wtorek, 24 grudnia 2013

Jeden dzień z przeszłości. Święta Bożego Narodzenia ( Rozdział specjalny )

Justin Pov

- Justin podaj mi ten czerwony łańcuch, co zostawiłam w kuchni!- krzyknęła z drugiego pokoju Blair. Spojrzałem na stół gdzie rzeczywiście leżał czerwony łańcuch. Otarłem ręce o spodnie, ponieważ były brudne, a ja musiałem naprawić zlew. Kiedy tylko pojawia się "czarna robota" i to dosłownie czarna, jak teraz moje ręce, zawsze muszę zrobić to ja. Zabrałem łańcuch i poszedłem do Blair, mojego mikołaja. To zabawne że chcę się jej ubierać choinkę, chociaż do wigilii zostało dosłownie kilka godzin.  
  Stała na czubkach palcy, próbując założyć gwiazdę na czubku choinki. Jak zawsze w takich sytuacjach jej język był na wierzchu, a z jej ust wydobywały się ciche pomrukiwania. Zachichotałem pod nosem i podszedłem do niej. Nim się spostrzegła dostała klapsa w tyłek. Wściekła i zaskoczona odwróciła się w moją stronę. 
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?- rzuciła we mnie jedną z bombek, którą szybko chwyciłem. Nie zamierzałbym jej sprzątać jeśliby się zbiła. 
- Ciebie pod prysznicem.- mrugnąłem do niej.
- Debil.- odwróciła się i dalej próbowała założyć gwiazdkę na czubek. - Może byś się ruszył, książę? 
- Ale jesteś wredna B. Mam ci przypomnieć że to ty chciałaś ubierać choinkę? - wzruszyła ramionami i czekała, aż jej pomogę. Objąłem ją w pasie i uniosłem w górę. Zachichotała, przez co ja również parsknąłem. - Za lekka to ty nie jesteś. 
- Sugerujesz że jestem gruba? W takim razie okaż się silnym mężczyzną i podnieś mnie wyżej. - zrobiłem jak prosiła, ale po chwili zaczęliśmy się chwiać. - Stój w miejscu.- powiedziała przez śmiech. - W lewo... Teraz w prawo... Justin stoisz za daleko. - nie mogłem przestać się śmiać, a ona nie wiedziała dlaczego. W końcu spojrzała na mnie i zauważyła że jej tyłek jest przyciśnięty do mojego polika. Wybuchła tak ogromnym śmiechem że i ja nie mogłem wytrzymać i oboje runęliśmy na ziemię. 
- Miękkie lądowanie, co? - powiedziałem przez śmiech, kiedy leżała na moim torsie wciąż chichocząc. 
- Chyba zrezygnujemy z gwiazdki... To będzie dziwne. - znów wybuchliśmy śmiechem, nawet nie wiedząc dlaczego. 
- Lubię cię taką.- powiedziałem przyciągając ją bliżej siebie. Spojrzała na mnie spod swoich rzęs. Wyglądała pięknie, chciałbym zatrzymać tą chwilę na zawsze, ale życie leci dalej, a to pozostanie tylko w głowie. - Nie patrz tak na mnie. 
- Nie lubisz mojego spojrzenia? - posmutniała, a ja wahałem się czy moje myśli powinny wyjść na zewnątrz, jednak nawet nad nimi nie zapanowałem.
- Właśnie chodzi o to że je uwielbiam. - od razu jej wzrok zwrócił się na choinkę, a jej poliki przybrały kolor czerwony.  Teraz będziemy prowadzić bardzo dziwne rozmowy... Raczej pół słówka. Znów staje się obojętna, a ja za każdym razem kiedy staram się jej pokazać że lubię ją bardziej niż przyjaciel, tracę nadzieję że ona też coś do mnie czuje. 
- Przyniosłeś ten łańcuch o który prosiłam? - wstała i wyjęła kilka bombek na stół, które zaczęła wieszać na choince. 
- Tak tu jest.- podałem go jej, ale nie mogła zabrać go od razu. Przytrzymałem go jedną ręką, a kiedy próbowała wyciągnąć go z mojej reki przyciągałem ją do siebie. 
- Justin przestań, daj mi to. -  ani razu nie spojrzała na mnie. Stawała się cholernie wściekła, a to powodowało łzy. Ona myśli że ja o tym nie wiem, ale wiem więcej niż myśli.
- Spójrz na mnie. - przyciągnąłem ją jeszcze bliżej.
- Przestań. - puściła i odwróciła się do choinki. 
- Dlaczego taka jesteś? - zapytałem wściekły. Chwilę nie odpowiadała, w tym momencie zbierała w sobie siły. 
- Jaka?- odwróciła się w moją stronę, a ja widziałem w jej oczach łzy, które nie chciały wypłynąć tylko nie wiedziałem dlaczego. Jak szybko się pojawiły tak szybko znikły. 
- Taka cholernie wrażliwa albo obojętna? 
- Bo jestem cholernie inna niż te dziewczyny, które znasz....- spuściła głowę i pokręciła nią. Chciałem się odezwać, ale nie pozwoliła mi. - Proszę idź.- nic więcej nie próbowałem powiedzieć. Poszliśmy swoimi ścieżkami, ja do kuchni, a ona do ubierania choinki. W progu ostatni raz spojrzałem na nią, delikatnie ręką ocierała poliki. Znów płakała, znów przeze mnie. Nie potrafię się domyślić dlaczego, co znów spieprzyłem? 
Kilkanaście minut później wyszedłem z garażu, gdzie reperowałem mój już stary ścigacz. Marzy mi się nowy, lepszy i szybszy. Ojciec zawsze chciał mi takiego kupić, ale teraz go nie ma. Może moje prośby kiedyś zostaną wysłuchane. 
Wszedłem do salonu, gdzie nikogo nie było, jedynie choinka. Zaparło mi dech w piersiach.
-Wow.- postarała się, nawet gwiazdkę udało jej się umieścić na czubku.  Poszedłem do kuchni gdzie nigdzie jej nie zastałem, jedynie żółtą karteczkę przyklejoną na lodówce. 

Muszę coś załatwić. Postaraj się przygotować coś do jedzenia, połowa jest już zrobiona i w lodówce. Wystarczy ładnie poukładać jak należy. Wrócę na wigilię. Do zobaczenia ~~ Blair xoxo

Poczułem się jak dziecko, którego mama pojechała do pracy, a teraz on sam musi sobie radzić. Wzruszyłem ramionami i zacząłem przygotowania do wigilii, zostały tylko trzy godziny. 
- Przydałaby się tutaj kobieca ręka. 

***
Ostatni raz przejrzałem się w lustrze i sam nie mogłem w to uwierzyć. Ubrałem garnitur. Zakochani chyba już tak mają, nie ubrałbym go wcale gdyby nie prośba Blair. 
- Justin są święta. Chociaż raz w tym dniu mógłbyś ubrać garnitur... Proszę, zrób to dla mnie. 
I te oczy do tego. Jestem jak pod sterem. Poprawiłem włosy, s psikałem się perfumem i zbiegłem na dół, gdzie był już Alfredo, mama, Ryan, Nathan, Jason, Jaxon i Jazzy, Paul, Destiny, Miranda,  brakowało tylko jej. 
- Niech mnie ktoś uszczypnie. Cud świąteczny się stał, Bieber ubrał garnitur. - naśmiewał się Paul. Lubiłem tego gościa, jest częścią gangu, a jednocześnie rodziny. Wszyscy jesteśmy rodziną, dzięki ojcu, którego teraz nie ma. 
- Ciebie też miło widzieć.- przybiliśmy piątkę i poszedłem przywitać się z resztą ekipy. 
- Blair już jest?  - zapytałem Alfreda. 
- Wyluzuj stary, pewnie miała coś do załatwienia. Zaraz tu będzie. - uśmiechnął się znacząco, gdyby nie dzwonek do drzwi zacząłbym z nim dyskusję na temat tego że coś ukrywa. 
- Ja otworzę! - krzyknęła Jazzy, która jak na trzynaście lat teraz przypominała piętnastolatkę. 
- To pewnie Blair, pisała że zaraz będzie.- powiedziała Miranda, obok której stała Destiny z szampanem w ręku. 
- Myślałem, że święta spędzasz z rodziną.- zaśmiałem się, bo przecież Miranda sama uprzedziła że nie ma mowy, aby się tutaj pojawiła. 
- Rodzina i rodzina. Co roku to samo. Jestem w gronie znajomych, to będą takie pierwsze święta.- uśmiechnęła się do mnie. Kiedy miałem coś powiedzieć o kafelki korytarza odbił się stukot szpilek. 
- Hej wszystkim! - odezwał się anielski głos. Chwila jakby zwolniła, wszystko działo się w zwolnionym czasie. Obróciłem głowę by zobaczyć, stojąca tam najpiękniejszą dziewczynę na świecie, która jak głupia uśmiechała się do wszystkich. 
- No i mamy naszą zaginioną księżniczkę.- w jej stronę ruszył Paul, który na przywitanie mocno ją uściskał i tak po kolei. 
Nie podeszła do mnie, omijała mnie, ale kiedy w końcu podzieliliśmy się opłatkiem, zostałem jej tylko ja. Niepewnie podeszła w moją stronę z lekkim uśmiechem. 
- Hej.- uśmiechnęła się, niby naprawdę, ale widziałem jak się boi. 
- Hej. umm..- podrapałem się w tył głowy, nie wiedząc co teraz powinienem powiedzieć. 
- Przepraszam, że tak nagle uciekłam i jeszcze te moje zgrywy. Mam gorszy dzień. - zaczęła bawić się swoimi paznokciami. Zrozumiałem że nie będzie normalnie, jeśli to ja nie pokażę, że wszystko jest w porządku.
- Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.- oboje parsknęliśmy śmiechem. Nastąpiła cisza.- Wiesz co, może później złożymy sobie życzenia? 
- Ale, przecież...
- Później, w porządku? - uśmiechnąłem się znaczącą. Miałem niespodziankę, dzięki bogu że Destiny załatwiła w porę jemiołę...
- Zdjęcia, poróbmy zdjęcia ! Justin ustaw się z B. - pisnęła Jazzy. Kiedyś zostanie fotografem albo tancerką. Jest szalona i sprytna jak ja, właściwie ma wiele moich cech. Moja mała Jazzy. 
Objąłem Blair w pasie i przyciągnąłem do siebie. - Uśmiech moi mili! - światło pstryknęło nam w oczy, a po chwili wyszło to zdjęcie.
-awww jak słodko. Wy dwoje wyglądacie jak idealna pa...- zanim Jazzy zdążyłaby ugryźć się w język, czego pewnie by nie zrobiła i popsułaby nastrój świąteczny Blair, Destiny zakryła jej usta. - No co?
- Jazzy przestań....- powiedziałem, chcą uratować sytuację. To jeszcze jeden powód, przez który twierdzę że Blair mnie nie kocha. Niedawno  była inna, urocza. Nie miała zmian nastrojów i wydawałoby się że podobam się jej, ale co się z tym stało? Tak szybko jak to powstało, tak też szybko zniknęło. To przeze mnie, wciągnąłem ją w kółko bez wyjścia, teraz może ją tylko uratować śmierć. To w pewnym sensie moja wina, ale musiałem jej pomóc. Chciała odnaleźć brata, a ja głupi zamiast to zrobić tylko pociągnąłem ją na dno. Chciałbym to odwrócić. Miała szansę uciec, dlaczego tego nie zrobiła?  Ona musi odnaleźć brata.
- Justin halo, idziesz?- pomachała mi przed ręką Destiny.
- Huh?- wymruczałem nie zorientowany. W pokoju nie było już nikogo. Destiny pociągnęła mnie do jadalni gdzie wszyscy siedzieli i jedli kolację.
- Stary tylko mi nie mów że to ty robiłeś?  - wskazał na potrawy na stole.
- Wątpisz w mojego syna Ryan? -odezwała się mama z nutką śmiechu, bo przecież to ona to zrobiła. Dobrze mieć mamę na zawołanie. Dziękuję ci boże, że nie uciekła od taty i ode mnie kiedy dowiedziała się co robimy.  Usiadłem na przeciwko Blair, która teraz rozmawiała z Nathanem, czasami jestem o nich zazdrosny.
- Pomódlmy się. - odezwał się Jason, wszyscy spojrzeli na niego jakby miały im zaraz wyskoczyć oczy, a Jaxon nawet zaczął się dławić rybą, tak że Jazzy zaczęła go klepać po plecach. Jason jest najbardziej nie religijnym człowiekiem z nas, a sam z siebie teraz zaproponował modlitwę. Jednak cuda się zdarzają.- No co? Już przestańcie, Pattie zacznij.
- Dobrze, a więc. Dziękujemy ci boże że możemy razem zebrani cali i zdrowi dzięki twojej opatrzności siedzieć przy stole i spożywać ten święty posiłek. Modlimy się także za Jeremiego, którego już z nami nie ma, ale wiemy że jest w dobrym miejscu.... - jeszcze chwilę sie pomodliliśmy i usiedliśmy do kolacji. Moje oczy nie schodziły z ciała Blair. Jest idealna, ale nie moja.  Dziewczyny pomogły przygotować mi coś wyjątkowego. Ten dzień zmieni coś.
- Blair jak się tu dostałaś? - zapytał Alfredo.
- Normalnie, taksówką. - Alfredo się zaśmiał.
- Nie o to mi chodzi. Jak się tu dostałaś, skoro rodzice no wiesz...- skończył zakłopotany. W sumie też się dziwiłem, jak jej rodzice pozwolili spędzić święta z "porywaczem dzieci".  B, tylko uśmiechnęła się tajemniczo, a iskierki nie przestawały skakać w jej oczach.
- Powiem tylko tak. Okno i kilkanaście prześcieradeł. - wszyscy wybuchliśmy śmiechem, cała Evans zawsze zrobi to co chce i nie spocznie jeśli tego nie dostanie. Nie lubi kiedy jej się rozkazuje, zawsze wtedy wszystko robi na opak.
- Moje dziecko, nie mów że uciekłaś. - Pattie przyłożyła ręce do czoła, ale tak samo jak my wszyscy była rozbawiona. - A co jeśli twój tata albo mama przyjdą tutaj?
- Pattie nie martw się. Oni i tak widzieli mnie kiedy schodziłam po ścianie.
- Co?- Jaxon znów zakrztusił się tym razem jakąś sałatką.- Ludzie musicie przestać to robić albo zaraz zacznę się poważnie dławić.
- Pierwsza pomoc tu jest! - zawołała Miranda, która lubiła drażnić Jaxona sztucznym flirtowaniem. Jaxonowi podobała się Miranda, a ona lubi się z nim droczyć.
- To ja chcę się jeszcze raz zakrztusić. Blair powiedz coś. - wszyscy wybuchliśmy śmiechem i po chwili wróciliśmy do kolacji i konwersacji między sobą.
 Tylko ja i B. nie rozmawialiśmy, nasze oczy co jakiś czas spotykały się. Uśmiechnąłem się do niej na co ta wybuchła ogromnym śmiechem i prawie spadła z krzesła.
- Co? - powiedziałem, ale ona nie mogła się przestać śmiać. Wszyscy spojrzeli się na nas, a Jazzy już w oczach miała ten wyraz adoracji.
- Justin...- wciąż się śmiała i nie mogła wydusić z siebie słowa. Pokazywała coś palcami, przez co ja też zacząłem się delikatnie śmiać. - Ni-n- nie rób te-tego.-  trzymała się za brzuch i śmiała się w niebo głosy. Nie rozumiałem jej dlaczego mam się nie uśmiechać. Wziąłem talerz do ręki i przyjrzałem się swojemu odbiciu. Wyszczerzyłem zęby i teraz wiedziałem z czego Laugh się śmieje. Laugh to takie przezwisko, którego używamy wszyscy. Właśnie dlatego, bo kiedy Blair dostanie napadu śmiechu potrafi śmiać się głośno i nawet przez 15 minut. Lubimy kiedy to robi, więc mówimy na nią Laugh (śmiech).  Wracając do tego, dlaczego B, się tak śmieje. Sałata przykleiła mi się do zębów i wyglądało to tak jakbym nie miał ich wcale.
- Już jej nie mam, możesz przestać się śmiać.- powiedziałem rozbawiony, bo jednak ta akcja była zabawna.
- Przepraszam Jay, ale to naprawdę wyglądało zabawnie. - posłała mi buziaka i cicho chichotała pod nosem.  - Destiny, zaraz kciuki ci odpadną jak tak dalej będziesz klikać.- odezwał się Jason, który był zakochany w Destiny, ale ona w nim nie. Co z tymi dziewczynami, dlaczego nie widzą ludzi którzy naprawdę ich kochają?
- Dest, Jason ma rację może porozmawiałabyś z nami? - szturchnęła ją, ponieważ jej również zależało na tym aby Destiny zwróciła uwagę na Jasona, a nie jak mu tam było... Dylana? Który dla nas wszystkich wydawał się podejrzany.
- Dylan składa mi życzenia, muszę mu odpisać.
- Składa ci życzenia na.... 79 esemesów? Destiny Anastazjo Coleman w tej chwili masz zjeść i porozmawiać z nami jak normalny człowiek. - Miranda wyrwała jej telefon z ręki i wyjęła baterie. - No to teraz gadaj.
Wszyscy zachichotali, ale nie Jason on najwyraźniej był zazdrosny. Jason zwariował.
- Ała. - powiedziałem kiedy ktoś mocno kopnął mnie pod stołem. Napotkałem speszone spojrzenia Mirandy i Destiny.
- Co jest? - zapytała Laugh.
- Yy... Ukłuło mnie...- Miranda pozakazywała znaki  żebym nas nie zdradzać. - w płucach. - wymyśliłem na poczekaniu, ale zapomniałem że mam w pokoju nadopiekuńczą mamę i Blair.
- Wszystko dobrze? - podniosła się Blair, a jej oczy były wystraszone.
- Tak tak to tylko małe ukłucie. Wiecie mam... yyy czasami tak mam.
- Może powinniśmy iść do lekarza ? Takie ukłucia to mogą być poważną sprawą. - chwyciła mnie za rękę,a przez moje ciało przeszło stado dreszczy.
- Nie! - wyskoczyła Destiny, aż za głośno. - Przepraszam, może B. idź z Justinem na dwór to mu dobrze zrobi.- wow, Dest jest lepsza w wymyślaniu ode mnie.
- Tak, jasne. Chodź Justin. - dziewczyny posłały mi podekscytowane spojrzenia, Evans również je zobaczyła, ale nie zadawała pytań.
 Chwyciłem Blair za rękę i poprowadziłem na dwór, nie opierała się ale nie ścisnęła mojej ręki. Tak jakby to było jej obojętne.
- Na pewno wszystko w porządku Jay? Zachowujesz się jakoś dziwnie.- szła za mną posłusznie. Szliśmy powoli, żeby się nie zdradzić.
- Zamknij oczy.- stanąłem na przeciwko niej.
- Co? Po co? Justin co ty knujesz? - zaprotestowała.- Ty coś kręcisz, wcale nie bolą cię płuca.Ja wracam.
- Blair stój!- zdążyłem ją dogonić i chwycić za nadgarstek. - Proszę zamknij oczy. - westchnęła i zamknęła oczy. Myślałem że pójdzie mi to dłużej.
- Trzymaj moją rękę i nie podglądaj. - widziałem że i tak podgląda. Ona nigdy nie słucha.- B. czy ty kiedykolwiek zrobisz coś o co cię proszę?
-Prawdopodobnie nie.- zachichotała, a ja zakryłem jej oczy swoimi dłońmi i zacząłem prowadzić do przodu.
- Justin boje się. - krzyknęła/szepnęła.
- Jestem tutaj. - wyszeptałem jej do ucha, a mój oddech uderzył o jej szyję, gdzie po chwili pojawiła się gęsia skórka. Uśmiechnąłem się do siebie i zaprowadziłem ja do altany. Dziewczyny odwaliły dobrą robotę. Wszędzie świeczki i żółte lampki. Puściłem jej oczy.
- Wow. - tylko tyle udało się jej powiedzieć.
 Staliśmy na środku altany, gdzie nad nami kryła się niespodzianka.
-Dlaczego tu przyszliśmy? - uśmiechnąłem się tajemniczo i podszedłem do niej bliżej. Jedną ręką oplotłem ją w tali i przyciągnąłem do siebie. - Justin co ty robisz? - chciała mnie odepchnąć ale zbyt mocno trzymałem ją przy sobie.- Justin....
- Szzzzzzzzz.- przyłożyłem palec do jej ust i spojrzałem w górę, oblizując usta. Jej oczy również popatrzyły w górę i dopiero teraz zrozumiała, co tak naprawdę się zaraz stanie.
- Jemioła?- zachichotała.- Sprytnie to wymyśliłeś... - powstała chwila ciszy, kiedy moje usta zaczęły zbliżać się do niej. - Boje się. - szepnęła, kiedy moje usta prawie stykały się z jej. Czułem jej oddech,a ona mój.
- Czego się boisz?- mówiliśmy to tak cicho, jakbyśmy bali się że ktoś nas usłyszy. Kiedy poruszała ustami one delikatnie stykały się z moimi.
- Mojego serca.- złączyłem brwi nie wiedząc o co chodzi, ale zanim zdążyłem coś powiedzieć ona delikatnie musnęła moje usta.
- Mogę?- szepnęłam, a wtedy nasze usta połączyły się w jedność.  To był delikatny pocałunek, jej idealne usta i truskawkowy błyszczyk na moich ustach. Coś niesamowitego, zwariowałem! Całowałem tysiące ust, ale te są jedyne i wyjątkowe bo kiedyś będą tylko dla mnie.
 Kiedy pocałunek się pogłębiał, poczułem coś mokrego na policzkach, a wtedy Blair się odsunęła.
- Co się dzieje? - ona płakała.
- Dlaczego ciągle to robisz? - zrobiłem zdziwioną minę.- Rozrywasz mi serce. Kiedy ono się poskłada, wtedy zjawiasz się ty i je łamiesz.
- Ale przecież ten pocałunek...
- Był taki sam jak z Elizabeth dwa tygodnie temu? Jaki był seks? Jestem głupia, że ciągle ci wybaczam i jeszcze dałam się pocałować. - uderzyła się z otwartej reki w o czoło i otarła kilka łez.
- O czym ty mówisz? - podszedłem do niej i chciałem złapać za rękę, ale ta natychmiast się odsunęła.
- Nie udawaj widziałam cię z nią dwa tygodnie temu w klubie "Heaven". Siedziałam tylko 6 miejsc za tobą. Najpierw się całowaliście, a potem znikliście w kabinie. Zrozumiałam, że wolisz ją, a my na zawsze zostaniemy przyjaciółmi. Nie chciałam się w to mieszać, przecież dla ciebie jestem tylko dziewczyną, której zaproponowałeś pomoc. To nie moja sprawa z kim się zadajesz i co z nimi robisz, ale mam prośbę. Przestań dawać mi nadzieję, bo mam dość ciągle składać moje serce i odnowa budować nadzieję.  Nie mam nic  do gadania, nie musisz mi się tłumaczyć. Tylko o to cię proszę. - zakończyła i odwróciła się chcą odejść. Jej słowa uderzyły w moje serce jak strzała. Ona źle wszystko zrozumiała, mam odpały, byłem pijany, ale nie uprawiałem z nią seksu.
- Blair zaczekaj ! To nie było tak. Ty nic nie rozumiesz, bo ja nie czuję nic do Lizz, tylko.... - przerwał mi głośny huk, zbijającej się szyby. Blair spojrzała się na mnie wystraszona i od razu pobiegła w stronę domu, a ja za nią. Nosz znów jej tego nie powiedziałem.
  Wbiegliśmy do domu i prosto do salonu gdzie siedzieli wszyscy przestraszeni.
- Co się stało? - zapytałem wkurwiony, prosto na wejściu. Oni tylko spojrzeli na mnie smętnym wzrokiem. Alfredo podszedł do mnie trzymając w ręku wielki kamień z kartką.
- Oni tu są.
- Kto tu jest?
- The Flames. - Blair chwyciła się za pierś próbując opanować nadchodzący atak duszności, który nadejdzie z zbyt wielkiego strachu. Wyrwałem mu kamień i odkleiłem kartkę.


Czas pokaże kogo uśmierci, a co zabierze ze sobą.  Pilnuj tego co jest dla ciebie najważniejsze, bo niedługo może prysnąć, a razem z "nią" znikną skarby. 

Przeczytałem na głos. - Kurwa. Czy ja nie mogę żyć jak normalny człowiek?

Wtedy ona zaczęła się dusić, jej lekarstw tutaj nie było, a ona zemdlała z braku oddechu.

_____________________________________________________________________________

Na początku chcę wam złożyć ogromne życzenia. Zdrowych wesołych świąt. Spełnienia marzeń, żebyście spotkały wszystkie Justina i żebyśmy my Beliebers mogły zobaczyć szczery uśmiech na twarzy Justina. Dużo miłości i prezentów.
 Również wszystkiego najlepszego dla @Duch_Jerry Wszystkiego najlepszego kochanie spełnienia marzeń, żebyś spotkała Justina, uśmiechów i miłości aby rok 2014 przyniósł dużo wrażeń i niezapomnianych chwil.

Czytasz= Komentujesz  Mam nadzieję że nie pisałam tego na darmo ♥ Rozdział 7 będzie prowadzony od rozdziału 6 nie od specjalnego :3

TWITTER
ASK

7 komentarzy:

  1. ulala dzieje siee xd kocham to opowiadanie xdd :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże.... rozdział boski.jdvjuedujcehj *-*. Jejku Dziękuję kochana <3 ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże najlepszy <333 KC jestes wspaniała :p czekam na nn :***

    OdpowiedzUsuń
  4. czytam wielee opowiadań ale to jest najlepszeee !! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział!!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. boże no kocham to opowiadanie no <333 czekam nn :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Pisz 7 ;** Jeśli następny będzie tak boski jak ten to dzwońcie po pogotowie :D

    OdpowiedzUsuń