czwartek, 19 czerwca 2014

27. To już jest koniec...?

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Rzeczy pisanę kursywą są z punktu widzenia Abigail
________________________________________________________________

Nobody POV

Jej ręce pociły się i mimo ciągłego wycierania rękoma w spodnie, to nic nie dawało.  Nie wiedziała czego może oczekiwać od Justina. Co teraz będzie? Czuła ucisk w klatce piersiowej wiedząc, że to prawdopodobnie ostatni raz kiedy go widzi. Nie przypuszcza, że jeżeli Samantha dowie się o wszystkim, nie wypuści jej z domu. I znów pozostaną jej tylko sny, to na nich będzie musiała bazować. Już nie będzie Justina, który opisze szczegółowo jeden dzień z tamtego życia.Nie będzie już jej bohatera, zresztą po co jej on skoro w domu nikt jej nie napadnie.
  Jednak, po dzisiejszym incydencie z Kieranem, od życia może spodziewać się wszystkiego, nic już jej nie zaskoczy. Nie wiedziała jak się czuje, czy coś mu jest potrzebne, czy w ogóle chce się z nią widzieć. Dlaczego jednak nie chciałby jej ujrzeć? Demony, które w nim drzemią są zbyt słabe żeby przejąć kontrole nad Justinem, kiedy on jest w stanie miłości.
 Tak więc, Abigail rozmyślała idąc za ochroniarzem do celi, a jedyny dźwięk jaki rozchodził się po pomieszczeniu, to stukot kuli o podłogę. W celach na komendzie nikogo nie było. Jakby Justin został wytypowany, aby siedzieć tu sam.
  Nie wiedział, że przyjdzie. Kiedy podeszła do krat z troską, spojrzała na plecy chłopaka. Leżał skulony na twardym materacu w kierunku ściany. Chciało jej się płakać, nigdy nie wyobrażała sobie momentu, że zobaczy Justina w tym miejscu. Zagryzła wargi nie wiedząc co powiedzieć lub zrobić. 
 Chciała go przytulić, żeby wiedział, że ona nie jest zła i  będzie go wspierać, i nie pozwoli mu tu zostać. Bała się jak na to zareaguje. 
 Zebrała w sobie całą odwagę, na jaką było ją stać i odezwała się do policjanta. 
-Czy ja mogę do niego wejść?- na jej głos, głowa Justina automatycznie się uniosła.
 Kiedy wszystko ucichło, a policjant zastanawiał się, Justin nie poprosił się aby się obrócić. Stwierdził, że tylko mu się przesłyszało, ale ona tam była, tylko o dziesięć  metrów za daleko.
 -On może ci coś zrobić.- odpowiedział policjant trzymając w ręce klucze.Wiedział, że komendant Hayes wyraził na to zgodę, ale widząc w jakim stanie jest dziewczyna, zawahał się. Myślał o tym, jak bardzo musi być krucha i, że gdyby ten chłopak cokolwiek złego powiedział to  rozpadłaby się jak potłuczona porcelana. Nie wziął tylko pod uwagę tego, że ona go kocha. Kocha brązowookiego, tylko boi się mu o tym powiedzieć.
 -Jestem bezpieczna. On mi nic nie zrobi, przysięgam.- znów to usłyszał. 
Wciąż w kółko powtarzał sobie, że to mu się tylko wydaje, bo taka dziewczyna jak Abigail nie powinna tutaj być. Ona tu kompletnie nie pasowała.
 Zrezygnowany policjant otworzył drzwiczki do celi i wpuścił ją do środka, a potem zamknął i odszedł na swoje miejsce.
 Długo zastanawiała się co powiedzieć. W głowie miała tysiąc pytań i tyle samo  nie odpowiedzi- to co zawsze.
On się nie odwracał, ale jednak domyślił się, że tu jest i stoi tylko kilka kroków od niego.Mimo to, bał się spojrzeć prosto w jej oczy... Albo to duchy w jego wnętrzu. One wiedziały, że Abigail potrafi zgasić żar Justina, one tego nie chciały. Żądały go całego dla siebie, a on musiał się im poddać, nie wiedząc, że tylko mała istota,  jak Abigail jest jego kołem ratunkowym.
 Stała tam i zamykała oczy na chwilę, a potem je otwierała, tylko po to żeby z powrotem je zamknąć i znów otworzyć, ale to nic nie dało.  Sylwetka Justina skulonego w kącie, w więzieniu wcale nie znikała.  Oczy miała pełne łez i z trudem je powstrzymywała, ale to jest to, co obiecywała sobie nie zrobić- nie płakać. Za dużo tego było, musiała być twarda, inaczej nigdy nie odważyłaby się tu przyjść. 
 Tak więc postanowiła- musi być twarda. Wzięła głęboki wdech i już miała coś powiedzieć, ale zamknęła usta. Warcząc na siebie w myślach, jak idiotycznie teraz musi wyglądać. Przymrużyła  oczy i pomyślała, że wcale nie jest teraz w więzieniu. Przypomniała sobie pewien film, gdzie jeden z projektantów mody podchodzi do modelki, która się denerwuje.
- Dlaczego się denerwujesz? 
- A pan się nie denerwuje? 
-Nie.
- Jakim cudem?
- Powiem ci co masz zrobić, dobrze? - ta przytaknęła.- Zamknij oczy i weź kilka płynnych oddechów. Teraz musisz się skupić. Wyobraź sobie jakieś miejsce, albo sama je stwórz- to ma być miejsce, w którym czujesz się bezpiecznie i chce Ci się żyć.... Zależy od miejsca gdzie teraz jesteś, wyobraź sobie jakiś uspakajający dźwięk. Jeśli jesteś nad morzem, może to być szum wody, a jak w tropikach to jakieś ptaki.  Cokolwiek miłego. Teraz się rozluźnij, bo jesteś tam, gdzie chcesz być, całkowicie bezpieczna. Skoro znajdujesz się  tam sama, pozbawiona niebezpieczeństwa i odprężona, powiedz, to co chcesz powiedzieć, bo tam i tak nikt tego nie usłyszy. Wyraź to, co siedzi ci w głowie. Uwolnij się od swoich demonów.
 Abigail, dokładnie odtwarzała tą scenę i robiła wszystko po kolei -a  miejsce, w którym teraz się znajduję pozostanie tajemnicą ;)
 - Jak się czujesz?- w końcu po kilku minutowej ciszy otworzyła oczy, a miejsce, w którym była zaczęło znikać, ale wiedziała, że w każdej chwili może tam wrócić.
Zesztywniał na moment, słysząc jej głos tak blisko, jakby nachylała się nad nim.  Jego serce zabiło dwa razy szybciej i mocniej. W głowie mu się zakręciło, kiedy pomyślał, że może obędzie się bez jej krzyków.Przypuszczał, że obchodzi ją to, jak się czuje,a nie dlaczego zrobił to co zrobił. Nie miał ochoty opowiadać jej o swoich problemach, wiedział, że wkrótce znikną, tylko musiał wymyślić w jaki  sposób.
 - Fatalnie.
Przytaknęła jakby myślała, że to zobaczy. Co miała dalej mówić? Ledwo stać było ją na wypowiedzenie tamtego zdania, nie mogła pozwolić zakończyć się rozmowie na tym etapie. - W jakim sensie?
- W każdym sensie.- zagryzła policzki od środka i postukała kulą o ziemię, nie wiedząc co innego ma robić. To było dla nich obojga, tak cholernie nie zręczne, ale nie byli świadomi dlaczego. Przecież są sami, są dla siebie najlepszymi przyjaciółmi, mogą sobie zaufać, to dlaczego teraz to nie grało istotnej roli?
Nagle do głowy przyszło jej setki dziwnych pytań, na które odpowiedź chciała znać. To były pytania nieistotne, po prostu nie wiedziała od czego zacząć.
-Gdybym mogła sobie cokolwiek przypomnieć, a ty byłbyś tym, który ma wybrać wspomnienie...Co byś wybrał?- chciała go zachęcić do poruszenia się i spojrzenia w jej oczy. Nie życzyła sobie niczego innego, jak ujrzeć jego czekoladowe tęczówki. Ona mogła zacząć rozmowę, ale to on musiał wykonać pierwszy  ruch.
Dlaczego zadała to pytanie? Może wyczuła, że siedzą w nim demony i chce je przegonić. Dobrze wie jak, ale skąd mogłaby zdawać sobie z tego sprawę? - głowił się Justin.  Problem polegał na tym, że Abigail o tym wiedziała, tylko nie podświadomie. To jej druga cząstka z przed dwóch lat naprowadzała ją na drogę, jak uratować Justina, a ona nawet nie miała pojęcia, że to robi.
-Dzień, w którym uciekaliśmy z komisariatu.- uśmiechnął się nieświadomie.  Tak, to był dobry dzień dla nich obojga. Problem znów polegał na tym, że ona go nie pamięta. Mimo tego, również się uśmiechnęła, ale bolało ją to, że nadal się nie odwrócił.
"Oh! Po prostu na mnie popatrz!" krzyczała w środku.
- Dlaczego?- zapytała i prawie krzyknęła, kiedy wzruszył ramionami, w pozytywnym sensie, bo się poruszył! Mogła wykluczyć to, że jest okaleczony.
- Dlaczego wybrałem ten dzień czy dlaczego uciekaliśmy z komisariatu policji? - zapytał i rozprostował nogi. Czuła, że zaraz postanowi się odwrócić, ale strasznie się tego bała.Po prostu nie chciała, żeby wyglądał jak potwór, ale tak to sobie przez cały czas wyobrażała.
- Dlaczego ten dzień.- szepnęła i miała ochotę usiąść obok niego i przejechać dłonią po jego plecach na ukojenie, ale nie  mogła zrobić niczego, jak tylko stać w miejscu i czuć ból fizyczny w kolanie i psychiczny w sercu.
Westchnął, a potem podniósł się. Przekręcił szyję w lewą stronę i usłyszał jak pstryka. Wszystko tu było niewygodne i nie miał ochoty zostać tu dłużej. Rozprostował nogi i odwrócił się w jej stronę, nadal siedząc. Uniósł swoje oczy tak, że ich wzroki się spotkały.
Jej serce pękło, a dusza chodziła po kolanach, zbierając rozsypane kawałki, chcąc je złożyć w całość. Nie mogła nic powiedzieć, zaschło w jej gardle, tępo wpatrywała się w siniaka pod okiem i nawet w ciemnościach zaczerwienioną dłoń. Chciała złapać go i nigdy nie puścić, nigdy nie powiedzieć do widzenia. Chronić go, co jest głupie, bo jest za małą dziewczynką żeby to zrobić, ale gdyby mogła nie pozwoliłaby go tak skrzywdzić. Myślała, że jest bezpieczny, że jest w więzieniu, a on wygląda jak przywieziony z bójki. Zagryzła wargi, próbując coś wydukać.
- Bo wtedy wyciągnęłaś mnie z więzienia i.... było zabawnie.- nie dokończył, nie powiedział tego, co miał naprawdę namyśli, zrobił z tego tajemnicę. Parsknął na chwilę zniżając głowę, a potem znów ją uniósł krzywiąc się.  Bolało go serce, kiedy widział jak trzyma się na jednej kuli, jak jej oczy są czerwone od nieprzespanej nocy i wczorajszego wydarzenia. Jego ramiona, aż same się unosiły żeby ją objąć i nie puszczać. - Jak twoja noga?- zapytał jak gdyby nigdy nic, jakby chciał pokazać, że wcale nie jest tak źle jak to wygląda.
Wzruszyła ramionami, ona również nie chciała go martwić i pokazać, że nie jest wcale tak źle jak to wszystko wygląda. - Już nawet nie boli. - pokiwał głową i oblizał usta.
Kłamała, była straszną kłamczuchą, ale nie chciała zrobić mu przykrości. Pochlebiało mu to, więc się uśmiechnął.
- Justin, ale wiesz, że ja....ja Cię stąd wyciągnę. - zrobiła jeden krok w przód, chcąc być bliżej i przynajmniej poczuć zapach Jego perfum, które zawsze miażdżyły jej nozdrza, rozpraszały, bo tak pięknie pachniał.
- Myślisz, że to możliwe?- przytaknęła, jakby była tego pewna w stu procentach. - Jesteś zbyt naiwna.- pokręcił głową, ocierając twarz dłońmi.
-Wcale nie, trzeba wierzyć w szczęśliwe zakończenie.
- Nie, jeśli nigdy go nie miałaś.- spojrzał prosto w jej oczy, ostrym, przeszywającym ciało wzrokiem. Miała wrażenie jakby chciał stworzyć wokół siebie barierę, żeby nie mogła przejść. Nie wiedziała czy ma być delikatna czy postawić sprawę jasno, choć sama jej natura nie pozwoliła stać się zimną suką. Gdzie jest ta druga Abigail, która w pierwszy dzień szkoły zadarła z Elizabeth? Pytała siebie w myślach, jakim cudem tak szybko zniknęła?
- Jeśli szczęście nie przyszło jeszcze do ciebie, to znaczy, że jest duże i idzie małymi krokami.- wypaliła nagle, kiedy tylko to zdanie przyszło jej do głowy.
- Życie to szczęście, moje życie nigdy nie było dobre.  To karma, muszę płacić za wszystko co zrobiłem. - wstał i obronnie wparł pierś do przodu, żeby stanąć na przeciwko niej. Wzdrygnęła się, kiedy czubki ich butów styknęły się. Chciała przejechać dłonią po jego zaroście, albo potrząś jego fryzurą, która pierwszy raz była w takim nieładzie i świetnie jej się to podobało. Zareagowała obronnie, nie mogła pozwolić mu zatrzymać się na samym dole. Ona była na górze, zamierzała poszukać liny ratunkowej, żeby spuścić ją do niego, tylko jeszcze nie wpadła gdzie jej szukać.
-Wcale nie. Jesteś dobrym człowiekiem, pokazałeś to wiele razy.- zaprzeczyła, dotykając jego policzka, ale on był szybszy i chwycił jej dłoń, ale nie ściągając z jego twarzy.
- Powiem ci coś o życiu. Życie to trudna sztuka, która na początku wydaje się cudowna, ale z każdą wypowiedzią aktorów, robi się coraz trudniejsza do zrozumienia i w końcu chociaż wiemy, że akt niedługo się skończy, chcemy wyjść przed końcem, by nie widzieć najstraszniejszego zakończenia. - mówił to z taką wrogością, że czuła ciarki na plecach.
- Od kiedy jesteś takim pesymistą?- szturchnęła go kulą.
- Od zawsze, Abigail.  Szklanka nigdy nie jest do połowy pełna, ona jest do połowy pusta. - wywróciła oczami, będąc zmęczona jego tekstami. Serio nie miała ochoty słuchać jego durnych wypowiedzi.
 -Dlaczego nie wierzysz, że cię stąd wyciągnę?- zapytała, przeciągając opuszkami palców po zarysie jego szczęki.
- Ten facet leży w szpitalu.
-Więc dlaczego go pobiłeś? - uniosła jego twarz tak, by patrzył na nią, ale on swoją twarz tulił do jej ręki z zamkniętymi oczami. Ze szczerą aprobatą wpatrywała się w niego, a potem w jego usta. Zapragnęła go pocałować, zrobić coś, czego jeszcze nigdy nie zrobiła. To byłby jej pierwszy pocałunek i chyba pierwszy w więzieniu.
- Nie wiem. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. - wzruszył ramionami i objął jej rękę. Nastąpiła chwila ciszy, myślała o tym co zrobić żeby wypróbować te usta. Nie mogła skupić się na tym, że musi go stąd wydostać, on ją rozpraszał kiedy mówił tak delikatnie. Co ją do tego skłania? - myślała, ale nie mogła odkryć, że pocałunek jest kluczem do rozwalenia muru.
-Chcę cię pocałować.- wypaliła, otworzył oczy w zdumieniu. Okej, nie tak to sobie wyobrażałam.
W jego oczach nie widziała zaskoczenia, tylko iskierkę rozbawienia. Zamiast tej przytłoczonej twarzy, zamiast zmęczonego Justina pojawił się ten, którego znała. Bezczelny uśmiech i iskierki rozbawienia- tak mój Justin wrócił.
-Dlaczego tego nie zrobisz?- zapytał i przysunął się w jej stronę bliżej, zabierając przestrzeń dziewczynie. Spanikowana cofnęła się o krok do tyłu, ale on zrobił krok do przodu.
I ta jego pewność siebie. Westchnęła w myślach. Kąciki jej ust drgnęły w uśmiechu mimo, że nadal była spanikowana sytuacją. Zastanawiała się czy naprawdę zaraz dojdzie do ich pierwszego pocałunku, a może jak w filmach, kiedy ich usta się spotkają, w końcu odzyska pamięć, ale powiedzmy sobie, życie to nie film, dlatego też porównanie Justina życia do sztuki, nie było trafne, tylko w mniejszym procencie. To pierwsza scena kończy się okropnie, druga jest happy endem. - Dlaczego uciekasz? Pocałuj mnie.- wpadła na ścianę i nawet ból w kolanie jej nie przeszkadzał. Naparł na nią swoim ciałem i położył swoje dłonie po obu stron jej głowy.
- Wiesz, o czym teraz pomyślałem?- oblizał usta, przybliżając swoją twarz do jej. Zaprzeczyła, nie mogąc nic z siebie wydusić.- O piosence, którą wczoraj śpiewałaś w aucie. Pamiętasz?
Is it true that you love me?
I dare you to kiss me. - zanucił kawałek piosenki, którą Abi śpiewała wczoraj. Na jej twarz wpełznął rumieniec. Tak, wiedziała, że to nie zostanie jej pominięte.
- Albo o piosence, którą ja śpiewałem.- ciągnął dalej, śpiewając.
And I all want is the taste that your lips allow.- Ja ci mówię, to było gdzieś tam na górze zaplanowane.- cmoknął ją w nos, uśmiechając się, a ją aż sparaliżowało. Zachowywała się jak pieperzona dziewica, którą oczywiście była i to ją denerwowało.
- To co, pocałujesz mnie czy mam to sam zrobić?- uśmiechnął się cwaniacko. Piosenka Ed'a w jej głowoie rozpraszała ją, nie wiedziała jak się całować, jakoś nigdy nie miała okazji, wypróbować tego w praktyce, jedynie co jej pozostało, to filmy, które przez całe dwa lata oglądała.  Musiała zdać się na nie.
Zamknęła oczy i zaczęła przybliżać swoją twarz do niego, a w jej głowie ukazał się obraz  jednego z filmu, gdzie dziewczyna, kiedy chciała pocałować pewnego chłopaka, zrobiła usta w dzióbek. Ten obraz uderzył w nią tak mocno, że zatrzymała się i otworzyła oczy. Spojrzała na Justina, który stał przed nią i głupkowato się uśmiechał.
 - Oh, pieprzyć tą twoją nieśmiałość.-  wybuchnął śmiechem i chwycił jej twarz w dłonie, nie mogąc dłużej czekać i powoli zbliżył się do jej ust, aby za chwile dotknąć je i masować swoimi.
Czuła zawroty głowy, kiedy tak delikatnie ją całował, stado motyli wybuchło w jej podbrzuszu. Jej ręce automatycznie powędrowały do jego szyi, gdzie dłonie bawiły się włosami.
Ich serca biły dwa razy szybciej niż normalnie, uczucie, za którym on tęsknił od kilku lat, kiedy ją stracił było inne niż uczucie Abigail, która czuła, że robi to pierwszy raz. Zdała sobie sprawę, że nie pozwoli mu odejść.
 Jeśli trzymasz miłość zbyt słabo, odleci. Jeśli ją ściśniesz za mocno, umrze.  - przypomniała sobie słowa Mike'a z snu. Ona zamierzała trzymać tą miłość, w sam raz. Nie pozwoli jej odlecieć, ani umrzeć.
Jego ręce puściły jej twarz, a jego usta opuściły jej. Głośny jęk wyszedł z ust Abigail, przez co Justin zachichotał.
- Nie najgorzej.- skomentował, a jej twarz oblał rumieniec. Domyśliła się, że robi to specjalnie żeby ją sprowokować.
- Nie najgorzej?- przycisnęła kulą do jego stopy, nie za mocno.
- Możesz to naprawić.- wzruszył ramionami, a potem dłonie ułożył na jej biodrach. Spodobało jej się całowanie, nie chciała przestawać, więc nie czekając ani chwili dłużej wpiła się w jego usta. Jedną ręką masowała jego włosy, a drugą opierała się o kulę. Jego dłonie natomiast wodziły, w górę i w dół jej talii. Zanim mogła do końca przejąć nad nim kontrolę, Justin ugryzł jej wargę, przez co dziewczyna jęknęła.
Oboje uśmiechnęli się do siebie przez pocałunek. Robiło się tu strasznie gorąco, a im dopiero teraz przypomniało się, że są w więzieniu i w każdej chwili może tu wejść strażnik.
- Nie przypuszczałam, że mój pierwszy pocałunek będzie tak wyglądać.- powiedziała, kiedy delikatnie musnęła jego usta.
- To nie był twój pierwszy pocałunek.- warknął niespodziewanie, ale tylko dlatego, że nie lubił tematów dotyczących pięknych chwil, związanych z nim, których ona nie pamięta.
- Przepraszam, nie wiedziałam.... Kiedyś sobie przypomnę Justin, kiedyś na pewno. Bądź cierpliwy. - musnął moje usta, a potem oparł swoje czoło  o moje.
- Pierwszy raz pocałowaliśmy się w szafie, w domu Destiny.
- Nic mnie nie zaskoczy.- zachichotaliśmy. - Opowiesz mi o tym?
- Jak tylko stąd wyjdę.
- O! Gdzie twój pesymizm? - uśmiechnęła się.
 Tak, to było to. Pocałunek- on był kołem ratunkowym.
Chwycił jej dłoń w swoją, pociągnął w stronę łóżka. Usiedli obok siebie, w ciszy. Położyła głowę na jego ramieniu i głęboko oddychała. Nie mogła pozwolić mu tu zostać, chociaż wiedziała, że jeżeli ten policjant umrze to Justinowi nic nie pomoże.
- Wiesz Justin, ciągle zastanawiam się nad tym, co się wydarzyło wieczorem. Dlaczego Kieran chciał mi to zrobić? Serio przespałeś się z jego dziewczyną?- jego mięśnie napięły się. Myślał o tym, kiedy tu trafił, zdążył już sobie wszystko poukładać, każdy puzzel pasował do siebie jak ulał.
- Nie była jego dziewczyną.... zresztą, to było zaplanowane. Sean naciskał żebym pozwolił ci odpocząć, zamiast cię budzić kiedy zemdlałaś, a potem chciał żebyśmy zostali.
-Ale Sean wydawał się być takim idealnym facetem. Opowiadał mi o swojej żonie i o wspomnieniu z tamtych lat.- Justin zaczął kręcić głową.
- Jaka żona? - spojrzał na nią z uniesionymi brwiami. Teraz, to naprawdę nie wiedział, o co chodzi, a jeśli opowiadał jej coś, co było związane z tamtymi latami, także musiał kłamać, tylko najlepsze w tym wszystkim co jej powiedział.
- No Sarah. Umarła na raka.
 -Jakiego raka? Jaka Sarah? - oboje nie wiedzieli o co chodzi. Ktoś najwidoczniej wmawiał im coś, co w ogóle nie było prawdą. Abigail nie lubiła kłamców- mimo, że sama kłamała. Hipokryzja i cynizm, to przeważało w jej życiu.
- Justin no! Sarah żona Sean'a umarła na raka! - pokręcił głową. Nie rozumiał dlaczego Sean tak kłamał. Był dla niego jak ojciec, Jeremy robił z nim interesy, Paul jest bratem Seana, RODZINA,  tylko to słowo zawsze przychodziło mu na myśl, kiedy myślał o Seanie.
- Dlaczego on tak kłamał?
- Mi się pytasz? To przecież on jest dla ciebie jak ojciec.- zadrwiła, wywracając oczami.  Tak go jej przedstawił, więc dlaczego nie było tak jak mówił? Każdy jest kłamcą.
- Muszę jeszcze raz porozmawiać z chłopakami.
- A rozmawiałeś już? - podniosła głowę by spojrzeć w jego oczy. Przytaknął, przypominając sobie jak musiał prosić o to, żeby pozwolili mu zatelefonować. Krzyczał, że każdy ma prawo do jednego telefonu,  a oni mu odpowiadali, że naoglądał się za dużo telewizji, ale wyprosił to, czego chciał.
- Dzwoniłem do Jasona, tylko jego numer znam na pamięć. Pojechał do Paula, mają dowiedzieć się o co chodzi, przyjadą jutro. - przytaknęła. Wtedy, na myśl przyszła jej historia, którą opowiedział jej Sean. Skoro kłamał w większości przypadków, dlaczego nie miałby kłamać i tym razem, mówiąc, że Justin pieprzył się z innymi i bił ją, kiedy nie chciała powiedzieć mu o skarbie. Nie chciała psuć tej "romantycznej" sceny, zresztą nawet jeśli to była prawda, on jest teraz inny i nic jej nie zrobi. - Abigail, wiesz co mnie zastanawia?
-Hmm? -zapytała pogrążona w myślach.
- Kto strzelił do Kierana. - automatycznie uniosła głowę i wystraszona spojrzała na Justina, co było złym pomysłem, bo takim zachowaniem jeszcze bardziej zwróciła na siebie jego uwagę.
- Skąd mam wiedzieć? Nie mam pojęcia. Nie naciskaj. Co ty się tak czepiasz? Chyba dobrze, że ten ktoś mnie uratował.- zaskoczony jak szybko zareagowała, ledwo rozumiał jej słowa, bo tak szybko wychodziły z jej ust. Nie rozumiał tylko jej zachowania, może wiedziałby o co chodzi gdyby był pewny, że Abigail wie kim jest ta osoba.
- Spokojnie, tylko mówię... Ten ktoś musiał nas śledzić, będę musiał go odszukać.
- Co? Po co? Nie możemy o tym zapomnieć?
- Żartujesz? Abigail, nie wszystko można zaliczyć do amnezji. - chwycił jej twarz w oby dwie dłonie i popatrzył prosto w oczy.- Chciałbym go znaleźć, chociażbypo to żeby mu podziękować.- uśmiechnął się i pocałował. Ich usta znów idealnie razem współgrały. Chciał ją położyć na łóżku, ale jej noga na to nie pozwalała, nagle, kiedy usłyszeli trzask drzwi szybko się od siebie odsunęli.
- Chyba się uzależnię.- mruknęła mu do ucha, na co zachichotał.
- Chyba?- pocałował ją w ucho.  Postanowiła sobie dwa główne cele na najbliższe dni:
Wymyślić plan, jak wydostać Justina z więzienia.
Wydostać Justina z więzienia.
- Wiesz, że ja cię stąd wyciągnę?- wróciła do tematu, który go drażnił. Bała się, że nie wyjdzie, a szanse tego są zbyt pewne.
- Jak, ruddines? - wzruszyła ramionami.
- Coś wymyślę.- wiedział, że pod tymi słowami czają się najróżniejsze plany. Słyszał to wiele razy z jej ust, dwa lata temu, jeżeli ma na myśli, że coś wymyśli to się równa: Jakiś plan wpadnie jej do głowy, wcale go nie przemyśli i weźmie się za realizacje. Skutki? Marne.
- Abigail, musisz mi coś obiecać. - odwrócił się w jej stronę i znowu chwycił jej twarz w swoje ręce. Jej brązowe tęczówki połyskiwały.- Jeżeli na coś wpadniesz, obiecaj najpierw porozmawiać o tym ze mną. Dobrze? - przytaknęła. Uśmiechnął się do niej i wpił się w jej usta, całowali się dopóki nie przyszedł ochroniarz i musiał ją wyprowadzić.
O mało, co nie zaczęła się szarpać, po prostu nawet jeśli to więzienie, chciała tu zostać ważne, że z nim.
 ~*~
Okej, mam plan! Jest całkiem do dupy, jedno co z nim mogę zrobić to wyrzucić do kosza i schować się w jakiejś jaskini w Europie, żeby Justin, który przeczytałby ten plan, nie zabił mnie, ale co mam zrobić? Mój umysł ześwirował, po moich pierwszych pocałunkach! Albo to strach przed mamą? Nie ważne. Nie wymyślę nic innego i tak muszę powiedzieć mamie prawdę, więc na pewno zostanę uziemiona, dlatego spróbować warto, nawet jeśli to grozi końcem mojego życia....
- Hey! Jesteś głodna? Pewnie musisz być po podróży, zrobiłam jabłecznik....Co wy tak cicho jesteście?.... Abigail, co ty masz na nodze?!- z kuchni wyskoczyła Samantha, trzymając ręcznik. Chwilę po niej wyskoczył Chaz.
-He.... Co to jest?- wskazał palcem na moje kolano. 
- To stabilizator.- powiedziała jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. W rzeczywistości chciała uniknąć tłumaczenia, co się stało i dlaczego miała to na kolanie. 
- Nie rób ze mnie głupiej, wiem co to jest, ale skąd się to wzięło u ciebie?!- krzyczała. Tak to jest z Samanthą, zbyt szybko traci nad sobą panowanie, raz potrafi przyciągać do siebie ludzi, klienci jej ufają, a za chwilę może być najbardziej odpychającą kobietą na świecie. 
-Proszę, nie krzycz.- zabłagała, bo to ją wprawiało  strach.  Nie dość, że musi zaraz jej wszystko opowiedzieć, to ona ją straszy. Równie dobrze mogła zaszyć się w innym państwie, chętnie pojechałabym do Francji.  Pomyślała, wybijając się z rytmu i na chwile zapominając o mamie i całej sytuacji, marzając o wakacjach we Francji, nad morzem albo w Paryżu. Widziała siebie, jak chodzi po francuskich centarch handlowych, albo jak stoi na samej górze wieży Eifla, a wiatr wieje jej we włosy, a uzupełnieniem był Justin, który pomagałby wybierać jej ubrania albo całowaliby się na wieży Eifla. To wszystko było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Zamiast w pięknej romantycznej historii, była w koszmarze. 
- Dziecko, słuchasz mnie!?
- Huh?- rozszerzyła oczy. Szybko przytaknęła, chociaż tak naprawdę nie wiedziała co matka przed chwilą do niej powiedziała. Może mówiła coś o nodze? Albo pytała o Biliego Hurilego, który nie istnieje i pewnie za to, jej szlaban przedłuży się o kolejne miesiące? - Bo j-ja...J-ja...ugh.- jęknęła zbyt przerażona, żeby cokolwiek powiedzieć, spojrzała błagającym wzrokiem na tatę, który stał kilka metrów za nią. 
- Abigail ma ci coś do wyjaśnienia. - pchnął mnie w jej stronę, zmuszając mnie do mówienia. Brakuje tu jeszcze sarkastycznego uśmiechu. 
- Co znowu, Abigail?- złapała się za głowę, dramatyzując. Była na nią zła, że nie zapytała jak się czuję, bo przecież kolano ją boli, a ona tylko się na nią wydziera. Najchętniej wróciłaby teraz do Justina, ale nie mogła, musiała powiedzieć całą prawdę i zrealizować swój plan.  Otworzyła usta, żeby powiedzieć cokolwiek logicznego, ale uciekł z nich tylko skrzek. Zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich wdechów, zauważyła, że wtedy lepiej jej się myśli i rozluźnia.  Bała się tego, co może się stać kiedy cała prawda wyjdzie na jaw, jej matka nie zareaguje tak, jakby właśnie dostała prezent na dzień matki, wręcz odwrotnie. Samantha zareaguje tak, jakby właśnie dostała w twarz z belki.  Złamałam obietnicę. Nie miałam spotykać się z Justinem, a co zrobiłam? Kompletnie wszystko na odwrót, ale to jest to co lubię robić. Nie słuchać innych.  
-Powinniście zostać same.- stwierdził Peter. Samantha przytaknęła i ruszyła do swojego gabinetu, licząc na to, że nie musi informować córki, że ma za nią podążać, ale ta chciała tylko uciec. Dlatego, kiedy jej rodzicielka zniknęła z pola widzenia, Abigail zawróciła w stronę drzwi wyjściowych. 
- A ty gdzie idziesz? - zawołał za nią tata, spojrzała na niego jak na idiotę. 
- Planuje zamieszkać na ulicy. 
- Musisz się z tym zmierzyć. 
- Zrobię to i na co? Żeby dostać z kija basebolowego? 
- Nie o tym mówię. Jasne, twoja matka zareaguje pochopnie, ale przejdzie jej, a jeżeli teraz nie powiesz jej wszystkiego, później będzie już tylko gorzej... Pogódź się z przeszłością, żeby nie psuła ci teraźniejszości.- uśmiechnął się. Mało brakowało,a powiedziałaby, że wie po kim Mike ma rzucanie takimi płentami. 
 Jak na skazanie ruszyła do gabinetu mamy, czuła się jakby szła na dywanik do dyrektora. 
~*~
Ocierała ręke o spodnie, strasznie się pociła. Była przerażona wizją, że zaraz może wszystko się skończyć. Nie miała planu  awaryjnego, postawiła wszystko na jedną kartę,albo być, albo nie być, w tym przypadku wolałaby być.
 Usiadła na kanapie w biurze mamy, patrzyły na siebie tępo. Jedno co ich teraz łączyło to strach, oby dwie nie wiedziały czego mogą się spodziewać. Abigail wiedziała, że teraz musi skończyć z kłamstwami, musi powiedzieć jej wszystko od A do Z.
 To był zwiastujący koniec jej dotychczasowego życia.
 Jej matka, przyzwyczajona do zaskakujących opowieści swoich klientów, po raz pierwszy naprawdę nie miała pojęcia czego się spodziewać. Liczyła na najgorsze, tak było łatwiej, bo później łatwo jest się przeliczyć. Stawiasz na wszystko, co najlepsze, a dostajesz to co najgorsze i czujesz to głupie uczucie zawodu w sercu i nie chce nic ci się robić, masz wszystkiego dość bo jesteś przygnębiona, a jedyna myśl w twojej głowie to dlaczego właśnie to.
Swoim wyćwiczonym i profesjonalnym ruchem, usiadła w skórzanym fotelu. Dłonie złożyła przed sobą, a prawą nogę, założyła na lewą,a potem chrząknęła- wszystko to działo się jak w zaprojektowanym robocie. A może moja mama, to nie moja mama, a robot. Zawsze wydawało mi się, że z nią jest coś dziwnego. Znów wybiła siebie z rytmu, ale szybko wróciła do żywych, kiedy przywołał ją głos mamy.
- Więc mam się przygotować na najgorsze czy odwrotnie? -mówiła swoim oficjalnym tonem, przez co jeszcze bardziej onieśmieliła Abigail.  Abigail bawiła się swoim nigdy nie zdejmowanym naszyjnikiem. Nie miała ochoty nic mówić, właściwie to jej myśli były skłębione dookoła jednego pytania. Dlaczego nie mogło odebrać mi mowy, zamiast pamięci?  - Jak długo mam jeszcze czekać, Abigail? Powiedz to co masz do powiedzenia, teraz.
- Mamo....j-ja nie wiem od czego zacząć. - westchnęła, odkładając kulę na bok i usiadła na sofie w rogu pomieszczenia. W tym momencie wolała być jak najdalej od mamy.
- Od początku... od samego początku. - znów wzięła kilkakrotnie głębokie wdechy. Nie mogła więcej kłamać, to za dużo jak na jej nieszczęsne życie. Postanowiła powiedzieć wszystko od A do Z. Od jazdy do baru, przez próbę morderstwa, po spotkanie z Justinem w więzieniu.
Nadszedł czas, aby raz na zawsze skończyć kłamać i spojrzeć prawdzie prosto w twarz mimo, że była przerażająca.
- Więc powiedzmy sobie pierwszą rzecz. Nie byłam z Clarą, ani jej rodzicami w ich domu letniskowym. Oni nie istnieją, tak przy okazji. Zamiast tego, Justin zabrał mnie do Kitchener....- no i opowiedziała wszystko. Trwało to około godziny, jej matka się nie odzywała, ale jej twarz była zszokowana. Słuchała o tym, jak Justin zabrał ją do baru w Kitchener, żeby przywrócić jej pamięć, gdzie spotkała Sean'a , który udawał idealnego mężczyznę. Opowiedziała jej o tym, jak zemdlała, a potem jak poszła na imprezę gdzie pokłóciła się z Justinem. Kiedy mówiła o tym ,jak Kieran próbował ją zastrzelić,jej matka miała łzy w oczach, ale nie przerywała, opowiedziała o tym, jak popchnął ją na ziemię i wystawił jej kolano, potem przeszła do historii, gdzie Justin odwiózł ją do szpitala,  stamtąd została sama, bo policjanci z Toronto zabrali Justina. Mówiła jeszcze długo, wspominając szczegóły ich rozmowy i to, co się działo, opowiadała o emocjach, jakie czuła kiedy odwiedziła Justina w więzieniu, i o tym jak marnie wyglądał. Napomknęła, że jest dla niej bardzo ważny, ale nie wiedziała, czy matka weźmie to w ogóle pod uwagę. Były tylko dwie rzeczy, o których Abigail nie wspomniała.
1. O tym, że chłopak z ciemności postrzelił Kierana.
2. Całowała się z Justinem
Kiedy skończyła, otarła łzy, które spłynęły po jej twarzy. Mina jej mamy? Nie mogła tego opisać, na jej twarzy było tysiące emocji, niestety same negatywne. Abigail wiedziała, że teraz zacznie się piekło. Samantha czuła żal do córki, że ją okłamywała, wiedziała, że Justin to dla niej złe towarzystwo, a wszystko czego się o nim teraz dowiedziała potwierdza jej teorię. 
- Ale mamo, popatrzmy na to z dobrej strony...- chciała wnieść coś pozytywnego w  rozmowę, ale jej krzyk przerwał jej. 
-Z dobrej strony?! Tu nie ma dobrej strony! 
-Ale ja żyję.- szepnęła z nadzieją, że tego nie usłyszy, ale jak zwykle się myliła.
- Właśnie, żyjesz! Gdyby nie on, nie musiałabyś przez to przechodzić!
- Ale to nie jego wina.- powiedziała obronnie. Nie mogła pozwolić jej zmieszać z błotem chłopaka, który sprawił, że jest szczęśliwa. 
- Masz czelność jeszcze go bronić? Gdyby nie on, nic z tych rzeczy by się nie wydarzyło! Całe twoje życie byłoby inne, o wiele lepsze! Jego rodzina to przekleństwo.- krzyczała, chodząc po pokoju. 
- Wcale, że nie! Moje życie jest lepsze dzięki niemu. Nie znasz jego rodziny, więc nie masz prawa ich oczerniać! 
- Gdyby nie on, miałabyś swoją pamięć, a co za to masz? Amnezję.
- Skąd możesz wiedzieć, że to przez niego? Byłaś w momencie, kiedy upadłam czy zostałam uderzona? - nie odpowiedziała, zamiast tego złowrogo wpatrywała się w córkę.- Widzisz? Nie masz racji. Próbujesz zmieszać go z błotem, nawet go nie poznając. Dlaczego pałasz do człowieka, którego w ogóle nie znasz nienawiścią? 
- Nie wystarczy ci to, że siedzi w więzieniu? Samo to powoduje, że jest złym człowiekiem, a policjant, którego pobił walczy o życie.- już nie krzyczała, ale jej głos nadal był donośny. 
-Był zły, nie panował nad sobą. Wszystko to można normalnie wytłumaczyć.
-Też jestem teraz zła, gdybym teraz pobiła na śmierć człowieka, co miałbym powiedzieć przed sądem? Zrobiłam to, bo byłam zła na córkę?- parsknęła, kręcąc głową. Zapanowała cisza, dzięki której obie kobiety uspokoiły się na tyle, aby wszcząć rozmowę bez krzyków. 
-Przepraszam.
- Twoje przeprosiny tutaj nie wystarczą, moja panno.- wymachiwała mi palcem przed nosem. Samantha stwierdziła, że źle postąpiła, dając się namówić mężowi i dzieciom, puszczając Abigail do szkoły i pozwalając jej żyć swoim życiem, a dzisiejszy dzień ją w tym utwierdza.
- To co mam zrobić, żebyś wiedziała, że żałuję?
- Ty? Nic. Za to ja przenoszę cię do nauczania w domu i braku możliwości wychodzenia poza niego- oparła się o biurko, krzyżując ramiona na piersiach. Słowa matki zaskoczyły Abigail, wiedziała, że to się stanie, ale wydawało jej się to zbyt odległe, żeby mogło stać się naprawdę. Zbulwersowana chciałaby teraz wstać, ale ból w bliźnie z tyłu głowy i kolano, zaczęły domagać się o lekarstwa. 
- Nie możesz mi tego zrobić! Nie długo będę mieć osiemnaście lat i będę decydować o swoim życiu sama.
- Jak na razie nie masz jeszcze tylu lat. - rozmowa, nie mogła zakończyć się na tym etapie.
- Do czego to ma doprowadzić? Żebym nie mogła widywać się z Justinem? - parsknęła.
- Nie muszę robić niczego, żeby do tego doszło, on i tak zostanie już w więzieniu.- zmroziłam ją wzrokiem. Nienawidziłam jej za to, co przed chwilą powiedziała. Nie pozwolę mu tam zostać, prędzej umrę. "Tekst niczym z szekspira."
Nie miała pojęcia jak zacząć rozmowę o tym, aby wcielić jej plan uwolnienia Justina z więzienia. To na pewno nie był idealny moment, ale jedyny. 
- Słuchaj, wiem, że go nienawidzisz, ale on nie zasłużył żeby tam być. Pomógł mi wiele razy, sprawia, że jestem szczęśliwa i-i on nie może tam zostać.... Mamo?....- wzięła głęboki oddech i powiedziała to, co siedziało jej na końcu  języka.- Pomóż mu się  stamtąd wydostać. 
Abigail zamknęła oczy na wszelki wypadek, czekała na krzyki ze strony matki, ale nawet po kilku minutach ciszy nic takiego nie nadeszło. Zdziwiona, otworzyła oczy i ujrzała jak jej matka z założonymi nogami siedzi na biurku. Na jej twarzy  widniał szeroki uśmiech iskierki jakiegoś planu. Samantha była sprytna i wiedziała co zrobić, żeby raz na zawsze pozbyć się Justina. 
- Zrobię to...- Abigail myślała, że się przesłyszała, dlatego w myślach uderzyła się trzy razy z kija, myśląc że to coś pomoże. 
-Poważnie?
- Ale musisz się na coś zgodzić, jeśli nie, nie kiwnę nawet palcem żeby mu pomóc. - przytaknęła, czekając co jej matka powie.- Raz na zawsze kończysz z Justinem. Do nauczania w domu i tak wrócisz. 
- Skąd ta pewność, że mogę tego nie zrobić  ponownie?- zapytała. 
- Jeśli choć raz, spotkasz się z Justinem za moimi plecami, przeniosę cię do szkoły zakonnej w Hiszpanii, gdzie nie ma możliwości wyjść poza teren i nie wpuszczają tam chłopaków. 
- Ty żartujesz, tak?- wybuchła śmiechem, myśląc, że jej matkę poniosło, ale kobieta mówiła poważnie. Ona to zrobi i przed niczym się nie cofnie. 
 - Przemyśl, to co ci powiedziałam... córeczko.- ostatnie słowo wymówiła z taką nienawiścią, że Abigail nie była w stanie pojąć, kim jest naprawdę jej matka. 
~*~
Całe popołudnie siedziała zamknięta w swoim pokoju. Nienawidziła tego, że nie może teraz nic zrobić aby mu pomóc, była bezbronna do sytuacji. Chciała do niego  zadzwonić, usłyszeć jego głos, zapytać jak się czuje, ale on siedział w więzieniu i wariował. Jedyne, co jej pozostało to granie w durne gry na telefonie. Myślała, o tym jak dobrze, że mama nie wie o tym, że ma telefon. Właściwie, kiedy dzwoniła wczoraj do Abigail, myślała o tym, że to numer Bilego Hurliego, a nie jej córki. Nie mogła jej o nim powiedzieć, telefon to jest ostatnia rzecz do możliwości komunikowania się. 
Noc była jeszcze gorsza, biła się z myślami, siadała sobie na dłoniach, rzucała poduszkami- nie wiedziała co robić. Przypominała sobie ich pocałunek w więzieniu i od razu się rumieniła. On był tym jedynym, którego straci jeśli nic nie zrobi. Dlaczego poprosiła o pomoc mamę? To co, że jest najlepszym prawnikiem w stanie Ontario  i z łatwością mogłaby uniewinnić Justina, ale jest wiele innych pomysłów, ( na które jeszcze nie wpadła) żeby mu pomóc.  
Oboje byli jak bliźniaki, mówiąc o nich nie mam na myśli wyglądu, a zachowanie i emocje, tak jakby odczuwali ból i cierpienie, który czuje druga połówka. 
Siedzieli w kącie na łóżku, z podwiniętymi nogami pod brodę (Abigail z jedną),  tępo wpatrywali się w jeden punkt  i myśleli o tym co dalej. Chwytali się za głowę, a potem ją odchylali w bezradności. Potem równo wstali, on podszedł do miniaturowego okna, gdzie odbijał się blask księżyca, a ona wyszła na balkon obserwując niebo. Wzdychali i myśleli o tym jakimi nieudacznikami muszą być. Pierwszy raz Abigail tak mocno zapragnęła odzyskać pamięć jak nigdy wcześniej. Myślała o nim, a on o niej. Wyobrażali sobie, że razem patrzą na ten księżyc, było tak. Zapragnęła mieć go przy sobie, wiedziała, że zostając w więzieniu będzie cierpiał bardziej, niż jeśli miałby nie widywać jej. I to pieprzone, głupie zdanie utknęło jej w głowie. To zniszczyło wszystko, bo przez nie ona zgodziła się. 
Zgodziła się przyjąć umowę mamy. To prawie tak, jakby podpisała umowę z diabłem...
                     ~*~ 

Kilka tygodni później
 Była przerażona i zapłakana, kiedy siedziała w kącie i czytała wymuszony list od Justina. Dowiedziała się, jak wściekły był, kiedy Samantha opowiedziała mu o planie Abigail i warunkach na jakie jej córka się zgodziła. 
Rzucał wszystkim, co miał pod ręką, walił w ścianę, robiąc w niej dziury, nie chciał nawet współpracować z panią Hayes, ale ta się nie złamała, bowiem wiedziała, że ona również musi trzymać się umowy. Na początku było ciężko, bo jego nie obchodziło co ona mówi, parskał śmiechem albo rzucał zbędnymi komentarzami.  Po tygodniu uspokoił się, nie robił nic  innego jak patrzenie się w jeden punkt, podczas przesłuchań, spotkań z Samanthą i rozprawach, które toczyły się już od dwóch tygodni. Już go nie obchodziło czy wpakują go do więzienia na dożywocie czy puszczą wolno, i tak nie zobaczy Abigail, nie ważne jaki będzie wyrok. Zresztą, nawet nie chciał jej widzieć po tym co zrobiła. Podczas tych kilku tygodni w piekle, zrozumiał, że musi dać sobie z nią spokój, a powtarzane ciągle słowa Samanthy "Nie jesteś dla niej dobry, co ona może dostać od ciebie? Wróżysz tylko śmierć, ona nawet nie jest przy tobie bezpieczna." utwierdziły go w przekonaniu, że obojgu osobno będzie im lepiej. Nie mógł uwierzyć, że pozwala jej odejść już drugi raz. Ciągle w głowie siedziało mu pytanie czy to naprawdę już koniec? 
Abigail, całym sercem chciała z nim porozmawiać, wytłumaczyć mu wszystko i przeprosić, ale on nie chciał jej widzieć, ani z nią rozmawiać. Błagała matkę, aby bez jego zgody mogła się z nim zobaczyć, chociaż na kilka sekund , ale ta jej odpowiadała "Jeżeli on nie chce cię widzieć powinnaś uszanować jego decyzję." Nie mogła tego zrobić, wiedząc, że on jej nienawidzi. Przepłakała noce pisząc do niego listy, które dawała matce, aby je przeczytał, ale z tego co powiedziała jej matka, on od razu je darł i wyrzucał. 
Złamała mu serce, a przy okazji raniąc siebie. Nie rozpisał się, wystarczyły tylko dwa zdania, nadal była nie nasycona. Płakała, wracając wzrokiem od początku do końca. 
 Obiecałaś, że ustalisz to ze mną. Zgodziłaś się mnie zostawić, więc.... żegnaj? 
Mogła usłyszeć jego głos, wymawiający te słowa z taką wrogością jakiej jeszcze nigdy nie słyszała. Dlaczego on nie mógł zrozumieć, że zrobiła to dla niego? Nie żałowała tej decyzji, żałowała tego, że zmusiła go do zaprzestania walki. 
~*~
Kolejny tydzień później
Dni mijały im szybko, podczas spędzonych godzin w sądzie. Ona nie mogła skupić się na niczym innym, jak na chłopaku w pomarańczowym kombinezonie i dłoniach w kajdankach z włosami przylepionymi do czoła i zmęczonym spojrzeniem. Przegryzał wargę by nie rozpraszać się dziewczyną siedzącą wśród zebranych. Ona patrzyła na niego cały czas, licząc na to, że odwróci się w jej stronę i choć na chwilę ponowne złapią kontakt wzrokowy, ale nie było takiej szansy. On spojrzał na nią tylko raz, kiedy wprowadzili go na salę rozpraw, musiał to zrobić bo nie mógł się powstrzymać, ale tylko na chwilę, bo nie chciał, aby jego myśli tak nagle się zmieniły. Nieprzewidywalne jest to co mógłby zrobić dla niej.  
Kiedy słuchałam zeznań policjantów, miałam ochotę wstać i wykrzyczeć im jakimi dupkami są!  Ledwo powstrzymywała swój głos i tyłek aby nie wstać. Wiedziała, że dzięki takim zeznaniom, Justin może przegrać, ale nie spodziewała się, że jej mama ma coś w zanadrzu. Coś co wyciągnie Justina z kłopotów. 
- Wysoki sądzie, policjant  Raphael nie wziął jednego pod uwagę. - Samantha wstała poprawiając swoją togę. Wyszła na środek sali i podeszła do miejsca, gdzie siedział jeden z policjantów.- Obiecał pan mówić prawdę i tylko prawdę, tak?
- Sugeruje pani Hayes, że kłamię? - kobieta uśmiechnęła się fałszywie. 
- Nie mówię, że pan kłamie, ale pomija najważniejsze fakty.
-Panno Hayes, możemy do rzeczy? Ten proces ciągnie się zbyt długo. - sędzia potarł dłonią o czoło. Pani Hayes przytaknęła, przechodząc do rzeczy. 
- Pan Raphael został pobity przez pana Biebera.- Abigail przeszły ciarki.- Z tego co wynika z badań lekarskich, pan Bieber ma problemy z samokontrolą, punkt pierwszy. Punkt drugi, nie wzięliśmy pod uwagę paralizatora, którego użył komisarz Eric Stanley...
- Pani Hayes, do rzeczy...
- Pan Raphael był pobity, przyznajmy dość mocno, ale ominął jeden szczegół, a raczej go przed nami ukrył. Jak się okazało, wyniki lekarskie wskazują, że jak i Justin Biebere tak i Rapah zostali porażeni paralizatorem. Wyniki mówią same za siebie, to nie pobicie spowodowało tak mocne komplikacje zdrowia, lecz paralizator o silnym rażeniu. - wszyscy na sali zamilkli, a Abigail z uznaniem patrzyła na matkę. Tego się nie spodziewała. 
-Komisarzu, czy to prawda?- sędzia zwrócił się do świadka, ten nie wiedząc co ma powiedzieć tylko się zarumienił. Karma. - Dlaczego ukrył pan te wyniki? 
- Nie sądziłem, że są ważne.
- Mógł pan wpakować do więzienia ze złym wyrokiem Justina Biebera. Zdaje pan sobie sprawę z tego, że nie puszczę panu tego płazem? - przytaknął. - Panno Hayes czy coś jeszcze? 
- Liczę tylko, że to złagodzi wyrok mojego klienta. To wszystko.- przytaknął, a Samantha wróciła na swoje miejsce, zwycięsko uśmiechając się do Justina, ale on jak pomnik siedział, nie słuchając o czym mówią, miał to wszystko w czterech literach. 
- Ogłaszam piętnasto minutową naradę!- sędzia uderzył młotkiem trzy razy. 
***
- Raphael Santi za składanie fałszywych zeznań i ukrywanie dowodów przed sądem, zostaje skazany na karę grzywnych wynoszącą dwadzieścia tysięcy dolarów, w zawieszeniu na dwa lata. Chciałby pan coś dodać?- zaprzeczył i  spuścił głowę, znów się zaczerwienił. Abigail poczuła przechodzący prąd, kiedy sędzia wywołał nazwisko Justina. Co teraz będzie? 
- Panie Bieber  proszę podziękować pani Hayes, gdyby nie ona czekałoby pana dziesięć lat w więzieniu. Ogłaszam karę w postaci rekompenstaty dla komisarza Rapha'ela wynoszącej dziesięć tysięcy dolarów i pomoc w pracach społecznych przez miesiąc, w schronisku w zawieszeniu na trzy lata... Rozprawę uważam za skończoną.- znów zastukał trzy razy młotkiem i wyszedł. 
***
Stała na korytarzu przed swoim bratem, który w razie wypadku trzymał dłonie na jej ramionach. Peter stał obok i ze zmartwieniem patrzył na córkę, która z bólem wpatrywała się w ogromne drzwi czekając, aż on  stamtąd wyjdzie. Była świadoma, że już nie może się z nim spotykać, ani rozmawiać. Samantha dotrzymała umowy, a teraz ona musi być posłuszna. 
-To co, zadowolona? - do rodziny podeszła Samantha stając obok męża. Ze łzami w oczach Abigail, przytaknęła.- Idziemy? - wtedy drzwi się otworzyły, a w czarnym garniturze wyszedł Justin. Zastanowiło ją skąd ma garnitur, chciała z nim porozmawiać. Rozejrzał się dookoła, a jego wzrok napotkał ją, żeby bardziej się nie ranić, automatycznie się odwrócił. Miał cholerną chęć pocałowania jej, ponownie.
-Mamo...
-Nie Abigail. Wydostałam go z więzienia, teraz twoja kolej żeby wywiązać się z umowy. - wyprzedziła ją.
-Ale chce się tylko pożegnać.- z bólem w oczach spojrzała na rodzicielkę, ale ta zaprzeczyła.- Proszę...- musiała mocno się powstrzymywać, żeby nie zacząć płakać, usłyszała jak odchodzi, jej serce przyśpieszyło, a uścisk Chaza wzmocnił się.
-Idź Abigail.- odezwał się Peter, wskazując brodą na Justina.
-Nie podważaj mojego słowa, Peter.
-Pozwól jej się z nim pożegnać. Jakby nie było, gdyby nie on, nasza córka w ogóle by nie była szczęśliwa...- Samantha zacisnęła usta w cienką linie.
-Masz dwie minuty.- mruknęła. Nie tracąc więcej czasu, ruszyła za nim, chciała być szybsza, ale noga jej na to nie pozwoliła.
-Justin!- wykrzyknęła. Przez jego ciało przeszedł prąd spowodowany jej głosem. Stanął w miejscu i w zwolnionym tempie jak w filmach, odwrócił się, żeby spojrzeć jak o kuli biegnie do niego jego miłość.
Ręce niespodziewanie zaczęły mu się pocić ze zdenerwowania, ale opanował się, kiedy popatrzył na Samanthe ze złowrogim spojrzeniem wbitym w niego.
Zdyszana stanęła przed nim i jak nigdy nie bała spojrzeć się w jego oczy mimo, że to raniło.
-Hey wam.- pomachała z lekkim uśmiechem do Jasona, Destiny, Mirandy, Alfreda i Paula.
-Cześć.- odpowiedzieli.
-Czy twój zakaz dotyczy też nas?- odezwała się Destiny z nadzieją, że odpowie nie.
-Chyba tak.- szepnęła, ale tak żeby wszyscy ją usłyszeli.
-Czego chcesz?- z wrogim nastawieniem warknął Justin, czym zaskoczył Abigail, była świadoma, że jest na nią zły, ale miała nadzieje, że chociaż trochę mu przeszło.
-Porozmawiać.- odpowiedziała. Miała wrażenie, że robi się malutka pod jego intensywnym spojrzeniem.
-To my poczekamy na zewnątrz.- Alfredo podszedł żeby poklepać Justina po ramieniu, ale ten go uprzedził.
-Zostańcie, to nie potrwa długo..- z zimnym spojrzeniem przeleciał dziewczynę, od góry do dołu. Robił to nieświadomie, chcąc zapamiętać jak wygląda.
Abigail przytaknęła, czując się niezręcznie. Przegryzła wargę nie wiedząc co powiedzieć.
-Cieszę się, że udało ci się wygrać rozprawę.
-Ta podziękuj matce... Przy okazji, nie wyśle cie do Hiszpanii? Przecież udało jej się mi pomóc, a ty ze mną rozmawiasz. Pozwoliła ci się pożegnać?- zacisnął szczękę. Jedna łza wyleciała z jej oka.
-To nie jest pożegnanie....- szepnęła, wierząc w swoje słowa.
-To wszystko? Twoja rodzina czeka.- spojrzał z nad jej głowy, patrząc na matkę Abigail, która spogląda na zegarek.
-Przepraszam, chciałam pomóc.- zaszlochała. Czuła, że wygląda żałośnie. Parsknął śmiechem.
-To gratulacje, udało ci się, bo wyszedłem z więzienia.
-Dlaczego jesteś taki zimny? - nie powstrzymywała już łez, z cierpieniem patrzyła na jego twarz.
-Obiecałaś, że jeżeli coś wymyślisz, porozmawiasz o tym ze mną...
-To była najlepsza opcja!
-To patrz gdzie teraz skończyliśm!.- przetarł twarz dłońmi, przeklinając pod nosem.
-Pocałujesz mnie? - szepnęła, wypalając dziurę w jego twarzy.
- Po co to robisz? Chcesz nas bardziej zranić?
-Pocałuj mnie.- zabłagała, unosząc dłoń do jego policzka, ale on mechanicznie ją złapał i strzepał, jakby była robactwem.
-To koniec. Żegnaj.
-To wcale nie koniec, nie zostawiaj mnie. - płakała, podchodząc do niego, ale on się odsuwał. Pokręcił głową i rzucił jej ostatnie spojrzenie, żeby zaraz odejść.
-Wydałaś ten wyrok, sama na siebie.- to zdanie uderzyło w nią jak kulka z pistoletu. Odwrócił się i zaczął odchodzić, reszta paczki z politowaniem patrzyła na Abigail, która załamana w ogóle się nie ruszała.
-Justinie Drew Bieberze, wracaj!- wykrzyknęła, jakby to miało coś dać.- Justin! - krzyczała.- Proszę.- zaszlochała, ale on otworzył drzwi i wyszedł.
Osiągnęła stan, gdzie zaczęła dusić się łzami i brakiem powietrza. Nie mogła oddychać, zaczęła kaszleć, łzy rozmazywały jej obraz, tak samo jak czarne plamy przed oczami. Czuła jak tonie, zabrano jej oddech, połowę siebie. Z nim odeszło wszystko.
Zemdlała, mając atak paniki, zmieszany z atakiem astmy.
Wydałaś ten wyrok sama na siebie.


__________________________________________________

Aaaaaa, za kilka dni pojawi się tutaj nowy szablon, całkowicie należący do mojego bloga ♥ 

Przepraszam, za ten rozdział. Abigail i Justin się rozstają, nie chciałam tego robić to miało wyglądać inaczej :c 

INFORMUJĘ ŻE ROZDZIAŁY BĘDĄ SIĘ OD DZIŚ POJAWIAĆ MIĘDZY ŚRODĄ, A SOBOTĄ. 

Podziękujmy niesamowitej @belieber_smilee  za poprawienie rozdziału, jest już trzecią osobą, która zauważyła, że buduję długie zdania haha ♥ Dziękuję kochana. 

Nadal zapraszam was na całkowicie nowe tłumaczenie z udziałem Justina I Seleny. FF zapowiada się ciekawie, mam już przetłumaczone 3 pierwsze rozdziały, ale pojawią się one dopiero na początku wkacji :) http://tlumaczenie-livingnextdoortodeath.blogspot.com/

Prawdopodobnie pojawią się jeszcze 3 rozdziały i kończymy pierwszą część Amnesii. 
Zapraszam na to FF http://guard-my-shadow-fanfiction.blogspot.com/

29 komentarzy:

  1. Nie masz za co dziękować ♥ hahah!
    Rozdział świetny, już nie mogę doczekać się następnego.
    @belieber_smilee

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooooo matko *,* ten rozdział jest cudowny, pełny emocji ;'3, jakie to smutne, że oni nie mogą się spotykać ;c, ale napewno coś wymyślą ;> rozdział ogólnie jest taki awwww <3 czekam nn/ Larwa

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czemu, ale mam takie cholerne wrażenie, że po tym jak zemdlała przez atak astmy i paniki odzyska pamięć. Co do jej matki, to jest okropna. Nie będzie chyba aż taka wredna i pozwoli jej wychodzić do sklepu czy coś + zachowuje się jakby nie miała swojego życia.
    Mam nadzieję, że Abi będzie miała jakikolwiek kontakt z Justinem, ale jeśli nie to chociaż z Destiny i Mirandą.
    Czekam na next'a :)
    @my_angels_x

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział, popłakałam sie na końcu ;* czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  5. Moje serce łamie się na milion kawałeczków..

    OdpowiedzUsuń
  6. Najlepszy blog jaki kiedykolwiek czytałam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. powiem tylko cztery słowa .......... JESTEM POD WRAŻENIEM i WOW <3 oby się tylko pogodzili no ale jak to czytałam to chciało mi się tak beczeć ale jakoś się powstrzymałam ;3 kocham i czekam ;8

    OdpowiedzUsuń
  8. Biedna Abi, chciała dobrze a wyszło źle ;( rozdział super :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Coś pieknego ;') miałm ciarki ;* czekam nn rozdział

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudo *,* czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja nie chve zeby Justin zistawil Abigail. Teb pocalune on musi cos znaczyc. Oni sie kochaja. Oni musza byc razm. Az sie poplakalam . <3 czekam na kolejny ale mam nadzieje ze Justin i Abigail bd razen <4

    OdpowiedzUsuń
  12. Boskie jest twoje opowiadanie <3 czekam na następny rozdział :D i sądzę że Justin znajdzie sposób jak spotykać się z Abigail ^^

    OdpowiedzUsuń
  13. Jej jakie smutne :((( popłakałam się na tej końcówce ;c jak ja nienawidze matke Abigail -,- czy ona nie widzi tego że Justin wywołuje uśmiech na twarzy jej córki i że dzięki niemu jest szczęśliwa ...... teraz oboje cierpia ....A Justin traci Abigail po raz drugi ;'( niech oni gsdzieś razem uciekną *,* a tak ogólnie to rozdział cudowny i jest jednym z moich ulubionych <3 kocham to opowiadanie *,*/Martyna

    OdpowiedzUsuń
  14. Awwww <3 Justin biedny :( zreszta Abigail też :( /Julka

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny rozdział <3 ale smutny ;c

    OdpowiedzUsuń
  16. Cudowny rozdział <3 czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  17. Czy to juz na serio koniec ? Jejku ja sie normalnie poplakalam na koncu...nie chce aby sie rozstali <3 xd

    OdpowiedzUsuń
  18. Boskie *__* czekamy na następny ^^

    OdpowiedzUsuń
  19. Mruuu ;3 biedny Justinek ;c stracił ją raz i traci drugi, ogólnie zarąbisty rozdział czekam nn ;]

    OdpowiedzUsuń
  20. Az sie poplakalam. :ccc genialny rozdzial :*

    OdpowiedzUsuń
  21. :'( Smutasne :ccc

    OdpowiedzUsuń
  22. Masz wielki talent :* to opowiadanie jest cudowe *______________*

    OdpowiedzUsuń
  23. Boże co tu sie dzieje!
    Masakra, Justin, ty dupku.
    Aż oczy się zaszkliły hahaha.
    Czekam na kolejny rozdział, z niecierpliwością.
    Życzę weny x
    @AniolyCiemnosci

    OdpowiedzUsuń
  24. Kocham to!!!!!czekam na następny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  25. Aaa kocham czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń