czwartek, 12 czerwca 2014

26. Rozczarowanie czy radość?


 Śmierć. To wcale niezabawne, że postać której zawsze się bałam właśnie  jest obrazem w mojej głowie. To był mężczyzna albo kobieta w postaci trupa jakoś nikt nigdy nie sprawdził pochodzenia płci. Na głowie miał ogromny kaptur, jak mnisi i czarną pelerynę, a w ręku naturalnie kosę. Widmo, trup, śmierć- trzy określenia wprawiające mnie w strach określające tylko jedną osobe. Wiedziałam, że zwiastował śmierć, a ja nigdy nie chciałam nawet o niej myśleć bo nie chciałam umrzeć. Gdzieś w środku miałam cichą nadzieję, że może jestem nieśmiertelna i to nigdy mnie nie dopadnie. Nie potrafiłam wyobrazić sobie czym jest śmierć. Czy aby napewno nasza dusza idzie do nieba albo do piekła? Skąd możemy mieć pewność, że nie istnieje jakieś inne miejsce. A może rodzimy się, jako inni ludzie i zaczynamy wszystko od początku? Nigdy o tym nie myślałam bo niespodziewałam się, że pewnego dnia ktoś przyłoży mi spluwę do głowy i spróbuje mnie zabić. Ale ten dzień nadszedł i jest dzisiaj.

-Więc należysz do nich czy tylko ci zapłacili?- powiedział Justin i zaśmiał się szyderczo. Czy on nie widzi, że mam pistolet przy głowie? Ta jego pewnośc siebie.
-Gówno cię to powinno obchodzić. - warknął Kieran.... Dwie bardzo dziwne rzeczy przyszły mi do głowy, a mianowicie to:
1.Kieran to syn Seana.
2. Jego głos jest strasznie podobny do głosu chłopaka, który pomógł rozwiązać mi supeł przy trampku.
-Oddaj mi dziewczyne, a przysięgam, że nigdy sie nie zemszcze.- Justin zrobił krok w przód, a chłopak szarpnął za moje włosy i wystrzelił pocisk w strone Justina. Kocham cię, nie zostawiaj mnie!
-Nie!- krzyknęłam i wyrwałam sie aby podbiec do niego, ale pięść zaciśnięta na moich włosach  szarpnęła mną i powaliła na kolana. Broń spowrotem wróciła do mojej skroni.
Zapłakana spojrzałam na Justina, który cały i zdrowy stał na swoim miejscu. On żył, nie straciłam go.
-Powiedziałem żebyś się, kurwa, nie zbliżał. Następnym razem trafię prosto w głowę.
-Jesteś pizdą, a nie mordercą.- kolejny pocisk poszedł w ruch, ale tym razem wylądował przede mną. Krzyknęłam, cofając się i przykładając dłonie do twarzy.
-Kurwa, Kieran odłóż broń.- ryknął Bieber, dusiłam się łzami, spuściłam głowę, ale chwilę potem on pociągnął za włosy i uniusł moją twarz.
-Myślisz, że z łatwością nie mógłbym zabić jej i ciebie?- z jego ust wydobył się rechot.- Wstawaj!- krzyknął i jednym szarpnięciem uniósł mnie tylko po to żeby za chwile uderzyć kolanami o moje i bym znów mogła upaść. Chrząknięcie w moim kolanie dało sie usłyszeć z odległości metra. Głośny krzyk wydobył się z moich ust. Nasze wzroki sie skrzyżowały, przez łzy jego twarz rozmazywała mi się, ale byłam prawie pewna, że kilka łez spłynęło po jego twarzy. Niech zabierze ten ból. - Lubisz patrzeć jak cierpi?
-Jesteś psycholem! Zostaw ją w spokoju.- wykrzyknął, wyrzucając dłonie w powietrze.
-Patrz jak przez ciebie musi cierpieć. To przez ciebie to przechodzi!
- O czym ty mówisz?
-O tym, jak przeleciałeś moją dziewczynę! Patrz jak na twoich oczach zginie!- to było przesądzone, wiedziałam, że dzisiejszy dzień jest mi przypisany, jako dzien śmierci. Puścił mnie i pchnął, a potem przycisnął stopą do ziemi.-Cofnij się.- powiedział do Justina celując w niego bronią.
-Kieran załatwmy to po męsku. Nie bądź pizdą. Tylko my dwoje bez Abigail.- mówił spanikowany, jego pewność siebie zniknęła, tak nagle. Trząsłam się i błagałam żeby mnie puścił, ale on niewzruszony stał jak skała.
-Cofnij się.- powtórzył, strzelając obok jego głowy, odwróciłam głowe przykładając ręce do twarzy i zaczęłam szlochać.
-Nie myślisz teraz logicznie. Nie zabijaj jej ona niczemu nie zawiniła.
- Na ziemie!- ryknął w strone Justina, a on to zrobił. - Ręce na kark.- zdjełam dłonie z twarzy i złapałam jego wzrok.
-Justin.- wyszeptałam wyciągając w jego strone dłoń. Chciałam żeby ją chwycił , żeby dał znać, że nie da mi odejśc. On płakał, on pierwszy raz płakał. To nie były łzy, to był płacz. Jego usta wymówiły coś niezrozumiałego dla mnie, bo moją uwage przykuł pistolet nad moim czołem.
-Ostatnie życzenie?- przygryzłam warge chamując płacz.
-Proszę, nie zabijaj mnie.- załkałam. Parsknął śmiechem i odblokował pistolet.Zamknęłam oczy, a i tak miałam wrażenie, że widzę, jak w zwolnionym tempie pociąga za spust.
-Prosze nie rób tego.- słysze jeszcze błaganie Justina, Boże nie pozwól mu również proszę, ale w tem rozlega sie strzał. I to był koniec, a ostatnie co mogłam usłyszeć to krzyk ukochanego.- Nie!!!
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
................

...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
................

...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
................

...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
................

...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
................

...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
................

...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
................

...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
...............
................

Minęła sekunda, dwie, a ja nie czułam żadnego bólu. Trzy, cztery i zamiast tego poczułam jak coś ciężkiego upada na mnie.
-Abigail?- słyszę. Czy to anioł mnie wzywa? Umarłam?
Otworzyłam oczy, cała roztrzęsiona i krzyknęłam z przerażenia widząc przed sobą, a raczej na mnie twarz chłopaka od supełków aka Kierana. - Abigail?!- znów krzyk. to nie głos anioła tylko Justina. To nie we mnie trafił pocisk tylko w Kierana. To nie Kieran strzelał, tylko kto?
-Justin.- zawołałam, szlochając i wiercąc sie pod ciałem Kierana. Jego ciało zostało ze mnie zdjęte i odrzucone jak marionetka, a na kolana obok upadł Justin.
-Żyjesz aniele. Żyjesz.- nie tracąc ani chwili wziął mnie w ramiona i przycisnął do serca.
-Justin- płakałam, zaciskając dłonie na jego koszuli.

Teraz wycisz się na chwile i wyobraź sobie, że oglądasz tę scenę w filmie. Widzisz te wszystkie przerażające momenty  i słyszysz krzyki- moje jęki, płacz i błagania, a potem słyszysz strzał i myślisz, że nie żyję, ale to nie ja umarłam. Czy teraz panuje dookoła ciebie cisza? Jeśli tak to powinnieneś usłyszeć mój głośny płacz, kiedy Justin mnie przytula. Słyszysz go? Dobrze to sobie wyobraziłeś, ale nie zrozumiałeś. Bo nie czujesz tego, co ja. Ja czuję, że trzymam w ręku cały swój świat, że mam wszystko czego potrzebuję. A on jest brakującym puzzlem do mojego szczęścia.
-Myślałem, że cie straciłem.- przytulił mnie jeszcze mocniej, pozwalając mi płakać.
-D-dla-czego nie s-strze-eliłes w-wcze-eśniej?- mówiłam podczas brania oddechów, ale płacz i stres nie pozwalał mi się uspokoić.
-Ale to nie ja strzeliłem.- przyznał. Nie rozumiałam, więc kto? Kto był osobą trzecią? I kto wie czy ta osoba nie stoi za nami z pistoletem wymierzonym w nas.
-Nie pozwól mu mnie zabić. - puscił mnie na chwilę, aby otrzec łzy spływające po jego twarzy.
-Nie pozwolę.- złapał za moją twarz i patrzył głeboko w moje oczy ocierając łzy wypływające z moich policzków. - Powinniśmy szybko odjechać.
-A-a c-co z nim-nim?- wskazałam brodą na ciało chłopaka, który chwilę temu chciał mnie zabić, a sam został tak samo potraktowany. -Nie martw sie tym. Uciekajmy.- przytaknęłam przegryzając wargę. Otarłam wierchiem dłoni łzy z twarzy. Justin wstał i podał mi rękę żebym mogła wstać, ale kiedy tylko ruszyłam kolanem przez moje ciało przeszedł niemiłosierny ból. Krzyknęłam.
-Co jest?- na jego twarzy wypisany był strach. Patrzył to na mnie, to na nogę.
-Moje kolano.- zapłakałam chwytając za nie i starając wyprostowac. Lecz to sprawiło, że krzyknęłam jeszcze głośniej.
-Kurwa, gdyby nie był martwy, zabiłbym go.- przetarł twarz i nie tracąc czasu chwycił mnie na styl ślubny, uwarzając na moje kolano.
-Pojedziemy do szpitala.- poinformował mnie, kiedy położył mnie na tylnim siedzeniu z wyprostowaną nogą.
-Yhy.- przytaknęłam.
-Zaraz wróce.- powiedział i zamknął drzwi, zanim mogłam cokolwiek powiedzieć. Dookoła panowała ciemność, którą oświetlały tylko przejeżdzające pojazdy. Dokąd on poszedł? Siedziało mi w głowie, dopiero przeżyłam jeden koszmar i nie przeszłabym, jeśli musiałabym patrzec na zwrot akcji. Odliczałam sekundy, a potem minuty. Nie mogłam się ruszyć, a noga zaczynała drętwiec. Po chwili drzwi auta otworzyły się, a do środka wskoczył Justin. Zatrasnął drzwi i odpalił samochód, a potem odwrócił się, by na mnie spojrzeć.
-Jak sie czujesz?- miałam ochotę uderzyc go z maczugi, za tak durne pytanie.
-A jak mam sie czuc?- szepnęłam i zamknęłam oczy, ale szybko je otworzyłam, kiedy w ciemnosci zaczeły przelatywać mi obrazy z wcześniejszego wydarzenia.
-Au.- jeknęłam kiedy przez przypadek ruszyłam kolanem.
-Niedaleko jest szpital.- znów przytaknęłam i kiedy Justin włączył światła zupełnie przypadkiem spojrzałam na klomb gdzie migła mi się ciemna postać z katurem na głowie i okularach na nosie, a w ręku trzmała swój znak rozpoznawczy małą karteczke. Nie to nie mógł być chłopak z ciemności. Albo tak? Właściwie to mój "ochroniarz"
On jest wszędzie, on mnie chroni, on tu był i nie pozwolił mnie zabić. -Niewydawało ci się, że ktoś stał koło klombu?- zapytał nagle. Spanikowałam przecież nie moge powiedziec mu prawdy.
-Wydawało c-ci się.
-A może to była osoba, która strzeliła do Kierana?
-Nikogo nie widziałam.
                         ~*~
Justin POV
Z wściekłością i szybkością wciskałem guzik w automacie sygnalizując, że chcę kawę, ale ona jak na złość nie chciała się ruszać i po odczekaniu minuty żadna ciecz nie wypełniała kubka. Potrząsnąłem maszyną, wywołując w środku turbulencje, ale i tak to nie dało upragnionego skutku. Ten złom zjadł moje 25 dolców i wzamian niczego nie dało. Z wściekłością kopnąłem w automat zwracając tym samym na sie uwagę trzech pielęgniarek przy stoliku i ochroniarza przy ladzie.
-Ey!- wykrzyknął. Olałem go, uderzając dwa razy pięścią w maszyne.- Niech pan przestanie.- chwycił za moje nadgarstki i odciągnął od maszyny.- Chcesz zarobić karę? Przecież pisze, że nieczynne.- wskazał dłonią na kartkę nad automatem "Przepraszamy, automat nieczynny" . Że też powiesili to nad tym gównem, a nie na nim.
-Ja pierdole.- jęknąłem przecierając twarz dłońmi.- Przepraszam.- mruknąłem, kiedy po zlustrowaniu zimnym spojrzeniem maszyny ( wiedziałem, że nie można im ufać) spojrzałem na ochroniarza natomiast on się tylko uśmiechnął  i już chciał coś powiedzieć, ale zdążyłem go uciszyć dokładnie wiedząc co chce powiedzieć.
-Nie potrzebuje pocieszenia, jeśli o to chodzi.- i nie czekając na cokolwiek z jego strony, wyszedłem.
Wszedłem w korytarz prowadzący do poczekalni, czyli dokładnie miejsca skąd przyszedłem. Usiadłem na jednym z niebieskich krzeseł i schowałem twarz w dłoniach, głośno przy tym wzdychając.

-Nie!- krzyknęła i mogłem zobaczyć jak wyrywa się w moją strone, ale on ciągnie ją za włosy i pcha na ziemię

-Myślisz, że z łatwością nie mógłbym zabić jej i ciebie?- uniósł ją i uderzył, a potem z siłą pchnął na ziemię.

Jej krzyki odbijały się, jak echo w mojej głowie.

Krzyczał w moją stronę, ale nie potrafiłem się skupić na nim, słyszałem tylko jej płacz.- Cofnij się!

Jej płacz odbił się, jak echo w mojej głowie.

-Justin.- wyszeptała wyciągając w moją strone rękę.

-Jakieś ostatnie życzenie?
-Proszę, nie zabijaj mnie. - błagała.

Jej szept odbił sie, jak echo w mojej głowie.

Jej głos w mojej głowie był, jak szum popsutego radia, nie chciał się wyciszyć, jak wybuchowa mieszanka. Zatykam uszy, mrucze coś pod nosem, staram się sprowadzić myśli na inny tor, ale to powracało i pozwoliło mi wybuchnąć. Wyskoczyłem z miejsca i zanim mógłbym cokolwiek rozwalić pobiegłem do wyjścia i wybiegłem na zewnątrz.
Złość przejmowała nade mną kontrole i tak, jak dzisiejsze czarne  niebo przyćmiło smutek. Nie byłem zły na kogokolwiek (nie licząc Kierana), czy cokolwiek, a jedynie i w 100% na siebie.
To twoja wina.
-Nie, wcale nie.- przejechałem palcami przez włosy i pociągnąłem za ich końce.
Przez ciebie prawie zginęła.
-Nie przewidziałem tego!- wykrzyknąłem i z całej siły jaką mam w sobie uderzyłem z pięści w ścianę.- Kurwa, kurwa, kurwa.- jęknąłem, kiedy tynk odpadł od ściany tak jak z moich kostek skóra.
Już kiedyś traciłem kontrole, już kiedyś słyszałem tego gościa, który zwalał całą winę na mnie. Pozbyłem się go kilka lat temu, ale cholera on wrócił, a ja nie mogłem nad nim zapanować.
To twoja wina zawsze jest i była.
-Powiedziałem kurwa, że nie!- jak w worek treningowy zacząłem uderzać w ściane przy tym krzycząc, a przez moją głowe przewijały się obrazy, z niespełna godziny temu. Nawet nie wiem, ile czasu mi to zajeło, ale straciłem już czucie w dłoniach i za mną pojawił się radiowóz.
-Dlaczego niszczy pan szpital?- zapytał jeden z policiantów. Opuściłem dłonie i mogłem przysiądz, że moje oczy zapaliły się na czerwono. Diabeł. To jest to, kim się stałem.
-Spierdalaj.- powiedziałem nadal patrząc w ścianę.
-Powtórz.
-Powiedziałem żebyś spierdalał.- wycedziłem przez zęby zaciskając dłonie w pięści.
-Do ściany i ręce na kark.- powiedział drugi głos.
-Jestem przy ścianie.- parsknąłem, na jakich idiotów musiałem trafić.
-Jedziemy na komendę. Do radiowozu.
-Przed chwilą miałem podejść do ściany i położyć dłonie na kark.- kopnąłem w ścianę.
-Do radiowozu i prosze nie wdawać się w dyskusje.
-Pierdol się.- uniosłem środkowy palec w górę śmiejąc się do siebie.

 -Sami pana zabierzemy.- słyszałem, jak ruszyli w moją strone i, jak brali do ręki kajdanki. Ten szelest był mi dobrze znany.
Nie daj się zakuć. 
-Oh nie zamierzam.- szepnąłem do siebie i kiedy nagle poczułem uścisk dłoni na nadgarstku odwróciłem sie stając twarzą w twarz z policjantem. - Powiedziałem żebyś spierdalał.- moja pięśc wylądowała na jego twarzy. Mężczyzna nie spodziewał się tego i zanim się zorientował, o co chodzi oberwał w drugą stronę, a kiedy starał dojść do siebie uderzyłem go z kolanka w brzuch, a potem twarz. Kiedy sie obalił, rzuciłem się na niego z pięściami o obkładałem z obu dwóch stron kiedy nagle doznałem elektrowstrząsów.
-Co kurwa.- krzyknąłem z bólu kiedy upadłem obok policjanta, a wzrokiem złapałem paralizator wymierzony w moją strone.
Ała. Co sie dzieje?- jęczałem zwijając się z bólu, chcąc żeby przestał, ale nie mogłem nic zrobić, miałem dragwki i nie mogłem przestać się trząść.
Zanim się zorientowałem byłem już zakuty w kajdankach i siedziałem na tyłach radiowozu.
Spłoszony spojrzałem na znikający szpital przypominając sobie, że zostawiłem tam Abigail. Co sie ze mną stało?
-Zatrzymajcie sie! Zostawiłem tam dziewczynę!- ale oni tylko się śmiali i minęło kilka minut zanim zorientowałem się, że on powraca. Baw się dobrze w pierdlu schizofreniku.

***
Abigail Pov
-I jak, lepiej?- zapytał lekarz, prowadząc mnie na wózku w stronę poczekalni. Przytaknęłam chociaż miałam wielką ochotę krzyknąć, że wcale nie jest lepiej, a ten stabilizator na kolanie mnie drapie!- Za dwa tygodnie idź na kontrolę, ale jeśli nie będziesz przemęczać nogi, nic złego nie powinno się dziać.- stanęliśmy po środku poczekalni, gdzie panowała całkowita pustka, co dziwne bo powinien tu być Justin. Spanikowana rozejrzałam się dookoła, ale nadal nigdzie go nie było.
-Doktorze gdzie chłopak, z którym przyjechałam?- zapytałam biorąc kule z mojego kolana i spróbowałam wstać mimo niemiłosiernego bólu, rozprzestrzeniającego się przez moją nogę.
-Przed chwilą jeszcze tu był.- zamyślił się i spojrzał na pielęgniarkę za ladą, która miała nocny dyżur.
-Sam, widziałaś chłopaka....?- spojrzał na mnie, abym go opisała.
-Czerwona bluza, czarne opuszczone spodnie, około metr 1.70, blond włosy, czekoladowe oczy.- wymieniałam chodząc z jedną kulą przy nodze dookoła pomieszczenia, mając nadzieje, że zaraz jakichkolwiek drzwi wyskoczy i powie, że był w toalecie czy coś w tym rodzaju, ale tak się nie stało. Ani teraz, ani później.
-Ach już wiem! Policja go przed chwilą zgarnęła.- musiałam mocno się trzymać, żeby nie upaść. Zajęło mi to dłuższą chwilę, zanim przetworzyłam jej słowa, ale jedno do mnie nie docierało. Co zrobił, że go zabrali? Właściwie to nie mam nawet pojęcia, gdzie on jest!
-Jak to?- zapiszczałam tępo, wpatrując się w twarz pielęgniarki, ale ta wzruszyła ramionami. Miałam ochotę, uderzyć ją z kuli za ignorancję. Potrzebuję informacji.
-Nie mam pojęcia, kiedy przyszłam widziałam jak tylko wpychają go do wozu.
-Gdzie go zabrali?
-Nie wiem. To nie była tutejsza policja.- zacisnęłam mokrą od potu dłoń, na uchwycie, a drugą zakryłam twarz jęcząc. Po prostu to koszmar, wiedziałam, że ten dzień jest najgorszym w moim życiu, ale jadąc tu, nie spodziewałam się, że to tak może się skończyć.
-Boże.- jęknęłam. Moja siła wyższa najwidoczniej siedziała nade mną i śmiała się z mojego nieszczęścia. Dlaczego nie możesz po prostu pokiwać palcem i cofnąć czasu, albo chociaż zwrócić mi Justina?
-Ma pani, jak wrócić do domu?- zajęczałam jeszcze głośniej i stłumiłam szloch przyciskając twarz do ust. Dom. Jak ja tam wrócę? Cholera, Justin gdzie jesteś?
Aby nie robić większej afery dookoła siebie, wyciągnęłam telefon i weszłam w kontakty. Zastanawiając się do kogo zadzwonić, ale nie miałam zbyt wielkiego wyboru. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przycisnęłam telefon do ucha.
Po kilku sygnałach rozległ się męski, zaspany głos.- Halo?
-Tato?


                 ~*~

-Abigail.- w moich uszach rozniósł się donośny głos mojego ojca, który sprawił, że się  wzdrygnęłam.- Co ci się stało? Jak się czujesz?- patrzył to na mnie, to na kolano, nie mogąc zachować wzroku w jednym punkcie. Ruszył w moją stronę, trząsł się  z zdenerwowania czoło. Z czerwonymi oczami spojrzałam na mojego tatę,  stał kilka metrów ode mnie z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. W jego oczach panował zawód i zmęczenie. Wiedział, że go okłamałam, więc teraz bałam się, co będzie kiedy mu powiem, że byłam tu z Justinem.  Nienawidziłam tego spojrzenia, którym teraz na mnie patrzył, chciałam jedynie podbiec  i wymazać ten wyraz z jego twarzy. Wstałam chwytając kule w dłoń, kiedy z moich oczu wypłynęła malutka łza i zamiast przejmować się bólem w nodze to w mojej głowie siedział chłopak, który nawet nie wiem gdzie jest.
-Tato zabrali go.- zaszlochałam. Pierwszy powód dla którego go tu ściągnęłam to tym, że wiedziałam iż tata, jako policjant szybko znajdzie Justina, a do domu to ja nawet nie chce wracać.
-Kto, kogo i gdzie zabrał?- ściągnął brwi i rozejrzał się dookoła. Widząc, że dwie wścibskie pielęgniarki się nam przyglądają, wskazał brodą na wyjście.
Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie chłodne powietrze otuliło moją twarz i miałam ochotę przytulić się teraz do Justina.- Co ty tu w ogóle robisz, Abigail?!
-To nie ważne. Oni go zabrali, musimy go znaleźć.
-Kto, kogo?
-Policja zabrała Justina. - mechanicznie cofnął się  dwa kroki w tył, tępo na mnie patrząc. W jego głowie tworzył się teraz proces, którego nie mogę zobaczyć, ale mogę się domyślić, jaka burza panuje w środku jego głowy. Bo w końcu obiecałam im, że nie będę spotykać się z Justinem, a zrobiłam coś kompletnie na odwrót. Niech mnie ukarzą, wkurzą się i nigdy mi nie zaufają, ale niech go znajdą, bym była pewna, że wszystko z nim w porządku.
-Bieberem?- przytaknęłam nieśmiało. Jasne, że z nim, znam jakiegoś innego Justina? - Zapytam raz i proszę o szczerą odpowiedź, jasne?- niepewna znów przytaknęłam, no bo hej, ale jak mam mu wytłumaczyć to, że zamiast z Bilym Hurli i jego córką jestem z Justinem i wyruszyliśmy w podróż aby odzyskać moją pamięć ( a przecież oni kurewsko nie chcą, abym cokolwiek sobie przypomniała) , potem prawie zginęłam, przez syna gościa, którego miałam za idealnego mężczyznę ale "na szczęście" wystawił mi tylko kolano i wylądowałam w szpitalu, nie wspominając  o tym, że zostałam tu sama, bo Justina zabrała policja. Cała ta historia wystarczy na napisanie książki z dopiskiem Abigail Hayes i jej krejzolskie życie.
Brakuje tylko Asthona Kutchera*  żeby wyskoczył z ukrycia z całą ekipą kamer i krzyknął "Właśnie zostałaś wkręcona!", swoją drogą to by wiele wyjaśniało i mogłabym odetchnąć z ulgą, ale najpierw nakrzyczałabym na Justina, który za wszystkim, by stał.



-Co robiłaś tutaj z Justinem? - nie trzeba być jasnowidzem, żeby przewidzieć, że to pytanie padnie, jako pierwsze. I co mam zrobić?
-Mam być szczera?
-Tego właśnie oczekuję, choć raz.
- Więc Justin wziął mnie na przejażdzkę do restauracji w Cambridge, bo była to knajpa z moich wspomnień . Chciał odzyskać moją pamięć. Niestety, podczas oprowadzania upadłam na schodach i wystawiłam kolano, Justin od razu zabrał mnie do szpitala i kiedy ja siedziałam w gabinecie jego zabrała policja.- dobra przekręciłam tylko trochę prawdy. Przecież nie powiem mu, że Kieran- chłopak, który przy okazji chciał mnie zabić, pchnął mnie na ziemie i wystawił mi kolano. Stanowcze nie.
-Dlaczego go zabrali?
-Nie wiem, nie mam nawet pojęcia, gdzie jest. Dlatego proszę cię o pomoc.- nagle i niespodziewanie pośród głuchej i nocnej ciszy rozległ się śmiech mojego taty. Chwycił się za głowę i zaczął kręcić nią w niedowierzaniu. Co jest takiego zabawnego?
-Chyba oszalałaś. Nie ma mowy. Najwidoczniej zasłużył żeby tam być. - powiedział już całkiem poważnie. Ogarnęło mnie przygnębienie, zdając sobie sprawę, że własny ojciec wyrzekł się dla mnie wsparcia.
-Tato, proszę, musisz go znaleźć.- tupnęłam nogą jak trzylatka w supermarkecie, kiedy stoi przy stoisku ze słodyczami. Uparcie zamierzam stać w tym miejscu doputy, dopóki się nie zgodzi. Nie ma opcji, żebym do jutra nie dowiedziała się, gdzie jest Justin.
-Nie muszę robić niczego, odkąd moja córka zaczęła mnie okłamywać.- pomachał palcem przed moimi oczami. Zmrużyłam oczy i prychnęłam.
-W takim razie wracaj do domu. Sama go znajdę.- odwróciłam się i ruszyłam w przeciwnym kierunku, zupełnie nie wiedząc  dokąd prowadzi ta droga. Przyjmę, że to właśnie tam jest miasto, a w mieście policja, z moim Jusem.
-Dokąd idziesz?- usłyszałam krzyk ojca. Nie odwracając się, szłam dalej i wykrzyknęłam:
-No przecież mówiłam, że idę szukać Justina!
-Ale ty nawet nie wiesz, gdzie jest!- słyszałam jak biegnie za mną, chciałam przyśpieszyć, ale wystawione kolano dało o sobie znać.
-Ahhg- skuliłam się. Dłoń mojego taty wylądowała na moich plecach. Jego twarz znalazła się pod moją  z sarkastycznym uśmieszkiem, ale zmartwionego spojrzenia nie ukrył.
-Zanim go odszukasz, zdążą ci amputować nogę- zakpił- choć do auta.- uniosłam brwi i parsknęłam prostując się.
-Nigdzie nie jadę bez Justina.
-No przecież nie pójdziesz 50km do miasta z tym kolanem.
-Jak trzeba, to pójdę.- wzruszyłam ramionami i znów ruszyłam do przodu, ale ręka taty mnie zatrzymała. Spojrzałam na niego zniecierpliwiona. Już dawno byłabym 2kilometry stąd.
-Dobra, zrobimy tak. Pojedziesz do hotelu, a ja znajdę Justina...
-Naprawdę?! Wiedziałam, że mi nie odmówisz!
-ale…
-ugh- zapiszczałam i wywróciłam oczami. Zawsze musi być jakieś ,,ale’’.
-Powiesz mamie całą prawdę. Gdzie byłaś, z kim, dlaczego i czemu Justin jest w wiezieniu.
-Och nie. Nie ma mowy.... Zaraz. To mama nie wie, że tu jesteś?
-No jasne, że nie. Zostawiłem ci szansę, żebyś sama jej wszystko powiedziała.
-Nie ma takiej opcji, tato. Ty wiesz co to będzie? Znów wrócę do uczenia w domu.
-W takim razie zapomnij że poszukam Biebera.
- Ale tato?!
- Nie i koniec.- złapałam się za głowę. Jeżeli powiem o wszystkim mamie, ona nigdy już nie pozwoli mi się widywać z Justinem i wrócę do nauczania w domu. Wszystko sprzeciwi się przeciwko mnie, ale z drugiej strony jeśli zgodzę jej się o wszystkim powiedzieć, znajdę Justina.
-Zrobię to, ale pod jednym warunkiem...
-Nie jesteś za młoda żeby stawiać mi warunki?
-Jeżeli go znajdziesz, musisz pozwolić mi się z nim zobaczyć. 
                   ~*~ 

Zniecierpliwiona, siedziałam na łóżku hotelowym. Jest już 10 rano, zmrużyłam oczy tylko na godzinę. Nie wspomnę, że próba morderstwa i pobyt w szpitalu odbywał się w godzinach od 2-6 nad ranem. Musiałam mocno się hamować, żeby nie zacząć chodzić w kółko po pokoju. Miałam dość sprawdzania godziny w telefonie co pięć sekund, więc usiadłam sobie na dłoniach. Nie panikujmy. Odtwarzałam te dwa słowa ciągle na nowo. Przecież nawet jeśli jest w więzieniu, to nic mu nie grozi. Oprócz kary za to, co zrobił.
- No nie.- jęknęłam i rzuciłam się twarzą na łóżko, czego szybko pożałowałam bo kolano zaczęło boleć.
Sekundy zamieniały się w minuty, a minuty- w godziny. Miałam wrażenie, że siedzę tu już od kilku dni.
Minęła godzina 12. Zahipnotyzowana, obserwowałam obraz na ścianie. Panny dworskiej, Diego Velazqez. Po co go tu Przywiesili? Ten ciemno barwny obraz napawał mnie, tylko niepokojem i zniecierpliwieniem. Po raz pierwszy chwyciłam za telefon i wystukałam numer do taty.
-Cześć tu Peter Hayes jeśli nie odbieram....- rozłączyłam się. Miałam ochotę na kąpiel. Nawet nie zauważyłam, kiedy oblał mnie pot. Nie wiedziałam, że od samego denerwowania można tak się spocić.

 Już po 14. Zaczęłam chodzić w kółko, nawet z obolałą nogą, po prostu nie mogłam usiedzieć w miejscu. Stając koło okna, nagle przypomniałam sobie o komórce Justina. Wystukałam jego numer i przyłożyłam telefon do ucha, ale i tym razem spotkałam się  z pocztą głosową.

 Kiedy minęła 15.30 dostałam stanu paniki. Tato mówił, że pójdzie mu to sprawnie i, że już po 12 powinnam siedzieć z Justinem. Jak na razie siedzę w pokoju hotelowym!
Kiedy usiadłam na podłodze, zamierzałam zrobić kilka ćwiczeń na jogę, które zalecił mi lekarz, przypomniało mi się iż wspomniał, że są to relaksujące ćwiczenia i kiedy starałam się rozgrzać mięsie do mojego pokoju wkroczył tata. Wyobrażacie sobie to szczęście, jakie poczułam?
-Chcesz  do końca się połamać?- zaczął siadając na krześle obok balkonu. Zlustrowałam jego twarz, na której widniało tylko zmęczenie.
- Co z Justinem? Znalazłeś go?
-Trzymają go w Toronto-  przytaknęłam, jednocześnie czując mroczny dreszcz na sobie. To miasto miało w sobie taką magie grozy.
-Ale dlaczego? Co zrobił?- to pytanie nurtowało mnie, odkąd nie znalazłam go w poczekalni. Co musiało się stać, że mi go zabrali? Dwie okropne  rzeczy przydarzyły nam się w jednym dniu i jakby tego było mało, spotkają nas pewnie jeszcze większe niespodzianki.
- Pobił policjanta.
-I to tyle?- zapytałam zdziwiona. Okej uderzenie władzy- przesadził, ale za to trzymają go przez 12 godzin i w pierdlu?
-Tyle?! Abigaile, ten policjant leży w szpitalu i walczy o życie. Jeśli umrze, Justin może iść do więzienia, na zawsze.

 Co ja mówiłam? Ach tak, o to kolejna niespodzianka. Zaznaczę od tego, że ich nie da się lubić. Z niespodziankami już tak jest, nigdy nie wiesz co się wydarzy.
Rozczarowanie czy radość?

_________________________ I te kropeczki przy strzale haha Jak myślicie kto strzelił do Kierana? Z góry przepraszam, że dzisiaj nawet miał być jutro, ale nie spodziewałam się dostać go dzisiaj poprawionego lol. Podziękujcie Laurze, że poprawiła błędy haha <3 Z góry przepraszam za to co zrobie w 27 rozdziale ja też sie boje. Zaczęłam tłumaczyć FF z Justinem i w sobote pojawi sie prolog na blogu, który dopiero założe. Zrobi mi ktoś szablon nawet zwykły bo nagłówek już mam. Wzamian moge zrobić trailer :)

14 komentarzy:

  1. Pierwsza! Kocham to x @biebzioo i pamiętaj,dasz jutro radę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mike czuwa => porywająca akcja z Justinem *,* zarąbist rozdział czekam nn ;3/ Larwa

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG! No i znowu cudowny!! Do Kieran'a strzelił Mike, to oczywiste :D Justin jest strasznie agresywny, lol. Nie mogę się doczekać aż w końcu Abi spotka się z Mike'm... nie można jakoś tego przyspieszyć?
    Zaczynam się bać :D skoro już nas przepraszasz za to co będzie w 27, to ja nie wiem czego mam się spodziewać xD
    Czekam na nn.
    @my_angels_x

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne <3 Czekam nn!
    Na 99 % ten co strzelał do Kierana to Mike..
    Ale co ten Justin?! Nie mógł po prostu przeprosić i powiedzieć, że jest w złym humorze. Teraz to ojciec i matka Abi kompletnie zabronią jej gdziekolwiek wychodzić! Tyle emocji :D
    @haterssayblabla

    OdpowiedzUsuń
  5. Cuuuuudoooowneee :D Kolejny tydzień czekać :(

    OdpowiedzUsuń
  6. cudowny!
    Laura xoxo

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny ;* czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  8. AAAA cudowny rozdział ten blog mnie zabija *,*

    OdpowiedzUsuń
  9. następny zajebisty rozdział do kolekcji <3 kocham i mówię ci przez ten tydzień zwariuje <3 nie wytrzymam 7dni .... przez ciebie będę chodziła po pokoju w kółko tak jak Abi xddd ;3 dozo w następnym rozdziale

    OdpowiedzUsuń
  10. Chce więcej !! *-* :( :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Boski *,* czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale zajebisty, czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  13. Kocham <3 czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  14. o boziu! to Mike strzelał na stówe chociaz na poczatku myślałam że to jego ojcice ale neiźle oby wyszedł z więzienia ;cc

    OdpowiedzUsuń