wtorek, 19 listopada 2013

3. Mój pierwszy dzień w kozie


Biegłam ciemną uliczką tuż za moją dziewczyną ze snu. Wydawałoby się jakby przed czymś uciekała,a w dłoni trzymała czarny kuferek. 
Oglądała się do tyłu, biegnąc przed siebie. Chowała swoją cenną rzecz jakby się bała że ktoś jej ją odbierze.
 Znaleźliśmy się nad starym jeziorem, gdzie dookoła nie było pięknie. Kilka ławek już okropnie zniszczonych. Ogromne kamienie powciskane w ziemie i połamane drzewa, przez które dziewczyna przede mną upadła, a ja znów poczułam jej ból. Chwyciłam się za kolana i biegłam. Jej ciało się nie ruszało, pomyślałabym że nie żyje ale kiedy stanęłam naprzeciwko niej ona pracowała. To była praca rąk, gdzie pod zniszczonym pniem wykopywała dziurę. 
Odczuwałam piasek na dłoniach i pod paznokciami i rzeczywiście tak było, ponieważ kiedy tam spojrzałam miałam czarne ręce jakbym to ja kopała tą dziurę,a nie ona. 
Nagle nad całym jeziorem rozległy się krzyki z jej ust wydobyła się wiązanka przekleństw. Nie kopała głębiej, a tylko wrzuciła tam skrzynię, przykopała to resztą piasku i uciekła. 
Panowały egipskie ciemności,a słychać było tylko huk pistoletu i głośne krzyki. 
***


      Powoli otwierałam oczy, a obrazy ze snu znikały. Spojrzałam na zegarek, który pokazywał siódmą godzinę, więc miałam jeszcze godzinę na spanie, a on dzwoni tak wcześnie. Jest jedno wytłumaczenie. 
- Chazz ! Idioto!

 Westchnęłam i wstałam z łóżka. Zmierzając do łazienki skupiłam się na śnie. Ta dziewczyna jest perfekcyjnym sobowtórem mnie ale nie potrafię uwierzyć w związek takich zdarzeń. Nie potrafię w to uwierzyć, nie wspominając o zrozumieniu jakiegokolwiek snu. Każde miejsce jest dla mnie wrażeniem znajomości. Czuję się jakbym mogła podejść do jednego z budynku i powiedzieć "cześć dawno mnie tu nie było. Co tam u ciebie?" ale tak nie jest bo wybudzam w sobie tą niepewność. 
   Ten sen był inny niż każde, nie powtórzył się ani razu w przeszłości. Jest kolejnym nowym odkryciem, a ja sama chciałabym odkryć co było w tej czarnej skrzynce, chociaż dzieje się to samo co zawsze. Budzę się.  Nie dokończona historia coś czego nie znoszę. Chciałabym wiedzieć skąd wzięły się te krzyki i strzał pistoletu, dlaczego ona uciekała, a co chyba najważniejsze co było w skrzyni.  Kolejny nierozwiązany sen tym razem bez mojego cudownego chłopaka ze snu. 

______________________________


- Dalej się gniewasz za rano? - szturchnął mnie ramieniem, przez co wpadłam na kilku uczni. Skrzyżowałam ręce i nie zamierzałam się odezwać, nawet nie przeprosił. Obmyślę taki plan zemsty że już nigdy nawet nie wjedzie do mojego pokoju.- Abi daj spokój. To taki mały żart za to że wyszłaś wczoraj z auta.- prychnęłam i odeszłam od niego.

Podeszłam do swojej szafki i wbiłam kod, tym razem również nie chciała się otworzyć, ale zrobiłam tak jak kazała mi Destiny. Wszystkie książki przełożyłam z plecaka do szafki i spojrzałam za siebie, gdzie przy oknie stał Chaz z swoimi kumplami. Jego dość cudowny śmiech zazwyczaj poprawiał mi humor, ale dzisiaj był strasznie irytujący. On jest wesoły i przede wszystkim wyspany, czego nie można powiedzieć o mnie. Nie dość że jestem nie wyspana i niezadowolona z dzisiejszego snu, mogę dołożyć do tego mój pierwszy dzień w kozie. Nie chcę nawet wspominać reakcji mamy. To co się działo, dało mi do przemyślenia aby więcej nie wpędzać się w kłopoty, ale i tak muszę odbębnić te 4 dni.
    Trzasnęłam drzwiczkami tak mocno że oczy wszystkich na korytarzu wpatrywały się we mnie. Znowu to samo. Spojrzałam na swoje stopy i ruszyłam zaszyć się do łazienki na całą przerwę.
   Wbiegłam do łazienki i zamknęłam się w kabinie. Usiadłam na zimnej posadzce, aż podskoczyłam kiedy ktoś wszedł do łazienki. Usiadłam na toalecie tylko po to aby mnie nie zauważyły.

- Mam dość tych plotek.-odezwała się jedna dziewczyna.-Blair Evans nie żyje.
- No ale Miranda pomyśl. - ucichły i puściły wodę. - Widziałaś te zdjęcia? To że ona umarła nie zmienia faktu że Hayes nie jest do niej podobna. Bo wyglądają jak siostry bliźniaczki. Byłaś jej przyjaciółką nie widzisz podobieństwa?
- Blair była blondynką.-przerwała jej.
- Ale nie taką zupełną blondynką.... A to że mają w tym samym miejscu pieprzyk? A widziałaś jej oczy? Albo to jak na lekcjach przewraca w palcach długopis? Blair robiła tak samo, nie wspominając o...
- Casandra do cholery! Blair zginęła dwa lata temu. Myślisz że teraz tak po prostu wróciłaby do szkoły ze zmienionym imieniem i nazwiskiem ? A Bieber ? Po nim od razu byśmy zauważyli. A ja i Destiny? Byliśmy jak siostry myślisz że nie przyszłaby do nas?  Każdy człowiek na ziemi ma swojego sobowtóra, a oto on. Abigail Hayes sobowtór Evans. I nie obchodzi mnie to że ma amnezję i może tego nie pamiętać. Blair Evans nie żyje czy tego chcecie czy nie.
- Masz racje byliście. Razem z Destiny. Co was poróżniło? Rozumiem że śmierć przyjaciółki była dla was koszmarem ale dzięki temu powinniście się do siebie zbliżyć, a wy ?  Jedynie co teraz robicie to mijanie się na korytarzu z wzrokiem "zabije cię jak nie zejdziesz mi z oczu".
- Po prostu skończ.
- Nie to ty skończ udawać że wszystko jest w porządku !

Drzwi trzasnęły,a jedna z dziewczyn wyszła, zaś druga dziewczyna chyba Miranda zaszlochała kilka razy i wyszła chwile po niej. Teraz kolej na mnie, kiedy to doszłam do wniosku że jestem plotką numer jeden w tej szkole. Zaszlochałam,a potem zadzwonił dzwonek na lekcje.


Kilka godzin później

- Jedziemy?- zapytał Chaz.
- Zapomniałeś? Muszę zostać jeszcze dwie godziny w szkole.- tak, odzywamy się do siebie z Chaz'em. Gdybym tego nie zrobiła zacząłby krzyczeć. Zaśmiał się, a potem położył dłoń na ramieniu. 
- Powodzenia.-śmiał się. 
- Dupek.- prychnęłam i strzepnęłam jego rękę.
- Przyjadę po ciebie.- krzyknął kiedy już odchodziłam. Właśnie chciałam odpowiedzieć kiedy do mojego brata podeszła jakaś... to jest ewidentnie dziwka. 
- Tylko mi nie mów że gustujesz w takich gównach?- Chaz znieruchomiał, oczy dziewczyny zrobiły się ogromne, a moja wewnętrzna ja cieszyła się zwycięstwem. Nawet nie wiedziałam że jestem taka odważna. Czasami myślę że siedzi we mnie tysiące różnych charakterów.  
- Abigail...
- Baw się dobrze, kiedy złapiesz jakiegoś syfa. Plus nie przyjeżdżaj po mnie. - odwróciłam się na pięcie, a za sobą słyszałam przekleństwa dziewczyny rzucane w moją stronę, ale Chaz ją uciszył i odgonił od siebie.  Mógłby znaleźć kogoś lepszego, kogoś kto na niego zasługuje. Nie dziwkę z przystanku.

                                                                             ***

W kozie jest nas pięciu i szósty nauczyciel, który bardziej interesował się czytaniem gazety niż tym że właśnie jeden z uczni ucieka przez okno. Zawsze myślałam że nauczyciele po dobrych studiach i z wysokim stopniem są bardziej spostrzegawczy, ale jednak zawsze się mylę.
  Wszyscy byli tutaj jakby z niczego. Ponieważ historia wydawała się całkiem naturalna i niepotrzebna kary,ale nauczyciel który chyba lubi karać uczni bierze wszystko na poważnie. Na przykład taki Danny jest tutaj bo wyrzucił butelkę na trawnik. Albo Brad chłopak który teraz uciekł przez okno musi przychodzić tutaj przez ponad tydzień ponieważ nie był przygotowany na lekcje. Inną historię ma dziewczyna która przypomina wampira, ale to zupełnie szokująca rzecz. Destiny też tu jest, cały czas mnie obserwuje. Studiuje moją twarz jakby miała tam coś znaleźć i jest już tak przez dobre 30 minut. Zignorowałam to, kiedy nagle usłyszeliśmy huk uderzenia. Każdy spojrzał na okno którym wyszedł Brad. Wszyscy zachichotali, a nauczyciel obrzucił nas surowym spojrzeniem.

- Ma być cisza zrozumiano...ale coś mi nie pasuje... Raz, dwa, trzy,cztery...-przeleciał wzrokiem klasę. Można było się domyślić że Brad ma naprawdę przechlapane, a jeżeli myślał że nauczyciel naprawdę nie zauważy to się mylił. Przecież mówiłam że nauczyciele po studiach są bardzo spostrzegawczy! - Brad- mruknął.- Macie tu zostać, zrozumiano?

Każdy pokiwał głową, ale kiedy tylko nauczyciel wyszedł, wszyscy zerwali się na równe nogi i uciekli z klasy.

- Idziesz? -zapytał Danny, który jako jedyny zainteresował się mną. Był nawet przystojny ale jego styl bycia trochę mnie przerażał.
- Ughh no nie wiem, a jeśli on wróci? - nie byłam pewna czy zrobię dobrze. Obiecałam mamie że moje wybryki się nie powtórzą.
- Hmm, a jeśli zaproponuję koktajl czekoladowy w McDonald's ?- poruszył zabawnie brwiami. Nie piłam nigdy koktajli. Zostać w klasie i nie ucierpieć później czy może iść na koktajl z przystojnym chłopakiem?
-  Przekonałeś mnie.- wstałam z krzesła i wzięłam swój plecak.
- Uciekajmy, księżniczko mamy mało czasu.
- A gdzie twój rumak książę ?- wybuchliśmy śmiechem i uciekliśmy korytarzem  prosto do wyjścia.

                                                                              ***

- Czyli twierdzisz że nie jestem zabawny?
- Nie. - upiłam kilka łyków mojego koktajlu i zachichotałam. Ten koktajl do ósmy cud świata. Piję już trzeci.
- Bardzo mi kogoś przypominasz.
- Niech zgadnę. Blair Evans. - mruknęłam. Wolałabym prowadzić rozmowę na inny temat. Ta Blair Evans zaczęła działać mi na nerwy, nawet nie wiem kim jest, a co druga osoba twierdzi że jestem do niej podoba.
- Tak, skąd wiesz?-  bo to chyba plotka numer jeden? Wzruszyłam ramionami. Nastąpiła cisza, kiedy oboje popijaliśmy swoje napoje.
          A Ja głupia myślałam, że to seryjny zabójca, a jest naprawdę słodkim chłopakiem. Wiem że gra w drużynie hokejowej i lubi baseball. Nasze urodziny przypadają w październiku, czyli już niedługo. Jest jedynakiem i mistrzem w bekaniu. Urodził się w Seattle,a do Kanady przeprowadził się kiedy miał 3 lata ze względu na matkę. Jak na pierwszy raz wiem o nim dość sporo, kiedy on o mnie wie tyle  co nic.
- Abi...- szturchnął mną.
- Tak?
- Ten chłopak za tobą już przeszło od godziny przygląda się nam...Tobie. To jakiś twój znajomy?-  to prawda miałam takie wrażenie że jestem obserwowana, ale mogłabym zwariować bo przecież jest tutaj wiele osób które akurat na ciebie patrzą.
  Odwróciłam się, a mój wzrok od razu powędrował na chłopaka za nami. Miał na głowie czarny kaptur i czarne Ray bany.  Nie mogłam go poznać, ale widok mężczyzny ubranego na czarno, który właśnie cię obserwuję, przestraszył mnie. Jak gdyby nigdy nic, odwróciłam się do Dannego.
- Wszystko w porządku?
- Jasne, dlaczego miałoby nie być? - zaczęłam pakować bluzę do plecaka.
- Zrobiłaś się blada. - złapał moją dłoń, a ja poczułam mały dreszczyk, który przeszedł przez całe ciało. To moje pierwsze takie doznanie. Czy aby na pewno mogę stwierdzić że otwieram rozdział z miłością w moim życiu?
   Uśmiechnęłam się do siebie i spojrzałam na niego.
- Wszystko w porządku.
- Na pewno? Naprawdę zrobiłaś się blada.- chwycił mój podbródek i zaczął pocierać kciukiem.  Poczułam ciepło na polikach. Tylko mi nie mówicie że...- Ty się rumienisz!- krzyknął tak że wszyscy w kawiarni spojrzeli się na nas, a ja mogę stwierdzić że stałam się burakiem.
- Wcale że nie.-strzepnęłam jego rękę i zapięłam plecak. - Późno już powinnam wracać.- wstałam, ubrałam na siebie kurtkę i owinęłam szalem. Upewniwszy się że moje poliki wróciły do normalnego koloru, spojrzałam na Danne'go. - Dlaczego się tak głupio uśmiechasz?
- To uśmiech satysfakcji, ponieważ sprawiłem że się rumienisz.- klasnął w ręce, wstał i również się ubrał.

   Spojrzałam ostatni raz w stronę chłopaka siedzącego za nami, który gwałtownie zaciskał dłonie w pięści i gdyby nie okulary przysięgłabym że jest czerwony i zaciska szczękę.  Chciałam się uśmiechnąć, ale Danny pociągnął mnie w stronę drzwi. Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie zostaliśmy przywitani przez zimny wiatr. Na dworze było już ciemno, a ja myślałam nad drogą powrotną do domu. Wczoraj wieczorem, Chaz tłumaczył jak dojść do domu i opisywał  wszystkie ulice w razie nagłych wypadków, na przykład takich jak ten. Żałuję że nie mam przy sobie telefonu. Ty nawet go nie masz.  Niedługo, już ja się o niego postaram.

- Danny, wiesz może jaka to ulica?
- Albert Street. - zastanowiłam się chwilę. Jeżeli jestem na Albert Street to mój dom jest 4 przecznice dalej. To niedaleko,a jednak będę musiała przejść przez okropne dzielnice. Chaz mówił żebym tamtędy nie szła, ale czy ja go kiedykolwiek słuchałam ? - Odprowadzę cię, w porządku?
- Byłoby świetnie, ale gdyby moja mama nas razem zobaczyła, myślę że już nigdy nie spotkalibyśmy się drugi raz.- uśmiechnęłam się ciepło i on również.
- To chociaż do tamtego sklepu.- wskazał palcem na sklep obok ogromnego vana. Skinęłam głową i ruszyliśmy w tamtą stronę, ale zanim odeszliśmy zdążyłam się obrócić i zobaczyć tego samego chłopaka, który siedział za nami, wychodzącego z kawiarni. On również spojrzał się w naszą stronę. Wtedy dłoń Danny'ego owinęła mnie wokół siebie i pociągnął w stronę sklepu. Znowu nie mogłam przyjrzeć się chłopakowi,a po raz kolejny uderzyło we mnie uczucie że go znam.

- Co robisz jutro?- zapytał nagle, jakby zawstydzony.
- Znów mam kozę.-westchnęłam.
- To niedobrze. Chciałem zaprosić cię na nasz trening w hokeja.
- Spoceni faceci ?- roześmiałam się.- Może kiedyś.
- Jesteś fajna.- przyznał przytulając mnie bliżej siebie.
- Dziękuję. Ty też.
- No i przede wszystkim podobna do Blair Evans, ona też była niesamowita.- ta dziewczyna działa mi na nerwy. Skoro ona nie żyje, dlaczego wszyscy ją wspominają? Jutro pójdę do sekretariatu i poproszę album z szkolnymi zdjęciami z ostatnich czterech lat.
- Znałeś ją bliżej?- spojrzałam na niego i obracając się słysząc za sobą kroki, ale kiedy tam spojrzałam nikogo  nie było. Znowu mam jakieś wizję.
- Jej brat grał z nami w hokeja. - wzruszył ramionami.
- A co z nim? - dopytywałam chociaż sama wiedziałam co się z nim stało. Ale plotki zawsze są inne.
- Został porwany... Trochę dziwne najpierw on, a potem Blair. Jej rodzina musiała się w coś nieźle wpakować.- zatrzymaliśmy się obok sklepu.
- Pewnie tak, a jeśli on żyje?-  mam bujną wyobraźnię, lubię rozpatrywać przypadki. Oczywiście w których nie muszę brać udziału.
- A co jeśli ty jesteś Blair Evans?
- Nie żartuj nawet. -  gdybym to ja okazała się Blair, nie wiem co byłoby dalej. A rodzice, dlaczego mieliby mi nie powiedzieć? Danny ma poczucie humoru.
- W porządku.- wpatrywaliśmy się chwilę w siebie, nie wiedzieć co zrobić, a to chyba jasne że iść do domu. Nigdy nie wiem jak zakończyć rozmowę. - W takim razie do jutra?
- Tak do jutra. - pochylił się i złożył pocałunek na moim poliku. Uśmiechnęłam się i odeszłam w przeciwną stronę.


   Dotknęłam miejsca, gdzie złożył pocałunek, jakbym chciała tam coś poszukać. Mogę się domyślać że Danny nie jest moją pierwszą miłością, bo przecież taka dzieje się już w przedszkolu lub podstawówce. Wtedy przychodzi to uczucie, ale nie jest ono silne bo z czasem mija i zdajemy sobie sprawę że to było tylko zauroczenie. Mimo że mam 17 lat i amnezję, chyba zauroczyłam się w Dannym, więc nazywam to moją pierwszą "miłością" zauroczeniem. Miło by było gdybyśmy pociągnęli to dalej.  Czuję się jak w jakimś filmie romantycznym dla nastolatek gdzie nowa dziewczyna, tym razem "ja", zakochuje się w sławnym chłopaku hokeiście, tym razem "Danny" i są razem na zawsze.

Jeżeli to przypomina romantyczną komedię dla nastolatek to czekaj na ciąg dalszy horroru, który dopiero się zaczyna. 


                                      ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 Dość długo musieliście czekać, dlatego rozdział jest krótki, niesprawdzony i bez akcji ale obiecuję że w następnym będzie się więcej działo. 
Dziękuję za te 8 komentarzy, były motywujące ♥ Mam nadzieję że pociągnę tego bloga do końca bo na razie mam wahania ale nie bać się :D 

Do następnego ♥

@Sweet_lieber 

Czytasz = Komentujesz  

5 komentarzy:

  1. to jest naprawde swietneeeee,nie koncz tego bloga naprawde mi sie podoba i jestem pewna ze spodoba się też innym :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świeeeetneee opowiadanie. Czekam na nn! ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Niech spodka sie juz z Justinem ; )

    OdpowiedzUsuń
  4. Super najlepsze ! czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten w czarnym może to Justin? ☆

    OdpowiedzUsuń