawie rok od śmierci Jeremiego,a ty nadal nie chcesz powiedzieć gdzie schowałaś to "coś" ważnego, co przekazał ci ojciec.- wstałem i chwyciłem ją za nadgarstki.- Jestem jego synem i mam prawo wiedzieć co ci powierzył. 
- A może on nie chciał, abyś ty wiedział ? Może nie jesteś jego synem i dlatego wybrał mnie zamiast ciebie. Nie ufał ci.- Po tych słowach w pokoju rozległ się głośny plask. Abigail złapała się za piekący policzek, a ja dyszałem nad nią ze złości. 
- Nigdy nie mów tego ponownie. Rozumiesz?- uniosłem głos. 
- Prawda boli, co ? Wmawiaj sobie co chcesz ale każdy w tym domu wiedział że Jerremy ci nie ufał. Wmawiaj sobie dalej że...- nie mogłem tego wytrzymać i rzuciłem nią o ścianę, tak, że po chwili osunęła się po niej. Była sparaliżowana, nie wiedziała, co się dzieje, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. 
- Zwariowałeś ? To bolało!...Pieprzony damski bokser.- mruknęła cicho, a łzy płynęły po jej polikach. Podniosła się i spoliczkowała mnie. - Nienawidzę cię! 
- Przepraszam.-chciałem do niej podejść, zdając sobie sprawę co zrobiłem, ale ona wtedy odskoczyła.
- Nie zbliżaj się do mnie ! Byłam głupia wierząc że już więcej razy tego nie zrobisz. - chwyciła w dłoń, kurtkę z krzesła i ruszyła do drzwi. Wybiegła z pokoju, a ja wystraszony ruszyłem za nią. 
- Zaczekaj ! Dokąd idziesz?
- Jak najdalej od ciebie! - rzuciła i uciekła. Biegła przez uliczki, a ja za nią, lecz w pewnej chwili ją zgubiłem. 
-Abigail?- odpowiedział mi jej krzyk. Pobiegłem w stronę skąd dochodził jej głos, ale było za późno. Widziałem tylko czarny samochód uciekający z nią w środku i jej przyciśnięte do szyby palce. 

***

Mija tydzień od porwania 

Biegiem ruszyłem do komputera, kiedy usłyszałem, że dostałem wiadomość.
-Dostałeś coś? 
-słyszeliście?
-Justin czy to?- nagle z pokoju wyłoniły się głowy Alfreda, Paula, Ryan'a i Jasona. Wszyscy pobiegliśmy do laptopa i zobaczyliśmy jedną nieodebraną wiadomość multimedialną.
-Multimedialna.-mruknął Paul.
-Co jeśli to Abigail związana z pistoletem przy głowie? Widziałem to w filmach.- wszyscy rzuciliśmy Ryan'owi złowrogie spojrzenie. Z drżącą ręką wciskałem przycisk "Otwórz" 
Na ekranie ujawniła się ciemność, słychać było tylko głosy.
- Twój czas się skończył. Teraz powiedz gdzie schowałaś to pieprzone pudełko.
- Wiedziałam że masz nie równo pod sufitem ale żeby aż tak. Brachu,a może ty masz Alzheimera, jakieś 10 minut temu powiedziałam " chyba jesteś głupi że ci powiem". Nie dotarło ? - moje serce podskoczyło mi do gardła, kiedy usłyszałem jej głos. Nagle ktoś przełączył tryb kamery na noktowizor. Mężczyzna chwycił za włosy Abigail i uderzył nią o ścianę. Jęknęła. Zacisnąłem pięści, hamując złość. 
-Na pewno nie chcesz mówić ?- zapytał szeptem. Zauważyłem w jego ręku nóż. 
-Uciekaj, uciekaj.-szeptałem, jakby to miało w czymś pomóc. Zaprzeczyła, a wtedy nóż wylądował w jej ramieniu, zaczęła krzyczeć, zatknąłem uszy, nie mogłem tego słuchać. Pierwszy raz łzy popłynęły strumieniem po moich polikach. 

-Musiałem to zakończyć, nie mogłem na to patrzeć. wtedy miałem kliknąć x by to wyłączyć,a ty spojrzałaś tak bardzo realnie, prosto w moje oczy z błaganiem. T było okropne. - zakończyłem zakrywając dłońmi twarz. - To był ostatni raz kiedy cię widziałem. To jest cała historia przed twoją amnezją.
Cisza panowała w salonie, jakbym był tu sam bijąc się z myślami. Jednak cichy odgłos kaszlu, mówił o tym, że ktoś siedział obok. 
-Kaszlesz.-zauważyłem. Moje oczy były mokre, ale nie chciałem pozwolić się wzruszyć.Zamrugałem kilkakrotnie, było mi wstyd patrzeć jej w oczy, ale zmusił mnie do tego jej nieustający kaszel. Z ręką przy buzi, zawiniętą w pięść, kaszlała.-W porządku?- przybliżyłem się, ale powstrzymała mnie wyciągając drugą rękę.  Przytaknęła i wstała, a potem podeszła do torebki i wyciągnęła z niej podręczny inhalator. -Nosisz, ze sobą inhalator? Od kiedy? - zdziwiłem się, bo nawet kiedy jej życie było zagrożone nie miała ze sobą w razie wypadku inhalatora. A teraz tak nagle go miała. Nabrała kilka wdechów wciskając przycisk, dopiero potem się odezwała, wkładając go z powrotem do torebki.
-Odkąd zaczęłam się boksować i jestem narażona na wysiłek.- powiedziała, tak...spokojnie. Nie krzyczała, nie dąsała się, nie była nawet w szoku, po prostu była spokojna. 
-Jesteś taka spokojna...dlaczego?- oblizałem usta, bałem się, że to może być cisza przed burzą albo tak naprawdę to tylko jakaś psychologiczna sztuczka. Wzruszyła ramionami i spojrzała na moje skarpetki. 
-Dzięki za szczerość.- a to zabrzmiało jak wyrzut. Wzdrygnąłem się.
-O co ci chodzi?- wstałem, ciągle mówiąc łagodnie bo po tym co usłyszała nie mogłem krzyczeć lub naciskać. 
-Nie, nic o nic.- wygięła usta i usiadła na sofie. Byłem szczery, historie są prawdziwe, skłamałem tylko z jedną rzeczą...Nazywałem ją Abigail. 
-Wszystko w porządku?- zapytałem ponownie. To wszystko wydawało mi się bardzo dziwne. 
-Czemu, ciągle o to pytasz? -uniosła oczy ku górze.
-Bo jesteś zbyt spokojna, a to niepodobne do ciebie. -parsknęła.
-Okej, to co mi powiedziałeś jest pochrzanione i wiele wyjaśnia, ale nie mogę być wściekła o coś co już zrobiłam. Nie zmienię biegu historii. -Wzruszyła ramionami i wstała z fotela, a potem usiadła na moich kolanach. Owinęła ramiona dookoła mojej szyi, wtuliła się i zaczęła cicho płakać. Siedzieliśmy tak 10 minut, aż w końcu się odezwała.
-Nie powiedziałam ci czegoś. Zapomniałam o tym. Po tym porwaniu byłam w wielkim szoku i wyleciało mi to z głowy. -Zmarszczyłem brwi, czym teraz ona chce mnie zaskoczyć.
-Więc, co to? 
-Pamiętam Mike'a.-wow mruknąłem, ale za nim zdążyłem zadać następne pytanie Abigail, zaczęła się tłumaczyć.- Znaczy się, kiedy wyszłam z kina, a gang Paulina na mnie napadł, musieli dać mi mocne środki nasenne.Spałam bardzo długo i taki też miałam sen. Śnił mi się Mike, dzień przed i dzień moich 10 urodzin, kiedy go porwano. Oczywiście nie pamiętam wszystkiego, tylko to, że miałam brata, porwano go w moje 10 urodziny i wiem to co było w śnie. Nic po za tym. To co opowiadałeś, kiedy zwierzałam się ci na masce samochodu, kiedy pierwszy raz opowiedziałam ci o Mike i śniło mi się właśnie to co powiedziałeś, że wtedy powiedziałam. Rozumiesz? -zacząłem przytakiwać i nachyliłem się po szklankę wody, a potem wypiłem ją całą jednym łykiem. -Nie jesteś zły, że dopiero ci o tym mówię? 
-Raczej zaskoczony.-powiedziała uff i z histerycznym chichotem otarła czoło. 
-Ok, więc jeszcze coś.- to było jak w horrorze, w mgnieniu oka spojrzałem na nią jak uśmiechała się panicznie. Zamknąłem oczy i wskazałem ręką by  mówiła. Czułem jak serce wyskakuje mi z klatki piersiowej. 
-Wieeeec. - przeciągnęła, przegryzając usta. Zamknęła oczy i powiedziała to tak, że ledwo zrozumiałem, ale jednak mi się udało i szczerze żałuje. - Słyszeiwidzetwojegoojca, jegoduchmnieprześladuje.- 
I tak następną godzinę spędziłem słuchając jej historii, a potem to analizując. 

***

Abigail POV 

Potrzebowałam wrócić do domu, nie mogłam zostać u niego. Chciałam wszystko przemyśleć sam na sam. Szybko uniknęłam spotkania Alexa i Chaza, rzuciłam tylko "jestem" i pobiegłam do pokoju. 
Właśnie wyszłam z łazienki i rzuciłam się na łóżko.
Zasnęłam, zamęczając się pytaniem, dlaczego mnie okłamał....

      ~*~ 

-Gdzie jest Alex? - weszłam do pokoju Chaza, który siedział z laptopem na kolanach i oglądał samochody.
-Na parkingu, czyści samochód.- nie oderwał oczu od monitora, więc uznałam, że nic tu po mnie, ale kiedy byłam na schodach usłyszałam jego krzyk.- O 12 jedziemy do raju waty cukrowej! 
-Spoczko oczko braciszku!- odkrzyknęłam uradowana. Cieszyłam się na w końcu wspólnie spędzony dzień, wyłącznie z moim bratem,ale wieczorem i tak wychodziłam z Justinem.
Trzymając w ręce paczuszkę wyszłam z domu i żeby wypełnić swoje życie ruchem wybrałam, że zbiegne schodami. 
Po minucie byłam już na zewnątrz i odszukałam Alexa, który wcierał coś w swoje auto. 
-Alex!-krzyknęłam, wystraszony upuścił gąbkę i odwrócił się w moją stronę. Z uśmiechem pomachałam mu, a on zmieszany jakby uważał, że to podstęp uniósł brwi i pokazał tylko znak pokoju. Podbiegłam do niego.-hej.
-Hej?- zapytał. Był bardzo podejrzliwy, ale fakt zachowywałam się jak nie ja. Alex był moim ostatnim punktem do naprawy wizerunku.
-Tak, hej. Co ty taki podejrzliwy?- oparłam się o jego samochód, za co za chwilkę dostałam naganę.
-Ej uważaj, dopiero pomalowałem!
-Malowałeś?!- pisnęłam i odskoczyłam od auta. Spojrzałam na tył mojego t-shirtu. Był cały w granatowym lakierze.-Moja ulubiona bluzka.-jęknęłam. Zachichotał, uderzyłam go z pięści w pierś. -Nie mogłeś mi wcześniej powiedzieć? 
-Niezdara.- mruknął-A jak myślisz co robi puszka z lakierem w mojej ręce? Huh?- uniósł brew z tym swoim słodkim uśmiechem. 
-Cokolwiek.- usiadłam na trawniku i spojrzałam na jego samochód. Alex patrzył na mnie podejrzliwie, czym mnie rozśmieszał.-no co?- zaśmiałam się.- Jeśli tak bardzo ci się podobam to powiedz, ale wiedz, że mam chłopaka.- wybuchnął śmiechem, a potem przestając na mnie patrzeć zaczął z powrotem malować auto. 
-Tak, w ogóle dlaczego przyszłaś? Nie żeby coś, po prostu to dziwne.
-Mam coś dla ciebie. -  zrobił teatralne zdziwienie. 
-Przerażasz mnie.-wywróciłam oczami. Zachowywał się jak Melanie dziś rano. Na pewno podejrzewał, że to podstęp i zaraz coś wyskoczy z tego pudełka i na przykład uderzy go w twarz. 
-Siadaj.- uśmiechnęłam się i poklepałam miejsce obok siebie. Powolnym krokiem podążył za moim rozkazem, a potem usiadł obok. -Zauważyłam, że nosisz takie bransoletki.- wskazałam palcem na jego nadgarstek gdzie wisiały bransoletki na sznurkach, ale męskie.- Kupiłam ci to.- podałam mu paczuszkę, gdzie było małe, srebrne pudełeczko, a w nim zwykła bransoletka na sznurku z złotą koniczynką. Otworzył pudełko i uśmiechnął się. 
-Dziękuje.- przytulił mnie i puścił, a potem wciągnął na rękę sznureczek. Potrząsnął nadgarstkiem i podstawił mi ją przed twarz.-Jest świetna.
-Serio?- przytaknął. Zawiwatowałam.- To tak żeby przyniosła ci szczęście na studiach i.....-zawiesiłam głos, patrząc mu w oczy. Było mi wstyd za wszystkie kłótnie i moje rozwydrzone zachowanie.- na przeprosiny.- wzruszyłam ramionami, i odwróciłam wzrok i spojrzałam na drzewo w oddali. Alex siedział cicho, więc uznałam to za czas na tłumaczenie się.- Byłam okropna już od naszego pierwszego spotkania. Zachowywałam się jak  rozwydrzone dziecko, byłam nieznośna. Przepraszam.- kolejna cisza, miałam nadzieje, że on nie uważa, że powinnam powiedzieć coś jeszcze. Wtedy wybuchł śmiechem. Mrużąc oczy posłałam mu mordercze spojrzenie.- Śmieszy cię to?- fuknęłam, ale kiedy nie mógł przestać się śmiać, poczułam się zarażona i po prostu się uśmiechnęłam. Wywróciłam oczami.-Okej, śmiej się. Ja naprawdę chciałam przeprosić!
-Wiesz co?- wstał i otrzepał się, a potem wyciągnął w moją stronę rękę, pomagając w wstać.
-Co?- wstałam i powtarzając jego ruchy, też się otrzepałam.
-Taka wersja ciebie podoba mi się, ale.... tamta też mi się podobała. Czasami, mogłabyś być tą rozwydrzoną niezdarą, która pierwszego dnia zniszczyła mój plakat wyborczy.-mrugnął i wrócił do auta. Stałam w miejscu, uśmiechając się do siebie. On mnie lubił! Lubił mnie nawet wtedy, kiedy byłam smarkulą!
Szczęśliwa, że w końcu udało mi się poprawić z wszystkimi kontakty, ruszyłam do apartamentu, ale mijając Alexa rzuciłam.
-Umyj zęby, bo śmierdzi ci z buzi.
-Tego ci nie daruje!- mój pisk rozniósł się po całym osiedlu. Zaczęłam uciekać, kiedy Alex pryskając lakierem zaczął mnie gonić.

~*~

-Musze mieć jeszcze tą zieloną!- pisnęłam jak małe dziecko, ledwo trzymając w jednej ręce dwie waty cukrowe. 
-Ale masz już różową i fioletową! 
-Jeszcze zieloną, Chaz. Proszę.- zrobiłam maślane oczka, a on swoimi przewrócił i poszedł kupić kolejną, zieloną watę cukrową. 
Jadłam różową watę w skupieniu, czekając, aż wróci Chaz. 
Nie wiem czy byłam szczęśliwa, ale na pewno nie zła. Raczej jest mi przykro, wiedząc, że mnie okłamał. Budował moją pamięć na nieprawdziwych wspomnieniach. I wcale nie mówię tu o Chazie. 
Może to coś znaczy, ale dlaczego mu sama nie powiem? Przecież powinien wiedzieć. Ale skoro on nie chce powiedzieć mi o tym, dlaczego ja miałabym to robić? Poczekam jeszcze kilka dni i zobaczę co dalej. Coś jest na rzeczy.
-Proszę.- Chaz podał mi zieloną watę i usiadł na przeciwko zajadając się swoją. -Więc jak tam wczoraj na spotkaniu? Czego się dowiedziałaś?
-Tego, że należałeś do The Invisible. Że ukradłeś komuś motocykl.- uśmiechnęłam się cwaniacko,a potem miałam ochotę wybuchnąć śmiechem kiedy Chaz'a kompletnie zamurowało. Jego ręka utknęła mu w buzi, a oczy przypominały pięciozłotówki, wyglądał komicznie i czułam, że jest przerażony. Czas na wyjaśnienia braciszku. 
I tak kolejne 3 godziny spędziłam opowiadając mu o tym co powiedział mi Justin.

~*~

- Na pewno jesteś już w drodze?
-Tak zostały mi tylko dwie przecznice.- przewróciłam oczami, kiedy niespokojny głos Justina po drugiej stronie słuchawki zadawał matczyne pytania. 
-Co to za głupi pomysł, żebyś przyjechała swoim autem, przecież mogłem po ciebie przyjechać.- wyobraziłem sobie go, chodzącego w kółko po parkingu, na którym powinnam być już 15 minut temu. Moim jedynym usprawiedliwieniem było to, że jakimś cudem moja czarna sukienka zniknęła z szafy. Musiałam wciągnąć na siebie luźną pomarańczową sukienkę i czarne rajstopy, a do tego czarne botki. Wyglądałam uroczo ale zadziornie. 
-Zachowujesz się jak moja matka, o widzę cię.- rozłączyłam się i rzuciłam telefon na siedzenie,a potem przyśpieszyłam i wjechałam na parking, na którym czekał na mnie Justin. Otworzyłam okno i wyciągnęłam głowę na zewnątrz. -Jestem kochanie.- krzyknęłam i pojechałam trochę dalej, poszukać wolnego miejsca. Znalazłem je dopiero, prawie na końcu. Zaparkowałam,a potem zabierając ze sobą wszystko co potrzebne, wyszłam z auta i zamknęłam je, oglądając czy o niczym  nie zapomniałam. Ruszyłam parkingiem by iść do Justina, który stał przy samym wjeździe. Pochyliłam się by strzepnąć piasek na kolanie, kiedy nagle wpadłam na kogoś. 
-Oh, przepraszam.- wyprostowałam się i spojrzałam na mężczyznę na którego wpadłam.-To, ty..- szepnełam, przerażona. Chciałam krzyczeć, ale byłam zbyt sparaliżowana żeby zrobić cokolwiek. 
-Witaj Abigail. Wypiękniałaś od naszego ostatniego spotkania.- ukazał wszystkie swoje białe zęby w przerażającym uśmiechu. Wydawało mi się, że zaraz złapie mnie za ręke i wciągnie do jakiegoś ciemnego zaułka.
-Abigail idziesz?- usłyszałam krzyk Justina, ale wydawał się on tak bardzo daleki, że prawie niesłyszalny. Tylko bicie serca i nasze oddechy, były bardzo wyraźne w moich uszach. 
-O i twój chłopak też tu jest? Wydawało mi się, że zrobiłem wszystko by twoja matka was rozdzieliła. 
-Co zrobiłeś Paulino....

                      __________________________________________________________

BADABUMBAS NADESZŁAM Z ROZDZIAŁEM PRZED OSTATNIM :)

*alfa- musicie poszukać na internecie, ale jest to związane z medytacją
*The Invisible- niewidzialni
*Clevelland Cavaliers- ulubiona drużyna koszykarska Justina
*są to osoby z rozdziału 20
*Piosenka Drake-Best I ever had

Miał być wczoraj, tak przepraszam, ale wcale mnie nie motywowaliście. Dopiero kilka dni temu wybiło 20 komentarzy, a przez cały czas utrzymywało się z ledwością 15. Jeżeli będzie tak jeszcze raz rozdział 32 będe pisać DŁUGOOOOOOO

Podobają mi się te wspomnienia, dlaczego Justin okłamałeś Abigail i nie powiedziałeś całej prawdy?!

No nic, nie podoba mi się końcówka od spotkania z Alexem, ale tak bardzo się śpieszyłam żeby wam dodać, piszcie opinie. 

PYTANIE DNIA: Co wam się najbardziej podobało?

Więc zaczeła się szkoła, jakie są wasze plany lekcji? Bo mój jest pojebany, że to szok. 
W czwartek mam 3 godziny religi i 3 ostatnie lekcje to matematyka, fizyka i chemia. Chyba się zabije i nie dodam 32 

Nie wiem co jeszcze napisać nie lubie pisać tych notek. 

KOMENTUJCIE :) I dodawajcie na TT hashtag #amnesiadibmPL i piszcie jak podoba się wam to FF, dlaczego, wasze fav moment hahaha
Musicie pomóc rozsławić mi to Fanfiction ponieważ, może nie być sensu pisać IIcz, a mam mega zajebisty pomysł na następną część. 

Ponownie zapraszam tutaj http://someoneforyourheart.blogspot.com/

16 komentarzy:

  1. świetny rozdział jak zawsze :D
    Najbardziej mi się chyba poodobają wspomnienia no i oczywiście spotkanie z Alexem, jak możnaby powiedzieć, że to było nudne, czy coś? pfff
    Jeśli chodzi o moje plany lekcji to załamanie. Codziennie od 7 do 8 lekcji. A jeszcze chce się zapisać na zajęcia dodatkowe, więc coś czuję, ze ten rok będzie bardzo męczący i będę musiała ograniczyć internet.
    Mi już pani od polskiego zaklepała zajęcia dodatkowe do konkursów. Ugh.
    Przetrwasz, uda ci się xx
    Bożeee nie mogę sie doczekać drugiej części, ile zrobisz sobie przerwy po cz I?
    chciałam napisać udanych wakacji ,a potem takie ' o nie, przecież wakacje się skończyły'
    Miłego roku szkolnego czy coś
    @AniolyCiemnosci

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę nie zrozumiałam tego przejścia ich rozmowy w jego domu do wspomnien, bo mówili o czym innym i nagle co innego jest.trochę się pogubilam tam. Tak ti bardzo podobał mi się rozdział. W sumie Justin wiedział że nie może powiedzieć prawy jej ale to zrobił, podziwiam go. Końcówka jest straszna po co on tu znowu jest i chce namieszac w ich życiu.
    A szkoła hm klasa maturalna, plan taki pół na pół ciągle na 8 i do 7 lekcji i jeszcze kółka ale nie wiem kiedy będą.
    Pozdrawiam @zcytawa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O MAJ GASZ! to jest takie no kdhbfjshbfkjsbgjahgjasgb boże świetneeee! kocham dodaj szybko 32 i powodzenia w szkole a mój ulubiony moment to wspomnienia :) xoxox

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham to ff. Jest oryginalne. Szykuje sie jakas akcja:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Boskie *,* uwielbiam twojego bloga <3 i jakie to bylo piekne na tym dachu matkoo, nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu ;3 zycze weny ;D/ Larwa

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam.. Chciałabym zeby jej sie wszystko przypomniało! Życze weny!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Proszę dodaj ostatni rozdział :) długo to zajmie ?

    OdpowiedzUsuń
  8. to tak po pierwsze nie komentowałam już od dawna bo zapomniałam konto do mojego konta google bo koleżanka się u mnie zalogowała no a później tak naprawdę nie było czasu robić nowego bo szkoła i wgl wszystko naraz .... gimnazjum nie jest jednak takie łatwe xd więcej kartkówek i tego wszystkiego ale przeczytałam wszystkie nowe rozdziały a nie wiem od którego to było ale zawsze wcześniej komentowałam pamiętasz wika12300? nie wiem czy pamiętasz czy nie ale to właśnie byłam ja ;d a pro po rozdziałów to cudne <3 boże no czułam się jakbym czytała książkę jakiegoś dobrego pisarza *-* a może byś napisała :) ;3 na pewno bym kupiła ;*...... a jak zdołasz napisać 2 część to po prostu będę najszczęśliwszą dziewczyną ;p serio tak mnie to wciągnęło ... nawet pamiętam jak zaczęłam czytać to nie mogłam się połapać o co chodzi bo początek był w przeszłości a tu nagle teraźniejszość no ale nie ważne ;d jesteś świetna w tym co robisz masz talent nie zmarnuj tego i na serio jak sobie nie żartuje ... może troszke się rozpisałam ale przecież nie komentowałam już od dłuższego czasu więc musiałam nadrobić zaległości xd i jak zobaczyłam że masz tak mało komentarzy to mi się troche smutno zrobiło ;/ chyba wyśle moim znajomym tą historię bo na pewno ich wciągnie i nabiją ci wejść ;3 .... albo na początku mojego czytania nabijałam ci te wejścia żebyś miała ich dużo ;d tak wiem to było głupie i aż dziwnie mi się do tego przyznawać xd no ale cóż taka już jestem.... więc tak powodzenia w szkole i w pisaniu :* będę czekać i codziennie wchodzić aby patrzeć czy są jakieś nowe informacje na temat następnych rozdziałów więc do zobaczenia wkrótce <3 - wikson ( od teraz tak się będę podpisywała ;3)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham, uwielbiam i wszystko co najlepsze :D piszesz cudownie :* czekam nn rozdzial ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Super :) czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale mega proszę daj rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział świetny,a całe ff oryginalne i mega wciąga! Nie rozumiem czemu taki problem z komentarzami. Ten blog mozna porownywac z tymi na światową skale! Naprawde prosze o to byś pisała 2 część także. Z czasem napewno twoj blog się rozsławi:) Trzeba być dobrej myśli i ja właśnie trzymam kciuki za Ciebie i za tego bloga.To fanfiction jest najlepszym jakie czytałam:*

    OdpowiedzUsuń
  13. Boski :) czekam na następny. Prosze nie czekaj aż do 20 komentarzy tylko dodaj szybciej następny rozdział prosze

    OdpowiedzUsuń
  14. OMG OMG OMG
    TEN BLOG JEST CUDOWNY, MAM NADZIEJĘ, ŻE MOTYWACJA, A TAKŻE WENA NA NAPISANIE OSTATNIEGO ROZDZIAŁU DO CIEBIE TRAFIĄ, BO NA PRAWDĘ CZEKAM NA PUNKT KULMINACYJNY OPOWIADANIA, W KTÓRYM DOSTANIEMY ODPOWIEDZI NA WSZYSTKIE PYTANIA.
    JESTEŚ NIESAMOWITA <3
    KASIA

    OdpowiedzUsuń